Rozdział 11

Oczami Claire

Obudziłam się gdy mieliśmy lądować. Szybko zapięłam pasy. Gdy już byliśmy na ziemi, wzięłam bagaże i wyszłam z samolotu.

- Słoneczny Waszyngton - pomyślałam.

W pewnym momencie podjechało czarne auto. Spojrzałam na Jetra z niepewnością. On pokiwał głową twierdząco, że możemy wsiadać. 

Za kółkiem zobaczyłam młodego bruneta z dużą ilością żelu na włosach. Prócz nich najbardziej charakterystyczne były brązowe tęczówki. Mój chrzestny bardzo dobrze się z nim dogadywał. Widocznie znali się od lat. 

Szybko dojechaliśmy pod brązowy budynek. Gdy wysiadłam z pojazdu zauważyłam srebrny napis NAVY -  główna siedziba NCIS. 

Udałam się z moją walizką do środka. Podążaliśmy w stronę windy. Przez całą drogę odczuwałam wzrok tego mężczyzny. Zaczęło mnie to lekko przeszkadzać. Nie byłam przyzwyczajona do takiego zainteresowania. A może wcześniej nie zwracałam na to uwagi? Sama nie wiem. Po tym jak moje życie się zmieniło, wiem, że nie jest tak samo. Moje zdolności się poszerzają. Codziennie odkrywam coś nowego. 

Zakończyłam moje prywatne rozważania gdy weszliśmy do pomieszczenia. Wszyscy na nas patrzyli. Poczułam się niekomfortowo. Tyle oczu skierowanych na mnie to totalna nowość.

- Podejdźcie do mnie wszyscy. Ktoś chciałby się przedstawić - odezwał się mój chrzestny. 

W tym miejscu postawił mnie w kropce. Z natury jestem osobą nieśmiałą. Trudno mi nawiązać nowe znajomości, co dopiero powiedzieć coś o sobie. To tak jakbym komuś przekazywała skrawek mojego życia. Spojrzałam na Jetra niepewnym wzrokiem. Widocznie to wyczuł, gdyż po ciszy szepnął mi

- Pamiętaj moja droga o zasadzie nr.1.

Przypomniałam sobie jak brzmiała jej treść. Rodzice wpajali mi ją odkąd pracowałam w Paryżu. Przypominała ona o tym, żeby zaufać swoim agentom i innym jeszcze niepoznanym. Podążając tą zasadą, odważyłam się na pierwszy krok.

- Witam wszystkich. Jestem agentka Claire Martin z MI4 - powiedziałam oraz pokazałam oznakę wraz z dowodem tożsamości.

- Słyszałam o MI6, niestety nie o MI4 - odparła kobieta w czarnych włosach związanych w długi kuc.

- Ona jest mała i stosunkowo tajna. Główna siedziba mieści się w Paryżu. - zakończyłam swój wywód. - Czy mogę Państwu zaufać jeśli chodzi o status mojej organizacji?

- Jasne, ale nie musisz do nas zwracać się tak oficjalnie - odezwała się ponownie ciemnowłosa- jestem agentka Ziva David. Pracuje tutaj od lat. - odparła z uśmiechem, podając mi rękę na powitanie. Odwzajemniłam gest.

- Ja jestem agent MgGee. Miło Cię poznać - przywitał się mężczyzna o brązowych włosach.

- A ja jestem agent specjalny Anthony Dinozzo - przedstawił się brunet, który prowadził auto.

- Agentka Martin przyjechała trochę wypocząć, ale również zapoznać się z naszymi zwyczajami i śledztwami. Jest moją chrześnicą i mam nadzieje, że przyjmiecie ją miło.

- Ależ oczywiście.. -odparła Ziva
- Zivo, możesz oprowadzić Claire po naszej siedzibie.

- Oczywiście, nie ma problemu.

- Wszystko w porządku. Gibbs? Jest tylko jedna sprawa. Gdzie mogę zostawić bagaże? - szybko spytałam. Wiedziałam, że nie lubi jak ktoś owija go w bawełnę.

