~*~
"Kochanie,
pamiętasz moment, w którym Ci opowiadałam o moich wszystkich świętach Bożego Narodzenia? Pewnie nie... mogłeś zapomnieć o tym wszystkim. Tak mało rozmawialiśmy, kiedyś brakowało mi dawnego Ciebie. I to tak bardzo, że aż boli, ale obiecałam sobie wytrwałość, więc nie skończę, a opowiem ci o nich. W końcu to Ty będziesz cicho, a ja zacznę mówić.
Moje piąte święta odbyły się bez rodziców. Jechali z pasterki, aż tu nagle...
~~-Babciu? Gdzie mama? - Spytałam zaniepokojona dłuższym brakiem rodzicielki delikatnie ciągnąc kobietę za długą i zdecydowanie niemodną już spódnicę.
-Spokojnie skarbie, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Na pewno zaraz wrócą, a teraz idź się pobawić z Olkiem, dobrze?- Opowiedziała z charakterystycznym dla niej stoickim spokojem. Poprawiła spadające okulary i wróciła do dalszego wyglądania zza nieoszczędzonego przez ząb czasu okna.
- Skoro tak mówisz...- z markotną miną poszłam do kuzyna, by zabić czas oczekiwania na powrót brakujących dorosłych.
-Hej Milcia, coś się stało?- Zagadał do mnie Olek.
-Nie nic, tylko mama i tata jeszcze nie wrócili, a ja tęsknię...- spuściłam głowę, a złote kosmyki włosów opadły mi na twarz.- A co jeśli nie wrócą już?- To pytanie zawisło w powietrzu tworząc nieprzyjemną w moim odczuciu ciszę.
-Nie mów tak - powiedział bardzo poważnym tonem, co w ogóle nie pasowało do natury ośmiolatka.- Oni na pewno wrócą i koniec kropka. Muszą- po tych słowach sama nie wiem kiedy znalazłam się w jego ramionach powstrzymując płacz.
-Dziękuję...
Kiedy dorośliśmy straciliśmy ze sobą jakikolwiek kontakt. Teraz jedyne co to widzę jego imię i nazwisko w gazetach. Zmienił się. Ja się zmieniłam. Tak miało być, prawda?~~
... zdarzył się wypadek. Moi rodzice zginęli, a ja zostałam przydzielona pod opiekę dziadków. Kto by pomyślał, że sprawcą był Twój krewny, co? Ich śmierć stała się tematem tabu. Nikt o tym nie rozmawiał, a nawet wręcz nie śmiał go poruszać szczególnie w mojej obecności, przez co czułam się okłamywana. Nauczyłam się być samowystarczalna. Długo to trwało, ale osiągnęłam swoje. Nie dopuszczałam do siebie nikogo, bym nie musiała cierpieć jak po stracie bliskich. Od zawsze byłam wrażliwa i delikatna psychicznie, więc by się nie załamać postanowiłam utworzyć mur odgradzający mnie od reszty świata. Takie rozumowanie u zaledwie dziesięcioletniej dziewczynki brzmiało dość dziwnie i platonicznie, ale ja kurczowo trzymałam się tego postanowienia niczym ostatniej deski ratunku. Do czasu...
~~Jest środa, dwa dni przed długo wyczekiwanym dwudziestym czwartym grudnia zarówno przez dzieci, młodzież jak i dorosłych. Tylko ja jedyna siedzę na licealnym parapecie wpatrując się w jeden z cudów świata, czyli inaczej śnieg w Polsce o tej porze roku. Zapatrzona w niesamowity taniec drobnych płatków nie zauważyłam, że ktoś postanowił się do mnie dołączyć.
-Hej- nie zareagowałam.-Głucha jesteś czy jak?- ten sam głos odezwał się ponownie, a następnie coś delikatnie szturchnęło moje ramię. Oderwałam wzrok od okna, by skierować go na intruza.
-T-to było do mnie?- Starałam się zapanować nad głosem, co mi nie do końca wyszło.
-A widzisz tu kogoś innego?- Spytał z lekkim pobłażaniem w zielonych oczach, które i tak potem zastąpiły zawadiackie iskierki. Moje natomiast przeleciały wzrokiem po o dziwo pustym korytarzu.
-Nie- odparłam już obojętnie i znowu zwróciłam uwagę na krajobraz za szybą.
