6.

Wyznanie Zayna lekko zbiło mnie z tropu, ale przecież to miało sens. Nie urodził się wampirem, to przecież niemożliwe. Tyle pytań mi się nagle nasunęło.

-Dlaczego nie ukrywasz swojej natury?- kreśliłem palcem po jego tatuażach- powinieneś chronić watahy.

-Watahy?- parsknął- dzieciaku, wataha to wilki. Ja jestem wampirem.

-No to klanu, jeden chuj- wywrócił oczami.

-Jesteśmy rodziną- parsknąłem- Może cię to śmieszyć, ale tak jest. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nie pozwolimy się skrzywdzić, każdy byłby wskoczyć w ogień za każdego.

-A to nie tak, że wampiry giną od ognia?

-A to nie tak, że każdy ginie od ognia?- wywrócił oczami. Zarumieniłem się- Nie próbuj się zachowywać, jakbyś wiedział o mnie więcej niż ja.

Westchnąłem.

-Próbuję się tylko czegoś dowiedzieć o nadludzkim facecie, z którym spędziłem gorącą noc- wywróciłem oczami.

-Ludzie po pierwszych razach zawsze są tacy pyskaci?

Fuknąłem pod nosem, wstając i zbierając swoje rzeczy. Usłyszałem rozbawione prychnięcie, a nagle znowu byłem na materacu, a on nade mną.

-Gdzie się wybierasz blondasku?

-Spierdalaj- fuknąłem, próbując go strącić. Zaśmiał się tylko. Westchnąłem, widząc jego długie kły- Chcę cię poznać Zayn.

-Co chcesz wiedzieć?

-Najlepiej wszystko- zaśmiałem się lekko- Skąd pochodzisz?

Uśmiechnął się lekko, wstając. Podał mi szlafrok i dłoń. Chwilę potem siedzieliśmy w kuchni.

-Z Włoch. Urodziłem się w starożytnej Peruzji. Teraz znana raczej jako Perugia. To stolica Umbrii, w środkowych Włoszech.

-Musi być tam pięknie- uśmiechnąłem się lekko.

-Nawet nie masz pojęcia. Pokażę ci kiedyś- zaśmiałem się cicho.

-Chętnie- przyjrzałem mu się, kiedy przygotowywał ciasto na naleśniki. W pomieszczeniu unosił się już piękny aromat- Czym się żywisz?

-Krwią- zaśmiał się- to chyba oczywiste?- spojrzał na mnie przez ramię.

-Wiesz, że nie o to pytam.

-Właściwie, to wszystkim. Najczęściej piję krew z torebek, jest najprostsza. Lubię czasami zabijać, tak wiesz... Dla zabawy. Ale raczej polujemy na złych ludzi. Dobrzy nam nie zawinili, więc czemu ich karać? Zwierzęcą też czasem piję, ale nie zaspokaja moich potrzeb jakaś tam jedna sarenka. No i jestem o wiele słabszy niż po ludzkiej. Ta w torebkach, jest najłatwiejsza do zdobycia. Moją ulubioną krwią jest 0Rh- . Jest przepyszna. I ma zabawne zasady, bo ludzie o tej krwi mogą oddać swoją krew każdemu, ale gdy im się coś stanie, muszą dostać tylko swoją. Przekichane. A jeśli chodzi o żywienie się ludźmi, to coś jak narkotyk. No wiesz, coś jak koka czy amfa dla ciebie. Albo extazy czy lsd. Nie wiem co tam jest teraz na topie.

-Jeszcze heroinę pominąłeś z takich bardziej znanych- parsknąłem- A co z normalnym jedzeniem? I czosnkiem?

-Mogę normalnie zjeść jakąś zapiekankę czy coś, czuję smak, ale się tym nie pojem. A czosnek uwielbiam. Szczególnie sos czosnkowy do pizzy. Ten, kto to wymyślił był geniuszem- zaśmiałem się głośno. Rację miał- Jeszcze jakieś pytania?

-Ile masz lat?

-Nie jestem super stary- mruknął- niedawno skończyłem sto dwudzieste szóste urodziny.

