13//often//
She asked me if I do this every day, I said "Often"
Asked how many times she rode the wave, "Not so often"
***
Ronnie
Szykowanie się na imprezę zaczęłam dwie godziny przed wyjściem, by potem nie narazić się na poganianie przez Raya. Mój brat był tak podekscytowany wyjściem na nią, że pewnie byłby gotowy już w południe, gdybym tylko nie studziła jego zapału.
Z szafy wyciągnęłam idealną suknię na taką okazję. Nie była długa, sięgała mi do połowy uda, nie miała rękawów i w kolorze głębokiej czerni. Odsłaniała więcej, niż zasłaniała, ale nie była też wyzywająca. Koronka na spódnicy tonowała nieco ten wulgarny look, który podkreślał wyeksponowany dekolt oraz moje nogi w czarnych szpilkach. Stojącw nich przypomniał mi się znajomy ból w stopach. Zapomniałam już, jak tojest, gdy chodzi się na obcasie. Na szczęście robienia makijażu niezapomniałam.
Pomalowałam się tak, jak kiedyś - mocno podkreślając oczy czarnymicieniami, nakładając sporo bronzera i podkreślając usta krwisto czerwonąszminką. Włosy skręciłam na prostownicy i spryskałam lakierem dodającymobjętości.
Przejrzałamsię w lustrze i ostatni raz poprawiłam sukienkę, gdy do pokoju wszedł Ray.
– Jesteś gotowa? Musimy już...
Urwał, gdy zobaczył mnie w całej okazałości. Mój brat jeszcze nigdy nie widział mnie w takiej odsłonie.
– I jak? – zapytałam.
– Wow. Wyglądasz... Wow.
Uśmiechnęłam się, sięgając po czarną kopertówkę na złotym łańcuszku.
– Też wyglądasz świetnie – powiedziałam patrząc niebieską, podkreślającą kolor oczu Raya koszulkę z dekoltem w serek, zarzuconą na ramiona czarną skórę i ciemne jeansy. Włosy mojego brata zostały chyba pierwszy raz ujarzmione i zaczesane w modny sposób do tyłu. Wyglądał bardzo przystojnie.
– Idziemy? – zapytał, na co skinęłam głową.
Zeszliśmy na dół i od razu usłyszałam znajomy głos, na dźwięk którego dostałam dreszczy, a mój żołądek zrobił gwałtowny obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Weź się w garść – skarcił mnie jak zwykle nadęty głos Alice.
Posłuchałam głosu z głowy i dumnie uniosłam głowę. Żaden mięsień na twarzy mi nawet nie drgnął, gdy zeszłam na dół i zobaczyłam Jeffreya, stojącego z Clay'em w korytarzu. W ogóle nie myślałam o tym, jak seksownie wygląda, opierając się jednym ramieniem o ścianę, wyglądając przy tym jak model.
Oddychaj, bo zaraz padniesz – pouczyła mnie Alice, tym razem kąśliwie.
Również i do tej rady się zastosowałam, choć nie było to łatwe. Sukienka ciasno opinała mnie w piersiach, przez co miejsca na wzięcie oddechu miałam raczej niewiele.
– Już wychodzicie? – zapytał nagle Clay, patrząc na mnie i Raya. Zauważyłam, że tata jest niemniej zdziwiniony widząc mnie w takim wydaniu, co wcześniej Ray i teraz Jeffrey. – Ronnie, pięknie wyglądasz.
– Dzięki – Uśmiechnęłam się i założyłam włosy za ucho.
Złapałam spojrzenie Jeffrey'a, ale zaraz odwróciłam wzrok. Z zadowoleniem przyjęłam jednak to, że był pod wyraźnym podziwem mojego wyglądu.
– Tato, podwieziesz nas? Mieliśmy iść pieszo, ale skoro Ronnie postanowiła założyć te szczudła...
Uderzyłam Raya z łokcia w żebra, przez co tej jęknął i zgiął się w pół.
– Auć? – Chłopak spojrzał na mnie oburzony, na co ja zbeształam go wzrokiem.
– Chodźcie, zanim się pozbijać ie – westchnął tata, biorąc kluczyki do auta z misy.
– Tylko wezmę kurtkę – powiedziała, patrząc na swoją ramoneskę, wiszącą na haku. Na imprezach często marzłam, a złapanie przeziębienia było ostatnim, czego bym chciała.
