10//erode//

  If you want me like that, that's who I'll be

If you love me right back, 

I could be anythingIt's like this and like thatI think 

I'm starting to crack

***

Ronnie

To był jeden z najszybszych pryszniców w moim życiu. Zazwyczaj siedziałam w łazience dość długo, ale tym razem ograniczyłam się do niezbędnego minimum. Świadomość, że Jeffrey siedzi na dole zmusiło mnie do jak najszybszego uporania się ze swoim wyglądem i koniecznego, choć delikatnego makijażu.

Zeszłam na dół, zawiązując sznurek w swoich spodenkach i od razu weszłam do kuchni. Zerknęłam naJeffreya, który siedział na stołku przy wyspie, akurat sprawdzając coś w telefonie i pijąc kawę. Miałam cichą nadzieję, że już go nie będzie, a ja uniknę takiej właśnie sytuacji.

– Jeszcze tu jesteś? – zapytałam, sięgając po czajnik.

– Miłe podziękowanie za umożliwienie ci prysznicu – Jeffrey spojrzał na mnie szelmowsko.

Przewróciłam oczami i zaczęłam przeglądać szafki w poszukiwaniu herbaty. Jeszcze nie zdążyłam się dobrze zorientować w położeniu różnych rzeczy w tym domu.

Gdy już miałam zaglądnąć do kolejnej szafki, obok mnie pojawił się Jeffrey. Mężczyzna sam wyciągnął puszkę z herbatą i postawił ją przede mną, patrząc mi w oczy.

– I pytanie, czy ty chciałabyś, żebym wyszła?

Od początku wiedziałam, że nie tak łatwo się go pozbędę, ale też tego nie chciałam. Była to beznadziejna sytuacja, bo Jeff był przyjacielem mojego ojca, ale to już nie mogło zmienić faktu, że wtedy, na parkingu, zdążyliśmy się... poznać. 

Wystarczyło samo wspomnienie tamtych chwil na tylnym siedzeniu Camaro, bym oblała się rumieńcem. Westchnęłam cicho i zabrałam się za przygotowanie kawy, zastanawiając się przy tym, jakby to było, gdybyśmy teraz uprawiali seks.

Nie. O czym ja w ogóle myślę? Ogarnij się, Ronnie.

– Wiele rzeczy bym chciała – powiedziałam, zakładając wilgotny kosmyk włosów za ucho. – Ale to nie znaczy, że je zrobię.

Sposób, w jaki Jeffrey spojrzał na mnie, przypomniał mi nasze spotkanie w barze. Te, po którym zdecydowaliśmy się wyjść na zewnątrz i które zaprowadziło nas na tyle siedzenie Camaro.

Ciężko mi było nad sobą panować, gdy krew się we mnie gotowała, a każda komórka mojego ciała wręcz wrzeszczała, bym w końcu coś zrobiła. I pewnie by doszło do tego czegoś, gdyby Jeffrey nie wrócił na miejsce.

By ukryć swoje zdenerwowanie, odwróciłam się i roztrzęsioną dłonią sięgnęłam po kubek. Chwyciłam go w dwa palce i ściągnęłam, ale wtedy ten wyślizgnął mi się z rąk, odbił od blatu i wylądował na podłodze. Kawałki szkła rozprysły się po podłodze.

– Cholera! - syknęłam odskakując od szklanych kawałków.

– Ronnie! – Jeff próbował patrzeć na mnie karcąco, ale w jego oczach było rozbawienie i z ledwością powstrzymywał uśmiech. – Nie zbieraj palcami, bo się pokaleczysz.

– Nic mi nie będzie – powiedziałam, zgarniając kawałki kubka na swoją rękę.  Wtedy jeden ze nich rozciął mi palec. Kropelki krwi pojawiły się od razu i szybko zaczęły skapywać na kremowe kafelki. – Cholera!

– A nie mówiłem? –Jeff wstał ze stołka i podszedł do mnie. – Pokaż to.

– To tylko draśnięcie – próbowałam zatrzymać swoją ranę dla siebie, ale Jeff złapał mnie za dłoń i przyjrzał się jej. Ja z kolei patrzyłam na niego, a w głowie zaczęły mi się tworzyć myśli, które nie przystały młodym damom. 

– Szyć nie trzeba, ale zakleić by się przydało – zawyrokował w końcu, otrząsając mnie przy tym z rozmyślań.

