11//damn your eyes//
Damn your eyes!
They're taking my breath away
For making me wanna stay
***
Jeffrey
Natalie poznałem już wcześniej, gdy Russ mi ją przedstawił. Byliśmy wtedy na imprezie, gdzie towarzyszyła mi nijaka Phobe. I choć niezbyt dobrze ją znałem, to uważałem, że była miłą kobietą. Za to jej przyjaciółki w ogóle nie znałem.
Renee - bo tak się nazywała - była piękną kobietą o dość ostrym typie urody. Wydatne kości policzkowe, duże, czerwone usta oraz wyeksponowane przez obcisłą sukienkę kształty przyciągały uwagę mężczyzn. Moją także.
– Gdy Natalie powiedziała, że idę na randkę, nie byłam zadowolona - powiedziała, gdy pomagałem kobiecie wyjść mojego samochodu. – Teraz widzę, że wiele bym straciła.
Skomentowałem to uśmiechem i podałem Renee swoje ramię. Kobieta ujęła je, dość mocno wbijając swoje czerwone paznokcie w materiał mojej marynarki. Nic dziwnego, że drżała z zimna, skoro ubrana była jedynie w krótką, białą sukienkę.
Russ i Natalie podjechali czerwonym ferrari mojego przyjaciela, po czym dołączyli do nas. Całą czwórką ruszyliśmy do Lacrone, gdzie mieliśmy zjeść kolację. Nie była to najdroższa restauracja, jaką znałem, ale też i nie najgorsza.
Zaraz po wejściu do środka, zostaliśmy zaprowadzeni do naszego stolika. Przez cały czas zamawiania dań, gdy moi towarzysze rozmawiali ze sobą w najlepsze, ja siedziałem w milczeniu nie mogąc się skupić na tym, co mówili. Nie chciałem tam być, ale wiedziałem, że potrzebuję tego. Musiałem zatrzeć jedno wrażenie innym.
– I wtedy Evans stwierdził, że to mój problem, więc powiedziałem mu, że on zaraz będzie miał większy. Ze znalezieniem pracy.
Rozległ się perlisty śmiech Natalie i Renee. Ja tylko się uśmiechnąłem - wymuszenie z resztą. Żarty Russella dotyczące jego przygód w pracy przestały mnie bawić dobry kawał czasu temu. O ile w ogóle kiedyś mnie bawiły.
– Wszystko w porządku? – zapytała nagle Renee, kładąc mi dłoń na przedramieniu.
– Jasne – odparłem, starając się zabrzmieć jak najbardziej przekonująco.
– Wiesz – Kobieta nachyliła się do mnie i zniżyła głos. – Mam wrażenie, że Natalie nie wróci na noc do mieszkania, więc będę sama.
Drgnąłem, gdy dłoń Renee znalazła się na moim udzie. Ta bezpośredność i... otwartość nie była dla mnie niczym nowym, jednak w wydaniu mojej towarzyszki nie było to wcale zmysłowe, ani przyjemne. Raczej nachalne.
– Przepraszam na chwilę – powiedziałem, wstając z krzesła. Wymuszony uśmiech zaczął wychodzić mi coraz lepiej.
Oddaliłem się od stolika z niemałą ulgą. Byłem poirytowany i zmęczony. Od początku nie miałem ochoty na tą kolację, a im dłużej ona trwała, tym ciężej mi było udawać, że chcę tam być. Renee może i była piękną kobietą, ale zupełnie mnie nie interesowała.
Bo ciągle myślałem o...
– Jeffrey? A ty skąd tutaj?
Widok Clay'a był niczym w porównaniu z jego towarzyszką. Rubinowe usta otworzyły się, gdy jasne oczy na mnie spojrzały, ale spomiędzy tych dobrze znanych mi warg nie padły żadne słowa. Jednak to zaskoczenie szybko zniknęło z twarzy Ronnie, gdy ta spojrzała za mnie, akurat tam, gdzie siedział Russell z Natalie i Renee.