-No, młodziutki jesteś- zadrwiłem- dawno zostałeś przemieniony?

-Równo sto lat minęło kilka tygodni temu. Zmieniono mnie w moje dwudzieste szóste urodziny.

-Jak to się stało?- wzruszył ramionami, nakładając mi porcję na talerz.

-Wracałem z imprezy, byłem nieźle nawalony- przyznał- potknąłem się i wywróciłem. Rozwaliłem sobie kolano, upadłem na jakieś szkło. Krwi było sporo. Potem nagle dostałem w łeb, a jak się obudziłem, to pragnąłem krwi.

-Słabo.

-Nigdy się nie dowiedziałem, kto mnie przemienił. Potem poznałem Lou, a on mnie przygarnął i wszystkiego nauczył.

Zająłem się posiłkiem, trawiąc wszystko w głowie. To wydawało się nieprawdopodobne. Straciłem dziewictwo z wampirem, którego znałem kilka dni. Upadłem na głowę.

-Słońce?

-Nie szkodzi mi. Mogę po prostu chodzić po kraju, nikt nie zorientuje się, że jestem wampirem. Nie błyszczę się, jak Edward ze Zmierzchu- zaśmiał się- Tylko muszę mieć koniecznie dobre okulary przeciwsłoneczne, bo światło dzienne dosyć mnie razi niestety. Wrażliwe oczy mi zostały.

-Rozumiem. Spanie w trumnach?

-Nie- zaśmiał się głośno.

-Nie śpisz?

-Śpię. Nie muszę może codziennie spać, bo się nie męczę zbyt szybko, ale co kilka dni, najlepiej co trzy, potrzebuję jakichś dwunastu do szesnastu godzin snu.

Skinąłem głową, kończąc jeść. Do kuchni wszedł niewysoki, umięśniony szatyn. Podszedł do lodówki, wyciągnął torebkę z krwią, przelał do kubka i napił się, patrząc mi w oczy.

-Nowa zabawka, Zee?

Wywróciłem oczami. Typowe.

Zayn nie odpowiedział.

-A jak ze śladami?- spojrzał na mnie zdziwiony- no wiesz, malinki, podrapane plecy i tak dalej.

-Utrzymują się do dwóch dni- mruknął rozbawiony.

-A rany? Jak was zranić?

-Nie za dużo chciałbyś wiedzieć?- wywróciłem oczami.

-Kołkiem z białego dębu w serce. Potem najlepiej spalić, żeby się na pewno pozbyć wampira- odpowiedział przybyły chłopak. Przyjrzałem mu się. Był przystojny i wyglądał na starszego. Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

-Skąd ja cię znam?- mruknąłem.

-Nie mam pojęcia, złotko. Może widziałeś mnie gdzieś czy coś. Albo studiowaliśmy razem- wzruszył ramionami i umył kubek. Potem podszedł do mnie i podał mi dłoń- Louis Tomlinson. Możesz mi mówić Lou.

Uścisnąłem ją dosyć niepewnie.

-Niall. Horan- wydusiłem. Mrugnął do mnie i wyszedł- wszyscy jesteście tacy piękni?

-Może- zaśmiał się Zayn.

-Masz jakieś umiejętności? Poza nadludzką szybkością i siłą.

-Umiem czytać w myślach. Ale twojego umysłu nie potrafię rozszyfrować- mruknął.

-Ojj- zaśmiałem się- A reszta?

-Louis widzi przyszłość i potrafi nieźle namieszać w głowach. Jasper kontroluje emocje, Susan sprawia ból, Liam kontroluje żywioły, Alice stwarza iluzję. Reszta jest nieodkryta albo zwyczajnie nie ma nic szczególnego.

-Ilu was jest?

-W tym domu? Czterystu pięćdziesięciu.

Świetnie Niall. Niezła z ciebie przekąska.

xxxxxxxxxxxxxxx

Szczerze mówię, że go nie sprawdzałam, mam dzisiaj jakiegoś laga mózgu, więc za błędy przepraszam xd

Wesołych po świętach XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top