12//carmen//

  The boys, the girls, they all like Carmen
She gives them butterflies, bats her cartoon eyes
She laughs like God, her mind's like a diamond
Audiotune lies, she's still shinin'
Like lightning, white lightning  

***

Ronnie

Od powrotu z tatą do domu uważnie przyglądałam się Rayanowi. Próbowałam wyłapać z jego zachowania cokolwiek, co byłoby niepokojące lub wskazywałoby, że rzeczywiście ma jakieś kłopoty. Wcześniej nie zauważyłam niczego dziwnego, ale po przyjrzeniu okazało się, że naprawdę Ray mógł mieć swoje tajemnice.

Gdy sięgał po swój telefon i sądził, że nikt nie patrzy, z jego twarzy znikał uśmiech oraz beztroska, a zastępowała je konsternacja połączona ze zdenerwowaniem. Bardzo chciałam dowiedzieć się, co tak bardzo trapiło mojego brata, ale zupełnie nie wiedziałam, jak mam go o to zapytać. Nie sądziłam, że zdanie: "Hej, Ray, słyszałam, że coś cię dręczy. Może powiesz mi co?" powoli mi wyciągnąć z Rayana cokolwiek. Musiałam być ostrożna.

Gdy tak siedziałam w kuchni, z kubkiem kawy w dłoniach i myślałam o najlepszym podejściu mojego brata, ten zszedł na dół.

–Niemożliwe! – zawołał z progu, kładąc sobie obie dłonie na policzkach i przyjmując pozę postaci z obrazu Krzyk.

– Co? – zapytałam, marszcząc brwi.

– Gotowa do wyjścia przede mną? – cud.

Prychnęłam oburzona i podniosłam kubek do ust. Ray położył komórkę na blacie, tak blisko mnie, że doskonale widziałam część wyświetlonej rozmowy między moim bratem, a Amy.

Będę czekała dziś wieczorem tam gdzie zawsze.

Dzisiaj chyba nie dam rady, Am.

Wymiękasz? Biedy Rayan. Chyba Travis miał co do ciebie rację. Jesteś...

Nie zdążyłam doczytać do końca, bo Rayan schował komórkę do kieszeni. Zagryzłam policzek, uważnie patrząc na brata. Miałam nieodparte wrażenie, że mój brat rzeczywiście miał jakieś problemy i były one związane z Amy oraz tym całym Travisem.

– Zastanowiłaś się? – zapytał Ray, siadając naprzeciw mnie.

– Nad czym?

– Nad imprezą – Chłopak przewrócił oczami. – Idziesz, czy nie?

Westchnęłam, zakładając włosy za uszy. Dobrze, że tego dnia zostawiłam je rozpuszczone. Patrząc na to, jak ostatnimi czasy objawiła się moja skłonność do rumienienia się.

– Nie wiem – westchnęłam. – Nie sądzę, by po ostatnim, tata mnie na nią puścił.

Rayan parsknął śmiechem, za co spojrzałam na niego groźnie. Wcale nie uważałam, że moja bójka z Chris była czymś zabawnym. Już czułam na sobie spojrzenia wszystkich w szkole i słyszałam ich szepty. Mój plan, by pozostać zwykłą, szarą licealistką został właśnie brutalnie zniweczony.

– Daj spokój, siostra. Nie wmówisz mi, że córeczka tatusia nie wyprosi od niego wyjścia na imprezę.

Prychnęłam, słysząc te słowa. Nie czułam się żadną córeczką tatusia. Zbyt wiele czasu żyliśmy osobno, by tak szybko mogło się między mną, a tatą wszystko naprawić. Na razie byliśmy na etapie naprawy i odbudowy resztek naszych relacji. Nie chciałam też nadużywać wyrozumiałości Clay'a, idąc na tą imprezę.

– Nie jestem córeczką tatusia – powiedziałam twardo, na co Ray pokiwał głową z udawaną powagą.

– Oczywiście.

Przewróciłam oczami i dopiłam resztę kawy. Gdy wstałam, by odłożyć kubek, poczułam wibracje swojej komórki. Widok nieznanego, a zarazem znanego numeru sprawił, że cały mój dobry humor znikł w ułamku sekundy.