– Cześć, Clay – Sztywno uścisnąłem dłoń mężczyzny, zerkając przy tym na Ronnie. Ta wydawała się być całkowicie pochłoniętą kartą, ale aż zbielałe palce, zaciśnięte na jej bokach, zdradzały jej rozzłoszczenie.
– Spotkanie biznesowe? – zapytał mężczyzna.
– Nie bardzo – Obejrzałem się i potarłem policzek. Powinienem był się ogolić. Zawsze o tym zapomniałem.
– Connie mówiła, że byłeś u nas dzisiaj.
Pewnie zachłysnąłbym się powietrzem, gdyby Ronnie nie zrobiła tego pierwsza. Szybko zasłoniła usta dłonią i odstawiła szklankę z wodą na stół.
– Wszystko w porządku, Ron? – zapytał z troską Clay.
– Przepraszam na chwilę – Ronnie gwałtownie wstała z krzesła, a te uderzyło dość mocno w stół. Stojące na nim szkła zabrzęczały, a szklanka z wodą prawie się przewróciła.
Ronnie szybko oddaliła się od stolika i wyszła z sali. Powiodłem za nią wzrokiem, aż nie zniknęła mi z oczu.
W co ja się wpakowałem?
~~~
Ronnie
Musiałam wyjść stamtąd. Naprawdę. Gdybym spędziła jeszcze choćby sekundę w towarzystwie obojga mężczyzn, zrobiłabym dwie rzeczy: wpadła w szał, albo zwariowała. Miałam kilka rzeczy na sumieniu, ale Bóg, czy jakieś inne bóstwo nie musiało mnie za to karać aż tak.
Spotkanie Jeffrey'a w restauracji było niczym, w porównaniu z tym, co poczułam później. Widok tej kobiety, na którą oglądał się Jeff...
Zabolał, co? Przyznaj. Myślałaś, że masz go na wyłączność? No proszę cię. Jesteś aż tak naiwna?
– Przestań – syknęłam, opierając się czołem o chłodną ścianę w korytarzu.
Ten głos – cholerny głos, który był moją zmorą od zawsze. Głos, odbierał mi pewność siebie i tego, co robię. Wytykał błędy, przekonywał, że nic, co robię, nie odniesie sukcesu. Myślałam, że udało mi się go pozbyć, ale teraz wrócił. Znów mnie dręczył.
Ile jesteś warta, Ronnie?
Westchnęłam i oparłam się plecami o ścianę. Pytanie, które rozbrzmiewało mi w głowie, siedziało w niej już od dłuższego czasu. A dokładniej mówiąc, odkąd sprawy z Jaredem zaczęły się komplikować.
– Ile jesteś warta, Ronnie? Beze mnie? Zastanów się nad tym, zanim powiesz "nie".
– Mogłam się nie zgodzić – powiedziałam cicho. – Wcale nie musiałam tego robić.
Łzy napłynęły mi do oczu, dlatego je zamknęłam. Nieznosiłam płakać, a już na pewno nie użalać się nad sobą.
– Ronnie?
Otworzyłam oczy i poczułam, że oblewam się rumieńcem. Bardzo żałowałam, że mam w tym momencie związane włosy, przez co doskonale było widać moje pełne łez oczy i niezbyt ładną czerwień na policzkach.
– Och.
Tylko tyle mogłam z siebie wydusić. Głupie, niejednoznaczne "och". Poczułam się jeszcze bardziej zażenowana, a rumieńce przeszły mi aż na uszy.
– Wszystko w porządku? – zapytał Jeff. Bardzo chciałam wierzyć, że naprawdę interesuje się moim samopoczuciem.
– Daj mi spokój – Odtrąciłam rękę mężczyzny, nim ten zdążył w ogóle ją wyciągnąć w moją stronę. Myśl, że mógł jeszcze niedawno dotykać tą blond zdzirę przepełniała mnie obrzydzeniem.
– Nie miałem pojęcia, że ty i Clay dziś tu będziecie.
– A skąd miałbyś to wiedzieć? – zapytałam, przykładając dłoń do czoła. Może to przez emocje, ale czułam się, jakbym miała gorączkę. Ukryłam twarz w dłoniach i wzięłam głęboki wdech. – Dobra, Jeff. Dajmy już temu spokój. To zbyt popieprzone. To wszystko...
