#07

- Cholera. - zerwałam się z krzesła i pobiegłam do pokoju mojego brata. - Ashton! Musisz mnie podwieść! - krzyczałam w tym samym momencie pukając w jego drzwi.

Otworzył je z lekkim skrzywieniem na twarzy.

- Teraz jem. Później cię zawiozę.

- Nie. Najpierw mnie zawieziesz, a potem zjesz. - rozkazałam.

- Gdzie ty chcesz teraz jechać? - zmarszczył brwi.

- Do szpitala. - odparłam załamanym głosem.

- Woah. Trzeba było tak od razu! Daj mi dwie minuty, za chwilę przyjdę. - powiedział szybko.

- Okej. Dzięki.

Z pośpiechem zabrałam od niego kluczyki i zbiegłam na dół. Na podjeździe czekał na mnie samochód Ashtona. Wsiadłam do środka.

Bałam się co mogło się wydarzyć. Oby nic mu nie było. Trzęsłam się, a ręce nieubłaganie mi drgały.

Zobaczyłam chłopaka jak zakładał na siebie skórzaną kurtkę i wszedł do auta.

- Co się stało? - zapytał troskliwie.

- Nie wiem. Mike napisał, że tam jest i wszystko mi wytłumaczy jak do niego przyjadę. - wytłumaczyłam.

Nie odpowiedział i już do końca drogi nie odezwaliśmy się do siebie, ani słowem.

Po kilkunastu minutach ukazał nam się ogromny, biały budynek. Nienawidziłam szpitali, jedyne co mi się z nimi kojarzyło to choroba, strach i nieszczęście.

Jak tylko zaparkowaliśmy, otworzyłam drzwi i wybiegłam. Nie fatygowałam się nawet, by je zamknąć. Chciałam wiedzieć co jest mojemu przyjacielowi.

- Dzień dobry. Przyszłam odwiedzić Michaela Watsona. - wysapałam do pani z recepcji.

- Rodzina? - spytała i zaczęła obracać jakieś kartki.

- Tak. Siostra.

Nie chciałam bawić się w jakieś podpisywanki.

- Imię i nazwisko. - westchnęła.

I co jeszcze kurwa. Może rozmiar buta?

- Allison Watson. - przewróciłam oczami.

- Dobrze. Sala 173 na drugim piętrze. - wskazała ręką.

Podziękowałam i potruchtałam do schodów. Gdy znalazłam się na dobrym piętrze, powoli zaczęłam poszukiwania sali, w której siedzi Mike.

Stanęłam przed wielkimi drzwiami.

- 173. - powtórzyłam numerek sali i niepewnie weszłam do środka.

Popatrzyłam na prawo i ujrzałam przyjaciela siedziącego na łóżku szpitalnym z telefonem w ręce.

- Jestem. A teraz możesz mi wszyściutko wyjaśnić. - oparłam dłonie na biodrach i czekałam, lecz on nie odrywał wzroku od samsunga.

- Ekhem.

Obejrzał się i mnie zobaczył.

- Hej Ally. - uśmiechnął się i odłożył urządzenie.

- Co robiłeś na tym telefonie, że nie zwróciłeś na mnie uwagi? - uniosłam brew.

- Grałem w ubieranki. - powiedział poważnie.

Chciałam się zaśmiać, ale ze względu na śpiącego pana w sąsiednim łóżku, powstrzymałam się.

- Jak do tego doszło? - przysiadłam obok niego i znów się opanowałam.

Na twarzy i rękach miał pełno siniaków, ale na szczęście niczego gorszego nie udało mi się wypatrzeć.

- Ym... wiesz.

- Nie przedłużaj. - przewróciłam oczami.

- W niedzielę zadzwonił do mnie Ben. Uświadomił mi, że po ostatnim spotkaniu, zostawiłem u niego klucze. Nie pamiętam dokładnie, ale wyszedłem chyba gdzieś o dwudziestej trzeciej. - przystawił rękę do czoła i nad czymś się zastanawiał. - Przy fontannie zobaczyli mnie jacyś kolesie. Zaczęli pieprzyć coś na temat jakiegoś bruneta... nie wiem do końca. Później jak powiedziałem im, żeby poszli w chuj, rzucili się na mnie. I tak o to wyglądam jak wyglądam. - wzruszył ramionami.

- Oh. - nie wiedziałam co powiedzieć. - Jak dostałeś się do szpitala? Przecież jesteśmy z półgodziny od fontanny. - zdziwiłam się.

- Skąd mam wiedzieć? Na pewno ktoś mnie tu przywiózł, ale kto... nie mam pojęcia. - pokręcił głową i wydął wargi.

- Dziwna sytuacja. - zmarszczyłam czoło i przymrużyłam powieki. - Czekaj, czekaj... - ożywiłam się nagle. - Ilu ich było?

- Tych którzy byli przy fontannie? - zapytał, a ja pokiwałam głową. - Wydaje mi się, że dwóch, ale czy to ma jakiś głębszy sens?

- O Boże. - szepnęłam do siebie.

- Co mówiłaś? - schylił się do mnie.

- Nie, nic. - odpowiedziałam jeszcze w lekkim szoku.

Nie rozumiem. Chrisa prawie zabili, a Mike ma tylko kilka siniaków. Ktoś musiał przerwać tą bitwę, bo inaczej chłopak znajdowałby się w o wiele gorszym stanie. U Christiana wciąż można wypatrzeć małe przecięcia, a Mike'owi znikną siniaki za kilka dni.

