#10
ALLY'S POV
Zdenerwowana ekspresowym tempem szłam w stronę domu. Z tym człowiekiem jest coś nie tak. Chce mnie bronić przed raczej zmyślonymi ludźmi, a potem ignoruje jak bym była powietrzem, którym nawet nie da się oddychać. Chyba pogodziłam się z tym, że nigdy go nie ogarnę.
Przechodziłam przez ostatni zakręt skierowany prosto na fontannę, tuż obok mojego domu. Wyszłam pewnie chcąc jak najszybciej znaleźć się w środku, lecz coś mi przeszkodziło. Moje nogi zmiękły, a oczy wytrzeszczyłam najmocniej jak mogłam.
Co do cholery Chris Collins robi w tym miejscu?
Ubrany był w długi płaszcz, którego wcześniej u niego nie widziałam. Wyglądał jak nie on, oczywiście w dobrym sensie. Patrzył z uwagą na swój telefon, a na jego twarzy pojawił się znajomy grymas. Coś z pewnością mu się nie spodobało.
Myślałam przez chwilę co zrobić. Do wyboru mam dwie opcje. Albo prześlizgnę się do mieszkania bez zbędnej rozmowy, albo podejdę do niego i... dobra, tu nie ma co wybierać. O czym w ogóle miałabym z nim mówić? Ignoruje mnie, ja będę ignorować go.
Stanęłam na palcach i najciszej jak potrafiłam, zaczęłam stawiać niepewne kroki. Uważałam na każde nastąpienie stopą. Bardzo nie chciałam, żeby znów zaczął zarzucać mi jakieś głupie teksty, na które i tak nie wiem jak odpowiedzieć. Skradałam się powoli. Co chwilę spoglądałam na niego dla pewności, że mnie nie widzi. Nagle na placu rozległ się zgrzytliwy dźwięk. Dźwięk łamiącego się patyka.
Ugh. Wiedziałam.
Z przerażeniem popatrzyłam na swoje buty, a po chwili z powrotem przekręciłam głowę w jego stronę. Nie spiesząc się, podniósł głowę i pierwszym jego zainteresowaniem okazałam się ja. Logiczne. Stałam kilkanaście metrów przed nim w dziwnym wyrazem twarzy i oczami skierowanymi centralnie na niego.
- Ally? - spojrzał na mnie pytająco.
Nie potrafiłam się odezwać. Na pewno nie wyglądało to za... normalnie? Przez parę sekund staliśmy i uważnie patrzyliśmy na siebie.
Idź do domu.
Te słowa jako jedyne wpadało mi do głowy. Została mi jedyna prosta by dotrzeć do domu i zanurzyć się w swoim małym odbiegającym od NIEGO i problemów życia. Zamieniłam myśl w czyn i ruszyłam jak najszybciej potrafiłam. Szczęście opanowało mnie jak co raz bardziej zbliżałam się do wyczekiwanego celu i równie szybko wyparowało gdy poczułam ciepłą dłoń na moim nadgarstku.
Z nim nigdy nie wygrasz Ally.
- Unikasz mnie? - usłyszałam jego lekko chrypliwy głos.
Zrezygnowana w końcu odwróciłam się.
- A od kiedy cię to obchodzi? Po prostu wracam do domu, bo jak się składa tutaj właśnie mieszkam. - odpyskowałam. - A teraz przepraszam, ale muszę...
- Poczekaj. - zatrzymał mnie.
Westchnęłam.
- Co? - przewróciłam oczami.
- Odpowiedz na moje pytanie. - stanął nade mną i delikatnie przekręcił głowę.
Ktoś mi wytłumaczy, dlaczego jest tak wysoki?
- Tak, unikam cię. - powiedziałam szybko i spuściłam wzrok z jego oczu na swoje paznokcie. - Zresztą nie powinieneś się dziwić. Sam robisz to samo i z pewnością zdajesz sobie z tego sprawę.
Jego prawa brew powędrowała do góry. Wpatrywał się we mnie jakby chciał wywnioskować coś więcej. Można było się domyślić, że intensywnie się nad czymś zastanawiał.
- Może zachowuje się nieco inaczej niż inni, ale nie jestem jakimś bezuczuciowym debilem, którym tak naprawdę czasem chciałbym być. Nie obchodziło by mnie zdanie ważnej dla mnie osoby i miałbym gdzieś potrzeby bliskich. - nadal mierzył mnie wzrokiem. - Tylko problem w tym, że na razie poświęcam im najwięcej.
