7//bad things//

  I don't know what you've done to me,

But I know this much is true:

I wanna do bad things with you.

I wanna do real bad things with you

***

Jeffrey

Ktoś mądry kiedyś powiedział, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. I ja zgadzałem się z tą zasadą w stu procentach.

Bo jaki był sens robienia drugi raz tego samego, skoro pierwsze doświadczenia były najlepsze? A nawet jeśli nie, to powtórzeniami zacierało się pierwsze wrażenie, a to traciło swoją wyjątkowość. Dlatego tak bardzo starałem się nie łamać tamtej zasady i unikałem ponownych spotkań z kobietami, z którymi sypiałem. Zazwyczaj im to odpowiadało i wszyscy byli zadowoleni.

Ta dziewczyna z baru nie była pierwszą i nie ostatnią, którą tam spotkałem. I owe spotkanie nie zakończyło się w inny sposób, niż pozostałe. Ale coś jednak było inne. Nie mogłem jednak dojść co takiego.

Początkowo sądziłem, że chodzi o to, że dziewczyna po wszystkim bez słowa wyszła. Inne próbowały nawiązać rozmowę, wybadać, czy mają szansę na coś więcej. Jednak to wciąż nie było to. Cały dzień się nad tym zastanawiałem i, nieważne jak bardzo bym nie chciał, ciągle miałem ją przed oczami.

Podczas naszej rozmowy okazała się być bystra, miała cięty język i była obeznana w wielu sprawach. Potem okazała się być też biegła w innych rzeczach, co również mi się podobało. No i nie można było nie powiedzieć, że była piękna. Jej uroda wcale nie była delikatna, ani też wymuskana. Rysy twarzy miała regularne, dojrzałe. Pełne usta znajdowały się nad prostym nosem, a intensywnie szare oczy otaczały ciemne rzęsy i mocno zarysowane brwi. Długie, brązowe włosy sięgały jej prawie do pasa i pachniały wanilią. Ta woń prześladowała mnie cały dzień i mocno się zdziwiłem, gdy poczułem ją również w domu Clay'a.

Teraz już wiedziałem, skąd ona się wzięła.

Skąd się tu wziąłeś? – zapytała mocno zaskoczona, stojąc boso wśród rozrzuconych, mokrych warzyw.

– Chciałem właśnie zapytać o to samo – odparłem.

Czy to był żart? Ukryta kamera? Nie mogło być inaczej. Przecież ta dziewczyna nie mogła być tą samą, z którą poprzedniego wieczora...

– Jeffrey? Co znowu zrobiłeś? – dobiegł nas rozbawiony głos Clay, a mężczyzna po chwili pojawił się w kuchni. – Och. Poznałeś już moją córkę?

Córkę? – mój umysł włączył syreny, alarm i mnóstwo innych znaków ostrzegawczych. Czy ja właśnie przeleciałem córkę swojego przyjaciela?

– Tak, tato – mruknęła dziewczyna, schylając się, by pozbierać rozrzucone warzywa. – Zdążyliśmy się już poznać.

Przełknąłem gulę, która nagle pojawiła się mi w gardle. Jeszcze nigdy w życiu nie znalazłem się w tak popieprzonej sytuacji, jak ta.

Słyszałem, że z Clay'em ma zamieszkać jego córka, ale sądziłem, że to jeszcze dziecko, a nie... Chwila. Ile ona ma właściwie lat?

– Będziesz chodzić do naszego liceum? – zapytałem, starając się zamaskować drżenie głosu.

– Ronnie jest w klasie maturalnej – oświadczył z dumą Clay, a mnie zrobiło się słabo.

Pół biedy, gdyby miała osiemnaście lat, ale ona mogła ich nawet nie mieć. Jeżeli tak było, to właśnie wykorzystałem nieletnią. W Arkansas uprawianie seksu z osobą poniżej siedemnastu lat było przestępstwem.