Miałam wrażenie, jakbym była zamknięta w klatce, która zmniejszała się z każdą sekundą. Osaczona z każdej strony, obciążona głupimi decyzjami i sekretami. Teraz jeszcze wściekła na Jeffrey'a i tą całą blond zdzirę.
– Ronnie.
Jeffrey stał przede mną, niesamowicie przystojny w tej swojej koszuli, z cieniem zarostu i głębokim spojrzeniem, któremu uległam już trzy razy. Nieskazitelna biel materiału opinała umięśnione, silne ramiona, którym jeszcze kilka godzin temu dawałam się obejmować. To bolało.
– Jestem tu zaledwie trzy dni, a ty już zdążyłeś mi namieszać w życiu – Słowa zaczęły same płynąć mi z ust, a w połączeniu ze zdenerwowaniem dawało to nieprzerwany słowotok. – Miałam zacząć od nowa, a z jednego bagna stanęłam na brzegu drugiego i czuję, że zaraz do niego wpadnę.
– Ronnie...
– Chciałam tylko zjeść z tatą kolację. Nic więcej. Ale nie! Znowu coś musiało się spieprzyć i...
Nie zdążyłam dokończyć, bo Jeffrey zamknął mi usta swoimi. Nie potrafiłam go odepchnąć. Za bardzo rozpalona już byłam, by myśleć racjonalnie. W głowie miałam tylko jedną myśl – szybki seks. Właśnie tu. Właśnie z nim. Fakt, że tata siedział w sali obok, w tamtym momencie stracił dla mnie znaczenie.
Opanuj się, dziewczyno! – krzyknął mój rozsądek, głosem Alice Maconaghie – dziewczyny z liceum, z którą miałam fizykę.
Alice Maconaghie zawsze kojarzyła mi się z przemądrzałą kujonką, która zawsze miała pytania do nauczyciela i mówiła z tym swoim durnym akcentem prosto z Ohio. Nie była niemiła, ale dawała ludziom rady, nawet jeśli ci o nie nie prosili. Krótko mówiąc – wchodziła w czyjeś życie bez pytania.
Dlaczego, do cholery, myślę o Alice Maconaghie?
Bo robisz głupstwa, kochana – prychnęła Alice, poprawiając swoje durne okulary w czarnych oprawkach.
– Przestań – szepnęłam, kładąc obie dłonie na klatce Jeffa i odsuwając go stanowczo od siebie.
Chwilę mi zajęło, zanim uspokoiłam oddech i zapanowałam nad drżeniem nóg. Ciągle byłam zła na Jeffrey'a, ale nie potrafiłam nad sobą zapanować. Jego oczy – te przeklęte, brązowe oczy pozbawiały mnie umiejętności racjonalnego myślenia.
– Czego ty ode mnie chcesz? – zapytałam, obejmując się za ramiona.
Jeffrey odsunął się, co przyjęłam poniekąd z żalem, jednak nie na tyle, by naszych twarzy nie dzieliła odległość zaledwie kilku centymetrów. Chciałam go znowu pocałować. Cholernie tego chciałam, ale nie mogłam sobie na to pozwolić.
Pamiętaj, że w sali obok siedzi nie tylko twój ojciec – odezwała się nadzwyczaj irytująca Alice. – Jest też tam blond-zdzira, z którą przyszedł na kolację, być może umawiając się z nią zaraz po wyjściu od ciebie. Jak to o nim świadczy? Uciekaj, kochana. Uciekaj, póki możesz.
Chciałam zastosować się do rady Alice, ale nim zdążyłam w ogóle odsunąć się od ściany, Jeffrey znowu mnie do niej przyparł.
– Poczekaj – powiedział, asekuracyjnie chwytając mnie za nadgarstek. Może robił to specjalnie–a może nie, ale zapewne widział, jak działa na mnie jego dotyk. Stawałam się bezbronna i mógł kazać mi zrobić cokolwiek, a ja bym uległa. To nie było normalne. Z całą pewnością nie.