Tata wyszedł na zewnątrz, a za nim ruszył Ray. Ja już miałam sięgnąć po swoją kurtkę, gdy Jeff złapał mnie za łokieć i zatrzymał w miejscu. Ukrywanie, że jego dotyk, bliskość i zapach wcale na mnie nie działają było sporym wyczynem. Naprawdę niewiele brakowało do tego, bym całkowicie zapomniała o swoim postanowieniu i kontynuowała to, co przerwałam poprzedniego wieczora w restauracji.
– Nie rób niczego głupiego – powiedział, patrząc mi prosto w oczy i takim tonem, jakby mnie przed czymś ostrzegał.
– Nie jestem dzieckiem – odparłam hardo i wyrwałam swoje ramię.
– Więc się tak nie zachowuj.
Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Nie cierpiałam, gdy ktoś mówił mi, co mam robić. Miałam swój rozum i wiedziałam, co mogę robić, a czego nie. Nikt nie musiał mi tego mówić.
– Jasne. W domu też mam być przed północą? – prychnęłam. – Mówiłam ci to już, ale najwyraźniej nic do ciebie nie dotarło, więc powtórzę: odpieprz się ode mnie.
Ruszyłam do wyjścia, zostawiając za sobą Jeffrey'a i z całych sił próbując się przekonać, że to drżenie nóg oraz szybsze bicie serca wcale nie spowodowane było jego bliskością.
~~~
Dom Leviego był duży i znajdował się w znacznym oddaleniu od innych. Było to na korzyść sąsiadów, bo muzyka była bardzo głośna, a od zapalających się i zaraz gasnących świateł można było dostać epilepsji.
Ścisnęłam mocniej ramię Raya, którego się trzymałam od momentu wyjścia z auta i postawiłam pierwszy, niepewny krok na brukowym chodniku.
– O to ci chodziło? – zapytałam, gdy stanęliśmy przed drzwiami do domu.
– Ta impreza, to nie tylko impreza – odparł Ray podekscytowanym tonem, który nie opuszczał go od rana.
Nie podzielałam entuzjazmu brata. Poszłam na tą imprezę tylko dlatego, że obiecałam to Leviemu i nie byłabym w stanie odmówić Rayanowi. No i z tego, co wiedziałam, na imprezie miała też być Barbie i Jace.
Weszliśmy do środka, gdzie od razu uderzył w nas bas z głośników oraz mieszanina głosów dziesiątek ludzi. Tłum był naprawdę spory i na miejscu rodziców Leviego byłabym bardzo niespokojna o późniejszy stan domu. Pijane nastolatki i drogie wnętrza nie były dobrym połączeniem.
– To ja lecę – oznajmił mi Ray i już miał ruszyć w głąb domu, gdy złapałam go za rękaw kurtki.
– A ty dokąd?
– Tylko nie odwalaj mi tu opiekuńczej, starszej siostry – Ray przewrócił oczami, opierając ręce na biodrach.
– Muszę, bo przyszedłeś tu ze mną – powiedziałam twardo, niezaważając na niezadowoloną minę Raya. Moje obawy co do rozsądku i dojrzałości mojego brata znacznie się skurczyły, gdy tata powiedział mi o swoich obawach. Jednak nie chciałam psuć chłopakowi imprezy. – Nie znikaj nigdzie i bądź pod telefonem. Jasne?
– Ta jest, siostra – Ray zasalutował niedbale, po czym zniknął w tłumie.
Westchnęłam ciężko, zagryzając wargę. Miałam nadzieję, że Ray nie zmarnuje tego kredytu zaufania, jakim go obdarzyłam.
Rozejrzałam się wokół. Wśród dziesiątek ludzi, ja kojarzyłam dwie, maksymalnie trzy i to tylko z widzenia. Kiedyś to by mi nie przeszkadzało i bez zastanowienia rzuciłabym się w wir zabawy. Teraz jednak miałam przed tym opory. Moja otwartość gdzieś zniknęła.
Albo została w Richmond.
Odsunęłam się na bok, robiąc miejsce grupce pijanych chłopaków, którzy zbiegli po schodach, prawie taranując przy tym mnie oraz kilka innych osób. Weszłam do salonu, rozglądając się za wolnym miejscem, gdzie mogłabym usiąść.
Gdy tak stałam, szukając choćby skrawka kanapy, poczułam silne klepnięcie w pośladek. Drgnęłam i odwróciłam się, z zamiarem opieprzenia dowcipnisia, gdy zobaczyłam roześmianą twarz dziewczyny z czerwonymi włosami.
– Barbie! – pisnęłam oburzona.
– Jesteś w końcu! – Dziewczyna rzuciła mi się na szyję, prawie mnie przy tym przewracając. Poczułam od niej słodki zapach perfum, zmieszany z wyraźną wonią alkoholu.