Zacznij w końcu myśleć głową, idioto!

– Aha – tylko tyle byłem w stanie z siebie wydusić. Musiałem oprzeć się o blat, bo miałem wrażenie, że nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa.

– Zaczęło się już! – zawołał Ray i zaraz rozległ się dźwięk grzechotki, którą namiętnie bawił się Colton.

– Idziesz? – Clay stuknął mnie w ramię.

– Tak, tylko... - Spojrzałem na Ronnie, która ponownie myła warzywa w zlewie. – Muszę się tylko napić.

Najlepiej whisky. Albo czystej. Tak. Czystej. Najlepiej całą butelkę.

Clay wyszedł z kuchni a Ronnie podniosła na mnie wzrok. Zdmuchnęła z twarzy luźny kosmyk włosów, który wydostał się spod jej gumki odstawiła durszlak na blat.

– Co? – burknęła, gdy nadal nie spuszczałem z niej wzroku.

– Ile ty masz właściwie lat? - zapytałem, bo ta kwestia była wtedy dla mnie najważniejsza.

Ronnie uśmiechnęła się kwaśno, wycierając mokre ręce w ścierkę.

– Och. Dopiero teraz o to pytasz? - zapytała złośliwie.

– To nie jest zabawne - burknąłem i obejrzałem się przez ramię. Gdyby Clay się dowiedział, co wyprawiałem z jego być może nieletnią córką, to osobiście by mnie wykastrował.

– Ja uważam inaczej - powiedziała wzruszając ramionami i uśmiechając się przy tym szelmowsko. - To bardzo zabawne, Jeffrey.

Potarłem dłonią kark, starając się jakoś ogarnąć tą sytuację. Pół biedy, gdyby Ronnie była nieznajomą, ale ona okazała się być pasierbicą mojej kuzynki. Gorzej wybrać nie mogłem.

– Osiemnaście – powiedziała nagle dziewczyna, a mnie kamień spadł z serca. Naprawdę. Nigdy jeszcze nie poczułem tak dużej ulgi. Ale tylko na chwilę.

– I nie powiedziałaś? – zapytałem wściekły.

– Nie poprosiłeś mnie o dowód, gdy postawiłeś mi tequilę – sarknęła.

– Bo myślałem, że...

Pieprzenie – przerwałem sam sobie. Nic wtedy nie myślałem, oprócz tego, że to ładna dziewczyna, a ja i tak byłem już po kilku głębszych. I są teraz konsekwencje mojego niemyślenia.

Ronnie chrząknęła i zabrała się za krojenie marchewki. Nie mogłem nie odczuć wtedy, że usilnie unika mojego wzroku.

– Jakieś jeszcze pytania co do mojej edukacji, wieku, czy może chcesz wiedzieć jak często piję za czyjeś w barach i uprawiam seks w samochodach z nieznajomymi?

Miała cięty język – oj miała, ale wyraźnie widziałem, że jest zdenerwowana tą sytuacją tak samo mocno, jak ja. W końcu dla niej też było to kłopotliwe, ale to ja byłem w gorszym położeniu.

– O twoim piciu w barach chętnie bym porozmawiał, ale to innym razem – powiedziałem i zgarnąłem sok stojący na blacie.

– To moje – Ronnie posłała mi gniewne spojrzenie.

Spojrzałem na szklankę, a potem na nią, nie kryjąc rozbawienia. Po wczorajszej nocy picie z tej samej szklanki raczej nie było niehigieniczne.

– Serio? – parsknąłem śmiechem i ruszyłem do wyjścia.

– Dupek – usłyszałem za swoimi plecami.

Obejrzałem się i uważnie zlustrowałem dziewczynę, poczynając od jej nóg, a kończąc na szyi, gdzie dostrzegłem ciemniejszy ślad, przebijający się przez makijaż. Uśmiechnąłem się wiedząc, że to moja robota.

