54 - [Myślisz, że kłamał? Ja, nie.]

- ♣N -

Gdy Shizuo otworzył oczy, przywitały go białe ściany z każdej stron.

Ach. Sen.

Pustka. Pomieszczenie pozbawione życia, bo jak gdyby i jego tu nie było; on spogląda zza okna, a jednak nie może nawet zapukać w szybę.

Irytujące.

Zamknął więc ponownie powieki. Skupił się na odgłosach... które z ciszy powoli zaczęły wyłaniać się, tworząc coś zupełnie innego. Ciche pikanie. Z oddali można również dosięgnąć słuchem równomierne kroki... szepty... rozmowy... płacz? nawet jeżeli, to tylko urywany, przez sekundę; potem ponownie ten szmer, pikanie maszyny, i spokojny oddech... jego własny? A może... tak blisko, ale nie wystarczająco; tak, to z pewnością... I jeszcze ten zapach...

Nagła jasność. Otworzył oczy? Ponownie biały sufit, zastanawia się więc, czy to nie jest sen. Postanawia się rozejrzeć (ignoruje ból głowy); schludne meble, aparatura po jego lewej stronie, wbita w rękę kroplówka... pamięta to pomieszczenie szpitalne. Znowu sen? A jednak ból zdaje się zaprzeczać, tak jak i te wszystkie odgłosy, zapach, oraz...

Siada; samoistnie wyrywając kroplówkę, ignorując natarczywe pikanie, które nasila się z każdą następną sekundą. Zrywa z siebie kołdrę, plączącymi się nogami dotyka chłodnej posadzki, próbuje wstać (czemu jego nogi są takie ociężałe?).

- Ty...!

Pojedyncza dłoń zaciśnięta wokół bladej szyi (blizny?). Nie potrzebuje drugiej, przynajmniej nie teraz. Unosi go. Drobniejsze palce (kłamcy-pianisty) zamknięte w cieniu desperacji na jego nadgarstku... po chwili opadają. Wciąż jest przytomny, ale nie walczy. Kolejny z jego planów?

- ...obrzydliwy... co... co tym razem?

Dlaczego żaden z członków jego rodziny nie jest obok? Gdzie rodzice? Kasuka? Jego przyjaciele? To wszystko... nie zostawiliby, na pewno nie zostawiliby go w takiej sytuacji! Dlaczego...?

Ignoruje kaszlnięcia i łapczywe oddechy czarnowłosego, ignoruje fakt, że nie może nawet wydusić słowa (nie, żeby tego chciał).

[- Kto?]

Nie walczy. Dlaczego nie walczy?

Przez drzwi wbiegają lekarze, znajduje też znajomą twarz; ale nie to teraz jest istotne.
Dlaczego w ich oczach to on jest teraz potworem? Przecież to nie on, nie on...!

- Co... co tym razem planujesz?

Puszcza go. Ciało (wciąż żywe) opada na ziemię, łapie ciężkie, chrapliwe oddechy. Po chwili wokół (nie-zwłok) zbierają się lekarze.

Podniesiona głowa, spotykają swoje spojrzenia. Spojrzał, i było to tak dziwaczne, nieodpowiednie; widząc te oczy
tak puste
pomyślał, że to był pierwszy raz, a jednak poczuł, że to nieprawda.

- ♣ -

- Także, no, witaj... ugh, dziwnie mi to tak mówić, haha. Heiwajima-kun; witaj w domu.

- ...dzięki.

...dziwnie. Dziwnie, zdecydowanie zbyt dziwnie. Ale nie sądzi, że Shinra kłamie; nie ma po co, nigdy wcześniej go nie okłamał - a jeżeli by spróbował, to by z pewnością było widać - brunet jest okropnym kłamcą.
Nie jest to jedyna rzecz w tym wszystkim, której blondyn nie jest w stanie pojąć; od kiedy niby stać go na tak... luksusowe mieszkanie?

Amnezja, powiedziano mu w szpitalu (gdy w końcu się uspokoił i nieproszony gość wyprowadził się z pomieszczenia).
Stwierdził, że nie chce więcej słuchać; uznał to za pozbawione znaczenia po tym, jak upewnił się, że z jego rodziną i przyjaciółmi wszystko w porządku. Bez zmian... nawet nie zostali poinformowani o tym incydencie z utratą pamięci. Sam też tego nie zrobił; nie planuje. Po co ich martwić?
Ach, amnezja, a jednak nie jest pourazowa; nie znaleziono żadnych ran wskazujących na to, że to tak utracił pamięć. Trauma? Wątpi. Jedyna możliwość to to, że ten obrzydliwy...
Uspokaja oddech, wpatrując się w ten zdecydowanie zbyt ładny i zbyt miękki dywan.
Mieszkanie na ostatnim piętrze w wysokim apartamentowcu, który króluje nad miastem niemalże niczym sąsiednie Tocho*, jak gdyby krzycząc ,,witaj w Shinjuku''.
Nie chce takich powitań. Nie zamierza jednak zachowywać się jak dziecko, które tylko krzyczy i narzeka; najpierw świat należy zacząć od zrozumienia... prawda, Ametsuchi?

Sporo miejsca; duże, przestronne okna od podłogi do sufitu; kanapa i fotel zwrócone w stronę cudownego widoku na miasto, które z pewnością z przybyciem nocy rozświetli całe pomieszczenie.