 Jeffrey otworzył szafkę obok lodówki, skąd wyjął wiklinowy koszyczek z bandażami, lekami przeciwbólowymi i innymi rzeczami pierwszej pomocy, potrzebnymi w każdym domu. W tym plastrami. Jeff odciął cienki pasek i ponownie złapał mnie za dłoń, aż przeszły mnie dreszcze.

– Nieźle jesteś zorientowany – powiedziałam, by przetrwać tą ciszę, która zapadła.

– Często tu bywam – odparł, ukazując dołeczek w policzku. 

Zrób tak jeszcze raz, a każę ci mnie przelecieć tu, na tym blacie – pomyślałam i dotknęłam chłodnego marmuru, wyobrażając sobie tą scenę.

Ja siedząca na blacie, z szeroko rozłożonymi nogami. Jeff pomiędzy nimi. Jego usta na moich. Moje palce w jego włosach. Nasze coraz szybsze oddechy. Ciała, tak blisko siebie i...

– Dziękuję – powiedziałam szybko i odwróciłam się, udając przejętą bałaganem. – Trzeba to posprzątać. Gdzieś chyba widziałam...

Spojrzałam na Jeffreya i zobaczyłam, że ten przyglądał mi się, przygryzając dolną wargę. Przeczuwałam, co się miało zaraz stać, ale nie cofnęłam się. Moment, gdy patrzyliśmy sobie w oczy, zdawał się trwać wieki. Czekałam na jego ruch, czując narastające zniecierpliwienie. On, wyraźnie walczył ze sobą, wahając się co zrobić. 

 – Och, pieprzyć to – mruknął w końcu i przycisnął swoje usta do moich. 

Westchnęłam, gdy jego ręce chwyciły mnie mocno za uda i uniosły. Objęłam Jeffa za szyję i oplotłam swoje nogi wokół jego bioder. Jeff  przyssał się do mojej dolnej wargi, lekko ją przygryzając i jednocześnie wsuwając dłoń pod moją koszulkę. Pomogłam jej, przesuwając ją na moją pierś, gdzie ta od razu się zacisnęła. W tym czasie Jeffrey zaczął wyznaczać ścieżkę pocałunków kierując się w dół. Odchyliłam głowę i wypięłam pierś, by dać mu większe pole do popisu. Jęknęłam, zaciskając palce na jego włosach i kręcąc niespokojnie biodrami. Chciałam go już. Teraz. Jednak Jeffrey'owi wcale nie było do niczego śpieszno.

– Przestań mnie dręczyć – westchnęłam, gdy dłonie mężczyzny wciąż błądziły po moim ciele, omijając te strategiczne punkty, na których pragnęłam jego dotyku.

– Taka jesteś niecierpliwa? – zakpił przygryzając płatek mojego ucha.

Nie mogąc czekać dłużej, chwyciłam za dłoń Jeffa i pokierowałam ją do wewnętrznej strony moich ud. Tam już sam wiedział, co robić. Najpierw tylko położył dużą, ciepłą dłoń na moim kroczu, ale zaraz potem zaczął wykonywać okrężne ruchy. Jęknęłam głośno, gdy w końcu włożył we mnie jeden, a potem i drugi palec. Z trudem powstrzymywałam się przed tym, by nie dojść. Chciałam to zostawić na potem.

Jeff zdjął koszulkę, rzucając ją gdzieś na bok, a, ja sama zajęłam się odpinaniem paska i guzika w spodniach Jeffa, co on przyjął z zadziornym uśmiechem. Zsunęłam jego szare bokserki i wzięłam jego przyjaciela w dłoń. Był twardy i prawie w całkowitym wzwodzie. Zaczęłam przesuwać dłonią w górę i w dół, by doprowadzić Jeffa do szaleństwa tak, jak on przed chwilą mnie.

– Jesteś nieprawdopodobna – powiedział, przygryzając wargę.

– To powinieneś sam wiedzieć – odparłam, uśmiechając się zadziornie.

Jeffrey wszedł we mnie jednym, mocnym, szybkim ruchem. Jęknęłam, a moje ciało wygięło się w łuk. Mężczyzna oparł się o blat, po dwóch stronach moich ud i zanurkował pomiędzy moimi piersiami gryząc je i ssąc. Jeff przyśpieszył, a jego pchnięcia stały się mocniejsze. Przyjemny ból rozchodził się wzdłuż mojego kręgosłupa, promieniując aż do karku. Oboje oddychaliśmy coraz szybciej, całkowicie zapominając o całym świecie.