Twój brak odpowiedzi uznaję za niechęć do porozumienia ze mną. Nie podoba mi się to, kochanie. Bardzo. Chcesz mnie zdenerwować? Jeśli naprawdę chcesz mieć spokój, wiesz dobrze, co zrobić.

  – Pojawi się tam chyba z pół szkoły i nie zamierzam w tym samym czasie siedzieć w domu... Wszystko gra, siostra? 

Nie zareagowałam w pierwszej chwili i dalej wpatrywałam się w treść SMS-a, która znowu odebrała mi tą garstkę sił oraz poczucia stabilizacji, jakie udało mi się zbudować. Jared nie odpuszczał i doskonale wiedział, jak mnie sobie podporządkować.

– Hej – Ray wstał z miejsca i podszedł do mnie. Dopiero dłoń brata na moim ramieniu otrzeźwiła mnie. – Co się dzieje? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.

Uśmiechnęłam sie blado i mocno ścisnęłam swoją komórkę. Powinnam była zmienić numer. To byłoby najlepsze wyjście z sytuacji.

– Wszystko okej – powiedziałam, ale miałam wrażenie, że to zabrzmiało zupełnie nie szczerze.

– Na pewno? – Ray patrzył na mnie uważnie, aż poczułam się niezręcznie.

– Tak. Ja tylko... Muszę zadzwonić.

Wyszłam w pośpiechu z kuchni i od razu skierowałam się na taras. Zaraz po wyjściu na zewnątrz, moje ramiona pokryła gęsia skórka. Tego dnia zwykle czyste niebo zakryły szare, ciężkie chmury i wiał dość chłodny wiatr. Mimo to nie wróciłam do środka.

Usiadłam na drewnianej huśtawce i pochyliłam się nad ekranem komórki. Ciąg cyfr tylko czekał, aż wcisnę przycisk słuchawki. Jednak znowu ogarnęły mnie wątpliwości, czy powinnam. Wracanie do przeszłości było ostatnim, czego bym chciała. Jednak niezałatwione sprawy nie dadzą o sobie zapomnieć, jeśli ich nie rozwiążę.

Dlatego wcisnęłam słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha. Zaledwie te trzy, krótkie sygnały wystarczyły, by zbombardowało mnie kilkanaście różnych uczuć.

Chcesz zerwać z przeszłością, a wracasz do niej na własne życzenie – prychnął nadęty głos Alice.

Nie. Nie wracałam do niej. Chciałam po prostu z nią raz na zawsze skończyć.

– No nareszcie. Długo musiałem na ciebie czekać, kochanie.

Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę, biorąc głęboki wdech. Zachowanie spokoju wiele mnie kosztowało.

– Czego chcesz, Jared? – zapytałam.

Wiatr znowu mnie omiótł, aż zadrżałam. Podciągnęłam nogi pod klatkę, ale zaraz zrozumiałam, że to nie z powodu chłodu jest mi zimno. To była wina głosu Jareda. Ponowne słyszenie go było jak wracanie do największego koszmaru.

– Och, doskonale wiesz – Mężczyzna cmoknął z niezadowoleniem. – Posprzątanie po tobie sporo mnie kosztowało i nie ma nikogo, kto by mi za to zwrócił. Narobiłaś mi sporo kłopotów, Veronico, a wiesz przecież, że ich nie lubię.

– To nie była moja wina – powiedziałam ze złością. – Mówiłam ci, że nie chcę tam iść. Zmusiłeś mnie. Sam jesteś sobie winien.

– Zamknij się! – ostry głos Jareda sprawił, że momentalnie zamknęłam usta. Podporządkowywanie się mężczyźnie nie wyszło mi z nawyków. – Spieprzyłaś sprawę po całości, a potem uciekłaś. Myślisz, że ci to wybaczę, albo o tym zapomnę?

– O co ci chodzi? – zapytałam będąc już na granicy wytrzymałości. – Dlaczego nie możesz zostawić mnie w spokoju?

Otarłam o tak suche policzki, czekając na odpowiedź Jareda. Bałam się jej, ale musiałam przez to przejść. Dla samego świętego spokoju.

– Kochanie, co byś mi mogła dać, oprócz samej siebie?

– Nie wrócę do Richmond – powiedziałam twardo. To byłoby ostatnim, czego bym chciała.