– Sporo wypiłaś? – zapytałam, na co dziewczyna tylko machnęła ręką i pociągnęła mnie za rękę.
Przeszłyśmy do kuchni, gdzie ludzi było niemniej, a to z powodu utworzonego tam barku. Barbie chwyciła butelkę wódki oraz jakiś sok. Nim się obejrzałam, trzymałam w dłoni plastikowy kubeczek.
– Pij – poleciła mi dziewczyna, robiąc sobie podobnego drinka.
Wzięłam pierwszego łyka i zaraz skrzywiłam się, czując więcej wódki, niż soku.
– O cholera – Chrząknęłam, zasłaniając usta wierzchem dłoni.
Barbie uniosła kubeczek w geście toastu, co sama powtórzyłam. Mimo gorzkiego smaku alkoholu, dotrzymałam przyjaciółce kroku i wypiłam drinka do samego dna. Na razie nie poczułam efektów, ale wiedziałam, że to tylko kwestia czasu.
– Gdzie Jace? – zapytałam, gdy Barbie robiła kolejnego drinka.
– Nie ma. W domu – Wzruszyła ramionami, sięgając po kolejne soki i mieszając je. – Stwierdził, że nie będzie robił za moją niańkę.
Jakaś dziewczyna trąciła mnie łokciem, gdy zataczając się szła w kierunku wyspy kuchennej, przez co prawie wylałam dopiero co wręczoną mi zawartość kubeczeka. Stanęłam bliżej ściany, gdzie zaraz dołączyła do mnie Bar.
– Pokłóciliście się? – zapytałam.
– On się kłócił. Stwierdził, że na pewno znowu się upiję, wyląduję w domu Kita, a on będzie musiał mnie po tym pocieszać. Pieprzona wróżka.
– A Kit...
– To mój były – Zobaczyłam smutek w oczach Barbie, gdy mówiła te słowa. Dziewczyna przechyliła kubeczek, w zaledwie dwóch łykach opróżniając go. – A teraz dość tych smutów. Chodź na parkiet.
Miejsce do tańczenia znajdowało się w drugiej części domu, gdzie muzyka była najgłośniejsza. Razem w Barbie wbiłyśmy się w tłum, szukając choć odrobiny wolnego miejsca. Wypity alkohol zaczął działać, bo czułam przyjemne ciepło w żołądku, a nogi same rwały mi się do tańca. W końcu dałam się ponieść muzyce.
Dawno nie tańczyłam, ale wcale nie straciłam poczucia rytmu. Wczułam się w płynne takty klubowej muzyki, przypominając sobie chwile, gdy tak spędzałam co drugi dzień. Miałam wrażenie, że od tej chwili minęły wieki.
Tańczyłam z Barbie, śpiewając z nią i śmiejąc się głośno. Po raz pierwszy całkowicie zapomniałam o wszystkich swoich problemach i po prostu się bawiłam. Nawet widok Chris Hergens, obserwującej mnie z drugiego końca sali, nie zepsuł mi świetnego humoru.
Ruszałam właśnie biodrami do piosenki The Chainsmokers, gdy nagle poczułam czyjeś dłonie, oplatające się wokół mojej talii. Przestraszona drgnęłam, ale rozluźniłam się, gdy usłyszałam przy uchu znajomy głos.
– Zatańczysz ze mną? – zapytał, a mnie przeszły dreszcze.
Z uśmiechem pokiwałam głową i znowu wprawiłam ciało w ruch. W tym czasie dłonie Leviego sunęły po moim ciele, powodując przyjemne dreszcze. Odchyliłam głowę, opierając ją na ramieniu chłopaka i zaraz odwróciłam ją, muskając nosem jego szyję. Pachniał perfumami, których zapach spodobał mi się.
Barbie gdzieś mi zniknęła, czym jednak nie bardzo się przejęłam. Była to duża dziewczynka i wiedziałam, że nic jej nie będzie. Co innego ja.
Piosenka skończyła się, a wraz z nią mój taniec z Levim. Odwróciłam się do chłopaka, który tego wieczoru wyglądał niezwykle pociągająco. Czarny, zwykły t-shirt odsłaniał jego umięśnione ramiona oraz pokrywające je tatuaże. Na szyi miał nieśmiertelnik oraz srebrny łańcuszek,a twarz pokrywał mu cień zarostu, który nawet mu pasował.
– Napijesz się czegoś? – zapytał, a ja jedyne, co mogłam zrobić, to skinąć głową.