Położyłam obie dłonie na policzkach Jeffreya i oparłam swoje czoło o jego. Nasze ciepłe oddechy zmieszały się, gdy oboje przeczuwaliśmy zbliżający się szczyt.

Całą chwilę przerwał jednak warkot silnika dochodzący z podjazdu.

– Cholera jasna – syknęłam, odpychając od siebie Jeffa i szybko zaczęłam doprowadzać swój wygląd do porządku. Jeffrey zrobił to samo, podciągając spodnie i zakładając koszulkę. Jednak na to, że byliśmy zasapani i czerwoni z wysiłku nic nie mogliśmy poradzić.

Schyliłam się, biorąc spod zlewu zmiotkę i zajęłam się rozbitym szkłem, a Jeff usiadł na stołku i przeczesał palcami włosy.

– Widziałaś mamo tego dinozaura. Był ogromny! – rozległ się głos Liama, a potem jego ryk, który z pewnością miał naśladować odgłos tego prehistorycznego gada.

– Widziałam, Liam.  – Connie stanęła drzwiach kuchni, trzymając Coltona na rękach. Na widok mój i Jeffreya, była szczerze zdziwiona. – O! Jesteś już w domu?

– Tak, bo...

– Jeffrey! Co ty tu robisz? – zapytała Connie całując na powitanie mężczyznę w policzek.

Z ulgą przyjęłam fakt, że na ten moment nie musiałam się martwić tłumaczeniami swojej obecności w domu.

– Myślałem, że was zastanę, ale was nie było, więc Ronnie zaproponowała mi kawę – wyjaśnił, zerkając na mnie.

Dobre sobie – prychnęłam uśmiechając się pod nosem, ale przytaknęłam słową Jeffa.

– Clay zaraz przyjdzie. Zostaniesz na obiedzie? Coś przygotuję. Ronnie, weźmiesz małego na górę? – Connie wyciągnęła Coltona w moją stronę.

– Jasne – Wrzuciłam rozbite szkło do kosza i wzięłam chłopca na ręce.

Wychodząc z kuchni po raz ostatni zerknęłam na Jeffa, a ten na mnie. Mężczyzna puścił mi oczko, po czym, jak gdyby nigdy nic, wrócił do rozmowy z Connie.

Nie wierzę, że znowu to zrobiliśmy – po raz któryś powtórzyłam to samo, wchodząc na górę. To,co się wydarzyło, było dziwne, a zarazem zaskakujące. Jeszcze z nikim nie było mi tak dobrze jak z Jeffreyem. Działał na mnie w sposób, który był dla mnie całkowicie nowy. I to było niebezpieczne. Ta chwila zapomnienia mogła mnie sporo kosztować.

Wsadziłam Coltona do łóżeczka, co nie bardzo mu się spodobało. Mały stanął, trzymając się szczebli i patrzył na mnie z wyrzutem w oczach.

– Co ja wyprawiam? – westchnęłam, odsuwając kosmyki z czoła chłopca.