Śmiech Jareda w słuchawce sprawił, że aż skuliłam się cała. To nie było rozbawienie, a raczej świadomość, że ma na mnie coś, co zmusi mnie do robienia wszystkiego, co mi każe.

– Oczywiście, że nie – powiedział tonem zbyt pewnym siebie, bym mogła mu uwierzyć. – Wiem, że masz uroczą rodzinkę, z którą na pewno się zżyłaś. Nigdy bym cię o to nie podejrzewał, ale jestem mile zaskoczony. Na razie dam ci pożyć w tej pięknej idylli. W końcu sama na nią zapracowałaś.

Nie mogłam nie wychwycić tej wyraźnej kpiny, ale powstrzymałam się przed jakimkolwiek komentarzem. Jednak łez nie udało mi się zatrzymać i pierwsza, słona kropla, spłynęła po moim policzku. Nawet jej nie otarłam. 

 – Jeszcze jedno – Oczami wyobraźni zobaczyłam czystą złośliwość na twarzy Jareda oraz ten uśmiech zimnego drania, który kiedyś – nie wiedzieć czemu– uważałam za seksowny. – Pamiętaj, że w każdej chwili mogę zniszczyć ciebie i twoją rodzinkę i uwierz – nie będzie to dla mnie problemem. Pamiętaj o tym, gdy następnym razem będziesz szukała pomocy.

***

Jeffrey

Nie mogłem się skupić na pracy, ale nie zamierzałem iść do domu. Tam zapewne bez przerwy myślałbym nad sprawami, od których najchętniej bym się odciął. Jednak nawet wertowanie papierów nie pomogło w zapomnieniu o rzeczach, które męczyły mnie od kilku dni. 

– Szlag by to – syknąłem rzucając teczkę papierów na biurko i siadając na fotelu. Złapałem się dwoma palcami mostek nosa i zamknąłem oczy.

Noc z Renee była... zwyczajna. Choć była to kobieta piękna i niewątpliwie zmysłowa, to niczym nie wyróżniała się od innych kobiet, z jakimi przyszło mi sypiać. W ogóle nie sprawiała, że chciałbym z nią zostać dłużej, dlatego też wyszedłem z jej mieszkania jeszcze przed północą. Nie czułem się z tym źle. Nie zwykłem sypiać z kobietami w jednym łóżku. Taka poufałość przynosiła więcej kłopotów, niż korzyści, więc po prostu tego unikałem. Takie były moje zasady i nie mogłem inaczej.

Ale to nie był jedyny powód, dla którego opuściłem Renee. Drugi znajdował się w domu mojego przyjaciela, przy Avenue Street. Z jakiegoś powodu po tym, jak pocałowałem Ronnie w restauracji, nie potrafiłem przestać o niej myśleć. Porównywałem też do niej Renee, a to było już całkowite świństwo. Jedna z drugą miały niewiele wspólnego, a mimo to mój umysł nieustannie wyłapywał różnice w zachowaniu oraz wyglądzie mojej towarzyszki i przyrównywał ją do Ronnie. To było nie fair. 

Najgorsze było jednak to, że nie potrafiłem przyjąć do wiadomości, że ta szalona relacja z Ronnie jest już skończona. Rzucenie się na nią w restauracji było jasnym dowodem, że nie będę potrafił trzymać rąk przy sobie. Nawet jeśli w pobliżu będzie Clay, Connie, czy ktokolwiek inny. Wpadłem w niezłe bagno i na razie nie widziałem z niego wyjścia.

– Panie Crane, pan Evans do pana.

Przewróciłem oczami, słysząc głos mojej sekretarki, dochodzący z automatu. Nie miałem ochoty na wizyty Russa, ale wiedziałem, że tego nie uniknę.

– Niech wejdzie.

Odchyliłem sięw fotelu i podniosłem leżący na biurku długopis. Zacząłem go nerwowo obracać w palcach, oczekując wejścia przyjaciela. Czułem, że jego wieczór z Natalie skończył się w oczekiwany przez niego sposób. Nie sposób było nie zauważyć znaczącego uśmiechu na jego twarzy.

– I jak? – zapytałem, nie przestając bawić się długopisem.

– Mam ci zdać relację ze szczegółami? – Russ spojrzał na mnie kpiąco.

– To raczej ostanie, czego bym chciał – mruknąłem. – Chodziło mi raczej o twoje dalsze plany, co do Natalie.