- Póki co, zostaw pod moim biurkiem. -odparł chrzestny.

-Dziękuję. - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. On odwzajemnił i powrócił do pracy.

- Chodź, oprowadzę Cię po naszych skromnych progach - powiedziała brunetka

- W porządku. - odparłam mijając szerokim łukiem bruneta.

- Coś się stało? Wyglądałaś jakbyś mijała jakiegoś węża. - spytała moja towarzyszka.

-Nie.- parsknęłam śmiechem- Po prostu ten Pan mnie lekko przeraża. Wygląda groźnie - odparłam gdy pomyślałam o Anthonym.

- Nie przejmuj się. On taki jest jak widzi kogoś nowego. Potrzebuje czasu. Jak go bliżej poznasz to jestem pewna, iż zmienisz zdanie - odparła ciepło Ziva. 

Oprowadzała mnie po każdym możliwym kącie. Opowiadała mi ile najgorszych złoczyńców udało się złapać. Szczególnie to wykazywała ściana zbrodniarzy. Na niej wysiały zdjęcia najgorszych, którzy zapisali się w kartach historii NCIS. O nich nikt nie zapominał. 

- A tutaj jest laboratorium. - odparła gdy zjechałyśmy windą na dół. 

Jak weszłyśmy od razu zwróciłam uwagę na wnętrze oraz muzykę lecącą w tle. Muzyka była dla mnie czymś nierozerwalnym. Moim zdaniem zawsze reprezentowała wnętrze człowieka. Z usłyszanego utworu mogłam stwierdzić, iż ta osoba lubi mocne klimaty. Możliwe że rock albo gothic metal.

- Świetna muzyka! -  odparłam.

- Lubisz taką? - zza lady wyłoniła się czarnowłosa dziewczyna w białym kitlu. Była wielbicielką nietypowej muzyki i słodkich kucyków.

- Jestem Abby, ale mów mi Abbs. -przywitała się podając mi rękę. 

- Witaj, jestem Claire z MI4. - odparłam odwzajemniając gest.

- Pierwszy raz słyszę o tej agencji.

-Jest tajna i stosunkowo mała.

- Claire jest chrześnicą naszego szefa. -dodała dumnie Ziva.

-Ooo ... Nie wiedziałam. - powiedziała podeksytowana Abby.

- Nic się nie dzieje. Mam do was prośbę. Traktujcie mnie jak normalnego człowieka, bo czasami ludzie nadmiernie przesadzają z gościnnością wobec mojej osoby. W takich sytuacjach głupio się czuje. - powiedziałam do dziewczyn z lekkim grymasem na twarzy.

-W porządku. - odpowiedziały obie równocześnie.

- To co? Zwiedzamy dalej? - spytała Ziva.

- Oczywiście. Będę mogła później wpaść spowrotem tutaj? Jeśli nie będę przeszkadzać. - spytałam czarnowłosej gotki.

- Ależ nie ma problemu. Towarzystwo będzie mile widziane. - odparła posyłając serdeczny uśmiech. 

Kontynuowałyśmy zwiedzanie wchodząc do szarego pomieszczenia. Mieściło się w niej wiele ogromnych szuflad. Zauważyłam siwego mężczyznę z okularami i białym kitlem. Domyśliłam się, że to lekarz. Wyglądał znajomo, jakbym kiedyś go poznała.

- Cześć Zivo, a któż to za młoda dama obok Ciebie stoi?

- Jestem agentka Claire Martin z MI4.

- Aaa.. Słyszałem o tejże agencji. Czy przypadkiem pracuje tam Agata wraz z Markiem? - spytał staruszek.

- Tak, moja tam pracuje, lecz mój ojciec nie żyje. Zastępuje go mój ojczym Maciek.

- Och.. trochę się pozmieniało - odparł zdziwiony.