Czy źle się czułam z tym, że znowu komplikowałam sobie życie? - tak. Czy żałowałam, że znowu zbliżyłam się do Jeffa? - nie. Czego, jak czego, ale chwil tym  facetem nie mogłam żałować.

~~~

Jeffrey

– Naprawdę, Connie, muszę już lecieć – powiedziałem, ku wyraźnemu niezadowoleniu mojej kuzynki.

– Ciekawe co masz tak ważnego do zrobienia? – prychnęła, patrząc na mnie z wyrzutem.

– Wiele rzeczy – westchnąłem, całując kobietę w policzek. – Cześć.

Musiałem jak najszybciej wyjść. Jak mógłbym siedzieć spokojnie i rozmawiać z Connie, gdy jeszcze przed chwilą Ronnie i ja...

W łamaniu swoich postanowień byłem mistrzem. Choć zarzekałem się, że nie zbliżę się już do Ronnie, zrobiłem to. I to na dodatek w domu mojej kuzynki i jej męża. Czy byłem zwykłym idiotą, czy też samobójcą? Jasne było, że Clay, jeśli tylko się dowie, że spałem z jego córką, zabiję mnie na miejscu.

Wyszedłem na zewnątrz i na moment przystanąłem, biorąc głęboki wdech.

W Ronnie było tyle rzeczy, które mnie do niej przyciągały i którym naprawdę nie potrafiłem się opierać. To, w jaki sposób patrzyła na mnie, czasem zawstydzona oblewała się rumieńcem, reagowała na mój dotyk wpajało mi się do głowy i za nic nie mogłem o tym zapomnieć.

Wsiadłem do auta i od razu włączyłem radio. Potrzebowałem zagłuszyć myśli, które wciąż kotłowały mi się w głowie. Potrzebowałem tego i zimnego prysznica.

***

Przeklinając pod nosem owinąłem się ręcznikiem i wyszedłem z łazienki. Szybki, zimny prysznic, jaki zamiar miałem wziąć, dość znacznie się przedłużył, a dzwonek telefonu brutalnie mi przerwał tą chwilę odprężenia. Odgarniając w z czoła mokrą grzywkę wszedłem do salonu i złapałem za telefon.

– Słucham.

– Nareszcie – mruknął niezadowolony głos w aparacie. – Czym jesteś tak zajęty, że nie odbierasz? Albo raczej powinienem zapytać: kim?

– Czego chcesz, Russ? – zapytałem zirytowany.

– Ktoś tu jest nerwowy. Na twoje szczęście wiem, jak ci poprawić humor. Powiem krótko: idę dzisiaj z Natalie na kolację, a ty będziesz towarzyszył jej przyjaciółce.

Westchnąłem, słysząc tą propozycję. Russel prowadził bardzo rozrywkowe życie, pełne kobiet, imprez i drogich restauracji. Lubił dobrze się bawić i często próbował mnie w to wciągać. Choć nie sam nie byłem święty, to jednak nie przepadałem za rozrywkami w stylu mojego przyjaciela.

– Wiesz, nie mam ochoty na kolacje –powiedziałem.

– Zlituj się, Jeffrey – jęknął Russ i oczami wyobraźni zobaczyłem, jak chwyta się za grzbiet nosa. – Natalie nie pójdzie, jeśli nie załatwię towarzystwa dla jej przyjaciółki. A chyba nie muszę ci mówić, jakie mam nadzieje co do tego wieczoru?

– Mam być twoim skrzydłowym? Nie wiedziałem, że cofnęliśmy się do liceum – prychnąłem.

Tak naprawdę nie chciałem iść, bo zupełnie nie miałem głowy do randek z kobietami, skoro wciąż myślałem o tej jednej. Nawet nie potrafiłem skupić się na najprostszej czynności, nie wspominając przy tym chwil na kuchennym blacie.

To zaczyna wyglądać, jakbyś się angażował – pomyślałem z niesmakiem. Jeśli chciałem wrócić do dawnego siebie, musiałem zatrzeć te wspomnienia.

– W porządku – westchnąłem. – Wyślij mi szczegóły.

– I to lubię! Jestem twoim dłużnikiem, stary.

– Nie pierwszy raz – mruknąłem, odkładając słuchawkę.

Naprawdę chciałem być pewny tego, że to wyjście było dobrym pomysłem. Jednak im bardziej próbowałem wzbudzić w sobie entuzjazm, tym większa niechęć mnie ogarniała.

~~~

Ronnie

Siedziałam w swoim pokoju z książką, gdy tata wrócił do domu. Usłyszałam go, gdy witał się z Connie i już po tym jednym, krótkim słowie wywnioskowałam, że dyrektor Hopkins do niego dzwonił.

Odłożyłam na bok książkę i pociągnęłam nogi pod klatkę, ciasno oplatając kolana rękoma. Słuchając wolnych, miarowych kroków na schodach, zastanawiałam się, czy makijaż dostatecznie dobrze zakrył ślady na moim policzku. Zaraz jednak przypomniałam sobie, że to nieważne, skoro tata i tak już wszystko wie.

Trzy ciche puknięcia do drzwi były jak dzwony na mój pogrzeb.

– Proszę – powiedziałam cicho.

Tata wszedł do pokoju i wystarczyło tylko jedno jego spojrzenie, bym poczuła wyrzuty sumienia. Nawet jeśli Chris była suką i wcześniej nie żałowałam mojego czynu, to świadomość, że zawiodłam Clay'a była dobijająca.

