XII

Caitlyn 

Tuż po tym jak straciłam z oczu różowowłosą dziewczynę z za rogu wyłonił się Greyson, który był wyraźnie niezadowolony.

- U ciebie też cisza Kirnneman? - Pytanie padło z jego ust, a mi nie pozostało nic innego jak skłamać. 

- Nie widziałam by ktokolwiek tędy wychodził. - Odpowiedziałam zachowując spokój. 

- Jak to możliwe?! - Rzucił wściekły, kierując się moją stronę.

Wolałam w tym momencie przemilczeć jego złość i niezadowolenie, bo boję się, że powiedziała bym coś czego bym żałowała z całej tej złości. 

- Co my tak na prawdę tu robimy szeryfie? - Skierowałam moje słowa w stronę stojącego obok mężczyzny. 

- Jak to co? Jesteśmy w pościgu za niebezpieczną osobą! - Odpowiedział jeszcze bardziej gniewnym tonem. 

Przeszukanie budynku trwało jeszcze kilkanaście minut, po czym wszyscy strażnicy łącznie ze mną udali się w drogę powrotną do górnego miasta. Greyson był przekonany że taka zasadzka będzie skuteczna by schwytać Violet, gdybym nie pojawiła się we właściwym momencie, już by ją mieli. Jestem sobie wdzięczna, że wtedy udało mi się przypadkiem dowiedzieć, że sam szeryf pracuje na zlecenie największego bandziora w Zaun. 

- Szeryfie, źle się dzisiaj czuje czy mogłabym skończyć wcześniej? - Zapytałam mając nadzieje, że po raz kolejny dzisiaj uda mi się go oszukać. 

- Skończ raport i jesteś wolna na dzisiaj. - Odparł zrezygnowany. 

Po 20 minutach marszu udało mi się dotrzeć do swojego biurka, od razu zabrałam się za pisanie raportu, który musiał być napisany bardzo skrupulatnie by nikt mnie nie zaczął podejrzewać. 

Pisanie tego cholernego raportu zajęło mi dłużej niż kiedykolwiek, po 2 godzinach oddelegowałam podwładnego by mój raport został dostarczony na biurko szeryfa po czym zaczęłam zbierać się do wyjścia. 

Po kolejnych 30 minutach byłam już praktycznie pod drzwiami swojego apartamentu. Niestety przed drzwiami dostrzegłam cholernego Jayca, który najwyraźniej nie umie sobie odpuścić. 

- W końcu jesteś, ile można na Ciebie czekać? - Zapytał protekcjonalnym tonem. 

- Co ty tu robisz do cholery Jayce? - Rzuciłam wściekła. 

- Dzisiaj przecież widzimy się z moimi rodzicami. - Odpowiedział nadal udając głupka. 

Jeżeli tak chcesz się bawić. 

- Daj mi 10 minut, muszę się przebrać. - Odepchnęłam go by szybko wejść do środka i zakluczyć drzwi. 

- Nie każ na siebie czekać. - Usłyszałam z za drzwi a we mnie się gotowało. 

Ogarnęłam wzrokiem pomieszczenie, lecz nigdzie nie widziałam Vi. Domyśliłam się, że pewnie jest w sypialni. W międzyczasie zrzuciłam z siebie kamizelkę i byłam w trakcie rozpinania spodni, kiedy to dziewczyna wyszła mi naprzeciw. 

- Co on tu robi? - Zapytała wyraźnie unikając mojego spojrzenia. 

- Później wszystko Ci wyjaśnię. - Zaczęłam, w tym samym czasie udało mi się ściągnąć już wszystko. 

- Stoisz tu przede mną, w samej bieliźnie a ten idiota czeka na ciebie pod drzwiami. - Dodała spoglądając na mnie. 

- Tak jak mówiłaś, muszę to skończyć Vi. I taki mam zamiar. - Odpowiedziałam sięgając po sukienkę która wsiała w szafie. 