Levi wziął mnie za dłoń i poprowadził z powrotem do kuchni. Tym razem tłok był już tam mniejszy i nawet znalazł się wolny stolik, na którym mogłam usiąść, ku uciesze moich zmordowanych stóp. Podczas gdy Levi robił nam coś do picia, ja rozmasowałam napięte ścięgna, zastanawiając się, ile jeszcze będę się męczyła w tych narzędziach tortur.
– Proszę – Chłopak wręczył mi kubeczek, od którego bił ostry zapach alkoholu. Najwyraźniej był ktoś, kto potrafił robić mocniejsze drinki niż Barbie.
– Dzięki – Posłałam Leviemu uśmiech i upiłam łyk napoju. Co dziwne, nie wyczułam wódki, a jedynie słodki posmak kilku soków.
Levi oparł się o blat wyspy obok mnie i przez chwilę oboje w milczeniu piliśmy swoje drinki. Czułam przy tym spojrzenia, jakimi obrzucał mnie chłopak i uśmiechałam się pod nosem. W końcu jednak podniosłam wzrok i nasze spojrzenia się spotkały.
– Co? – zapytałam.
– Nic. Nie miałem jeszcze okazji powiedzieć ci, że pięknie wyglądasz.
Zagryzłam policzek, pochylając głowę, przez co kaskada włosów opadła mi na twarz. Jednak te zostały zaraz odsunięte przez Leviego i założone mi z powrotem za ramię. Nawet nie zauważyłam kiedy nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie i gdy nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry, w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.
Nie. Nie lampka. Cholerny alarm złożony z dziesiątek syren policyjnych i czerwonych świateł.
Drgnęłam i cofnęłam się, unosząc kubeczek do ust. Levi nawet jeśli był zaskoczony, czy też zły takim obrotem spraw, nie dał tego po sobie poznać.
– To co?– zapytał, lekko ochrypniętym głosem.– Jeszcze raz to samo?
Ponownie skinęłam głową. Bo co innego mogłam zrobić, jak nie upić się?
***
Wyszłam na zewnątrz, lekko się zataczając. Straciłam już rachubę, ile wypiłam. Gdy rozmawiałam z Levim na luźne tematy, niespodziewanie dołączył do nas Caleb oraz dwóch ich kumpli z drużyny ze swoimi dziewczynami. Ci od razu narzucili szybkie tempo, lejąc nam czystą wódkę. Mimo początkowych oporów, dałam się wciągnąć w takie picie i szybko przekonałam się, że umiejętności zdobyte w Richmond wcale tam nie zostały. Wszyscy byli pod wrażeniem tego, że jestem w stanie dotrzymać kroku Theo – zaprawionemu zawodnikowi. Ale w końcu i ja musiałam odpuścić.
Usiadłam na schodach, prowadzących do ogrodu i wyciągnęłam komórkę. Miałam zamiar tylko sprawdzić godzinę, ale zaraz przypomniałam sobie, że od dawna nie widziałam nigdzie Raya. Starając się skupić i rozczytać nieco rozmazane literki, weszłam w spis kontaktów. Nie wybrałam jednak numeru do brata. Widok ciągu cyfr, opisanego jako J. sprawił, że poczułam ścisk w gardle.
Nie wiedziałam, po co właściwie zapisałam sobie numer Jeffrey'a. Nie zastanawiałam się nad tym, tylko po prostu to zrobiłam. Gdybym była trzeźwa, z pewnością bym sobie za to ostro nawrzucała, a potem wyrzuciła ten przeklęty numer z listy kontaktów. Jednak byłam nieźle wstawiona i w tamtym momencie pomysł zadzwonienia do Jeff'a wydał mi się świetną zabawą.
Raz się żyje - czyż nie? – uśmiechnęłam się do siebie, przykładając komórkę do ucha.
– Halo?
Wystarczyło tylko to jedno, głupie "halo", jedno, przeklęte "halo", bym poczuła, jakbym się rozpływała. Głos Jeffreya miał w sobie coś takiego, że mogłabym go słuchać cały czas.
– O co ci chodzi? – zapytałam, gryząc czubek kciuka.
Zapadła cisza, która – nie wiedzieć czemu – wywołała u mnie rozbawienie. Zachichotałam, opierając głowę o barierkę przy schodach.
– Ronnie?
– A spodziewałeś się kogoś innego? – zapytałam kąśliwie. – Czekaj, a może przeszkadzam? W końcu jest sobota. W soboty nikt nie siedzi sam. Mam tylko nadzieję, że nie ma tam tej całej Renee. Nie znoszę modliszki. Myślałam, że masz lepszy gust. Co z tobą?
– Jesteś pijana? – zapytał mężczyzna, zupełnie ignorując moje pytania.