-Jestem Daniel - wyciągnął dłoń w moim kierunku, by się przywitać. Ja uścisnęłam mu ją łapiąc kontakt wzrokowy.
-Emilia.
-Masz bardzo ładne imię- swoim uśmiechem już wtedy mnie zaplątał w swoich sidłach, czarując moją osobę.
-D-dziękuję...-odpowiedziałam lekko zakłopotana z powodu dość oczywistego, jakim jest usłyszenie po raz pierwszy komplementu ze świata zewnętrznego.- Twoje też jest ładne- odparł na to kolejnym uśmiechem.
-Do której chodzisz klasy?
-Do drugiej humana.
-Naprawdę?! Nigdy cię nie zauważyłem na zajęciach.
-Tsaa... wolę zazwyczaj siedzieć na uboczu i nie zawadzać niż lśnić i błyszczeć jak to robi na przykład Amelia.
-Eh... nawet mi o niej nie wspominaj. Uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona i tylko gania za mną w te i we w te. Zwariować można - westchnął ciężko, na co ja zareagowałam chichotem. Takim prawdziwym, co aż mnie zdziwiło.
-Ty to masz trudno. Tłum jak nie rzesza zagorzałych fanek gotowych w każdej chwili zrobić dla ciebie wszystko czeg zapragniesz i tylko czeka na swoje pięć minut u ciebie lub byś chociaż spojrzał na nie, większość albo nawet wszystkie rzeczy masz podsuwane pod nos, jesteś ustawiony do końca życia, jesteś także najpopularniejszą osobą w szkole, masz do tego status ulubieńca dyrka i kadry nauczycielskiej, masz najwyższą średnią ocen jaka jest możliwa, prawdopodobnie nigdy nie będziesz pracować fizycznie jak zdecydowana większość naszego rocznika, a na dodatek siedzisz teraz z kimś mojego pokroju i użalasz się nad sobą. Zapomniałam o czymś jeszcze?
-Hmmm... wątpię. Dodaj jeszcze uczucie marionetki i pustkę w sercu, a mój opis będzie skończony- uśmiechnął się delikatnie, chodź widać, że wymusił go na sobie i usiadł naprzeciw mnie.
-Ou... sorry nie chciałam- spuszczam wzrok z zażenowania.
-Nic się nie stało. W końcu nie mogłaś o tym wiedzieć. Teraz ty mi opowiedz trochę o sobie.
-Ja?
-Tak ty.
-J-ja nie jestem za ciekawą osobą...
-To nic, chcę posłuchać. A to czy jesteś ciekawa, czy też nie to już se sam ocenię.
-Muszę?
-Tak. No proszę cię- próbuje mnie przekonać swoim błagalnym spojrzeniem. Podobne robił pies cioci Basi jak bardzo chciał kupę, a ta zamknęła go w kuchni.- Nie daj się dłużej namawiać.
-Jak tam chcesz...- biorę głęboki wdech i obserwuję jak cierpliwie czaka, aż zacznę mówić- A więc... jestem od prawie dwunastu lat sierotą, od kilku lat pracującą. W przeciwieństwie do ciebie jestem bardziej aspołeczna niż obaj przypuszczamy, a do tego ledwo wiążę koniec z końcem. Przez ciągłe zakuwanie zarywam wiele nocek tylko dlatego, by dostać się na wymarzoną uczelnię. To chyba wszystko - patrzę beznamietnie w jego oczy, za którymi próbuje ukryć zdziwienie, co mu ledwo wychodzi.
-Ou...-wygląda jakby obierał moją taktykę- sorry nie chciałem...- jego zakłopotana mina mówi mi wszystko. Nie mogąc się powstrzymać wybucham śmiechem. Ten zdezorientowany patrzy na mnie, a po chwili oboje zanosimy się ciepłym rechotem wypełniając pustkę zimnego korytarza.
-Będziesz moją przyjaciółką?- Pyta Daniel z nadzieją w głosie, gdy się już uspokajamy.
-Jeśli ty zgodzisz się być moim przyjacielem- uśmiecham się szczerze pierwszy raz odkąd pamiętam, a on to odwzajemnia.~~
...kiedy poznałam Ciebie. Już od pierwszego wejrzenia Tobie zaufałam. To był błąd.