– Masz coś na szyi – powiedziałem, nie mogąc się powstrzymać od tego komentarza.

Gdyby spojrzenie mogło zabijać, jak nic byłbym martwy. Szybko wróciłem do salonu, nim naraziłem się na dostanie nożem lub innym sprzętem, który znalazłby się pod ręką Ronnie. Jeszcze było mi życie miłe, a sądząc po minie dziewczyny, była gotowa mnie jego pozbawić.

– Jaki wynik? – zapytałem zajmując miejsce obok Claya.

– Trzynaście do szesnastu dla Byków – powiedział bez większego entuzjazmu mój przyjaciel.

Odstawiłem szklankę na stół i przybiłem sobie piątkę. Byłem jedyną osobą w tym towarzystwie, która kibicowała Texas Longhorns i fakt, że to moja drużyna spuszczała manto Dzikom była wielce satysfakcjonująca.

– Jeszcze nie wszystko stracone – Clay posłał mi obrażone spojrzenie. Dopiero wtedy zauważyłem, że on i Ronnie mają podobny kolor oczu. Z jakiegoś powodu poczułem się przez to niezręcznie.

Moje myśli same wróciły do tych wszystkich momentów z tylnych siedzeń mojego auta i za nic nie mogłem się ich pozbyć. Sam fakt, że Wirginia okazała się być córką Clay'a i praktycznie nie było mowy o tym, bym mógł jej unikać sprawiał, że czułem dziwną ekscytację. Choć wiedziałem, że taka sytuacja nie może się już więcej powtórzyć, to uśmiechałem się na samą myśl tego, co mnie czeka. A z całą pewnością nie było to nic nudnego.

Ronnie

Gdyby kiedykolwiek zorganizowano konkurs na Największego Pechowca Świata, z całą pewnością zajęłabym drugie miejsce. Dlaczego? Bo przez pech nie udałoby mi się zająć pierwszego. Taka już byłam – wiecznie musiałam robić głupie rzeczy, a konsekwencje za nie spadały na mnie w najmniej spodziewanym momencie. Czasem naprawdę zastanawiałam się, czy to fatum albo jakiś urok.

– Nie musiałaś tego kończyć – powiedziała Connie, wchodząc do kuchni.

– I tak nie mam nic innego do roboty – Wzruszyłam ramionami, krojąc warzywa (a raczej wyżywając się na nich).

Dzisiaj, gdy na świat patrzyłam trzeźwo i nie byłam pod wpływem barowej atmosfery, Jeffrey wcale nie wydawał mi się już tak pociągający. Owszem – przystojny był i to cholernie, ale jego zachowanie mnie irytowało. Choć nie powiedział tego wprost, to wyczułam, że obwinia mnie o tą sytuację. Ale skąd ja miałam niby wiedzieć, że jeszcze się kiedyś spotkamy? I okaże się na dodatek, że facet, z którym zaliczyłam numerek na parkingu będzie przyjacielem mojego ojca i kuzynem jego żony?

A poza tym, to nie ja postawiłam mu tequilę, nawet nie rozmawiając wcześniej. Być może wtedy poznalibyśmy się na tyle, że w ogóle nie doszłoby do tej sytuacji. Ale trudno, stało się i czasu się nie cofnie. Musieliśmy zapomnieć o tym, co się stało i żyć dalej.

– Jeffrey to twój kuzyn? – zapytałam. Naprawdę, Ron? Nie mogłaś się powstrzymać?

– Nasze matki były kuzynkami, więc nasze pokrewieństwo jest trochę odległe, ale rodzina, to rodzina – odparła Connie, układając plastry bakłażana na dnie naczynia żaroodpornego.

– Czyli pochodzisz z Texasu?

Wzrok Connie jasno mówił, jaką gafę strzeliłam.

– Skąd wiesz? – zapytała.

