15//elastic heart//

  Well, I've got thick skin and an elastic heart

But your blade it might be too sharp  

***

Ronnie

Wchodząc do domu, a raczej się do niego wkradając, miałam nadzieję, że uda mi się przemknąc do swojego pokoju przez nikogo nie zauważoną. Przypomniało mi to sytuację, gdy wracałam po nocy w barze. Te sytuacje były podobne również dlatego, że i wtedy i teraz byłam po dopiero po spotkaniu z Jeffrey'em. Tyle, że tym razem wiedziałam, że jeszcze się z nim spotkam. I to nie raz.

Zdjęłam szpilki, z ulgą dotykając paneli, których chłód złagodził ból moich rozpalonych stóp. Przejście takiego prawie mili w butach na obcasie nie było łatwym zadaniem. Przed wejściem do domu moje łydki były jak że skały, a mięśnie drżały z wysiłku.

Krocząc na palcach ruszyłam w stronę schodów. Nie dane mi było jednak do nich dotrzeć, bo na drodze stanął mi Clay.

– Już jesteś? – zapytał, a po jego minie zobaczyłam, że nie jest zbyt zadowolony.

– Tak – powiedziałam, pocierając obolały kark – jeden z kilku pozostałości po spotkaniu z Jeffem. – Spałam u koleżanki

– Wiem. Ray mówił. Ale mogłaś zadzwonić. Martwiłem się.

A to nowość – pomyślałam złośliwie, za co zaraz się skarciłam. Ani kac poalkoholowy ani moralny nie były wymówką dla zachowywania się jak suka.

– Przepraszam, ale telefon mi padł i tak jakoś wyszło...

Słabe było to kłamstwo, ale nawet jeśli tata zorientował się, że nie mówię prawdy, to nic nie powiedział. Przez to ja poczułam się jeszcze gorzej. Wolałabym już, żeby mnie okrzyczał, niż zbywał moje eskapady. Gdyby jakkolwiek zareagował, wtedy może poczułabym, że wcale nie jestem mu obojętna. A wszystko wskazywało na to, że jednak tak było.

Byłam już nawet gotowa wyznać mu, gdzie i z kim spędziłam tą noc oraz poranek, byleby tylko zwrócić uwagę taty. Naprawdę bym to zrobiła, gdyby ten nie minął mnie i nie ruszył do wyjścia.

– Wychodzisz? – zdziwiłam się.

Była niedziela i nie sądziłam, że nawet dzisiaj będzie pracował.

– Jedziemy do kościoła – powiedział, zakładając jeansową kurtkę na białą koszulę.

Pierwszy raz widziałam Clay'a Lincolna w tak oficjalnym wydaniu. Nawet jego włosy były ujarzmione, co już było wielkim szokiem.

Jednak bardziej niż wyglądem ojca zdziwiłam się tym, że szedł do kościoła. Nie przypomniałam sobie, żeby tata był religijny. On i mama ochrzcili mnie oraz Ray'a, ale na tym skończyła się nasza religijna edukacja. Najwidoczniej jednak sporo się zmieniło, odkąd Clay miał nową rodzinę.

Connie wyszła z salonu, trzymając na rękach Coltona i jednocześnie próbując poprawić niesforne włosy równie niesfornego Liama. Chłopiec wzbraniał się przed tym, odsuwając od dłoni matki.

– O! Wróciłaś – Connie poprawiła Coltona na biodrze, zakrytym przez materiał zielonej sukienki. – Idziesz z nami do kościoła?

Nie byłam religijna. W swoim życiu jakoś nie było mi po drodze z kościołem, Bogiem i resztą tych rzeczy. Ostatnia moja wizyta na mszy musiała mieć miejsce podczas chrztu, ale tego nie pamiętałam. Również i tego, by mój tata był przykładnym chrześcijaninem. Najwidoczniej jednak wiele się zmieniło przez te lata.

– Nie musisz iść, jeśli nie chcesz – odezwał się Clay.

– Jestem trochę zmęczona – powiedziałam, zakładając włosy za ucho. – Może innym razem.

– W porządku – Connie uśmiechnęła się do mnie promiennie. – Idź odpocznij. Może uda ci się przywrócić do życia Ray'a.

