#12

Napiszcie w komentarzu, czy rozdział w całości do was doszedł. Bardzo ważne!

Miłego czytania :)

Czy również macie czasem taką sytuację, że nawet jeśli próbujecie i staracie się z całej siły, coś osiągnąć, a jednak wciąż dana rzecz wam nie wychodzi? Jeśli tak to witajcie w klubie. Od chyba trzech godzin zastanawiam się nad tym co powiedział mi Mike. Nie wiem komu mam wierzyć. Siedzę teraz w moim pokoju i snuje tę samą scenę w mojej głowie od samego powrotu do domu.

***

Mike męczył mnie swoimi pytaniami na temat całej sprawy, która miała miejsce na stołówce. Każdy z nas ma swój urok, a on zdecydowanie ma urok denerwowania i rozdrażniania ludzi. W niektórych przypadkach zdarza mu się być poważnym i cierpliwym, ale są to niestety tylko wyjątki.

- Powiesz mi w końcu? - szedł za mną nie dając ani chwili wytchnienia.

- A jak ci powiem, to sobie pójdziesz? - zapytałam z nadzieją, odwracając się do niego.

- Oczywiście. - uśmiechnął się zwycięsko.

- No, okej. - westchnęłam. - Nie byłam na początku akcji, więc nie wiem dokładnie wszystkiego. - ostrzegłam. - Ale skończyło się na bójce. Krwawej.

- Wow, już mi się podoba! - podekscytował się. - Ale... kto? Dlaczego? Kto wygrał? - zadawał pytania najwyraźniej zainteresowany.

- Nie uwierzysz mi. - pokręciłam głową i jednocześnie parsknęłam śmiechem.

- Dawaj. - potarł dłonie czym pokazał swoje przygotowanie.

- Ben i Chris. A kto wygrał, domyśl się sam. - skrzyżowałam ręce na wysokości piersi z pewnością, że nie zgadnie.

Jego mina zrzędła. Jakby właśnie usłyszał, że dzisiaj nie dostanie obiadu.

- Czekaj... Ben i Chris? - powtórzył z niezrozumieniem.

- No tak. Dziwi cię to? Przecież oni się nienawidzą. - wytłumaczyłam, unosząc brew.

Chłopak nagle stał się jakiś niepewny. To dziwne, bo robi się taki tylko w bardzo niekomfortowych sytuacjach. Chyba miał mi coś ważnego do powiedzenia.

- Co jest? - zdziwiłam się jego zachowaniem.

- Wiesz... - podrapał się po karku. - Ben mówił mi ostatnio, że ten cały Chris to... - i tu przerwał.

- Powiedz mi, Mike. - rozkazałam zaniepokojona.

- Mówił, że jest em... jak ci to powiedzieć. Złym człowiekiem.- oznajmił ściszonym głosem.

- A konkretniej?

- Ally, ja nie jestem pewien czy to prawda, ale... powiedział mi, że Christian dosyć mocno przyczynił się do śmierci pewnej osoby... - co raz bardziej jego twarz nabierała więcej niepewności.

- Ta jasne. - zaśmiałam się. - Uważaj, bo wam jeszcze uwierzę. Już raz się nabrałam, drugi raz tego nie zrobię. - zadrwiłam.

- Kurwa, mówię poważnie Allison. - warknął. - Jeśli nie wierzysz, sama się go zapytaj.

Nie wiedziałam jak zareagować. Albo to jakiś okropnie słaby żart, albo... prawda. Aż nie chciało mi się myśleć, o tym, że brunet kiedykolwiek posunął się tak daleko. Chyba Ben miał szczęście, że w porę się zjawiłam, inaczej sama nie wiem co mogłoby się stać.

Przełknęłam ślinę, a mój oddech przyśpieszył.

***

We wnętrzu rozległo się głośne pukanie do drzwi frontowych. Trochę zabawne, ale potrafiłam rozróżnić kto jest nadawcą. Rytm też na pewno nie jest przypadkowy.

Z ogromną prędkością zbiegłam na dół po schodach i otworzyłam drzwi najszerzej jak tylko się dało.

- Córeczko! - ścisnęła mnie. - Jak ja cię dawno nie widziałam! Wyrosłaś! - odsunęła się i spojrzała na tatę. - No przytul ją chociaż. - syknęła.

Zaśmiałam się.

Ja z tatą jesteśmy do siebie bardzo podobni. Nigdy nic nam się nie chce. Najlepiej spędzilibyśmy całe życie w łóżku, z kawą i ulubionym serialem. To nasze marzenie, które niestety nie zostanie spełnione szybko.