– Ray mówił, że Jeffrey stamtąd jest i skoro jesteście rodziną, to myślałam, że ty też – wytłumaczyłam pośpiesznie.

Connie zmarszczyła czoło, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. W końcu musiała jednak odpuścić, bo rysy jej twarzy ponownie wygładziły się.

– Nie. Ja urodziłam się tutaj. W Spring Hill. Jeffrey pochodzi stamtąd, ale mieszka w Arkansas już od kilku lat. Ma kilka tartaków, więc zapewne wiele razy będziesz widziała jego nazwisko w okolicy na ciężarówkach.

Pokiwałam głową i przygotowałam wszystkie produkty potrzebne do zrobienia sosu do zapiekanki, wykonując polecenia Connie.Kucharka była ze mnie raczej marna, ale radziłam sobie dobrze z prostszymi daniami. Musiałam się chociaż tyle nauczyć, jeśli nie chciałam chodzić głodna.

– Jak ci poszło w szkole? – To uniwersalne pytanie, podtrzymujące każdą rozmowę musiało w końcu paść. – Poznałaś już kogoś?

- Kilka osób – odparłam wymijająco. – I dowiedziałam się, że muszę kochać football, jeśli chcę mieć życie.

Connie roześmiała się i wykonała okrężny ruch zaciśniętą pięścią, po czym wyrzuciła ją w górę.

– Naaaprzód Przedrzeźniacze! – zawołała, równocześnie wymachując nogą prawie robiąc przy tym szpagat. Zrobienie tego na jednej nodze i trzymając przy tym naczynie żaroodporne było godne podziwu.

– Wow.

– Bycia cheelreaderką się nie zapomina – powiedziała z zawstydzonym uśmiechem.

Zaczęłam mieszać sos, nie wspominając o tym, że moim zamiarem było wrócić do Richmond tuż po skończeniu szkoły. Coraz mniej byłam pewna tego pomysłu, choć go nie porzuciłam. Miałam Amber, z którą chciałam zamieszkać i razem też miałyśmy studiować. Jednak czy naprawdę tego chciałam. Studia i ja? Śmiechu warte!

– Poradzisz sobie z resztą? Mecz się już skończył, więc chłopcy są pewnie głodni. Muszę nakryć do stołu.

– Jasne, idź – Pokiwałam głową. Musiałam wykrzesać z siebie nieco więcej kulinarnych umiejętności, ale dokończenie zapiekanki jeszcze mnie nie przerastało.

– Dziękuję. Z nieba mi spadłaś – Connie posłała mi swój matczyny uśmiech. – Dotychczas musiałam wszystko robić sama dla piątki głodnych facetów.

– Piątki? – zdziwiłam się.

– Po meczach i w niedziele Jeffrey jada u nas – odparła kobieta i wyszła do jadalni.

Westchnęłam cicho, starając się zachować spokój.

Daj spokój, Ronnie – zganiłam się za ten brak odwagi. – Bywałaś w gorszych sytuacjach. Ta, w porównaniu z tamtymi, to bułka z masłem.

Mogłam sobie tak wmawiać, ale szkoda, że nie udało mi się przekonać.

Jeffrey

Zawsze zostawałem u Lincolnów na kolację po meczach i przychodziłem na niedzielne obiady. Gdybym tego nie robił, Connie przyciągnęłaby mnie do nich siłą i sama nakarmiła swoją popisową zapiekanką. Dla własnego więc dobra przychodziłem z własnej woli. Moja kuzynka mogła być drobna i wyglądać na niegroźną, ale wychowanie czwórki chłopaków wymagało sił. Tak, Clay'a też musiała wychować.

Jednak tego wieczora nie miałem ochoty zostawać. Powód tego był jasny – siedzieć przy jednym stole z Ronnie? To było za wiele, nawet jak na mnie.

Niestety, Connie nie przyjmowała odmowy.