- To nie miało tak zabrzmieć, Chris. - patrzyłam dookoła, próbując nie zatrzymać się na jego niebieskich źrenicach. - Po prostu... czasami nie potrafię cię zrozumieć. Pamiętam gdy się dopiero poznaliśmy, byłeś dla mnie jakbyśmy znali się całe życie. Tak się przynajmniej czułam. A teraz mam wrażenie jakbym spotkała jakiegoś obcego chłopaka, który nawet nie wie, że istnieję. - dokończyłam i zamilkłam.
Wszystko wyleciało ze mnie jak z procy. Nie miałam zamiaru mówić mu, aż tyle, lecz coś podpowiadało mi, że może w ten sposób nasze nastawienie do siebie, zmieni się chociaż trochę. Na razie relacja pomiędzy nami jest nieco dziwna i niepewna. Nie wiem w końcu czy się lubimy, czy może nienawidzimy. Przyjaciele czy wrogowie?
Wydawało mi się, że stoimy tu już z kilka godzin. Każda sekunda trwała wieczność. Ja czułam się skrępowana, a on bezwstydnie gapił się na mnie. Podobnie robił to gdy pierwszy raz nasze spojrzenia się napotkały w tamtej strasznej ślepej uliczce, od której wszystko się zaczęło. Nieopanowanie miętoliłam skrawek mojej bluzki i co chwilę zdarzało mi się przygryźć dolną wargę. Nie wiem czym byłam tak cholernie zestresowana, ale nie podobało mi się to, że on czuje się całkowicie spokojny. To ja byłam tą słabszą.
- Długo zamierzasz się tak patrzeć? - powiedziałam będąc na skraju wybuchnięcia.
- Jesteś ładna, dlaczego miałbym tego nie robić? - odparł nadal onieśmielając mnie wzrokiem z chytrym uśmieszkiem.
Stary Christian powraca... ale przynajmniej powiedział, że jestem ładna.
Delikatnie się uśmiechnęłam.
- Brzmisz pedofilsko, wiesz?
- Przecież o to chodzi. - zaśmiał się. - Chciałem, żebyś przestała się tak spinać, ale jak widzę... - spojrzał na moje dłonie. - chyba mi nie wyszło.
- Okej, a teraz... - nie dokończyłam, przerwała mi moja ostatnio ulubiona piosenka.
Zaskoczona wyjęłam z kieszeni dzwoniący telefon, odebrałam i przyłożyłam go do ucha.
- Halo?
Oczywiście ja mądra, zapomniałam popatrzeć na numer.
- Halo? Ally?
- Przepraszam, kto mówi? - zapytałam uprzejmie, nie zwracając teraz uwagi na Chrisa.
- No hej. Tu Ben. - odpowiedział wesołym głosem. - Masz chwilkę?
Dziwne. Nigdy wcześniej do mnie nie dzwonił.
- Jasne! Możesz mówić.
- Więc jest taka sprawa, dosyć ważna. - zaczął poważnym głosem. - Ostatnio nie było mnie w szkole, a i tak mam wielkie zaległości. Jeśli nie zrobię pracy z całego pierwszego semestru, wyrzucą mnie. Mogłabyś mi pomóc?
- No oczywiście, przecież się przyjaźnimy. - zaśmiałam się. - To może u ciebie...
- Nie! W sensie... może podasz mi swój adres, a ja do ciebie wpadnę?
- Ym... okej... - zdziwiłam się. - Fifth Avenue 7.
- Dzięki, Ally. Napiszę później. Pa. - rozłączył się.
Z niezrozumieniem na twarzy, odsunęłam urządzenie od ucha i od razu schowałam kieszeni.
Przez całą rozmowę zapomniałam o obecności Collinsa.
- Chris? - zawołałam, rozglądając się.
- Tu jestem. - usłyszałam mruknięcie dobiegające ze strony muru.
Bez zastanowienia udałam się w tamtą stronę. Chłopak opierał się o mur, paląc przy tym... papierosa?
- Od kiedy ty palisz? - stanęłam w bezpiecznej odległości, by przypadkiem nie nawdychać się tej trucizny.
- Nieważne, ty lepiej mi powiedz kto to był. - mówił wypuszczając przy tym szary dym.
- Do czego potrzebna ci ta informacja? - skrzyżowałam ręce.