- Jak tam tydzień spędziłaś, hm? - zapytał zostawiając torby w salonie.

- Nie było tak źle. Właściwie, to nic nowego. - wzruszyłam ramionami.

Na razie nie chciałam, żeby wiedzieli o Chrisie. Muszę dowiedzieć się najpierw czy to wszystko co dotychczas usłyszałam jest prawdą i czy warto w ogóle im o tym wspominać. Bez sensu przeciążać ich i tak już zmęczone myśli.

- A może jednak? - zagadywał dalej.

- Nie tato. Nic się nie wydarzyło. - próbowałam go przekonać.

- No dobrze córuś. Nie będę cię tutaj męczył. Możesz wrócić do pokoju, a ja pooglądam trochę telewizji. - sięgnął po pilota.

- Oj nie tak prędko kochany! - do pomieszczenia wkroczyła mama. - Czy ty nie widzisz jak tu brudno!? - pokazała na podłogę.

- Nie. - odparł.

- Uh, nie będę znowu cię wyręczać. Bierz ten odkurzacz i bez gadania!

Ojciec z miną skarconego psa udał się w kierunku sprzętu, a ja wróciłam do swojego królestwa nie mogąc powstrzymać śmiechu.

***

Ja: Z chęcią mogę uzupełnić ci te lekcje sama, jeśli chcesz :)

Postanowiłam trochę zlitować się nad chłopakiem. Siedzi w szpitalu, ma problemy w szkole, a do tego pobił go ten dupek. Raczej ta sytuacja musiała być spowodowana czymś ważniejszym, że doszło tak daleko. Nie sądzę, że powodem byłam ja. Po co mieliby się o mnie bić? Przecież z pewnością mają bardziej ciekawe zajęcia niż bójki o takie błahostki.

Ben: Nie musisz, ale dzięki za troskę ;)

Ja: Muszę zadać ci pytanie. Dosyć istotne dla mnie.

Ben: Dawaj...

Ja: Za co tak się nienawidzicie?

Napisałam prosto z mostu.

Długo nie odpisywał. Aż tak trudne to pytanie? Ich nienawiść do siebie nie mogła być spowodowana zwykłą kłótnią, ani żadną drobnostką.

Ben: Nie musisz wiedzieć.

O... ten postanowił zachowywać się tak samo jak ten idiota? Super, po prostu super...

Ja: Muszę.

Ben: Jedyne co musisz wiedzieć, to żebyś uważała.

Nie chce mi odpowiedzieć to nie. Mam to gdzieś. Myślałam, że chociaż on będzie potrafił mi cokolwiek wytłumaczyć. Mogę wyrzucić sobie z głowy nadzieję, że ktokolwiek powie mi coś więcej na ten temat. Sama się dowiem. Na pewno.

W trakcie odrabiania zadania z fizyki, do drzwi mojego pokoju ktoś zapukał.

Niezadowolona, że przerwano mi w czasie liczenia przekręciłam głowę w tamtą stronę.

- Obiad, nie słyszałaś? - burknął Ashton.

- Już idę. - na samo słowo "obiad" zsunęłam się z łóżka i zbiegłam ze schodów, wyprzedzając przy tym Asha.

Na stole już widniały cudownie przyrządzone pierogi z serem posypane cukrem.

Brakowało mi tego...

Dosiadłam się do stołu, razem z moim bratem i właśnie gdy przystępowaliśmy do jedzenia pysznego dania mój telefon wydał z siebie bardzo znajomy nam wszystkim dźwięk. Niechętnie odłożyłam widelec, którym wcześniej napełniłam buzię pierogami i weszłam w nieodebrane wiadomości.

Oby to było coś ważnego. Nikt nie ma prawa przerywać mi jedzenia.

Chris: Jesteś w domu?

Co to za pytanie?

Ja: Tak. Nie pisz już, chce zjeść w spokoju.

Chris: Jesteś zła?

Ja: Zgadnij. Masz do wyboru tak lub TAK. Jak myślisz?

Chris: Nie?

Ja: W zgadywanki to ty chyba nie umiesz grać.

Chris: I tak czekam.

Ja: Niby na co? Na wybawienie? I tak go nie dostaniesz.

Chris: Otwórz te cholerne drzwi, Allison.

----------

No hej!

Możecie mnie zabić jak chcecie. Rozdział absolutnie mi nie wyszedł. Krótki, nie na temat i zdecydowanie za nudny. Ostatnio nie miewam weny do pisania na wattpadzie, ale postaram się, żeby to się zmieniło.

Do następnego :)

MayBay00

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top