– Nie wydurniaj się, Jeffrey – zganiła mnie wzrokiem, nakrywając do stołu i trzymając przy tym wiercącego się na jej biodrze Coltona. Zawsze podziwiałem jej wielozadaniowość i byłem przekonany, że mogłaby jeszcze rozmawiać przez telefon oraz rozbrajać bombę. Matki były niezwykłe. – Ronnie się jeszcze klimatyzuje u nas. Musi poczuć, że należy do rodziny.

Nawet nie wiesz, jak bardzo dałem jej poczuć, że należy do rodziny – prychnąłem w myślach, pocierając usta kciukiem.

– Connie, mam dużo pracy. Mamy dużą wycinkę w Ouachita. Muszę jeszcze zadzwonić do kilku firm i ustalić szczegóły – próbowałem się jeszcze wykręcić, ale było to z góry skazane na porażkę.

– Kilka godzin cię nie zbawi – powiedziała kobieta, a ja wiedziałem już, że zostanę. Jakbym w ogóle miał inne wyjście. – A teraz weź Coltona. Jakiś niespokojny jest dzisiaj.

– Jego drużyna przegrała, więc się nie dziwię – mruknąłem, biorąc chłopca na ręce. – Chodźmy, młody. Nie będziemy przeszkadzać starej matce.

– Ja ci dam „starej"! – Oburzyła się Connie, a ja czmychnąłem do salonu.

Przechodząc obok schodów, zobaczyłem ruch u ich góry.

Widok Ronnie w czarnej, skromnej sukience ze złotymi dodatkami sprawił, że zapomniałem o swoim postanowieniu. Ona była piękną, młodą kobietą, a ja tylko facetem. Co mogłem poradzić na to, że miałem wobec niej myśli, które nie powinny się w ogóle pojawić? Tak działały mózgi mężczyzn i na widok ładnej dziewczyny w sukience automatycznie przed oczami pojawiało się im wyobrażenie tego, jak wyglądała bez niej. Na szczęście/nieszczęście, ja nie musiałem sobie wyobrażać.

– Co? – zapytała marszcząc brwi, gdy zeszła na dół, a ja cały czas gapiłem się na nią jak wół w malowane wrota.

– Nic – odparłem, wzruszając ramionami. Poprawiłem Coltona na rękach, który rwał się w kierunku Ronnie. Ten dzieciak chciałby przytulić nawet zakrwawionego włamywacza.

– Cześć, młody – Ronnie dała chłopcu pstryczka w nos, na co ten roześmiał się w swój charakterystyczny sposób, który automatycznie rozbawiał resztę. Przez to żadne z nas nie zauważyło nawet kiedy Colton zdołał chwycić starszą siostrę za dekolt sukienki i pociągnąć go na tyle, bym mógł zobaczyć stanik dziewczyny. Po naszym spotkaniu nie powinno to żadnego z nas zawstydzić, ale ta sytuacja była i tak skomplikowana. Dlatego też odwróciłem wzrok i zabrałem Coltona do salonu. Tam łatwiej było mi ukryć to, czego Ronnie nie powinna widzieć.

– Nawet nie wiesz, co wujkowi tym psikusem zrobiłeś – powiedziałem do chłopca, chwytając go za nos, gdy już wsadziłem go do kojca.

Mały w odpowiedzi jedynie roześmiał się, a ja zrezygnowany spuściłem głowę.

Ronnie

To był zły pomysł. To był zły pomysł. To był bardzo zły pomysł.

Jeszcze nigdy nie jadłam kolacji tak skrępowana. Było nawet gorzej niż na wczorajszym obiedzie. Tam, co prawda, zakończyłam go krzykami i wyjściem, a tu nawet nie mogłam ruszyć się z miejsca. Bo kto musiał siedzieć po mojej prawej stronie?