– Jak to zgadłeś? Jestem na imprezie. To raczej normalne, że piję i jestem pijana.
Rozejrzałam się wokół. Jakaś para wsiadała do samochodu z wiadomym zamiarem. To przypomniało mi chwile z barowego parkingu i przywołało kolejny uśmiech na mojej twarzy. Zachichotałam nawet, kładąc się na drewnianym podeście. Zaraz jednak dopadły mnie zawroty głowy i doszłam do wniosku, że nie był to dobry pomysł, więc znowu usiadłam.
– Ronnie, ile wypiłaś?
– Wciąż za mało, ale spokojnie – zaraz ten błąd naprawię – Parsknęłam śmiechem, ale zaraz zakryłam usta dłonią i wróciłam do poważnego tonu. – O co ci w ogóle chodzi, co? Rozumiem, że ten seks na parkingu mógł być jednorazową akcją, ale za cholerę nie rozumiem, co działo się później. Całujesz mnie, potem nie chcesz. Pieprzysz mnie w domu swojego przyjaciela, a mojego ojca, a potem idziesz na kolację z jakąś blond-zdzirą. To ze mną mną jest coś nie tak, czy co? Oświeć mnie, bo już nie wiem.
– Ronnie, powinnaś wrócić do domu – powiedział tonem nauczyciela, który wcale nie sprawił, że chciałam go posłuchać. No, na pewno nie posłuchać się akurat co do tego. W innych kwestiach za to...
– Jakiś ty władczy– zamruczałam, kreśląc paznokciem niewidzialne linie na swoim udzie.– Mów mi tak więcej.
Z głośników popłynęła piosenka The Weeknd - Often, którą uwielbiałam. Zaczęłam nucić refren do telefonu, z ledwością zachowując powagę przy dwóch ostatnich linijkach refrenu.
– Gdzie?– zapytał niespodziewanie mężczyzna, przerywając moje śpiewanie.
– Co "gdzie"? – zapytałam zdziwiona.
– Gdzie jesteś? – głos Jeffa był już mocno zirytowany, ale postanowiłam go jeszcze bardziej podrażnić.
– Na imprezie – zagryzłam wargę, by powstrzymać wybuch śmiechu.
– Ronnie, nie wydurniaj się.
– Jestem bardzo poważna, proszę pana. To pan jest niepoważny. Najpierw mnie pan podrywa, a potem całuje, tylko po to, by zaraz mnie zostawiać. Tak się nie robi. Nie–ro–bi. Jeszcze to całe: nie rób niczego głupiego. Zamiast prawić morały, trzeba było mnie już przelecieć. Przynajmniej wtedy miałabym z tego jakąś korzyść, a tak to lipa. Muszę znaleźć sobie jakieś zastępstwo.
Zerknęłam na Leviego, który w tym samym momencie wyszedł z domu. Chłopak zauważył mnie pomachał, a ja odpowiedziałam mu tym samym, zagryzając wargę.
– Ocho! Mamy kandydata! – powiedziałam, by jeszcze bardziej rozdrażnić Jeffa.
– Ronnie, wróć do domu –Jeffrey wydawał się być już na granicy wytrzymałości.
– Muszę kończyć. Dobranoc, dupku.
Rozłączyłam się szybko i wrzuciłam z powrotem komórkę do torebki. Levi stanął nade mną i wyciągnął rękę w moja stronę. Ujęłam ją, stając na równe nogi. No, powiedzenie "równe", było sporą przesadą, bo zachowanie pionu było dla mnie nie lada wyczynem.
– Chyba mam dość – powiedziałam uśmiechając się zażenowana.
– Może się przejdziemy? – zaproponował chłopak. – Ochłoniesz trochę.
Ujęłam ramię Leviego i razem ruszyliśmy chodnikiem w stronę ulicy. Naprzeciw domu chłopaka znajdował się park i to właśnie tam się udaliśmy. Idąc ciemnymi alejkami, oświetlonymi jedynie przez kilka lamp, poczułam się nieswojo.
– Zimno ci?– zapytał chłopak i zanim w ogóle zdążyłam odpowiedzieć, ten odwrócił mnie do siebie i objął w pasie.
–Chyba gdzieś zostawiłam swoją kurtkę – powiedziałam, kładąc dłonie na piersi chłopaka, by dzięki temu zachować choć odrobinę dystansu.
Na nic to się jednak zdało, bo gdy chciałam zaproponować, byśmy wrócili do domu, Levi zamknął mi usta swoimi. To jednak nie spodobało mi się ani trochę. Nim się obejrzałam, zostałam przygnieciona do pobliskiego drzewa, a dłonie chłopaka zaczęły stawać się coraz nachalniejsze.
