Rozdział 15

Godzina 17:24 funkcjonariat policji. Sala przesłuchań
Oczami Claire

Siedzimy za kratkami z Van od jakiś 2 godziń i dalej nie wiemy co tu robimy. Chciałam już jak najszybciej złożyć wyjaśnienia. Van podobnie myślała. Czekanie było dla nas jak kara.

- Przepraszam Panie Władzo! - wołałam po raz któryś funkcjonariusza, ale za każdym razem nas ignorował. Przez większość czasu miał słuchawki na uszach. Kiedy usłyszał wręcz moje błagalne wołanie, podszedł do nas.

- Proszę nam powiedzieć ile będziemy jeszcze tutaj przesiadywać?

- Dopóki któryś z wyższych detektywów nie zjawi się. Dużo osób wzięło urlop ostatnio - odparł i już miał odchodzić gdy zareagowałam - Jakieś życzenia?

- Czy mogłabym zadzwonić? -poprosiłam

- Niestety, nie udzielamy telefonu dla więźniów - odparł neutralnym tonem.

- Bardzo proszę. Zależy mi - odparłam z oczami pełnymi nadzieją.

Mężczyzna pomyślał i po chwili namysłu podał mi telefon.

- Tylko nie rozmawiaj długo. - odparł. Wzięłam słuchawkę i czekałam aż ktoś odbierze z tamtej strony.

- Halo? - odezwał się znajomy głos. To był McGee.

- Hej, mógłbyś się skontaktować z Jamesem? - spytałam

- Hej, nie ma problemu, a w jakiej sprawie?

- Powiedz, że to coś ważnego. Będzie wiedział o co chodzi.

- Dobra. Skontaktuje się z nim. A co u Ciebie słychać? Długo się do nas nie odzywałaś.

Chciałam odpowiedzieć, ale funkcjonariusz odparł, że czas kończyć.

- Kiedy indziej pogadamy - odparłam - Muszę skończyć. Pa! - zakończyłam rozmowę i odłożyłam słuchawkę.

Wróciłam do celi.

Czekałyśmy dalej, nie wiedząc kiedy będziemy mogły zeznawać. Po paru godzinach okazało się, że nikt nie jest w stanie przyjechać na przesłuchanie. Będziemy musiały nocować w tym jakże miłym przytułku. Żyć nie umierać jak to mówią.

Następnego dnia. Cela więzienna. Posterunek policji.
Oczami Claire

Obudzono nas wcześnie rano. Przyszedł do nas ten sam funkcjonariusz.

- Już czas. - rzucił krótko i otworzył bramę.

Kierowałyśmy się do pokoju przesłuchań. Nikogo jeszcze w środku nie było. Usiadłyśmy i czekałyśmy z pół godziny aż ktoś się zjawi. W pewnym momencie wszedł ktoś kogo całkowicie nie spodziewałam się.

- Jethro - odparłam szczęśliwa - Co ty tu robisz?

- Myślałaś, że się nie dowiem? - spytał unosząc brew.

- Em..McGee Ci powiedział?- spytałam skruszona.

- A któż by inny? Następnym razem bandziorów zostaw nam. - wskazał na siebie i Vanesse.

- Zaraz, zaraz. Czy ja o czymś nie wiem? - spytałam patrząc na tą dwójkę.

- To może zostawię was samych. Wyjaśnijcie to sobie między sobą Drogie Panie - odparł i zniknął zanim zdążyłam cokolwiek do niego powiedzieć.

Skierowałam wzrok na moją wspólniczkę.

- Panno Parker. Domagam się wyjaśnień - zażądałam trzymając skrzyżowane ramiona na piersi. Usiadłam po przeciwnej stronie stołu i czekałam na jej monolog.


Oczami Vanessy

Gdy Jetrho wyszedł moja przyjaciółka popatrzyła się na mnie uważnie. Domagała się ode mnie wyjaśnień. Skrzyżowała ramiona na piersi. Następnie usiadła na przeciwko mnie. Czekała aż wypowiem pierwsze słowa.

Tymczasem...
Calle Velazquez. Santagio.

Oczami autorki

Kelner z pobliskiego bistro po ostatnim zdarzeniu został uwolniony. Po wyjściu z funkcjonariatu zwrócono mu telefon. Spojrzał na ekran. 25 nieodebranych połączeń od szefa. Zostawił 1 wiadomość głosową. Odsłuchał ją. Szef chciał się z nim spotkać. Wspomniał, iż to pilna sprawa. Możliwe, że dowiedział się co zrobił tamtego dnia. Obawiał się tej wizyty. Mimo wszystko napisał smsa, że się zjawi wieczorem. Przez cały czas myślał co mu powie. Zastanawiał się jaką sprawę pragnie z nim omówić.

Funkcjonariat Policji, sala przesłuchań

Oczami Vanessy

Między nami panowała cisza. Zastanawiałam się jak Klarze to powiedzieć.

- Czy dowiem się co się tu dzieje? - spytała zniecierpliwiona. - Czemu wszyscy przede mną coś ukrywają? - widocznie nie mogła znieść tej ciszy. Przypuszczam, że w jej życiu dużo się wydarzyło.