Russ zmarszczył brwi, patrząc na mnie wyczekująco. Westchnąłem i przewróciłem oczami, rzucając długopis na środek biurka.

– Spotykasz się z nią od ponad dwóch tygodni. To twój rekord. Nie planujesz czegoś.... stałego?

Mój przyjaciel parsknął, jakby usłyszał przezabawny żart. Wiedziałem, że wyjście z takim stwierdzeniem wywoła rozbawienie u Russa, ale z żadną kobietą nie był dłużej niż kilka dni. Dlatego sądziłem, że Natalie może być czymś poważniejszym.

Russell był starszy ode mnie o dwa lata, ale nie sądziłem, że ustatkuje się szybciej ode mnie. Jeśli w ogóle któryś z nas miał to w planach.

– Dobrze wiesz, że bycie z jedną kobietą nie jest w moim stylu – powiedział. – Z Natalie, oprócz seksu, nic mnie nie łączy. Ona to wie. Ja to wiem. Nie ma co gdybać.

– A może ona nie myśli tak samo? – podsunąłem nieśmiało.

– A tobie co się stało? – zapytał Russ, patrząc na mnie zdziwiony. – Renee aż tak ci się spodobała, że już planujesz z nią wspólne życie? Nie sądziłem, że jesteś aż tak uczuciowy.

Tym razem to ja prychnąłem, ponownie biorąc do ręki długopis. Musiałem czymś zająć ręce. I umysł.

– Tylko mi nie mów, że się zakochałeś – zażartował Russ, ale zaraz spoważniał. – Czekaj. Ty na serio...

– Nie. No co ty. Boże – Przejechałem dłonią po twarzy, kończąc na włosach. – Tu nie chodzi o Renee.

Zanim zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziałem, za późno już było, by to odwołać. Widząc minę mojego przyjaciela wiedziałem już, że nie będzie mi łatwo sprawić, by Russ zapomniał o tym.

Wstałem z fotela, ale nie udało mi się uciec od fali pytań.

– Chwila, chwila. Jeśli nie o Renee, to o kogo? Z kim się jeszcze spotykasz? To tak... na poważnie?

– Nie – zaprzeczyłem od razu, ale dało się wychwycić nutę zwątpienia w moim głosie. – Z całą pewnością nie. W sumie to nawet jej dobrze nie znam. Ale to nie zmienia faktu, że nie mogę się do niej zbliżać.

– Wow – Russ pokiwał głową ze zrozumieniem, ale widziałem, że jest rozbawiony. – To kim jest ta niezwykła kobieta, która zdołała zawrócić głowę Jeffrey'owi Crane?

Potarłem dłonią policzek, zastanawiając się, czy powiedzenie prawdy Russowi będzie dobrym pomysłem. Znał Clay'a i wiedziałem, że będzie miał obiekcje co do mojej relacji z Ronnie.

Ale musiałem komuś powiedzieć.

– Chodzi o córkę Clay'a.

Milczałem, czekając na to, aż Russ przetrawi tą informację. Gdy jednak na niego spojrzałem, zobaczyłem, że zajmie mu to więcej czasu.

– Chwila – powiedział w końcu. – Spotykasz się z córką Clay'a Lincolna? Czyś ty postradał rozum?

– Nie spotykam się z nią. Nawet nie wiedziałem, że to córka Clay'a. A później to już było za późno.

– Później? Jakie "później"? Ile razy ty się z nią widziałeś?

Zagryzłem policzek, przemilczając to pytanie.

– Będę trzymał się od niej z daleka – powiedziałem w końcu. 

– Tak samo jak wczoraj w restauracji? – zapytał kpiąco Russ, a ja się zmieszałem. Nie miałem pojęcia, że się domyślił. – Ona ci się podoba, stary.

– Ronnie.

– Co?

– Ma na imię Ronnie –powiedziałem.

– Mniejsza z tym – Russ westchnął, przewracając oczami. – Nie sądzisz, że ta cała Ronnie zaczyna zawracać ci w głowie?

Prychnąłem. Jeżeli Russ naprawdę sądził, że zakochałem się w dziewczynie, której w ogóle nie znałem, to było to śmieszne. Ronnie była atrakcyjna – zgoda, ale pociągała mnie tylko fizycznie. W innych aspektach była mi całkowicie obca.