Skinęłam głową i ruszyłam w stronę schodów.

Tak naprawdę nie chciałam iść do żadnego kościoła nie dlatego, że rzeczywiście byłam zmęczona – chociaż to także, ale przede wszystkim dlatego, że musiałam wszystko sobie poukładać.

Zgodziłam się na układ z Jeffem, chociaż doskonale wiedziałam, że to zły pomysł. Jednak pociąg do mężczyzny w tamtym momencie odebrał mi zdolność jasnego myślenia i wtedy zgodziłabym się na wszystko. Sama wkopałam się w coś, czego się bałam. A bałam się zaangażowania. Bałam się, że mogę się przywiązać do Jeffreya, a na to nie mogłam sobie pozwolić.

Idąc do swojego pokoju, minęłam drzwi Ray'a. Te były uchylone i dzięki temu mignęła mi w nich sylwetka mojego brata. Ten rozmawiał przez telefon, odwrócony do wejścia plecami. Mimo, że nie chciałam podsłuchiwać, to przystanęłam.

– Tak. Na jutro będę wszystko miał... Wiem, ale na imprezie nie było dużo... Jasne. Rozumiem... Okej... Mówię, że rozumiem... Dobra. Do zobaczenia.

Słuchałam tej rozmowy z coraz większym ściskiem w gardle. Nie wiedziałam z kim i o czym rozmawiał mój brat, ale z samych jego słów wynikało, że wplątał się w coś poważnego. Już miałam wejść do pokoju Ray'a, gdy ten sam stanął w drzwiach.

– Cześć, siostra! – zawołał wesoło, opierając się o futrynę. Widać było, że jeszcze nie do końca wytrzeźwiał. – Jednak znalazłaś drogę do domu?

– Jak widać – powiedziałam, splatając ręce na piersi. – Ray, co się z tobą wczoraj stało?

– To chyba ja powinienem o to zapytać – Chłopak uśmiechnął się w ten swój zwyczajowy, beztroski sposób. Ktoś, kto widział w nim tylko Rayana pewnie uznałby to za pewnik, że wszystko jest w porządku. Ja jednak byłam jego siostrą i widziałam, że jest bardzo daleko od choćby "dobrze".

– Ray, gdzie wczoraj zniknąłeś? I z kim rozmawiałeś? – zapytałam otwarcie, przybierając przy tym poważny ton.

Na twarzy chłopaka pojawiło się zamieszanie, a potem i również złość.  Ray nastroszył się cały, przyjmując postawę obronną.

– Miałaś mi nie matkować – westchnął zirytowany.

– Nie matkuję – Chwyciłam brata za ramię, gdy ten miał zamiar wrócić do swojego pokoju. – Martwię się o ciebie, Ray.

– Naprawdę? – zakpił, splatając ręce na piersi. – A martwiłaś się o mnie, gdy balowałaś sobie w Richmond?

Zatkało mnie, gdy usłyszałam te słowa. To brzmiało prawie tak, jakby Ray miał do mnie pretensje o coś, na co nie miałam wpływu. Przecież nie było moją winą, że tata wyprowadzając się nie zabrał mnie razem z nimi. To, że zostałam z mamą, wcale nie oznaczało, że nie myślałam o moim młodszym bracie.

Poza tym Rayan też nie wykazywał żadnych chęci utrzymywania ze mną kontaktu. Ja nie miałam do tego głowy, obarczona odpowiedzialnością za utrzymanie mnie i mamy. Jaką Ray miał wymówkę.

– Tak. Martwiłam – powiedziałam, ale prychnięcie Rayana zdenerwowało mnie. Porzuciłam więc ton "dobrej siostry" i naprawdę się wściekłam. – Nie wiesz, co się działo w Richmond, po waszym wyjeździe. Nie wiesz, jak bardzo źle było z mamą. Nie wiesz, co musiałam robić, żebyśmy mogły żyć na jakimś poziomie. Nic nie wiesz, Ray, więc nie waż się nawet myśleć, że miałam wszystkich i wszystko gdzieś.

Już miałam odejść, inaczej pewnie powiedziałabym więcej, niż bym chciała. Tyle, ile wyjawiłam, i tak było za dużo. Nikt nie musiał wiedzieć – nikt nie miał wiedzieć, że w Richmond coś się działo. To była moja sprawa i moja tajemnica.