- Kiedy stąd wyjdziesz? - zmieniłam temat.

- Jeszcze zrobią mi ostateczne badania i wyjdę. Mają bardzo dużo pacjentów, więc zajmą się mną najwcześniej jutro. - stwierdził.

- Okej. - westchnęłam. - Następnym razem nie rób mi takich numerów. W szkole jest bardzo nudno bez ciebie.

- Wiem. - powiedział skromnie.

- To... do zobaczenia w szkole. - wstałam i przytuliłam przyjaciela na pożegnanie.

- Nara, mała. - odparł jak już otworzyłam drzwi.

Naprzeciw zobaczyłam Asha siedzącego na ławce. Wpatrywał się w telefon i najprawdopodobniej pisał do kogoś. Zerknął w moją stronę i szybko schował rzecz.

- I jak, pani Watson? - spytał żartobliwie.

- Nie czepiaj się Anders. Jedziemy do domu. Mike już niedługo wychodzi i prawdopodobnie jutro pójdzie już do szkoły. - oznajmiłam kierując się do schodów.

Szłam, ciągle zastanawiając się czy moje podejrzenia mogą być prawdą. Nie patrzyłam dokładnie na drogę, którą idę. To wszystko było jakieś dziwaczne. Najpierw ta chora noc, wiadomości, Chris, a teraz jeszcze Mike.

Ugh. Skomplikowane.

Nie zauważyłam gdy nagle jakaś osoba zderzyła się z moim ciałem. Gwałtownie zostałam wyrwana ze swoich myśli i z niechęcią wróciłam do współczesnego świata.

- Przepraszam. - warknęłam i obeszłam człowieka.

- Ally? - zatrzymał mnie.

Uniosłam głowę z moich butów na twarz "poszkodowanego".

- Chris? Em... co ty tutaj robisz? - zapytałam zdezorientowana.

Nie wiem dlaczego w jego towarzystwie zawsze czułam się niepewnie. Nie bałam się go, ale miał w sobie taki niezrozumiały tajemniczy punkt.

- Raczej, co ty tutaj robisz. - powiedział dając wyraźny akcent na "ty".

- Byłam u przyjaciela. Miał wypadek. - odpowiedziałam krótko.

- Allison, kto to jest? - Ashton podszedł do nas, a Chris zgromił go wzrokiem.

- Aha, przepraszam, zapomniałam was przedstawić. - zaśmiałam się cicho, ale im chyba nie było do śmiechu. - Ashton, to jest Christian mój... kolega. - wskazałam na chłopaka. - Christian, to jest Ashton mój brzydki i okropny brat.

Ich spojrzenie na siebie momentalnie przemieniło się na nieco przyjaźniejsze.

- Zazdrościsz po prostu. - skarcił mnie Ash.

- Chciałbyś braciszku. - uśmiechnęłam się sztucznie i wróciłam oczami na Chrisa.

- Czekam w aucie. - dodał i odszedł żwawo.

Między mną, a chłopakiem znowu zapanowała cisza. Wyglądał, jakby był zdziwiony.

- Nie jesteście do siebie podobni. - odezwał się.

- Huh, każdy tak mówi. Chcesz mi może w końcu odpowiedzieć? - zmieniłam temat.

Nabrał powietrza i przygryzł wargę, a ja jak głupia na ten gest się uśmiechnęłam.

- Również przyszedłem do przyjaciela. Chcę dowiedzieć się dokładnie co mu jest.

- Oh, okej. Jak ma na imię? Jest z naszej szkoły? - zainteresowałam się.

- Um... nieważne.

- Jasne. W takim razie ja już może pójdę...

- Poczekaj. - złapał mnie za ramię. - Chciałem cię jeszcze o coś zapytać.

Jego wyraz twarzy zmienił się na lekko zdenerwowany.

- Znaczy... - pokazałam na niecierpliwiącego się Ashtona.

- Chcę wiedzieć tylko, czy... może... na ulicach, albo... nie wiem. Po prostu, jak jesteś poza domem, czy zauważasz jak ktoś się tobie przypatruje lub może masz wrażenie, że ktoś za tobą idzie? Wiem, to źle zabrzmiało, ale to jest ważne. Powiedz szczerze. - wpatrywał mi się mocno w oczy.

Na same jego słowa, gwałtownie się spięłam.

Co to miało być?

Przez następne kilka sekund byłam cicho nie wiedząc co odpowiedzieć. Przecież, kto zwraca uwagę na takie mało istotne sprawy. Każdy przechodzący obok mnie może się na mnie spojrzeć, albo iść w jednym kierunku. Normalne.

- Nie, Chris. Nie patrzę na to i nie do końca mnie to obchodzi. - wykrztusiłam. - A teraz przepraszam, ale muszę iść. Do zobaczenia w szkole. - pomachałam mu.

- Mhm, jeśli do tej pory nic ci nie będzie, Allison. - mruknął pod nosem.

Powiedział to pewnie do siebie, ale ja dobrze usłyszałam każdy wyraz.

Czy on mi grozi?

----------

Cześć!

Wiem, trochę słaby. W następnym rozdziale postaram się o ciekawsze wydarzenia.

Jak myślicie, czy Ally przekona się do Chrisa?

Czy Ben pomaga Christianowi, czy jednak jest złym charakterem?

Czy chcecie rozdział z perspektywy Chrisa? (Z ciekawości)

Do następnego! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top