13.
Nawet grzeczni byliście xx
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
W końcu minął miesiąc.
Miesiąc bez Nialla.
Szykowaliśmy się już na najgorsze, na to, że będziemy musieli pochować blondyna, pożegnać się z nim raz na zawsze.
Nie mogłem sobie tego wybaczyć. Jak mogłem być tak nieodpowiedzialny? Jak mogłem dopuścić do tego, że Niall stracił bezpieczeństwo? Uderzyłem ręką wściekły w ścianę. Nie chciałem dłużej funkcjonować bez niego. To dzięki niemu odzyskałem w sobie człowieczeństwo, nie mógłbym teraz tego stracić!
I nie, tu nie chodziło o mnie
Tu chodziło o tego blond skrzata, który się tak szczerze uśmiechał, że zaraził tym nawet Louisa, który, nie ma co ukrywać... Był gburem.
A bez Harry'ego był jeszcze gorszy. Całe dnie chodził struty, na wszystkich burczał i warczał, kopał co popadnie, żywił się bez opamiętania, no i darł mordę po mnie.
Wiedziałem, że to moja wina i kompletnie się mu nie dziwiłem, w końcu na jego miejscu też bym mnie obwiniał.
Halo, przecież sam obwiniałem siebie. To wszystko było bardzo, bardzo skomplikowane. Niall zapadł się pod ziemię, a ludzie z czasem przestali o niego wypytywać. Tylko dlaczego?
Minęło dopiero 30 dni, a jego przyjaciele, jakby o nim zapomnieli.
Przejrzeliśmy Justina, Chloe, Jessie. Shawna i całą resztę jego bliższych znajomych. Nikt nie miał pojęcia co się z nim dzieje i na pewno nikt mu nic nie zrobił.
Właśnie szedłem do lasku, gdzie spotkałem blondyna po raz pierwszy. Jego samochód wciąż stał przy drzewie, rozwalony. Westchnąłem i usiadłem na jego dachu. Rozejrzałem się. Nigdzie nie było śladów Nialla, przez chwilę czuliśmy jego zapach, ale teraz już nawet tego nie odczuwałem. Nie było żadnego fragmentu ubrania, żadnej krwi, nawet żadnych śladów szarpaniny.
A jednak, jego samochód był rozbity, a Niall rozpłynął się w powietrzu. Jakby nigdy nie istniał.
Jakby to wszystko było snem.
Zeskoczyłem na chłodny beton i przemaszerowałem między drzewami. Ziemia, pod moimi stopami ugniatała się, a ja zapadałem się w błocie, po ostatnich ulewnych dniach. Gdzie on się podział? Czemu nie czuliśmy jego zapachu?
Czemu nie słyszałem bicia jego serca?
Las gęstniał coraz bardziej, drzew przybywało, a nieba już nie było widać przez ich korony. Szedłem głębiej i głębiej, chciałem znaleźć choć namiastkę tego, co utraciłem.
I poczułem jego zapach, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ale tylko przez moment, krótką chwilę. Potem zniknął, a ja stałem znowu pośród liści i zastanawiałem się, co mam zrobić, skoro moje życie straciło bez Nialla sens.
Xxxxxxxxxxxx
-Masz urojenia- zadrwił Tomlinson, gdy mu opowiedziałem o tym, co czułem w lesie- Tak bardzo za nim tęsknisz, że zaczynasz czuć jego zapach. Wkrótce zaczniesz go słyszeć, a potem widzieć. Ale to będzie złudzenie Zayn.
-A potem wyślemy cię do psychiatryka- zarechotał Payne. Pokazałem mu środkowy palec.
-Zayn, wiem, że ci ciężko- Jemu też było. Harry odszedł miesiąc temu, ale przynajmniej żył i miał się dobrze. Odwiedzaliśmy go i sprawdzaliśmy, czy wszystko okej. I choć do końca nie był zadowolony, to pozwalał nam, bo wiedział, jaka jest ciężka sytuacja teraz- Ale zrozum, że on nie wróci do-
-Wróci- przerwałem mu. Musi wrócić do cholery.
-Stary, on już nie żyje- Liam wywrócił oczami. Przycisnąłem go do ściany, trzymając dło zaciśniętą na jego szyi.
-A ty niby skąd kurwa to możesz wiedzieć?- warknąłem. Zawsze się wypowiadał. Może miał z tym coś wspólnego? Może to on go skrzywdził, albo wie kto to zrobił i kogoś kryje?
-Minęło zbyt dużo czasu, żeby mógł- wydusił, choć z trudem. W końcu mnie kopnął w brzuch odpychając- Albo uciekł od ciebie do cholery. Zresztą, sam bym to kurwa zrobił- prychnął- Zrobiłeś coś wbrew jego woli, to na pewno nie jest wybaczalne. Poza tym jesteś zwykłym potworem, monstrum, żywiącym się ludźmi. Spierdolił od ciebie. Jak każdy Malik, każdy od ciebie spierdala.
-ZAMKNIJ SIĘ!- warknąłem, popychając go na podłogę. Usiadłem na nim, zaciskając palce na jego szyi- Zamknij kurwa japę, zanim ci urwę ten pusty łeb, Payne- wysyczałem mu w twarz- zamknij tą pierdoloną mordę, bo jesteś jebanym kutasem. Masz czelność kurwa mówić takie rzeczy o mnie?- zacisnąłem mocniej palce- Jestem nad tobą, chuju. Nie możesz mi podskoczyć, a ja w każdej chwili mogę cię zabić- złamał mu nogę, na co ten zawarczał głośno- A piśnij choć jedno złe słówko na Nialla, to zginiesz- splunął mu na twarz, wstając z niego.
-Taki odważny jesteś, a obronić go nie potrafiłeś- mruknął Jasper, siadając na kanapie- Nie wyżywaj się na nas Zayn. Pomożemy ci przecież, tylko do cholery... Uspokój się. Po prostu się uspokój.
-Łatwo ci mówić, Jas- mruknąłem siadając obok Louisa, który objął mnie opiekuńczo ramieniem- łatwo. Ale ja go kocham. Dzięki niemu czułem, że żyję, wiesz?- szepnąłem- A teraz go nie ma. I nie wiadomo czy wróci.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
wróci
albo nie wróci
oto jest pytanie
🤷♀️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top