5.
Macie dzisiaj, bo czemu nie x
Liczę na ładną aktywność w podziękowaniu!
xxxxxxxxxx
Zaparkowałem przy drzewie, przy którym spotkałem go po raz pierwszy. Nie było go. Wysiadłem z samochodu i oparłem się o maskę, odpalając papierosa. Kac mnie jeszcze trzymał, ale wiedziałem, że muszę z nim pogadać. Nie wiem, ile minęło. Godzina, a może piętnaście minut. Ale w końcu się pojawił. Jego usta były otoczone krwią, a jednocześnie nastawiał swoje kości.
-Cześć Niall- podszedł do mnie.
-Co mu zrobiliście?- westchnąłem- Zgwałciliście?
-Nie wiem. Nie było mnie tam. Louis i Liam powiedzieli mi tylko, że się tym zajęli.
Westchnąłem głośno. Coś było nie tak, czegoś mi nie mówił.
-Jak masz na imię?- spytałem cicho.
-Oh złotko...
-Odpowiedz mi- warknąłem. Stanął przede mną z drwiącym uśmiechem- Nie boję się ciebie.
-Jesteś pewien?
Uderzyłem go w pierś.
-Odpowiedz mi!
-Zayn, kochanie. Zayn- otarł swoje wargi i przybliżył się do mnie. Wstrzymałem oddech. Uśmiechnął się złośliwie, odsuwając się. Chciałem, żeby mnie pocałował. Ale obawiałem się, że na tym to się nie skończy-Czyżbyś jednak się bał?- pokazał swoje zęby.
-Nie- odpowiedziałem twardo, a on ponownie się zbliżył. Tym razem bardziej, aż w końcu złączył swoje wargi z moimi. Stęknąłem, przyciągając go bliżej. Złapał mnie za pośladki i skoczył, przemierzając przez drzewa. Pisnąłem przerażony, a z drugiej strony podniecenie coraz bardziej brało górę. Nawet nie wiem, kiedy leżałem pod nim w jego łóżku. Zamruczałem zadowolony, kiedy rozerwał moją koszulkę, a strzępy rozniosły się po pokoju. Wpił się w moje wargi, przyciągając mnie za kostki bliżej, aż nasze krocza się o siebie otarły, co z gardła wyrwało mi głośny jęk.
-Jesteś tego pewien?- widziałem, że z trudem się powstrzymuje, ale jednak starał się uszanować moje zdanie.
-Tak, kurwa zrób to już- prychnąłem, przyciągając go do pocałunku.
-Wiem, że to twój pierwszy raz- wymamrotał w moje wargi, zdejmując moje spodnie, a dalej bieliznę. W energicznym tempie poczułem jego palce w swoim tyłku. Rozciągał mnie szybko, w międzyczasie całując moją szyję. Doprowadzał mnie na szczyt, jednocześnie od tego odsuwając.
-Zayn- stęknąłem- Proszę.
Wywrócił oczami i rozebrał się, po czym naciągnął prezerwatywę na członka.
-Po co to?- ściągnąłem brwi.
-A co ty, "Zmierzchu" nie oglądałeś?- parsknął.
-Jestem facetem.
-Taa, nic mnie nie zdziwi- zaczął się we mnie wsuwać, a ja jęknąłem głośno. Splótł nasze palce razem i zaczął się we mnie poruszać. O dziwo, nie było to szybkie i niechlujne czy agresywne. Było przyjemne i spokojne, przepełnione swego rodzaju czułością. Dość szybko odnalazł mój punkcik, w który uderzał raz za razem, doprowadzając mnie ponownie na skraj i sprowadzając na ziemię w tym samym czasie.
-Boże!- wygiąłem plecy w łuk.
-Mówiłem ci już, Że Bóg to się tutaj na nic nie zda- westchnął rozbawiony i delikatnie przyspieszył ruchy. Podniosłem się na łokciach, obserwując go- Co?
-Nic, nic- mruknąłem- zastanawiam się, jakim cudem udało ci się mnie tak szybko uwieść.
-Ma się ten urok osobisty, co nie?- parsknąłem. Skromny jak mało kto- Od początku na mnie leciałeś.
-Chciałbyś.
-Przecież widziałem twój wzrok, blondyneczko- wywróciłem oczami.
-Mniej gadania, a więcej ruchania wampirku.
Zaśmiał się głośno i zaczął pieprzyć moją prostatę, dręcząc zębami moją szyję.
-Spróbuj kurwa mnie tylko ugryźć, to ci wbiję kołek.
-Na razie to ja tobie wbijam mój kołek.
Pisnąłem zarumieniony, opadając na poduszki i ponownie głośno jęcząc. Oszaleję, tylko jeszcze nie wiem czy z przyjemności, czy przez głupotę Mulata. Ale z pewnością w końcu trafię do wariatkowa.
Zayn zaczął muskać moją szyję bardziej czule i znowu zwolnił ruchy. Jednocześnie, ściskał moją dłoń, a ja po chwili doszedłem na swój brzuszek. Kiedy i wampir osiągnął spełnienie w prezerwatywie, wysunął się i rzucił gdzieś zabezpieczeniem na podłogę. Usiadł obok mnie i przyjrzał mi się. Po chwili się położył.
-Skąd wiedziałeś, że tak to się potoczy?- Zayn wzruszył ramionami.
-Nie wiedziałem.
-Kłamiesz.
-Po prostu... Wiedziałem, okej?- spojrzałem na niego zdziwiony- Do niczego się nie przyzwyczajaj. Prędzej czy później wszystko i tak chuj strzeli- skrzywiłem się. Ale miał rację. Nic nie jest na stałe. A tym bardziej nikt. Nie chciał mi robić nadziei.
-Wiesz co jest najgorsze? I może samolubne, ale prawdziwe- spojrzał na mnie, obejmując mnie ramieniem- Łatwiej jest porzucić niż zostać porzuconym. Wolę od kogoś odejść, zanim on odejdzie ode mnie.
-To egoistyczne podejście, nie wiesz przecież, że ktoś cię zostawi.
-To prawda- skinąłem- Ale strach przed tym, że to zrobi jest silniejszy niż bycie sprawiedliwym.
-Poniekąd cię rozumiem. Znaczy wiesz. Nie znam uczucia strachu. A przynajmniej go nie pamiętam zbyt dobrze, ale mimo wszystko wiem o co ci chodzi. Czasami się po prostu czuje to, że ktoś jest od nas ważniejszy i traktuje nas tylko jako opcję zapasową. Trzeba wiedzieć, kiedy od tej osoby odejść. Zostawić za sobą tą toksyczną relację. Niestety ludzie często o tym zapominają. Tkwią w iluzji, dają się ranić , tłumacząc, że na to zasłużyli i że to się zmieni. Ale prawda jest inna. Jeśli ktoś krzywdzi, robi to celowo. Często próbuje się tym bronić, zasłonić jakąś prawdę o sobie. I na pewno tego nie zmieni. Ale nikt nie zasługuje na cierpienie.
-Mówisz tyle pięknych rzeczy, a jesteś potworem- wzruszył ramionami, kreśląc jakieś wzorki na moim ramieniu.
-Przecież też kiedyś byłem człowiekiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top