Zabić drozda? – Tata spojrzał na okładkę leżącej na łóżku książki.

– Na angielski – wyjaśniłam. – Już czytałam, ale chciałam sobie przypomnieć.

Tata uśmiechnął się i wsadził ręce do kieszeni.

– "Wcale nie obrażają mnie wyzwiska, chociaż temu, kto je rzuca, wydają się najgorszą obelgą. Dowodzą tylko ubóstwa umysłowego osób, które nimi szafują, i bynajmniej nie ranią" – zacytował fragment całkowicie z pamięci, a ja poczułam pieczenie na policzku, gdzie Chris mnie zraniła. Musiałam aż dotknął skóry, by przekonać się, czy nie jest gorący.

Clay usiadł na łóżku i spojrzał na mnie. Unikałam jego wzroku, bawiąc się frędzlami przy kocu. Oczekiwałam złości, wyrzutów, szlabanu, ale postawa taty zaskoczyła mnie.

– Dlaczego pobiłaś się z tą dziewczyną? – zapytał.

Milczałam, wciąż przebierając w palcach pojedyncze frędzle. Zagryzłam policzek, licząc kolejne sznureczki.

– Nie zamierzam cię umoralniać, ani karać. Sam robiłem gorsze rzeczy, gdy byłem w twoim wieku. Chcę tylko wiedzieć, co się stało.

Westchnęłam, odchylając głowę.

– Pokłóciłyśmy się – powiedziałam w końcu.

Tata pokiwał w zamyśleniu głową. Drgnęłam, gdy objął mnie ramieniem. Odzwyczaiłam się od takich czułości, ale było to miłe. Przypominało dobre chwile, o których zdążyłam już zapomnieć.

– Możesz obiecać mi, że to się już nie powtórzy? – zapytał, lekko mną potrząsając. – Nawet jeśli ta cała Hargins będzie się dalej ciebie czepiać?

Moja cała powaga gdzieś znikła, choć nadal zagryzałam policzek, powstrzymując uśmiech.

– Hergens, tato – powiedziałam.

– Jeden pies – mruknął ten, po czym pocałował mnie w skroń. – Na obiad już za późno, ale może kolacja na mieście? Co ty na to?

– Tylko się przebiorę.

Tata wstał z łóżka i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam to, choć nieco mniej przekonująco. Wciąż jeszcze byłam zaskoczona taką wyrozumiałością Clay'a. Zastanawiałam się tylko, czy ma to zasługuję.

***

Restauracja, do której zabrał mnie tata, wyglądała na dość drogą. Niepewnie spojrzałam na swoją czerwoną bluzkę-hiszpankę i czarne spodnie z wysokim stanem. Gdyby Clay mnie uprzedził, ubrałabym się jakoś lepiej. Jednak patrząc na mężczyznę stwierdziłam, że jemu jego zwykła, biała koszula i jeansy nie przeszkadzają.

– Nie wiedziałem, jaką kuchnię lubisz, więc postawiłem na neutralną – powiedział z uśmiechem, otwierając przede mną drzwi.

– Mogliśmy pójść do zwykłego baru, a nie od razu do restauracji – westchnęłam, widząc burgundowe ściany, kryształowe żyrandole i piękne, brązowe stoliki z rzeźbieniami. Ten cały przepych sprawił, że poczułam się nie na miejscu.

Clay podał swoje nazwisko stojącemu przy kontuarze mężczyźnie. Ten uniósł w wysublimowany sposób brew i zetknął na dół.

– Proszę tędy.

Zostaliśmy zaprowadzeni na drugą stronę sali, mijając siedzących przy stolikach ludzi. Ci byli zbyt zajęci sobą, by zwrócić na nas uwagę, ale i tak poczułam się przez nich obserwowana. Wiedziałam, że tam nie pasuję.

– Nie lubię barów – Clay odsunął przede mną krzesło, a potem sam usiadł naprzeciw.

Podniosłam kartę i zdziwiłam się na widok nazw dań, których nie znałam. Szukałam czegoś, co nie miało kilkunastu dziwnych składników, nie było owocem morza i nie brzmiało jak dławiący się francuz.

– Jeffrey? A ty skąd tutaj?

Co? Błagam, nie. Nie. Nie. Nie.

Niepewnie spojrzałam znad karty, modląc się, by to była tylko zbieżność imion.

Niestety. Los znowu ze mnie zakpił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top