- Ach, właśnie! Zapomniałbym najważniejszego. Bo, widzisz...

Blondyn chciał już sięgnąć po leżącą na stoliku gazetę, by sprawdzić datę, ale leżący się na kanapie obiekt skutecznie odwrócił jego uwagę.
Dlaczego wciąż...

- Co ty tu wyprawiasz, pchło?! Nie dość namieszałeś?!

Spuszcza wzrok, ciemne oczy nie chcą spotkać tych nieco jaśniejszych.

- Mieszkam.

- ...nie pierdol głupot, Shinra powiedział, że to mój apartament...

- Nasz. Mieszkamy razem.

- ...od, kiedy, kurwa?

- Który mamy rok?

- ...nie igraj.

- Po prostu odpowiedz.

- ...dwa tysiące siódmy.

- Błąd.

- ...ha?! Powiedziałem to poprawnie! Na pewno!

- Nie w tym błąd.

- Więc niby który jest? Chyba mi nie powiesz, że straciłem ponad...

- Dziewiąty. Szesnasty listopada, tak dla dokładności.

- ...nie pamiętam dwóch lat?

- Nie wiem.

Odgłos zamykanych drzwi i wie, że pozostali sami w tym pomieszczeniu.

- ...nie kłam.

- W porządku.

Cisza. Tykanie zegara próbuje ją wypełnić, ale wyjątkowo nie jest irytujące; tym razem potrzebny odgłos, który odwraca uwagę od szaleństwa.
A może tylko je przyspiesza?
Kolejna minuta.

- ...więc powiedz prawdę.

- Musisz najpierw zadać pytanie.

- To nie jest możliwe, że mieszkamy razem...!

W odpowiedzi się zaśmiał, odgłos krótki, ale - nie tyle irytujący, a żałosny.

- ...co tym razem, mendo?

- To... nie zmieniło się na twój temat. Cieszy mnie to.

- ...przestań zachowywać się tak dziwnie, brzydzisz mnie.

Uśmiech momentalnie zszedł z bladej twarzy. Zamilkł. Pozbawiona wyrazu ekspresja... Niemalże sprawiło, że Shizuo poczuł wyrzuty sumienia. Niemalże.

- ...który pokój jest mój?

- Jest tylko jeden pokój.

- ...huh?

- My... my śpimy obok siebie.

- Teraz to ty sobie ze mną chyba żartujesz...

- ...nie żartuję.

- Nie ma mowy, żebym...!

- To w porządku. Będę spać na kanapie.

- ...huh?

Blondyn nieco żałował, że Shinra zostawił ich samych, zostawiając tylko na blacie karteczkę ze ,,Zrobiłem zakupy, są w lodówce. Ufam Ci, Heiwajima-kun".
...to ta ostatnia część wiadomości nie dawała mu spokoju od dłuższej chwili; nie przestała nad nim ciążyć nawet w momencie, w którym brunet wszedł do salonu, taszcząc za sobą cztery poduszki i kołdrę.

- Te... są moje. Uznałem, że nie chciałbyś spać... na pachnącej mną pościeli. Zmieniłem wszystko na świeże.

- ...to ty powinieneś spać na łóżku.

Czuje się za bardzo jak nieznajomy w tym domu, mieszkaniu; to miejsce nie jest jego, z pewnością nie jest jego. On by nie zamieszkał w czymś tak chłodnym, zdającym się górować nad światem, nie dotykając ziemi.

- Jest w porządku.

- Jesteś ode mnie drobniejszy.

To nie jest jego dom, i z całą pewnością nie będzie. Tak i nie planuje zachowywać się tak, jak gdyby mu ufał... chociaż nie jest w stanie zrozumieć przyczyny, dla której każdy z jego przyjaciół uznał, że powinien tu zostać.
Nic z tego nie rozumie, ale jest zbyt zmęczony, by szukać odpowiedzi na wciąż niezadane pytania. Nie zna nawet przyczyny tego wszystkiego, a...

- ...tym bardziej powód, żebym to ja spał na kanapie.

- Ciężej ci utrzymać ciepło.

- Mam koc.

- Jesteś kościsty.

- Niedługo wrócę do formy.

- ...po prostu przeniosę cię w nocy z kanapy do łóżka.

[- Wciąż tak samo uparty. 
- A o kim teraz mówisz?]

- Nie zrobisz tego.

- Dlaczego?

- Będę krzyczeć.

- Pff. Krzycz sobie, ile chcesz, i tak...

- Nie.

- Ha?

- Nie kończ tego zdania. Proszę.

Jak gdyby tym samym mówiąc: ,,Jeżeli mam nie kłamać, to, proszę, również tego nie rób''.
Słowa złożone w ciszy.
Blondyn skierował kroki do sypialni, czując się jak najgorszy ze wszystkich, a jednak nie będąc w stanie odnaleźć słów, które mogłyby zaprzeczyć temu niecharakterystycznemu spojrzeniu, i temu ,,proszę'', które jak gdyby pierwszy raz opuściło krucze wargi w czymś, co nie jest sarkastyczną przechwałką.
Izaya tylko się uśmiechnął.

[- Jak sądzisz, ta emocja na jego twarzy...
- Emocja?]

- Słowa: 1 259 -

*Tocho - Tokyo Metropolitan Government Building; jeden z bardziej charakterystycznych punktów Shinjuku.

[Jak myśl, że to ostatni ,,pierwszy rozdział'' tego opowiadania?]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top