– Dlaczego uciekasz? – zapytał, uśmiechając się szelmowsko.
– Nieuciekam – zaprotestowałam, splatając ręce na piersi, by zwiększyć odległość między nami. Było to mądre posunięcie, zważając na to, jak reagowałam na bliskość Jeffa. – Po prostu chcę wrócić do taty. Ty nie musisz iść do swojej towarzyszki?
Specjalnie położyłam nacisk na ostatnie słowo, uśmiechając się przy tym złośliwie. Jeffrey wydał się być zakłopotany, ale zaraz uśmiechnął się.
– Jesteś zazdrosna o Renee? – zapytał, przygryzając wargę.
– Raczej jej współczuję – prychnęłam. – To już ostatnia tego dnia? A może dopiero się rozkręcasz?
– Wciąż o tobie myślę – powiedział, odsuwając z mojego dekoltu kilka pasm włosów. Spięłam się cała pod jego dotykiem, ale równocześnie przeszedł mnie dreszcz.
Weź się w garść, kochana – skarciła mnie Alice.
– Miło mi – odparłam uśmiechając się kwaśno. – A ja myślałam o liczbie chorób wenerycznych, które mogłam od ciebie dostać. A teraz przepraszam.
Odepchnęłam go mężczyznę siebie i wróciłam na salę. Udało mi się. Nie uległam. Powinnam była dostać za to jakąś nagrodę.
Usiadłam na swoim miejscu i uśmiechnęłam się do taty. Ten odpowiedział mi tym samym.
– W porządku? – zapytał.
– W jak najlepszym – odparłam, patrząc na stolik, znajdujący się po przeciwnej stronie sali.
– Zamówiłem ci spaghetti – Tata wskazał na postawiony przede mną talerz makaronu z sosem pomidorowym.
Całkowicie straciłam apetyt, ale wzięłam do ręki sztućce. To miał być miły wieczór i miałam zamiar zrobić wszystko, by taki był. Jednak nie mogłam się powstrzymać przed zerkaniem w stronę oddalonego stolika.
Renee, zwana też blond-zdzirą, rzeczywiście wyglądała na wredną, wyrachowaną zołzę. Czyli idealnie pasowała do Jeffrey'a.
Zazdrośnica – prychnął głos, który nie był głosem Alice-Mądralińskiej.
Wcale, że nie – zaprotestowałam.
Oczywiście, że tak. Jesteś zazdrosna. Jeffrey ci się podoba i szlag cię trafia na samą myśl, co on i ta blond-zdzira będą robić po kolacji.
Nie obchodzi mnie to – warknęłam, starając się wyciszyć głos w głowie i skupić na czymkolwiek innym.
Kłam, dziecino. Kłam.
– Dobrze się rozumiesz z Ray'em – pomyślał tata, zerkając na mnie.
Nie wiedziałam, czemu miała dotyczyć ta uwaga, dlatego też tylko skinęłam głową.
– Miło widzieć, że w końcu ma kogoś, z kim może porozmawiać.
Zmarszczyłam brwi, podnosząc wzrok na tatę. Ten zauważył moje zdziwione spojrzenie i zakłopotany odłożył sztućce na brzeg talerza. Jego wyraz twarzy jasno mówił, że miał na myśli coś poważnego.
Nie wyobrażałam sobie, by z Rayan'em były jakieś kłopoty, ale w sumie co ja mogłam o tym wiedzieć? W Spring Hill byłam od zaledwie trzech dni, a tata widywał mojego brata codziennie. Znowu ogarnęło mnie przygnębienie, myśląc o tym, jak wiele straciłam z ich życia.
– Coś się dzieje z Ray'em? – zapytałam.
– Nie wiem – westchnął mężczyzna, odsuwając z twarzy kosmyki włosów. – Wydaje mi się, że Ray ma jakieś problemy, ale gdy go zapytałem, zmienił temat. Pomyślałem, że może tobie coś mówił.
