Epilog

Gdy się obudziłem, w domu była głucha cisza. Ściągnąłem brwi i wygrzebałem się spod kołdry. Skierowałem swoje kroki na dół, do kuchni, ale naprawdę, nigdzie nikogo nie było. Westchnąłem, idąc do salonu z myślą, że po prostu wyszli zapolować. Ale cholera, wszyscy na raz?

-Niall?- nagle pod schody z piwnicy wbiegł Harry. Miał łzy na policzkach- Boże, jesteś!- podbiegł i ciasno mnie przytulił. Zdziwiony lekko go objąłem.

-Co się stało?

-Zniknęli... Odeszli!

-Co?- parsknąłem- poszli zapolować pewnie.

-Nie kurwa, Horan, użyj mózgu! Nie ma ich! Wszyscy razem kurwa poszli zapolować? Z wszystkimi rzeczami? Nie ma ich! Nie ma kurwa, odeszli, zniknęli!

Pobiegłem na górę, rzeczywiście, wszystkie kufry, skrzynie zniknęły, a w szafach nie było ubrań. Ale to cholera nie może być prawdą! Zayn by mnie nie zostawił, obiecał mi kurwa! Mówił, ze mnie kocha...

Zjechałem po ścianie i schowałem twarz w dłoniach, czując jak łzy zbierają się pod powiekami. Nie, to nie może być prawda.

Dopiero po dwudziestu minutach się uspokoiłem na tyle, by wyjść z pokoju. Rozlałem po meblach, ścianach i panelach benzynę, którą znalazłem. Na drżących nogach poszedłem do Harry'ego i złapałem go za rękę. Zakochałem się cholera jasna w potworze i teraz ponoszę tego konsekwencje...

Razem z Harrym wyszedłem z domu, rzucając za siebie odpaloną zapałkę. Dom naprawdę szybko stanął w płomieniach. Nasze stopy zostawiały ślady butów w białym śniegu, tuż obok kropel mojej krwi. Nie wiedziałem nawet, że się skaleczyłem.

Z nieba zaczął sypać naprawdę gęsty śnieg, łzy same popłynęły znowu po policzkach, kiedy kolejne skrzypiące kroki stawiałem przed siebie.

Domek wybuchł. Uległ zniszczeniu razem z naszymi wspomnieniami, pamiątkami, wszystkim.

Co w tej chwili czułem? Wściekłość, żal, nienawiść.

Kiedy mój telefon powiadomił mnie o nowej wiadomości, powoli wyjąłem go z kieszeni. Zagryzłem wargę, widząc nadawcę.

Od: Zaza x

Jeśli kogoś kochasz, pozwól mu odejść.
Tak będzie dla was lepiej.

Gdy chciałem mu odpowiedzieć, otrzymałem jedynie komunikat, że nie ma takiego numeru. Rozpłakałem się ponownie, upadając na kolana.

Głośny szloch przerwał leśną ciszę. 

Xxxxxxxxx
Owszem to już koniec. Gdzieś w pewnym momencie wena uciekła. Ale też od początku planowałam że to będzie krótkie opowiadanie.

I nie. Nie będzie drugiej części, dobrego zakończenia. Zayn odszedł na zawsze...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top