XVI

Vi 


Minęła dobra godzina, a chłopaków nadal nie było, co zaczęło mnie lekko niepokoić. 

- Powder, jak dawno oni wyszli? - Spojrzałam w kierunku siedzącej nieopodal młodszej siostry. 

- Jakieś dwie godziny przed twoim przyjściem. - Odpowiedziała, nadal majstrując przy swojej zabawce. 

- Mówili gdzie idą? - Kolejne pytanie wywołało lekkie zmieszanie mojej siostry. 

- Wydaje mi się, że wspomnieli coś o Silco? - Odpowiedziała niepewnie, drapiąc się po głowie. 

O nie. 

Zerwałam się z miejsca uświadamiając sobie, że w tym momencie marnuje czas, ponieważ oni się nie pojawią. 

- Powder, muszę coś załatwić. - Zaczęłam grzebać w skrzyni, w której zostawiłam mój scyzoryk. 

- Idę z Tobą. - Odpowiedziała, podnosząc się z miejsca. 

- Nie ma opcji, zostajesz tutaj. - Spojrzałam na nią z powagą wymalowaną na twarzy. 

- Ale Vi, ja jestem gotowa. - Dodała, nadal upierając się przy swoim. 

- Nie wiesz co mówisz, zostajesz. Koniec dyskusji. - Zakończyłam naszą rozmowę zamykając skrzynię. 

Upewniłam się, że mam wszystko co może być mi potrzebne, po czym skierowałam się w stronę wyjścia. 

***

Nim dotarłam na miejsce, musiałam ominąć jeszcze z sześć patroli strażników. Na szczęście w żadnym z nich nie dostrzegłam Caitlyn, gdyż ta zapewne nie jest zadowolona z decyzji, które podjęłam. Udało mi się przemknąć będąc niezauważoną do budynku, w którym Silco przetrzymuje ludzi. Jak na moje nieszczęście rana, która nie zdążyła jeszcze w zupełności się zasklepić, zaczęła się otwierać przez co czułam lekki lecz coraz bardziej doskwierający mi ból. Przykleiłam się do ściany, jak tylko usłyszałam głosy w pokoju obok. 

- Wiadomo gdzie jest ta przeklęta dziewucha? - Padło pytanie, a ja miałam pewność, że chodzi im o mnie. 

- Nikt jeszcze nie sypnął, ale spokojnie to jest kwestia czasu. - Zaśmiał się drugi, a mnie przeszły dreszcze na samą myśl. 

Ruszyłam się z miejsca, non stop rozglądając się wokół siebie, gdyż nie mogłam sobie pozwolić na porażkę, nie w tym momencie, nie w tym miejscu. 

- Mówiłem wam już, że nie wiem gdzie jest Vi! - Usłyszałam wyraźnie zmęczony głos Maylo. 

- Powiesz nam gdzie ukrywa się ta twoja różowa przyjaciółka, albo będziesz zbierał palce z podłogi. - Poczułam dreszcze, na samą myśl co mogą mu zaraz zrobić. 

Zdecydowałam się, że wyjdę z ukrycia, aby niepotrzebnie nie narażać przyjaciela. 

- Witam Panowie. - Na mojej twarzy zagościł krzywy uśmiech.

- Ja się nią zajmę, ty powiadom szefa, że już ją mamy i ten cały list gończy się nie sprawdził. 

- Tylko po kolei, zapraszam. - Pomachałam dłonią w kierunku dyskutujących między sobą zbirów. 
- Ale ona działa mi na nerwy. - Odezwał się jeden, po czym wyprowadził cios kijem bejsbolowym, który miał pod ręką.

- Na pewno sobie poradzisz? - Jego kolega skierował się w stronę wyjścia. 

- Oczywiście, że tak. - Odpowiedział nie spodziewając się ataku poniżej pasa. 

Mój but wylądował na kolanie oprawcy, po czym dołożyłam mu jeszcze w odsłoniętą kostkę tak, żeby nie mógł się już poruszać. Na koniec dołożyłam jeszcze kopniaka w brzuch i cios w potylicę, by ten więcej się nie angażował. 

- To ten z głowy. - Spojrzałam na związanego i pobitego Maylo. 