Po raz któryś spięłam się, gdy łokieć Jeffreya dotknął się z moim. Mężczyzna nie robił tego specjalnie, co widziałam po tym, jak sama się denerwował, ale i tak byłam na niego o to zła. Wszystko musiał utrudniać. Jakby nie dość mu było sytuacji z Coltonem, przez którego zaświeciłam swoim koronkowym stanikiem.

Kurwa! Przecież jeszcze dwanaście godzin temu pieprzyliśmy się w samochodzie, a teraz jedliśmy rodzinną kolację. Czy świat sobie z nas kpił? Jeśli tak, to miał chore poczucie humoru.

– Dlatego uważam, że Austin Allen nie powinien być rozgrywającym – tymi słowami Ray zakończył swój wywód o – jego zdaniem – potrzebnym zmianie składu w Arkansas Razorbacks. Nic nie zrozumiałam z tego co mówił, ale nie ja jedyna. Colton też uważał, że zapiekanka jest ciekawsza, niż jacyś rozgrywający, liniowi i biegacze.

– A kim byś go zastąpił? – prychnął tata. – Roesler'em?

– Beanum'em – Ray splótł ręce na piersi, dumnie unosząc głowę. Nie wiedzieć czemu, słowa chłopaka wywołały powszechne rozbawienie.

– Synu – Clay spojrzał na Rayana pobłażliwie. – Prędzej mi kaktus na czole wyrośnie, niż Beanum zostanie rozgrywającym.

– Więc szykuj już sobie grządki, staruszku – powiedział pewnie chłopak i wrócił do swojego talerza. – Hej! Kto ma sól?

Spojrzałam na stojącą niedaleko solniczkę i sięgnęłam po nią. Pech chciał, że Jeffrey pomyślał o tym samym. Chwyciliśmy salserkę w tym samym momencie, a nasze dłonie splotły się.

W pierwszej chwili nie zrobiłam nic. Spojrzałam na mężczyznę, a on – pechowo – znów zrobił to samo. Te przeklęte, brązowe oczy pochłonęły mnie całą, wywołując znajome uczucie rozchodzące się po całym moim ciele. Usta wypełnił mi smak cynamonu, pomarańczy, tequili i whisky, a ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz, jakby ręce mężczyzny wciąż po nim jeździły. Przeniosłam wzrok na jego usta i wtedy jakby mnie poraziło.

Zabrałam rękę i odsunęłam krzesło.

– Przepraszam na chwilę – mruknęłam, ale nikt nawet nie zauważył, że wstałam. Wciąż pochłonięci byli tematem drużyny Dzików i jego składu.

Skierowałam swoje kroki do łazienki, do której wpadłam oddychając ciężko. Oparłam się o umywalkę i zwiesiłam głowę.

– Ogarnij się – szepnęłam, biorąc kilka głębokich wdechów. Wygładziłam lekko potargane włosy, odsłaniając przy tym zamaskowaną pudrem malinkę na szyi. Jego znak.

Zagryzłam wargę, przypominając sobie, jak Jeffrey raz po raz zapuszczał się w tą okolicę, jednocześnie nie przestając badać reszty mojego ciała. Jeszcze nigdy z nikim tak się nie czułam. Nikogo tak długo nie wspominałam.

Wszedł mi do głowy – pomyślałam, przymykając na moment oczy. Zobaczyłam jego twarz, która wisiała centymetry nad moją, gdy sprzączka wbijała mi się w kręgosłup. Czułam jego ciepły oddech. Czułam...

Nie. Było, minęło. Koniec. Zrozum to w końcu, Ron.

Wygładziłam sukienkę i wyprostowałam się, mając nadzieję, że tym zachowam resztki godności. Biorąc ostatni wdech, wyszłam z łazienki.

A wróciłam do niej szybciej, niż się spodziewałam.

Jedyne, co poczułam, to znajomo miękkie usta, przyciskające się do moich i ciepłe dłonie, które chwyciły mnie za uda i podniosły. Potem już tylko dałam się ponieść chwili.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top