– Nie mówił. Nawet nie zauważyłam, że coś jest nie tak – Zagryzłam policzek, nerwowo zakładając kosmyk włosów za ucho. – Spróbuję się czegoś dowiedzieć.
Tata uśmiechnął się i przykrył moją dłoń swoją. Odwzajemniłam gest.
– Cieszę się, że przyjechałaś. Naprawdę.
Nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko się uśmiechnąć. Nawet jeśli te słowa były szczere, to część mnie wciąż nie chciała w to wierzyć.
~~~
Jeffrey
Nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem, ale nie mogłem się oprzeć i musiałem ją pocałować. Może chciałem, by w końcu przestała mówić, albo po prostu nie potrafiłem tak stać bezczynnie obok Ronnie.
Wróciłem do stolika, przez cały czas starając się nie patrzeć w stronę, gdzie siedział Clay. Rozmowa z nim była najbardziej niezręczną w moim życiu. Teraz za nic nie chciałem spojrzeć mu w oczy po tym, co się stało w korytarzu.
–Jesteś nareszcie – powiedział Russ, przerywając rozmowę z Natalie i Renee. –Właśnie się zastanawialiśmy, czy nie uciekłeś tylnym wyjściem.
– Spotkałem Clay'a i chwilę porozmawialiśmy – wyjaśniłem, uśmiechając się wymuszenie.
Russ rozejrzał się po sali i zmrużył oczy, patrząc w punkt za moimi plecami.
– Connie wie, że jada kolacje z młodymi dziewczynami? – zapytał na żarty. Dobrze wiedział, że Clay nigdy nie zdradziłby mojej kuzynki.
– To jego córka – wyjaśniłem, mając nadzieję, że to zakończy temat. Jednak skutek był zupełnie odwrotny.
– Clay ma córkę? – zdziwiła się Natalie. – Nigdy jej nie widziałam.
Natalie pracowała w galerii sztuki i dobrze znała Claya. W sumie to tak właśnie poznała się z Russem. Wpadli na siebie podczas jednej z mniejszych wystaw mojego przyjaciela, gdy to wszyscy pojawiliśmy się na niej, a wróciliśmy... cóż. Osobno.
– Mieszkała z matką w Richmond – powiedziałem, coraz bardziej zdenerwowany. Sięgnąłem nawet po kieliszek z winem i upiłem spory łyk, ale cierpki alkohol wcale nie pomógł w pozbyciu się w jej smaku - lekko korzennego, z nutą mięty.
Odkąd poznałem Ronnie, nie było momentu, bym o niej nie myślał. Samwiedziałem, że to było niebezpieczne. Te napady zazdrości, gdy myślałem o niej z kimś innym, chęć przebywania w jej towarzystwie, dotykania jej, całowania, potrzeba czucia jej zapachu. Choć nie chciałem tego przyznać, to wszystko przemawiało za jednym – byłem nią zauroczony.
Co jednak miałem zrobić w takiej sytuacji? Ich relacja była zakazana. Nie chodziło już nawet o to, że Ronnie była młodsza ode mnie. Przecież jej ojcem był Clay. Mój przyjaciel. On dobrze znał moje podejście do związków i w życiu nie zgodziłby się, żeby mój kontakt jego córką zawierał cokolwiek więcej, niż relacje czysto rodzinne. Żaden odpowiedzialny ojcem by na to nie pozwolił. Słusznie z resztą.
Ale to nie było wszytko. Chodziło też o Maię. Po niej, nie mógłbym... Nie. Nikogo innego.
– Jeffrey?– Renee przykryła moją dłoń swoją. Dopiero wtedy zorientowałem się, że ściskam nóżkę kieliszka tak mocno, że aż groziło to pęknięciem szkła. Zmieszany rozprostowałem palce i uśmiechnąłem się do kobiety.
– Masz jakieś plany na wieczór?– zapytałem, co wywołało u Renee drapieżny uśmiech.
Tak będzie lepiej – pomyślałem. I bardzo chciałem wierzyć, że tej nocy, te oczy – szare, z małymi, złotymi plamkami –nie będą mnie prześladować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top