– Wiesz, że to niemożliwe–Spojrzałem na niego wymownie.

Russ był jedną z niewielu osób, które wiedziały o Mai, mojej przeszłości i znały powód, dla którego żyłem tak, jak żyłem. Rozumiał to i nigdy nie próbował wnikać, ani też namawiać mnie do zmiany. Byłem mu za to wdzięczny, ale tym razem wydawało mi się, że próbuje mi coś przekazać, dlatego się wkurzyłem. 

Nie chciałem zmian. One oznaczały utratę stabilizacji, którą tak długo budowałem. Nie chciałem ponownie wszystkiego odbudowywać. Tak, jak było teraz, było dobrze. Udało mi się zerwać z przeszłością, więc nie zamierzałem do niej wracać. 

– Nigdy, nie mów nigdy, bracie – Russ uśmiechnął się znacząco, ale nie skomentowałem tego. Nie miałem sił się sprzeczać.

***

Ronnie

Odkąd weszłam do budynku szkoły czułam na sobie spojrzenia uczniów i widziałam, jak szepczą między sobą. Starałam się to ignorować je, ale i tak czułam się nieswojo. Wszyscy już wiedzieli o mojej bójce z Chris, więc teraz moja osoba  wzbudzała powszechne zainteresowanie wśród uczniów. Można powiedzieć, że byłam jedną z najpopularniejszych osób w liceum. To oraz poranna rozmowa z Jaredem sprawiła, że czułam się jeszcze gorzej. Chciałam spokoju - czy to było zbyt wiele?

Zagryzłam policzek i podeszłam do swojej szafki, po drodze mijając dwie dziewczyny. Te powiedziały coś do siebie cicho, po czym zachichotały jak wariatki. Z trudem powstrzymując złość wpisałam kod do zamka i wyciągnęłam książki. Już miałam odejść, gdy niespodziewanie obok mnie pojawił się nieznany mi blondyn. Przestraszona odskoczyłam, upuszczając przy tym podręcznik do historii. 

 – Cholera! – syknęłam schylając się po książkę. Już miałam ją podnieść, gdy uprzedziła mnie czyjaś ręka.

– Caleb, idioto. Wystraszyłeś dziewczynę.

Podniosłam wzrok na osobę, która trzymała mój podręcznik i zdziwiłam się, widząc Leviego. Chłopak patrzył karcąco na blondyna, po czym zaserwował mi jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. 

–   Przepraszam za niego. Czasem nie potrafi się zachować.

– Nic się nie stało – zapewniłam szybko i odwróciłam się do Caleba. – Miło poznać.

–  I wzajemnie– Chłopak powiedział to takim tonem, że aż poczułam się nieswojo, a sposób, w jaki mnie zlustrował, tylko spotęgował to uczucie. 

Levi musiał zauważyć moje zmieszanie, bo zaraz spojrzał na kumpla i niemo dał mu znać, by ten odszedł. Blondyn westchnął i ruszył w stronę grupki chłopaków, stojących przy schodach. Zapewne była to szkolna drużyna futbolowa oraz ich tymczasowe zabawki, czyli dziewczyny z wyższej półki. Szkolna elita–pomyślałam. 

  – Słyszałem o tym, co się wczoraj stało – Levi włożył ręce do kieszeni swoich jeansów i oparł się barkiem o szafkę.– Głupio mi się zrobiło, gdy powiedzieli mi, że Chris się na ciebie rzuciła.

– Dlaczego? To przecież nie twoja wina– powiedziałam.

– Tak, ale to moja była – Chłopak zażenowany potarł dłonią kark. Widać było, że ten temat naprawdę go gryzł, a mnie ogarnęły wyrzuty sumienia, że uważałam go za kolejnego, nieczułego mięśniaka. – Rozmawiałem już z Chris i obiecuję, że więcej nie będzie ci się naprzykrzać. 

Źle oceniłam Leviego i teraz to widziałam. Skreśliłam go na podstawie kilku potknięć, a okazywało się, że wcale nie był zły. Gdybym tylko mogła poznać go bliżej, pewnie znalazłabym w nim więcej zalet i może nawet...

... przestałabym myśleć o Jeff'ie.

 – Więc – Założyłam kosmyk włosów za ucho i przybrałam jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. – Jutro jest ta twoja impreza?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top