– Bardzo to smutne – rzucił kąśliwie Ray, splatając ręce na piersi – ale nikt ci nie kazał tam zostawać.

To prawda – nikt mnie nie zmuszał, bym mieszkała w Richmond, ale nikt też nie dał mi innej możliwości.

– A tak na marginesie – głos brata zatrzymał mnie, gdy miałam wejść do swojego pokoju. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego, zaciskając usta. – Pamiętaj, żeby się zabezpieczać, jeśli masz już sypiać z kim popadnie. Nie zamierzam bawić twojego dzieciaka.

Gdyby to, że słowa te, wypowiedziane przez mojego brata, aż tak mnie nie zraniły, pewnie jakoś bym zareagowała. Może nawet dałabym Rayanowi w twarz, ale zamiast tego pchnęłam drzwi i weszłam do pokoju.

Cisnęłam swoją torebkę na łóżko, wyładowując tym całą złość. Jednak to wciąż nie była wściekłość na Rayana, a na siebie. Ja doporwadzałam do takich sytuacji i nie miałam prawa nikogo oskarżać.

Otarłam suche policzki i wzięłam głęboki, drżący wdech. Łzy zatrzymały się w moich oczach, dzięki czemu byłam wdzięczna. Ostatnim, czego bym chciała, byłoby rozpłakanie się. W końcu obiecałam sobie już więcej tego nie robić.

***

– No wreszcie! Już myślałam, że o mnie zapomniałaś! – Amber splotła ramiona na piersi, w zabawny sposób marszcząc nos.

Podciągnęłam nogi pod klatkę i uśmiechnęłam do wyświetlonej na ekranie komputera przyjaciółki. Blondynka przestała udawać obrażoną i odpowiedziała mi tym samym.

– Byłam zajęta w ostatnim czasie – powiedziałam.

–  Yhm – Blondynka uniosła jedną brew, robiąc ustami dziubek. – Bardzo jestem ciekawa, co cię tak bardzo pochłonęło, że nie mogłaś znaleźć czasu dla swojej najlepszej przyjaciółki?

Spuściłam wzrok na swoje dłonie, próbując ukryć uśmiech, który wpełzł mi na usta. To, co mnie pochłonęło, miało konkretne imię i wciąż czułam na swoim ciele jego dotyk. Odruchowo dotknęłam swojej szyi, którą tak obficie pocałunkami obdarzył Jeff.

– Jasna cholera! – wykrzyknęła Amber, pochylając się mocno do przodu. – Poznałaś kogoś! Widzę malinkę!

Od razu zakryłam szyję włosami, ale wcale to nie zmniejszyło mojego poczucia zawstydzenia.

– Rumienisz się? Nie wierzę! Gadaj, z kim się spotykasz!

– Z nikim, Am – Obejrzałam się przez ramię na drzwi, by upewnić, że rzeczywiście jestem sama. – Dobrze wiesz, że związki nie są dla mnie.

Amber westchnęła, patrząc na mnie z troską. Ona była jedyną osobą, która znała całą historię. W końcu ona też była jej częścią.

– A co u ciebie? – zapytałam zmieniając temat.

– Robię się gruba, ciągle jestem zmęczona i obolała. Po prostu czuję się wspaniale – sarknęła Amber, kładąc dłoń na wyraźnie zarysowanym brzuchu.

Jeszcze kilka miesięcy temu obie nie miałyśmy żadnych problemów, którymi byśmy się przejmowały. Te zaczęły się, gdy Amber zaszła w ciążę, a moje życie nagle zaczęło się sypać. Jednak mimo wszystko, to moja przyjaciółka była w lepszej sytuacji, chociaż to ona miała urodzić dziecko faceta, którego nawet dobrze nie znała. Dobrze chociaż, że koleś był na tyle dojrzały, że nie wyparł się dziecka.

– Michael był wczoraj ze mną na badaniu – powiedziała z cieniem uśmiechu na ustach.

Tego się nie spodziewałam.

Michaela Perimana nie znałam zbyt dobrze. Parę razy widziałam go w klubie, też kilka razy z nim rozmawiałam i niczym nie różnił się od innych mężczyzn, którzy tam bywali. A przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Wyglądało jednak na to, że pozory myliły.