Szybko przebrałam się w sukienkę, którą dostałam od mamy, poprawiłam odrobinę włosy i sięgnęłam po buteleczkę z moim ulubionym zapachem, już miałam jej użyć gdy poczułam gorący oddech na karku. Nie musiałam się odwracać by wiedzieć, że Vi stoi tuż za mną. 

- Wróć szybko. - Szepnęła mi do ucha. 

Ja nadal będąc w lekkim szoku spowodowanym tą nieoczekiwaną bliskością nie zdołałam jej odpowiedzieć. Odwróciłam się do niej i stanęłyśmy twarzą w twarz. Pod wpływem chwili nachyliłam się lekko po czym musnęłam jej prawy policzek. 

- Jak wrócę to musimy porozmawiać. - Dodałam, po czym udało mi się wyminąć zaskoczoną dziewczynę.

Udałam się w stronę drzwi, ubrałam jeszcze buty na niskim obcasie i wyszłam na zewnątrz, gdzie czekał na mnie zniecierpliwiony Jayce. 

- Co tak długo? - Zapytał przybliżając się do mnie z intencją objęcia mnie ramieniem.

Odruchowo się odsunęłam unikając z nim kontaktu. Oboje udaliśmy się w stronę najlepszej restauracji w Piltover. 

Po niezmiernie dłużącej się drodze, w końcu udało nam się dotrzeć do naszego stolika, przy którym znajdowali się już rodzice Jayca, byli oni już widocznie zniecierpliwieni. 

Przedstawienie czas zacząć.. 

Zajęłam swoje miejsce, starając się ułożyć sobie w głowie to co zaraz zamierzam powiedzieć. 

- Witaj Caitlyn. - Jako pierwszy odezwał się ojciec Jayca. 

- Dobry wieczór. - Odpowiedziałam, zachowując pozory grzecznej i wychowanej. 

Mój były zajął miejsce obok mnie, rozpinając guzik u swojej marynarki. 

- Przepraszamy za spóźnienie, ale Cat zatrzymała praca. - Uśmiechnął się sztucznie w stronę rodziców. 

Nie nazywaj mnie tak.

- Zapracowana jak zwykle. - Odezwała się matka chłopaka, posyłając mi dziwny uśmiech. 

Atmosfera była niesamowicie niezręczna, nie wiedziałam gdzie podziać spojrzenie ani jak zacząć, ale obiecałam Vi że wrócę szybko. 

- Panie i Pani Tallis, chciałabym powiedzieć coś ważnego. - Udało mi się skupić ich uwagę na swojej osobie. 

- Słuchamy. - Odparli równocześnie. 

- Prawda jest taka, że zerwałam zaręczyny z waszym synem. - Wypaliłam na jednym tchu. 

Oboje spojrzeli na mnie jak na szaleńca. 

- Caitlyn ale o czym ty mówisz, Jayce mówił że dzisiaj wraca do Ciebie. 

- Wszystko co powiedział wasz syn jest kłamstwem, ponieważ nie miał odwagi się przyznać że go zostawiłam. - Odpowiedziałam. 

- Co więcej dzisiaj czekał pod moimi drzwiami mówiąc o tym spotkaniu, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i wam wszystko powiedzieć.  - Dodałam wstając od stołu. 

- Co ty wyprawiasz?! - Krzyknął chłopak łapiąc mnie za rękę. 

- Jeśli mnie nie puścisz, będę zmuszona Cię aresztować za napaść. - Zmroziłam go spojrzeniem. 

Jayce puścił moją rękę lecz wstał i skierował się za mną. Znaleźliśmy się na zewnątrz i niestety on nie chciał odpuścić. 

- Do cholery Jayce! Obudź się! - Ze wściekłością skierowałam swoje słowa do chłopaka, który uporczywie za mną podążał. 

- Dlaczego ty mi to robisz? - Zatrzymał się i zapytał zrezygnowany. 

- Bo Cię nie kocham. - Odpowiedziałam, odwróciłam się i udałam się do swojego apartamentu. 

Nie Ciebie. 

;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top