- Skąd Pan zna moich rodziców?
- Pracowałem kiedyś u nich gdy byłem młody. Jakież to były czasy. Dopiero zaczynałem karierę zawodową jako lekarz medycyny sądowej. Stare dobre czasy.. - odparł staruszek uśmiechając się pod nosem przywołując wspomnienia z młodości.- Pamiętam ten dzień gdy szef MI4 przyniósł piękną dziewczynkę do biura. Każdy z pracowników był nią zachwycony. Miała takie świecące oczka i zmieniające kolor tęczówki.

Słuchając jego opowieści, oślniło mnie

- Chwilkę... agent Lucky Ducky? - Spytałam z nadzieją.
-Dokładnie.. w sumie skąd Cię znam. Czyżby to malutka Klara?
- Tak.-  odpowiedziałam i od razu się przytuliliśmy
- Cóż za spotkanie po latach! - odparł szczęśliwy Ducky - Jak ty wyrosłaś i wypiękniałaś!- dodał spoglądając na mnie. Jak zwykle zarumieniłam się z wrażenia. Nie za często mogłam usłyszeć takie komplementy.

- Czyli wy się znacie? -  spytała Ziva.

- Tak. Kiedy tam pracowałem Claire miała 3 lata. Była taka urocza jak powalała na ziemie niektórych zabójców lub przypadkowych pracowników. 

- Nie wiedziałam, że taka sprytna byłaś.
- Mi tak po prostu samo przychodziło. - powiedziałam lekko speszona.

- Ależ zaprzeczam. - odparł stanowczo Ducky- dużo oglądałaś kreskówek związanych z walkami. Zawsze próbowałaś naśladować niektórych bohaterów. - odparł śmiejąc się na te wspomnienia.

 Porozmawiałam trochę z nim. Czułam się jakbym miała dziadka. Po dłuższej pogawędce powróciłyśmy z Zivą na górę. Siedziałam przy biurku Jetra. Nie wiedziałam gdzie mój kochany chrzestny podziewa się.

- Grupo zbieramy się! - o wilku mowa- pomyślałam.

- Co dzisiaj? -spytał McGee.

- Zabójstwo na street avenue. Idziemy! -na te słowa szybko się poderwałam i podążyłam za grupą. Jednak ktoś zagrodził mi drogę - ale ty nie! Zostajesz tuta! - odparł chrzestny.

- Ale Jetro, proszę Cię. Być może się przydam. Sam mówiłeś, że mam poznać wasze zwyczaje. A takie śledztwo to idealna okazja do analizy. Proszę zgódź się. - poprosiłam z miną zbitego psiaka.

- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Masz się trzymać blisko Zivy. - odparł grożąc mi palcem. Był bardzo troskliwy i nie chciał aby coś mi się stało. Gdy dojechaliśmy na miejsce, wraz z moją towarzyszką znalazłyśmy zwłoki ofiary.

- Ducky analiza proszę.

- Stwierdzam, że to szeregowy. Po licznych obrażeniach stwierdzam, zgon nastąpił kilka godzin temu. 

Gdy bardziej się przyjrzałam ofierze, nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

- Wiem kto to może być. - powiedziałam nagle. Wszyscy na mnie spojrzeli z wyczekiwaną odpowiedzią.

- To szeregowy Greg Dubois. Wiem dlatego, że pracował z moim ojcem w agencji. Przyjaźnili się. Oboje mieli do siebie ogromne zaufanie. Znali się od lat. - dodałam kilka informacji.

Szybko przewieziono zwłoki do prosektorium. Pomagałam Duckiemu i Abby w prowadzeniu śledztwa. Byłam sama zdziwiona ile potrafię przeanalizować. Podałam wiele informacji o tym mężczyźnie. 

Gdy było ciemno, wraz z Gibbsem wróciłam do jego domu. Był piętrowy, ale nie dość obszerny. Jednak mi to nie przeszkadzało. Pokój gościnny był bardzo przytulny. Brązowe ściany z miłą kanapą, ciepłymi poduszkami i milutkim kocem dodawały aury temu pomieszczeniu. Dodatkowo nad łóżkiem, wisiały małe białe lampeczki w kształcie gwiazdek. Rozpakowałam się powoli. 