– Jak się układa między wami?

– Na razie dobrze – powiedziała. – Mike daje mi pieniądze na życie i zaproponował, że wynajmie dla mnie mieszkanie.


– To brzmi bardzo poważnie – stwierdziłam, niezbyt jednak zadowolona z tych wieści. Z tego, co wiedziałam, Michael miał żonę. Nie chciałam, by Amber zawiodła się, gdy ten wybierze swoją rodzinę, a ona będzie tylko jego utrzymanką.

– Mike się angażuje – powiedziała. – A wracając do ciebie. Jak tam relacja z tatą? 

– Nie jest źle – odparłam krótko. – Póki co rozmawiamy bez kłócenia się.

– To postęp.

– Też tak myślę – Uśmiechnęłam się, nerwowo pocierając ramię. – Chyba wszystko zmierza w dobrym kierunku.

~~~

Jeffrey

– Idę – mruknąłem, kierując się do drzwi, do których ktoś się dobijał.

Spanie na kanapie nie należało do najwygodniejszych, dlatego chciałem odespać noc w swoim łóżku. Jednak nawet to nie było mi dane, bo obudziło mnie walenie do drzwi.

Po wyjściu Ronnie długo nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Sądziłem, że po zawarciu z nią układu, przestanę tak bardzo o niej myśleć, ale stało się jednak odwrotnie. Ledwie wyszła, a ja już zacząłem myśleć o naszym następnym spotkaniu. Ta dziewczyna nieustannie siedziała mi w głowie, a to robiło się niebezpieczne. Za nic nie chciałem, by z tej bezzobowiązującej znajomości wynikło coś więcej.

– Czego? – warknąłem, otwierając drzwi.

– Miłe powitanie – prychnął Russ, przepychając się obok mnie i wchodząc do środka.

Spojrzałem z wyrzutem za przyjacielem, który rzucił dużą, sportową torbę na kanapę i ruszył do kuchni. Zacząłem żałować, że powiedziałem mu kiedyś "czuj się jak u siebie".

– Będziesz tak stał? – Russ przerzucił butelkę wody z ręki do ręki.

– A co mam robić? – zapytałem, siadając w fotelu.

– Mamy dzisiaj trening. Zapomniałeś?

Potarłem oczy, przeklinając swoje zapominalstwo. Zawsze w niedzielne popołudnie graliśmy w football razem z kilkoma innymi mężczyznami mecze, będące też treningami przed poważniejszymi spotkaniami. Oficjalna – choć poniekąd amatorska – drużyna Spring Hill Motorbicke co jakiś czas grała mecze z innymi,  drużynami z okolicznych miast.

Zazwyczaj nie zapominałem o treningach, ale poranek z Ronnie i ta cała sytuacja z nią całkowicie zajęły moje myśli. Nie chciałem też iść na mecz z innego powodu. Grał też Clay, a ja już na samą myśl o tym, że miałbym z nim rozmawiać jak gdyby nigdy nic sprawiała, że aż mnie ścinało z nóg.

– Chyba sobie dzisiaj odpuszczę – powiedziałem.

– Nie żartuj, stary. Jesteś kapitanem, a za dwa tygodnie gramy z Benton. Nie ma mowy, żebyś odpuszczał.

Zagryzłem policzek wiedząc, że nie mam co dalej próbować wykręcić się z treningu. Ruszyłem więc po swoją torbę, zostawiając przyjaciela w salonie.

Mogłem się spodziewać, że po tym, jak zacznę się spotykać z Ronnie, wszystko zacznie się komplikować. Widząc Clay'a wiedziałem, że będę musiał zachować ostrożność. Gdybym powiedział o jedno słowo za dużo, mogłoby się to skończyć tragicznie. Dla mnie.

Wróciłem do salonu, gdzie od razu zobaczyłem niezadowoloną minę Russa.

Tylko mi nie mów, stary, że jednak się z nią spotkałeś.

– Z kim? – Wróciłem do salonu i zobaczyłem Russa, machającego mi jakimś czarną, podobną do pisaka, rzeczą.

