VI
Vi
Zaraz mnie rozniesie, na samą myśl, że ta ruda małpa nadal nie daje jej spokoju, jest mi gorzej. Muszę zacząć działać, nie mogę jej pozwolić na ciągłe mieszanie się w nasze życie. - Z tą myślą opuściłam budynek, kierując się w stronę centrum naszego miasteczka. W głowie miałam tylko pomysł na to jak powinien wyglądać mój prezent dla Caitlyn. Pojawił się jednak jeden mały problem, ponieważ nie wiem na jaki rozmiar powinnam się zdecydować, a chciałam jak najszybciej się za to zabrać.
W centrum ze względu na to że było gdzieś koło południa było zasadniczo niewiele ludzi, nie ukrywam że jednak wolałabym żeby żadna znajoma osoba nie widziała mnie w salonie jubilerskim, do którego się wybieram więc na mojej głowie wylądował ciemny kaptur.
- W czym mogę pomóc. - Zapytał mężczyzna stojący za ladą. - Szukam czegoś specjalnego dla wyjątkowej osoby. - Zaczęłam nieśmiało, patrząc na pierścionki w szklanej gablocie.
- Zaraz coś zaradzimy, tylko proszę mi powiedzieć kilka rzeczy o tej osobie, postaram się pomóc. - Dodał, otwierając, pierwszą szufladę.
- Jest uparta i zawsze dąży do celu, troszczy się o najbliższych, tym samym martwiąc się o najdrobniejsze szczegóły. - przerwałam na chwilę. - Jest odważna, nie boi się wyrażać głośno swojej opinii ale jak musi milczeć to też to robi.
Nastała chwilowa cisza, a za moment słyszałam tylko rozsuwanie i zasuwanie się szuflad.
- Myślę, że te będzie pasował idealnie. - mężczyzna wyłożył na blat pierścionek.
- Jest to najwyższej klasy szafir w czterokanałowym złocie. - spojrzałam na mocno niebieski klejnot, który bardzo pasował mi do Cat. - Sama nigdy nie wybrałabym lepiej. - powiedziałam. - Proszę ładnie zapakować. - Oparłam się o blat oczekując na gotowy pakunek.
- Wybrana przez Ciebie osoba z pewnością doceni ten gest. - mężczyzna wręczył mi pięknie zapakowany pierścionek, a ja skierowałam się do następnego sklepu.
Po wybraniu bukietu równie szafirowych kwiatów, udałam się do domu, aby zostawić prezenty w bezpiecznym miejscu, bo przecież musiałam jeszcze coś ugotować.
Tym samym zaraz znów byłam w drodze do sklepu, po niezbędne składniki, na ulubione danie Cat.
- Poproszę to czerwone wino. - wskazałam pracownikowi, który mógł podać mi wino dosłownie z górnej półki, ponieważ nie miałam jak po niego sięgnąć.
Po kolejnej godzinie udało mi się już wrócić do domu, aby zacząć przygotowania do tego specjalnego dla mnie wieczoru. Nerwowo zerknęłam na zegarek, który wskazywał już prawie 17, więc została mi godzina aby się wszystko przygotować, nim Cait wróci z pracy.
W głowie pojawiła mi się jeszcze jedna genialna myśl, która sprawi że Cat będzie conajmniej trochę podejrzliwa, nie mogłam się jednak powstrzymać, idąc w kierunku jej szafy. Wyjęłam z niej dłuższą, przylegającą ciemno niebieską sukienkę, którą Cat miała na sobie tego pamiętnego wieczoru kilka miesięcy temu. Zostawiłam ją na łóżku, wcześniej przewieszając jej świeży ręcznik i zapalając ulubioną świeczkę w łazience.
Dobiegała 17, a ja nie mogłam już wytrzymać z niepokoju, który towarzyszy mi od jakiegoś czasu. Po kilku minutach usłyszałam jak przekręca się zamek z drzwiach wejściowych i zastygłam w bezruchu.
Cat
Chwilę po tym jak rudowłosa opuściła moje biuro, otworzyłam przesyłkę, która została przez nią dostarczona. Dobrze że siedziałam, kiedy zobaczyłam zawartość, ponieważ moje nogi nadal były osłabione przez to co przed chwilą wyrabiała ze mną Vi.
Wezwanie na komisję dyscyplinarną, podejrzenie faworyzowania, romansu z podwładnym, naruszania łańcucha dowodzenia. - Cholera. - Opadłam bezsilnie na fotel. - Teraz będziemy musiały jeszcze bardziej się pilnować. - przygryzłam wargę ze złości, ponieważ domyślam się kto za tym stoi. - Komisja odbędzie się ze 3 dni od dnia dostarczenia. - odczytałam pozostałą część wezwania.