– Czekaj – powiedziałam, wykorzystując moment, gdy Levi oderwał się od moich ust. – Levi...
– Nie teraz, mała – Chłopak złapał mnie za oba nadgarstki jedną ręką i podniósł moje ręce, przygważdżając je do szorstkiej kory. Byłam zbyt pijana, by z nim wygrać.
– Przestań, Levi – poprosiłam cicho, ale ten mnienie posłuchał. Nie zareagował nawet, gdy zaczęłam się odsuwać. Zaczęło mi się robić niedobrze.
Chłopak bezczelnie wsunął dłoń pod moją sukienkę tylko po to, by zaraz wsunąć ją do moich majtek. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam jego palce, a to wywołało u mnie koszmar wspomnień.
Przed oczami stanął mi tamten mężczyzna. Tamten pokój. Tamta noc.
Nie udawaj, że nie chcesz– ohydny głos, cuchnący papierosami i alkoholem był tak samo żywy, jak stojący przede mną Levi.– Gdybyś nie chciała, to by cię tu nie było.
W przypływie wściekłości i chęci buntu przed powrotem wspomnień, uniosłam kolano i trafiłam Leviego między nogi. Chłopak jęknął, zginając się w pół, dzięki czemu byłam wolna.
– Powiedziałam przestań! – krzyknęłam i uderzyłam go dodatkowo z pięści w bark.
– Au! – Niespodziewanie chłopak roześmiał się. To dało mi do myślenia, że alkohol nie było jedynym, z czym miał styczność na imprezie. – Co ty nagle taka niedotykalska? Jeszcze godzinę temu dałabyś się przelecieć każdemu na imprezie.
Nie mogłam znieść tego kpiącego tonu, więc schyliłam się po swoją torebkę i wróciłam na ścieżkę, z zamiarem powrotu do domu. Mogłabym iść nawet pieszo, byleby tylko nie musieć dłużej oglądać Leviego. Brzydziłam się nim.
Ale on nie odpuszczał.
Złapał mnie za tył sukienki i pociągnął. Rozległ się dźwięk rozrywanego materiału, a ja straciłam równowagę i upadłam. Levi stanął nade mną, wyraźnie się zataczając. Załkałam, gdy na moment jego sylwetka zmieniła się, a mnie ogarnął paraliżujący strach. Ukryłam twarz w dłoniach i wybuchnęłam płaczem.
– Ronnie, ja...
Widząc zbliżające się do mnie ręce Leviego, zareagowałam jak oparzona i odsunęłam się od niego, na kolanach sunąc po szorstkim bruku.
– Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam.
Nagle za plecami Travisa pojawiła się ciemna postać, która zacisnęła palce na jego ramieniu i brutalnie pociągnęła w tył. Chłopak nawet nie zdążył zareagować, gdy został uderzony z pięści w twarz, a potem wylądował na ziemi.
– Powiedziała "nie" – syknął nieznajomy mi głos, a jego właściciel kopnął Travisa w brzuch. Ten zaniósł się kaszlem, zgiął w pół i zwymiotował. Najwidoczniej nie miał sił walczyć.
Tego było już dla mnie za wiele. Poderwałam się z ziemi i biegiem ruszyłam przez trawnik, nie oglądając się za siebie. Jedyne, czego chciała, to znaleźć się jak najdalej od tych ludzi. Od tego koszmaru.
Obcasy wbijały się w miękką ziemię i kilka razy moje kostki nienaturalnie się wyginały, prawie przy tym skręcając, ale i tak się nie zatrzymywałam. Dopiero gdy dotarłam do innej części parku, mając pewność, że ani Levi, ani ten drugi mnie nie goni, zatrzymałam się.
Musiałam wyglądać koszmarnie. Przez łzy mój makijaż pewnie był do niczego, włosy miałam zmierzwione, a całe szpilki w błocie, ziemi i trawie. Jakoś udało mi się dotrzeć do ławki, na którą ciężko opadłam. Drżącymi dłońmi otworzyłam torebkę i zaczęłam przeszukiwać jej zawartość. Po dłuższej chwili bezcelowych poszukiwań wysypałam całą zawartość prosto na chodnik i dopiero wtedy znalazłam komórkę. Próbując wstać, zachwiałam się mocno i wylądowałam tyłkiem na ziemi. Nie przejęłam się tym w ogóle, bo byłam zbyt skupiona na obsłudze telefonu. To nie było w cale proste, bo wszystko wydawało się wirować. W końcu jednak odnalazłam spis kontaktów. Wybrałam ostatnie połączenie.
– Ronnie?