Westchnął.
- Czy chociaż raz możesz odpowiedzieć mi na pytanie, nie zadawając przy tym następnego, Ally?
- Owszem, ale lubię cię wkurzać. - uśmiechnęłam się wystawiając szeroko zęby.
- Uwierz, nie chcesz widzieć mnie ostro wkurwionego. - zaciągnął się. - A teraz mów.
Wzięłam oddech.
- Ben.
Na to słowo od razu się spiął. Zrzucił skończonego papierosa i przy okazji zdeptał. Stał się jakiś nerwowy przez jedno imię. Zgromił mnie swoim przenikliwym wzrokiem i ponownie oparł się o ścianę.
- Co chciał? - warknął poważnie.
- Jest okej. Chciał po prostu, żebym pomogła mu w lekcjach. Nic złego, prawda? - próbowałam uspokoić bruneta.
- Ta, nic złego. - zaśmiał się sztucznie. - Na pewno nie chodzi mu o lekcje, Allison. Nie spotykaj się z nim, rozumiesz? - oświadczył oschłym głosem.
Jezu, o co mu do cholery chodzi? Może się nie lubią, no ale bez przesady, tak?
- To jest mój przyjaciel, Chris. Mam prawo się z nim zobaczyć. - tłumaczyłam. - Przez te trzy lata jakoś nic mi się nie stało. - wskazałam na siebie.
- Okej. Starałem się. - wzruszył ramionami. - Tylko potem nie przychodź do mnie z płaczem, że ten "twój przyjaciel" coś ci zrobił. - podkreślił wyraźnie każde słowo i bez pożegnania ruszył w odwrotną stronę całkowicie wkurwiony.
Jak zawsze nasza "rozmowa" musi zakończyć się kłótnią.
Bez słowa w nie najlepszym humorze, a z głową pełną przemyśleń wyczekiwanie wstąpiłam do swojego domu. Przywitałam się z rozwalonym na kanapie i wcinającym popcorn Ashtonem i zdjęłam przy okazji kurtkę i buty pozostawiając je w przedpokoju.
- Co tak długo? Podobno miałaś wrócić o piętnastej. - podłapał Ash biorąc garstkę jedzenia.
Wow, pierwszy raz o czymś pamięta, ale oczywiście nie o tym co trzeba.
- Nieważne. Miałam coś do załatwienia. - wymyślałam zmierzając ku wejściem na górę. - Aha, żebyś się nie zdziwił, to za kilka dni przyjdzie tutaj Ben. Pomogę mu w niektórych lekcjach. - powiadomiłam go.
- Mhm, chyba edukacji seksualnej. - pokiwał głową, wpatrując się w jakiś bezsensowny serial bez zainteresowania. - Tylko się zabezpieczajcie, okej. Nie chcę być wujkiem w tym wieku. - zadrwił.
- Jesteś chory. - burknęłam.
Blondyn odpowiedział tylko śmiechem, nie rzucając mi przez ten czas żadnego spojrzenia. Przewróciłam oczami i nie za szybko zaczęłam wspinać się na szczyt do mojego skromnego królestwa.
Pierwsze co postanowiłam zrobić i co właściwie zawsze robię to sprawdzenie różnych portali, albo chatów.
Nieodebrana wiadomość (2)
14:26
Miłość mojego życia<3: Miałem wyciszony telefon i dlatego nie odpisałem.
14:47
Miłość mojego życia<3: Nie obrażaj się.
Chyba trochę za późno wtedy odpisałeś, Christian.
Zmieniono nazwę na "Chris".
***
Przez ostatki tego dnia tylko on zajmował miejsce w moich myślach. Byłam cholernie ciekawa co wymyśli następnego dnia. Kłótnia z Benem, ta szmata Charlotte i nagłe wyjście z lekcji pana Stewarta. Jego denerwujący, ale również nieco interesujący charakter szczerze dodaje mu uroku. Podoba mi się sposób w jaki mówi, porusza się, ubiera, próbuje niektórych rzeczy. Wszystko w nim jest idealne, gdyby nie to, że ani trochę go nie rozumiem.
----------
Witam!
Następny rozdział "My Personal Prince" już za nami! Ten tydzień był bardzo ciężki i trudny, ale jakoś dałam radę znaleźć czas na dokończenie części, a do tego z 1,5k słowami. Podoba wam się książka? (Napiszcie kom)
Do następnego kochani :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top