Drugim błędem było to, że zawsze Ci bezgranicznie wierzyłam. Nie ważne jak bardzo obrzydliwym kłamstwami mnie karmiłeś, ja zawsze spijałam je z Twoich ust, wybaczając wszystkie twoje grzechy. Byłam tak bardzo naiwna.
Trzecim błędem było to, że się w Tobi zakochałam. Nie potrafiłam dostrzec świata poza Tobą. Na każdą rzecz patrzyłam przez pryzmat twoich pragnień i oczekiwań. Byłam tak głupia.
Czwartym błędem było to, że Ci się oddałam. Oddałam Tobie swoją delikatną duszę, czułe serce i kruche ciało jakby od dawno właśnie do Ciebie należało. Byłam tak zaślepiona.
Piątym i ostatnim błędem było to, że się zgodziłam. Zgodziłam się wyjść za Ciebie. Przez pierwsze dwa lata grałeś kochającego męża. Potem z dnia na dzień sielanka dobiegała ku końcówi. Zacząłeś więcej pić. Potrafiłeś wyjść w piątek wieczorem, a wrócić w niedzielę rano schlany za przeproszeniem, w trzy dupy. Nie poznawałam Ciebie, chodź jak teraz myślę, to prawdopodobnie nigdy nie usłyszałam prawdy z twoich ust, gdy byłeś trzeźwy. Często się na mnie wręcz darłeś. Wyzywałeś od szmat, dziwek i prostytutek, a następnego dnia przychodziłeś z niby podkulonym ogonem i prosiłeś o wybaczenie oraz mówiłeś, że to się już więcej nie powtórzy. Punktem kulminacyjnym był moment gdy w dniu tuż przed świętami...
~~Jest zimno jak nigdy dotąd. Cała zamarznięta parkuje NASZ samochód przed NASZYM domem. Wyciągam torby z zakupami z bagażnika czerwonego auta i wybrukowaną drogą idę do budynku przede mną. Zdziwiło mnie to, że wszystkie światła były pozgaszane, więc potrzebne włączyłam.
"Może już śpi?- Pomyślałam.- W końcu cały tydzień tak ciężko harował w tej firmie..."
Rozpakowałam zakupione produkty i już chciałam włączyć telewizję, gdy usłyszałam jakby stłumiony jęk. Szczerze mnie to szokowało, zatem zaprzestałam jakichkolwiek czynności, by upewnić się czy to jawa, czy moje zmęczenie. Po chwili znów usłyszałam owy dźwięk. Serce zatrzęsło mi się niemiłosiernie. Powolnym krokiem zamierzałam do źródła hałasu. Z każdym krokiem w stronę odgłosów stawały się one głośniejsze. Gdy już znalazłam się w drzwiach NASZEJ sypialni słyszałam całą symfonię dźwięków wydawanych orzez dziwke. Dziwke, która znajdowała się na NASZYM łóżku i do tego w TWOICH ramionach. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. A może nie chciałam? Tak czy siak po skończonej zabawie oberwałeś w policzek. Ręką mi niesłychanie pulsowała, ale złamane serce bolało bardziej. W biegu wzięłam wszystkie nasze oszczędności i inne cenne rzeczy, twoje i swoje klucze od domu i ze łzami w oczach wybiegłam z niego wprost do auta. Pisk opon rozległ się po spokojnej ciszy grudniowego wieczoru. Pojechałam do jedynej już zaufanej osobie. Miałam wielkie szczęście, że nigdy nie poznałam ciebie z Rozalią. Tak będę miała przynajmniej spokój~~
...zdradziłeś mnie. Tego samego dnia zerwałam z Tobą i Twoim otoczeniem jakikolwiek kontakt. W przeciągu następnych kilku dni zmieniłam numer telefonu, konta, adres zamieszkania i złożyłam papiery rozwodowe. Po sześciu latach wspólnego życia nareszcie poczułam, że żyje.
Chodź nie zawsze nam się układało, to muszę Ci podziękować. Dziękuję Tobie za to, że mnie doszczętnie zrujnowałeś, by ktoś inny mógł mnie poskładać spowrotem.
Gorąco pozdrawiam
Emilia"
~*°*~*°*~*°*~*°*~*°*~
Powiedzmy, że się wyrobiłam xD _Animatorka_ miłego sprawdzania/czytania ^^
Ciao :3 Trucia101
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top