– Przyjedziesz po mnie? – zapytałam bez ogródek, ocierając policzki mokre od łez.
– Coś się stało? – zapytał zaniepokojony.
– Przyjedziesz, czy nie? – zapytałam ostro, prawie krzycząc.
Nie miałam ochoty opowiadać Jeffrey'owi o wszystkim, czego przed chwilą doświadczyłam. Chciałam, tylko znaleźć się w bezpiecznym domu, wziąć prysznic i zasnąć w nadziei, że jutro niczego nie będę pamiętać. W tym parku było przerażająco. Każdy szelest wywoływał u mnie gęsią skórkę i miałam wrażenie, że coś zaraz wyjdzie z tych zarośli i zrobi coś gorszego, niż próbował Levi. Alkohol w mojej głowie tylko pobudzał te wizje.
– Gdzie jesteś?
– W parku – powiedziałam, ale zaraz mi się przypomniało, że w Spring Hill jest ich kilka, a ja jeszcze nie bardzo znałam te miejsca.
Zaczęłam rozglądać się za czymś, co mogłoby dać Jeffowi wskazówkę, co do mojego pobytu. Po drugiej stronie ścieżki stała tablica z jakimś napisem oraz obrazkami. Musiałam podejść do niej, by przeczytać tekst, co zajęło mi dłuższą chwilę.
– Jest tu tablica z jakąś sową, czy czymś... Rezerwat sowy?
Jeffrey nie odpowiedział, a ja wystraszyłam się, że zakończył połączenie. Był moją ostatnią nadzieją.
– Czekaj tam i nie ruszaj się z miejsca– powiedział, ku mojej uldze.– Zaraz będę.
– Jeff?
– Tak?
– Dziękuję – Usiadłam na ławce i podciągnęłam nogi pod klatkę. Zaczęło mi się robić zimno, czyli powoli trzeźwiałam. – Pośpiesz się. Tu jest strasznie.
~~~
Jeffrey
Bez zastanowienia wsiadłem do auta i ruszyłem do parku przy Broken Street, gdzie czekała na mnie Ronnie. Po tym, jak usłyszałem jej roztrzęsiony i pełen przerażenia głos, nie mógłbym wrócić do łóżka. Świadomość, że nie miałem pojęcia, co się z nią działo, nie dałaby mi zmrużyć oka.
Na miejsce dotarłem w ciągu kilku minut. Dłużej zajęło mi chodzenie po alejkach, w poszukiwaniu dziewczyny. W końcu jednak ją zobaczyłem.
Siedziała na ławce, z nogami podciągniętymi pod klatkę i obejmująca się za ramiona. Na jej widok miałem ochotę ją ostro okrzyczeć, ale po chwili cała złość na nią minęła. To była tylko przerażona dziewczyna.
– Ronnie?
Drgnęła podnosząc głowę. Nawet z daleka widziałem, że była w strasznym stanie. Zupełnie nie przypominała siebie sprzed kilku godzin. Widząc mnie zerwała się z ławki i biegiem ruszyła w moją stronę.
– Jesteś – powiedziała, mocno mnie obejmując, aż na moment zabrakło mi oddechu.
Nie wiedziałem, jak mam zareagować. Jej niespodziewana bliskość sprawiła, że poczułem coś, czego nie czułem od dawna. Obudziło to tęsknotę, o której obiecałem sobie już nie myśleć. Nie mogłem sobie na to pozwolić, dlatego odsunąłem ją od siebie.
– Chodź stąd – powiedziałem, kładąc jej dłoń na plecach.
– Moja torebka.
Ronnie wróciła do ławki i zaczęła zbierać rzeczy z ziemi. Gdy kucała, zauważyłem, że ma kawałek sukienki na plecach, a skóra w tym miejscu była zaczerwieniona.
– Co ci się stało? – zapytałem, dotykając jej barku. Ronnie drgnęła i wyprostowała się.
– Nic – powiedziała, cały czas grzebiąc w torebce. W ten sposób pewnie chciała uniknąć mojego wzroku, a to jeszcze bardziej upewniło mnie, że przytrafiło jej się coś złego.
Na myśl o tym poczułem narastającą złość. Ująłem Ronnie za brodę i podniosłem jej głowę, by móc spojrzeć jej w oczy. Były pełne łez.
– Ktoś ci coś zrobił? – zapytałem. Nawet myśl o tym, że ktoś mógł zrobić jej jakiejś świństwo, sprawiała, że ledwo panowałem nad sobą.
– Nie. Nie zrobił – powiedziała spuszczając głowę, a ja jej uwierzyłem.