– Z córką Clay'a. Chyba, że ten tusz jest twój, to zmienia postać rzeczy. W takim jednak wypadku gdzieś tu powinieneś mieć jeszcze sukienkę i szpilki do kompletu.

Russ rzucił mi kosmetyk, który złapałem w locie. Zacisnąłem go w dłoni, chwytając drugą grzbiet swojego nosa.

Mogłem zaprzeczyć, albo powiedzieć, że to należy do innej kobiety, ale Russ by w to nie uwierzył. Dobrze wiedział, że nie zapraszałem partnerek do swojego domu. Ronnie była wyjątkiem.

– Czego nie rozumiesz w zdaniu: To córka twojego przyjaciela. Trzymaj się od niej z daleka?

Przewróciłem oczami, po raz kolejny słysząc te słowa. Zaczynały mnie one powoli drażnić, tak samo jak przemądrzanie się Russa.

– Przestań się bawić w Wujka Dobra Rada – powiedziałem, ściągając kurtkę z wieszaka. – To czysty układ. Odpowiada i jej i mi.

– Powiedz to Clay'owi, zanim cię wykastruje – Russ uśmiechnął się kwaśno i podniósł swoją torbę. – I daj mi znać wcześniej. Chętnie na to popatrzę.

***

Starałem się zachowywać przy Clay'u normalnie, ale to było trudniejsze, niż myślałem. Nie mogłem tak po prostu nie wspominać przyjemnych chwil z rana i nie czuć się przy tym jak ostatni kretyn. Do tego widząc znaczące spojrzenia Russa, zaczynałem coraz bardziej żałować, że nie odpuściłem sobie treningu.

Po zakończeniu pierwszej połowy meczu, zeszliśmy na bok. Chwyciłem za butelkę wody, którą o mało co się nie załatwiłem, gdy obok pojawił się zarówno Clay jak i Russ.

– Jak tam życie w powiększonej rodzinie, Clay? – zapytał mój przyjaciel.

Spojrzałem karcąco na przyjaciela, ale ten zignorował mnie całkowicie.

– Jest lepiej, niż myślałem – odparł Clay. – Nie sądziłem, że Ronnie tak szybko się zaaklimatyzuje w Spring Hill.

– Ile twoja córka ma lat?

Spiorunowałem Russa wzrokiem, na co tylko ten uśmiechnął się kwaśno, dając mi znak, bym zaczekał. Zacisnąłem więc zęby i udałem pochłoniętego zapinaniem ochraniaczy.

– Prawie dziewiętnaście – powiedział z dumą w głosie Clay.

– Widziałem ją w restauracji – kontynuował Russ, mimo moich morderczych spojrzeń. – Ładna z niej dziewczyna. Kto by pomyślał, że jeszcze rok temu była nieletnia.

Udałem, że nie słyszę tego nacisku, jakie położył na ostatnie słowa mój przyjaciel, ani nie zauważam jego zerknięcia na mnie.

– Żeby ci nie przyszło do głowy się do niej zbliżać – zaśmiał się Clay, ale wiedziałem, że mówi serio. – Ronnie jest dla ciebie nietykalna. Lepiej o tym pamiętaj.

– Spokojnie – Russ uniósł obie ręce w obronnym geście. – Jeszcze mi życie miłe.

Wyprostowałem się w momencie, gdy Clay ruszył na boisko. Wykorzystując to, że zostałem z Russem sam, od razu na niego naskoczyłem.

– Co ty wyprawiasz? – syknąłem.

– Pokazuję ci, jak bardzo Clay kocha swoją córeczkę – odparł. – Gdy już młodej się znudzi wasz "układ" albo będzie chciała czegoś więcej, a ty ją zostawisz, poskarży się tatusiowi. Wtedy stracisz więcej, niż kumpla i opinię. Pamiętaj, że Clay ma połowę wkładów w tartaku.

– Ronnie ma tyle samo do stracenia, co ja – broniłem się.

– Ale Ronnie tatuś wybaczy – warknął Russ. – Zastanów się, czy warto tracić wszystko, co masz, na związek z małolatą.

Russ wrócił na boisko, pozostawiając mnie samego. Patrzyłem za nim, zastanawiając się, ile racji miał w tym, co powiedział. I czy rzeczywiście Ronnie była warta tego wszystkiego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top