- Od wielu lat prowadzę podwójne życie. Wszystko zaczęło się gdy byłam już na studiach. A dokładnie kiedy odbyła się wymiana do Chin. Wiele rzeczy się nauczyłam. Pewien sensei pokazał mi jak medytacja może poprawić moje umiejętności i zrelaksować się w codziennym życiu. Wykrył, że mam nadzwyczajne zdolności do walki i samoskupienia. Potrafiłam panować nad rzeczami. Sama zobacz. - wzięłam głęboki wdech i powoli stół zaczął unosić się w powietrze. Delikatnie przesunęłam go w prawo aby nam nie przeszkadzał. - Widzisz? Do tamtego wyjazdu nie byłam świadoma jakie zdolności posiadam. Właśnie dzięki mistrzu Yodzie nauczyłam się sztuki walki kung fu. Gdy powróciłam do Polski nie mogłam nikomu powiedzieć co wydarzyło się tam. Po zakończeniu studiów pracowałam w korporacji w handlu zagranicznym. Po jakimś czasie otrzymałam propozycję pracy w chilijskim NCIS. Długo nad tym myślałam, ale przyjęłam ich propozycję. Od tego czasu zajmuje się różnymi sprawami.
Po moim monologu zapanowała błoga cisza.

- Więc jesteś agentką i nic mi nie powiedziałaś?

- Klara, ja nie mogłam nikomu o tym wspominać. Skoro Jethro powiedział, żebyśmy sobie coś wyjaśniły, to znaczy, że ty też mi masz coś do powiedzenia. - odparłam z podejrzliwym wzrokiem.
Klara zarumieniła się z wrażenia.

- Wiesz, muszę Ci coś powiedzieć ważnego. - powiedziała drapiąc się po głowie.

- Zamieniam się w słuch. - odparłam. 

Zaczęła mi opowiadać jak poznała Jamesa poprzez wieści o zostanie agentką i o pracy w MIA4 do misji obecnej. Wiele przeżyła. Stała się odważną i odpowiedzialną kobietą.

- Masz bardzo bogaty życiorys. - to była jedyna moja reakcja jaką potrafiłam w tej chwili okazać.

Po naszych opowieściach wyszłyśmy z pokoju. Byłyśmy szczęśliwe. Dobrze, że sobie to wyjaśniłyśmy. Okazało się, że wspólnie zajmujemy się sprawą tzw. Spectre.

Oczami Claire

Po naszych opowieściach, wyszłyśmy z pokoju przesłuchań. Van ma niesamowite zdolności. Unoszący stół zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zauważyłam Jamesa. Szybko do mnie podbiegł i mocno przytulił.

- Tak bardzo się martwiłem! - odparł mój ukochany - Co się stało? Gdzie się podziewałyście? - skierował to pytanie do nas obu.

Opowiedziałyśmy po krótce co się stało.

- Miałaś szczęście, że Vanessa była z Tobą. Tworzycie całkiem dobrany duet. - odparł wskazując na nas obu.

- Chyba chciałeś powiedzieć Trio? Ty też zaliczasz się do zespołu. -powiedziałam i pocałowałam go namiętnie w usta. Stwierdziliśmy, że pójdziemy na lokalną pizzę.

Tymczasem Róg Velana Minosa
Oczami Autorki

-Jesteś mój przyjacielu! - odparł mężczyzna w czarnym kapturze. Było widać jedynie jego niebieskie tęczówki kontrastujące z mrokiem.

- Tak, przyszedłem. Podobno masz do mnie jakąś pilną sprawę. -odpowiedział Jonathan.

- Tak, dokładnie. Tak sobie myślałem... powiedz mi.... czy zależy Ci na Kate? -spytał z nutką tajemniczości.

- A co ma wspólnego moja żona z dzisiejszą dyskusją?- spytał z podejrzliwością szatyn. Obawiał się, że mężczyzna coś kombinuje.

- Mój drogi przyjacielu. Jeżeli Ci na niej zależy, to wytłumacz mi twój ostatni incydent. - powiedział podkreślając ostatnie słowo z dozą zdenerwowania.

- Słuchaj próbowałem, starałem się ile sił w nogach, ale ta dziewczyna mnie przechwyciła.. - tłumaczył się chłopak.

- Dosyć! Dałeś się pokonać zwykłej smarkuli? - spytał podwyższonym głosem - Myślałem, że mogę Ci zaufać...

- Tak. Oczywiście, że możesz, ale sytuacja wymknęła się z ostatniej chwili. Ona zaczęła podejrzewać, że coś jest nie tak z ciastkiem i ...

- Dosyć! Mam w nosie twoje wyjaśnienia. Zawiodłeś mnie. I musisz ponieść za to odpowiednią karę - zza ciemności wyszła młoda blond kobieta. Była bardzo wystraszona. Mężczyzna wiedział gdzie trafić w czuły punkt Jonathana.

- Podejdź tu śliczna - odparł przyjemnym głosem. Podeszła do niego bardzo powoli i niechętnie. Ubrała się w piękną, krótką, czerwoną sukienkę. Mężczyzna w kapturze przerzucił swoją rekę na jej ramię. Kobieta płakała.

- Cii... już spokojnie.. Nic Ci nie grozi. Chyba, że twój ukochany nawali - przyłożył do jej głowy spust broni.

- Ty draniu! Tylko spróbuj - krzyknął Jonathan ze wściekłości. -  A będziesz martwy!

- Lepiej to ty uważaj. Radzę Ci, abyś następnym razem nie nawalił. Mam Cię na oku. - odparł i zniknął z mroku.

Kate szybko podbiegła do ukochanego i wtuliła się. Płakała strumieniami.

- Już kochanie, nie płacz. - pocieszał ją głaszcząc jej miękkie jak jedwab kręcone włosy. - Damy radę, na dobre i na złe. Dorwiemy go. Obiecuję! - wycedził to przez zęby.

Zamówił taksówkę. Przez większość drogi Kate zdążyła już usnąć. Jonathan rozmyślał jakie kroki ma podjąć aby zemścić się .

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top