***
Zatrzymałem samochód na podjeździe i zgasiłem silnik. Nie ruszyłem się z miejsca, walcząc z wątpliwościami, co do swojej decyzji. W ogóle nie powinienem był o tym pomyśleć, a posunąłem się do tego, że przywiozłem Ronnie do siebie.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała Ronnie, wyglądając przez okno na dom.
– W moim domu – odparłem, już dziwnie się czując wmawiając te słowa, a co dopiero wiedząc, że za chwilę wejdziemy do środka. Razem.
– Dlaczego? – Dziewczyna spojrzała na mnie wciąż rozmytym wzrokiem.
– A jak bym wytłumaczył to twojemu ojcu, albo Connie, że przywiozłem cię samą?
Wyszedłem na zewnątrz i od razu ruszyłem otworzyć drzwi Ronnie. Pomogłem jej wyjść z auta, bo sama pewnie by sobie z tym nie poradziła. Objąłem ją w pasie, całkowicie odruchowo. Nie pomyślałem nawet o tym, bym mógł zrobić coś więcej. Nie teraz. Nie wtedy, gdy była pijana i zaraz po tym, jak jakiś dupek...
– No tak – przytaknęła, gdy zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Sięgnąłem po klucze, a Ronnie oparła się o ścianę, obejmując za ramiona. – Zawsze myślisz o wszystkim?
W odpowiedzi jedynie uśmiechnąłem się, po czym otworzyłem drzwi. Ronnie pierwsza ruszyła do środka. Jednak stawiając pierwszy krok, skończył się on potknięciem o próg i poważnym zachwianiem równowagi. Złapałem ją odruchowo w pasie i przyciągnąłem do siebie. Nawet wtedy, gdy Ronnie nie groził już upadek, nie puściłem jej.
Z trudem powstrzymałem chęć pocałowania dziewczyny, bo wiedziałem, jak by to się skończyło
A nie mogłem do tego dopuścić. Ronnie była pijana, a ja nie miałem w zwyczaju wykorzystywać takich sytuacji. Mimo tego ani nie wypuściłem jej z objęć, ani się od niej nie odsunąłem.
Położyłem dłoń na policzku Ronnie, niby po to, by odsunąć jej z twarzy kilka pojedynczych włosów. Nie mogłem oderwać wzroku od jej szarych oczu, które patrzyły na mnie wyczekująco i od jej lekko rozchylonych, kuszących ust. Przez to, że wciąż była do mnie przyciśnięta, czułem bicie jej serca.
– Kręci mi się w głowie – Głos Ronnie oderwał mnie od wpatrywania się w jej śliczną twarz.
– Chodź – Objąłem dziewczynę ramieniem i poprowadziłem ją do swojej sypialni. Mogłem ulokować ją w pokoju gościnnym, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiłem.
Ronnie dała się położyć do łóżka jak dziecko i od razu przyłożyła głowę do poduszki. Przykryłem ją kołdrą i gdy już miałem odejść, dziewczyna niespodziewanie złapała mnie za dłoń. Jej chłodne palce splotły się z moimi, co sprawiło, że przeszedł mnie dziwny dreszcz.
– Zostań. Potrzebuję cię tu – powiedziała, przyciągając moją rękę do swojej piersi, trzymając ją jak przytulankę.
Nie powinien był, a mimo to usiadłem na skraju łóżka, unieruchomiony, ale nie miałem nic przeciwko temu. Moja ręka była tak blisko piersi Ronnie, że znowu czułem bicie jej serca.
– Jeff?
– Tak?– zapytałem, a mój głos zadrżał.
– Nie jesteś wcale dupkiem.
Uśmiechnąłem się pod nosem i odsunąłem z jej twarzy kilka niesfornych kosmyków. Ronnie ułożyła się wygodniej i po chwili jej oddech stał się głębszy.
– Dobranoc – powiedziałem, ostrożnie wstając z materaca.
Nim opuściłem pokój, jeszcze raz obejrzałem się na Ronnie. Widok kobiety w moim łóżku sprawił, że ścisnęło mnie w gardle, ale i spowodowało cień uśmiechu, którego nie potrafiłem się pozbyć.
Później, gdy leżałem na niewygodnym łóżku w pokoju gościnnym, jeszcze długo nie mogłem zasnąć. Myślałem, ale rzeczy, które pojawiały się w mojej głowie nie należały do najprzyjemniejszych. Czułem, że popełniam błąd, pozwalając sobie na takie zachowanie wobec Ronnie, ale nic nie mogłem poradzić na to, że odcięcie się od niej było trudniejsze, niż bym myślał.
I coraz słabiej z tym walczyłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top