Rozdział 12

Oczami Claire

Obudził mnie budzik o 6 rano. Dla mnie to nie jest dobra pora na wstawanie, ale jak trzeba to trzeba. Zrobiłam rozgrzewkę będąc jeszcze w piżamie. Po porannej aktywności, zeszłam na dół. Przygotowałam sobie pożywne śniadanko. Następnie wykonałam resztę porannych czynności.

Postanowiłam, że udam się na krótki spacer. Słońce powoli wstawało ożywiając lokalną naturę. Ptaki ćwierkały tworząc przyjemną melodię. Ze spokojnego spaceru wyrwał mnie zapach dwóch gości. Patrzyli na mnie jak na pożywny posiłek. Poczułam się niekomfortowo, ale byłam zdeterminowana do obrony. Zanim wykonałam jakikolwiek ruch, mężczyźni padli na ziemię. Spojrzałam za siebie, a tam stał uśmiechnięty od ucha do ucha Tony.

- Czego się tak szczerzysz? - spytałam prosto z mostu.

- To tak się dziękuję za okazaną pomoc? - spytał z wyrzutem Tony.

- Dałabym sobie radę. Nie mam 5 lat, żebym potrzebowała ochroniarza -odpowiedziałam oburzona. Nie rozumiałam czemu ludzie uważają mnie za słabą.

- Tak. Widziałem Cię jak od razu powaliłaś tych ludzi nie tykając palcem. - odparł brunet wzdychając. - Musisz się moja droga jeszcze wiele nauczyć. - dodał kiwając głową przecząco. Poczułam się jakbym była pouczana przez profesora.

Nie potrafiłam nic odpowiedzieć. Szybko wyminęłam mężczyznę i wróciłam do domu Jetra. Wkurzona o mało nie rozwaliłam drzwi do pokoju. Usiadłam na łożku, musiałam opanować swoje emocje.

Ten człowiek działa mi na nerwy. Jak mam Go lepiej poznać skoro wciąż się wywyższa? - pomyślałam.

- Wstawaj Claire! Nie obijaj się! - wykrzyczał przez drzwi Gibbs. Zanim udało mi się cokolwiek powiedzieć, dodał jeszcze - I tak ze mną nie wygrasz!

- Cały Gibbs. - usłyszałam męski głos. Myślałam, że znowu Tony chce mnie zdenerwować. Od razu walnęłam patelnią.

- Ojeju .. Przepraszam! Strasznie mi przykro. Jesteś cały? - spytałam próbując mu pomóc. Zauważyłam, że przyszedł McGee.

- Nic się nie stało. Przypuszczam, że nie zrobiłaś tego celowo. - odpowiedział Timmy pocierając obolałe miejsce

- Co tutaj robisz? - spytałam mężczyznę o kasztanowych włosach.

- Przyjechałem z Tonnym do was. Gibbs o to prosił. Poza tym chciałem złożyć raport z ostatniej sprawy. Nie znaleziono sprawcy tej zbrodni.
Już miałam się odezwać ale usłyszałam głos:

- Dobra Claire! Ile mam jeszcze czekać? Czy mam użyć siły abyś wyszła z domu!? - stwierdził mój chrzestny.

- Już idę! - odkrzyknęłam i wyszliśmy razem z MgGee'em. 

Jechaliśmy do biura. Od razu jak przekroczyliśmy jej granice, otrzymaliśmy wezwanie o morderstwie. Podobno jakiś agent został brutalnie zamordowany. Gdy zobaczyłam wizerunek ofiary, poczułam jak moje życie zapada się pod nogami.

- Znasz go? - spytał Tony patrząc na moją zdziwioną twarz.

- A po co Ci to wiedzieć? - lekko się zdenerwowałam. - Zajmij się sobą - dodałam i odeszłam od zespołu.

Nie chciałam tak wyżywać się na nim, ale moje emocje wzięły w górę. Było mi przykro. Ofiara była mi bliska. Jaki drań mógł to uczynić. Poczułam mieszkankę smutku, goryczy ze wściekłością i zemstą na zabójcy. Muszę tam pojechać. Usiadłam przy moim tymczasowym biurku. Weszłam na stronę incognito i wpisałam dane Juan Fernandez. Odczytałam informację.

Juan Brad Fernandez. Zmarł 11.06.2014 roku ; dzielnica Lastarria w mieście Santiago. Przyczyny śmierci: nieznane.

Samo miejsce przykuło moją uwagę.

W Chile? Koniecznie muszę się tam udać! - pomyślałam. Dlaczego tam spytacie się. Powiem wam jedno. Przeszłość powraca. Może czasem zniszczyć życie jak wiatr przewracający domek z kart. Nim chciałam podjąć jakiekolwiek kroki, podszedł do mnie Gibbs

- Wszystko w porządku? - spytał troskliwie. Milczałam. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Czasem cisza była lepsza od rozmowy.

- Znasz go? - spytał kontynuując rozmowę. Widocznie chciał drążyć temat.

- Tak. - odważyłam się opowiedzieć trochę o nim - Był moim przyjacielem, najbliższym agentem.

Gdy zwierzałam się dalej, reszta zespołu dołączyła. Akurat nie miałam zbytnio ochoty na rozmowy na tej temat. Wiedziałam, że mojemu chrzestnemu mogę zaufać i jak narazie tylko jemu chciałam o tym opowiedzieć.

Wyszłam z agencji. Musiałam sobie wszystko poukładać w głowie. To wszystko działo się zbyt szybko dla mnie. Najpierw Greg a teraz Juan. Kto jeszcze ucierpi? Złość i zemsta mnie tak przepełniała, że postanowiłam szukać złoczyńcy. Nie wie z kim będzie miał do czynienia.

Wieczorem zabrałam moje walizki i wyruszyłam w misję.

~Kilka godzin później~

Welcome to Chile. Please fasten the seats belt! - usłyszałam głos stevardessy. Momentalnie zapięłam pasy. Gdy samolot wylądował, skierowałam się po bagaż.

Witaj Chile! Zalążku mej przeszłości. -pomyślałam sobie i udałam się do hotelu. 

Gdyby nie przeszłość związana z tym miejscem, stwierdziłabym, że Santiago jest zwyczajnym ucywilizowanym miastem. Nim się obejrzałam, byłam już na miejscu. Potwierdziłam rezerwacje i udałam się do wyznaczonego pokoju. Myślałam nad tą sprawą. Ona nie dawała mi spokoju.

Dlaczego mój dawny znajomy został w to zamieszany? Muszę poszukać informacji na ten temat.

Wyciągnęłam laptopa z bagaża podręcznego i odrazu odpaliłam internet.

Niech no spojrzę co my tu mamy...
Hm.. Kate Middletown zamieszana o korupcję i transport kokainy. Ciekawe..

Weszłam w podany artykuł i zaczęłam wertować strony. Dostrzegłam znajome nazwisko. Jonathan Smith to przecież mój znajomy. On jest w to zamieszany wraz z żoną. Nie możliwe.

Minęło tyle czasu a jeszcze niezbyt dobrze go poznałam. Tyle pytań a tak mało odpowiedzi.
Ze zmęczenia zamknęłam urządzenie i usnęłam.

🌝🌝🌝🌝🌝🌝🌝🌝🌝🌝🌝🌝🌝🌝


Witam wszystkich!

 
Jak myślicie czy Claire sobie poradzi sama w Chile? Jak się odnajdzie po latach? Piszcie w komentarzach. Czekam na wasze opinie na temat bieżącego rozdziału :)
Pozdrawiam 😊
Claireska

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top