3.

Ostatnio był dzień później, więc tym razem macie dzień wcześniej :D

xxxxxxxxxxxxxx

Wpadłem do domu chłopaka, a że nigdzie go nie widziałem , poszedłem do sypialni. Otworzyłem usta w szoku, bo do jasnej kurwa cholery, jebany wampir miał rację! Justin leżał, a Chloe chętnie go ujeżdżała, krzycząc z rozkoszy. 

Zrobiłem im zdjęcie.

-Ja to pół biedy gnoju- odezwałem się cicho. Oderwali się od siebie przerażeni- Ale Jessie na to nie zasłużyła. Wszystko jej kurwa powiem, ona na was ciężko pracuje, a ty się ruchasz z moim facetem dziwko- odwróciłem się i wyszedłem. Pojechałem prosto do mojej przyjaciółki, gdzie wszystko jej opowiedziałem. Wzięła wolne w pracy i pojechaliśmy spakować Chloe. Jessie bardzo cierpiała, co mnie kompletnie nie dziwiło, ale zasługiwała naprawdę. Chciałem z nią zostać na noc, ale powiedziała, że woli być sama i spotkamy się na uczelni następnego dnia. Niechętnie się zgodziłem i pojechałem do domu. Oczywiście nie posłuchałem nieznajomego i znowu pojechałem tamtą drogą. 

Stał oparty o drzewo, dokładnie tak samo, jak gdy stamtąd wyjeżdżałem dwie godziny wcześniej. Czekał na mnie. Zaparkowałem na poboczu i wysiadłem do niego. Przy Jess byłem silny, ale gdy tylko wyszedłem, rozpłakałem się.

-A nie mówiłem?- mruknął, podchodząc do mnie- O Justinie i o tym, że ludzie są słabi?- otarł moje policzki- Nie rycz- mruknął- On nie jest tego warty. Jedź do domu, weź gorącą kąpiel i napij się lampki wina. Tylko jedną- mruknął- A rano wstań z uśmiechem, jedź na uczelnię i udawaj, że cię to nie obchodzi.

Skinąłem głową bardzo powoli.

-Jutro się nim zajmiemy- mruknął,

-Nie chcę, żeby on zginął, jasne?- spojrzałem w jego czarne niczym smoła oczy- Połamcie go, jak musicie. Ale kutas ma być żywy.

-Co ci siedzi w tej główce blondi?- westchnął, odgarniając mi włosy z czoła- w porządku, nie zabijemy go. A ty już jedź. Odsunął się ode mnie. Chwilę później obserwowałem, jak wspina się na drzewo i przeskakuje na kolejne. Wzruszyłem ramionami. Kim on do cholery był?

Pojechałem do domu, gdzie nalałem sobie wina i poszedłem do wanny. Odchyliłem głowę. W końcu spokój.

Tak naprawdę, Justin mnie okropnie denerwował. Lubiłem go, ale to nie była miłość. Naciskał na seks i co chwilę chciał, żebym robił mu loda. Nawet na wykładach kiedyś chciał, żebym się schylił pod ławkę.

On też mnie nie kochał. Zayn miał racje, kochał moje pieniądze. A ja mu na to pozwalałem. Bo chciałem mieć kogoś, być w centrum uwagi, a bez partnera i szokujących rzeczy, jak miałem to zrobić?

Odetchnąłem wręcz z ulgą. Wszystko skończone i mam spokój.

A jednak... Niezupełnie.

Kim, a może czym, był tajemniczy mężczyzna? Skąd się pojawiał i gdzie znikał? Jak miał na imię? Ile miał lat? I dlaczego był tak olśniewająco piękny?

Im częściej o nim myślałem, tym większą zagadką dla mnie był.

Xxxxxxxxxxxxx

Rano pojechałem na uczelnię. Po prostu, żeby pokazać, że to wszystko mnie nie rusza, że Justin może sobie bzykać kogo chce. Bo tak było. Nie obchodziło mnie to. Jedynie było mi szkoda przyjaciółki. Ona nie zasługiwała na takie traktowanie.

Wszyscy nasi znajomi już wiedzieli. Jessie postanowiła rozesłać zdjęcie swojej dziewczyny z moim chłopakiem. Co więcej, opublikowała je na fejsie, twierdząc, że sobie na to zasłużyli.

Oczywiście, na moją prośbę, ocenzurowała trochę fotkę.

Ja nikomu nie odpowiadałem na pytania jak się czuję. Co miałem czuć? Co miałem powiedzieć? Że to jebana ulga pozbyć się tego problemu?

Bałem się reakcji przyjaciół na to, że gadam z jakimś dziwnym nadprzyrodzonym.. Kimś.

Ale przecież musiałem komuś powiedzieć. Czy ja zwariowałem do reszty? Bo jak na razie chyba właśnie na to się zapowiadało.

-Hej, jak się trzymasz?- Shawn podszedł do mnie z nieśmiałym uśmiechem.

Wzruszyłem ramionami.

-No wiesz, nikt nie umarł- jeszcze, dodałem w myślach.- To tylko zdrada, jakoś przeżyję. Z Jess jest gorzej. Ale mamy siebie, to jest chyba najważniejsze.

-Macie nasze wsparcie. Justin i Chloe już wylecieli z reprezentacji uczelni.

-Spokojnie. Damy sobie radę Shawn. Ale dzięki- poklepałem go po ramieniu i wyszedłem z budynku. Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się dymem z szerokim uśmiechem. Zza chmur wyłaniało się rażące słońce, które w ogóle nie przejmowało się, że to nie jego pora roku. Skoro słońce potrafiło, czemu ja nie miałbym?

Poszedłem do samochodu i wróciłem do domu. Czas zacząć na nowo. Sytuacja z Justinem uświadomiła mi, że nie mogę udawać kogoś kim nie jestem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top