W jednym momencie poczułam się bezsilna, mimo tego że miałam ogromną władzę, to zaraz mogłam ją stracić i to na rzecz jednej zazdrosnej suki.
Wstałam ze swojego fotela i skierowałam się w stronę biurka Mohana, który był moją drugą prawą ręką, zaraz po Vi. - Zapraszam do mojego biura. - Rzuciłam, po czym wróciłam do siebie, nawet nie oglądając się czy mężczyzna za mną podąża.
Minęło kilka minut, a czarnowłosy siedział na przeciwko mojego biurka. - Co się dzieje? - zaczął nerwowo spoglądając w moją stronę. Nie mając siły mu tego tłumaczyć, rzuciłam w jego kierunku list dostarczony przez Maddy.
- Kurwa, wiedziałem że do tego dojdzie. - zaczął, wstając z miejsca.
- Spodziewałeś się tego? - dopytałam nie do końca wiedząc o co mu chodzi.
- Caitlyn, cholera jasna, przecież ta ruda dziewucha ugania się za Tobą od miesięcy, a teraz kiedy Vi zaczęło to denerwować na tyle żeby interweniować, mamy finał.
- Zaraz co? - zaczęłam. - Interweniować? - zapytałam zmieszana, nie mając pojęcia o czym on mówi.
Mohan był wyraźnie zmieszany jakby zorientował się, że powiedział za dużo.
- Cholera. - Usiadł na skórzanym fotelu. - Nawet jeśli Vi cokolwiek zrobiła, to ja też się do tego przyczyniłam, dałam jej jasno do zrozumienia, że nie jestem zainteresowana. - Powiedziałam pocierając skroń, bo od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. - Masz kilka możliwości. - Mohan spojrzał na mnie zdesperowany. - Możesz się wyprzeć i urwać na jakiś czas kontakt z Vi. - Ale tego rozwiązania osobiście odradzam, bo wiem że nic z tego nie wyjdzie. - Wyjął z kieszeni papierosy. - Mogę? - spojrzał pytająco w moją stronę. - Pal. - w tym momencie miałam gdzieś że chce papierosa odpalać w biurze, potrzebowałam rozwiązania, które nie złamie Vi serca.
- Jakieś inne pomysły? - Westchnęłam zrezygnowana. - Możesz też się przyznać i zaakceptować konsekwencje. - Dodał, dopalając już swojego papierosa.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie ma rozwiązania, które nie zrani mnie lub Vi. Byłam coraz bardziej przekonana, aby nie ciągnąć już tej całej farsy i skończyć te wszystkie pomówienia.
- Możesz ewentualnie wciągnąć tą rudą w tę sprawę, biorąc pod uwagę że to pewnie jej sprawka i też zrobić jej dyscyplinarkę ze względu na jej zachowanie wobec Ciebie.
- Co powinnam zrobić? - Spojrzałam na niego, a moja mina wyrażała więcej niż słowa, byłam przerażona.
Mężczyzna widząc moją minę, westchnął i wstał ze skórzanego fotela.
- W pierwszej kolejności porozmawiaj z Vi. - zaczął. - ta sprawa też jej dotyczy. - skierował się w stronę drzwi.
- Pewnie masz rację. - Spojrzałam w stronę zegara, który znajdował się nad drzwiami.
Wstałam z miejsca i zaczęłam się ubierać, muszę wracać do domu, pozamykać pewne sprawy.
Całą drogę powrotną do domu, myślałam o tym, co jej powiem i jak zareaguje na te informacje. Ściskało mnie w żołądku na samą myśl o tym, że musiałabym ją od siebie odsunąć. Włożyłam klucz w zamek i delikatnie go przekręciłam, po czym weszłam do środka.
- Vi, jesteś? - moje słowa odbiły się echem, widziałam jednak zapalone światło w kuchni.
- Jestem. - Dziewczyna ubrana w czarną koszule i obcisłe spodnie tego samego koloru wyłoniła się zza rogu. Przez moment nie wiedziałam co się dzieje, ponieważ ona nigdy się tak nie ubiera.
- Jakaś specjalna okazja? - zapytałam zastanawiając się czy nie zapomniałam o czymś ważnym. - Nic mi o tym nie wiadomo. - musnęła moje usta po czym skierowała się ponownie w stronę kuchni. - Musimy porozmawiać Vi. - Powiedziałam, ze stresu zaciskając pięści. - Przebierz się i jestem cała twoja. - Odpowiedziała jakby nie przejęta znikając za ścianą.
Nadal nie rozumiejąc co się dzieje, udałam się do pokoju, żeby na szybko się przebrać a to co zobaczyłam wybiło mnie z tropu jeszcze bardziej.
Na bank o czymś zapomniałam.
Wesołych świąt ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top