- Trochę Ci zeszło. - Rzucił w moją stronę. 

- Jak to się mówi, lepiej późno niż wcale. - Scyzorykiem przecięłam linę, która krępowała chłopaka. 

- Dziękuje. - Złapał się za obolałe nadgarstki. 

- Gdzie reszta? - Zapytałam chowając scyzoryk za pas. 

- Zaprowadzę nas ale powoli, ponieważ przeciwników jest tutaj całkiem sporo. - Ruszyłam za Maylo w głąb budynku. 

Cat

- Zastępco, za 50 minut chcę widzieć raport u mnie na biurku. - Słowa tego cholernego Graysona od samego rana dudnią mi w głowie. 

- W porządku Caitlyn? - Monah zamknął za sobą drzwi i usiadł na przeciwko. 

- Mała nawałnica z rana, spowodowana wizytą szeryfa pod moimi drzwiami. - Odrzuciłam nadal skupiając się na ostatnich detalach sporządzanego raportu. 

- Czyżby twój były maczał w tym palce? - Pytanie opuściło usta strażnika, a ja miałam ochotę rzucić tym cholernym dokumentem o ścianę. 

- A żebyś wiedział. - Spojrzałam na niego, zamykając teczkę z raportem dla szeryfa. 

- Mam dla Ciebie kilka informacji. - Zaczął.

- Słucham. - Skupiłam się na tym co ma mi do powiedzenia. 

- List gończy za tą różowowłosą dziewczyną został wycofany w tajemniczych okolicznościach. - Powiedział na jednym wydechu. 

- Kontynuuj. - Skinęłam na niego głową. 

- Przypuszczam, że stało się to na wyraźny rozkaz szeryfa po otrzymaniu gołębia z pewną informacją. - Dodał. 

- Wiemy co to była za wieść? - Zapytałam łapiąc się instynktownie za skronie, ponieważ na samą myśl bolała mnie głowa. 

- Owszem, lecz nie chcesz mi o czymś powiedzieć zastępco? - Spojrzał na mnie przenikliwie. 

Masz mnie. 

- To co powiem, może spowodować moje aresztowanie. - Szepnęłam patrząc na niego błagalnie. 

- Cat! Od kiedy my się znamy? - Zapytał wyraźnie wzburzonym głosem. 

- W cholerę za długo. - Odpowiedziałam śmiechem, co trochę mnie rozluźniło. 

- Wszystko co zostanie powiedziane, zostaje w tym pomieszczeniu. 

- Dziewczyna poszukiwana listem gończym, na jakiś czas będzie mieszkać u mnie. - Powiedziałam szybko licząc, że Mohan nie zrozumie ani słowa. 

- Tak jak mówiłem, ta koszula ostatnio nie była wystarczająca bym nie zauważył tych wszystkich śladów Cat. - Jego odpowiedź sprawiła, że momentalnie zrobiłam się cała czerwona. 

- Mohan! - Upomniałam go, aby nie wspominał tego wieczoru już nigdy więcej. 

- Następnym razem zdecyduj się może, na coś bardziej kryjącego. - Uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Przechodząc do rzeczy. - Dodał. 

- Udało mi się dotrzeć do tego gołębia przed Graysonem. - Poprawił się na krześle. 

- Został on poinformowany, że mają dziewczynę i policzą się w inny sposób. - Niespokojnie spojrzał za siebie, jakby bał się że znowu ktoś nas podsłuchuje. 

- Cholerny szeryf, pogrywa sobie z nami wszystkimi. - Wstałam z miejsca. 

- Wspomniałaś, że dziewczyna została u Ciebie, więc jakim cudem ją mają? - Zapytał, czym przechylił szalę, a napisany raport wylądował w koszu. 

- Dziś postanowiła zadziałać na własną rękę. - Odpowiedziałam czując coraz większą złość na różowowłosą. 

- Powinniśmy jej pomóc? - Mohan spojrzał na mnie. 

- Zajmę się tym, tylko proszę zdobądź dowód na zdradę szeryfa. - Odpowiedziałam ubierając na siebie płaszcz i kierując się w stronę zbrojowni. 


;)  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top