Następnie, usiadłam sobie wygodnie na kanapie. Pomyślałam o Jamesie. Byłam ciekawa jak idzie im płyta. Zadzwoniłam do niego.

James: Halo? - usłyszałam kojący i przyjemny dla ucha głos. Jak ja za nim się stęskniłam.

Claire: Cześć Jamie, dzwonie z Waszyngtonu.

J: Ma chérie. - przywitał mnie z francuskim akcentem. Bardzo dobrze umiał go naśladować. - Jak miło Cię usłyszeć. Stęskniłem się, ale opowiadaj. Jak Waszyngton i pierwszy dzień w NCIS?

C: Bardzo dobrze. - odpowiedziałam z uśmiechem- Poznałam całą ekipę. Szczególnie doktora Duckiego. Znał moich rodziców, więc bardzo się zagadaliśmy.

J: To bardzo się cieszę złotko. A na jakąś misję zostałaś wysłana? 

C: Było dziś śledztwo. Bardzo pomogłam zespołowi. Szczególnie że ofiarę znałam.

J: Naprawdę? A kto to taki? - spytał zaciekawiony.

C: Dawny znajomy mojego taty. - Opowiedziałam co się dowiedziałam. Zanim mieliśmy kończyć spytałam się o płytę.

J: Z płytą wszystko w porządku. Posuwamy się w szybkim tempie. Jeszcze 2 utwory i kończymy. Jutro będziesz mogła posłuchać ją w Internecie. Albo nie.. - odparł tajemniczo. - Poczekaj chwileczkę. Czekałam tak jak prosił. Byłam ciekawa co takiego wymyślił. Nagle w słuchawce usłyszałam wszystkich chłopaków z zespołu.

- Mam coś dla mojej lady, ale musisz wejść na Skype'a. To niespodzianka. - dodał. Słyszałam jak uśmiech maluje się na jego twarzy. 

Otworzyłam szybko laptopa i zalogowałam się na Skype'a. Telefon szybko się rozłączył. Natomiast zaczął dzwonić Skype. Odebrałam połączenie. Moim oczom ukazał się cały zespół. Pomachali mi.


James od razu się odezwał.


-Z dedykacją dla mojej lady. - Usłyszałam pierwsze takty jakieś piosenki.

https://youtu.be/koUpqQRkJis

Gdy skończyli, podziękowałam im za dedykację. Bardzo byłam szczęśliwa. To była miła niespodzianka.

Carlos: Jakby co to był pomysł Jamesa. Usłyszałaś tą piosenkę jako pierwsza.

C: Jejku, dziękuje Wam wszystkim. - odparłam przesyłając im wirtualnego buziaka. 

Gdy zostaliśmy z Jamesem sam na sam, porozmawialiśmy trochę jeszcze. Nie zauważyłam że zrobiło się tak późno.

C: James, przepraszam. Muszę już kończyć. Jeśli Jetro zobaczy mnie nieprzytomną, to nie będzie zabawnie. 

J: Rozumiem. Śpij dobrze śliczna. Pamiętasz o nieśmiertelniku?

C: Ależ oczywiście. Zawsze go mam przy sobie. 

J: Bardzo się cieszę. Idź spać ma chérie. Dobrej nocy. - odparł przesyłając mi buziaka.

C: Dziękuje mon amour*. Dobranoc! - odparłam odwzajemniając gest. 

James rozłączył się. Ja również szybko zamknęłam laptopa. 

Z przyjemnymi myślami odpłynęłam do krainy Morfeusza.

-----------------------------------------------------


Witam! Mam nadzieje, że rozdział udany. Muzyka z jakiej korzystałam do tego rozdziału:
➡ Smashing Pumkins- Bullet with butterfly wings
➡ Big Time Rush- Any Kind of Guy
*fr.mon amour-moja miłość/mój ukochany

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top