|3 - Tym razem to już na pewno ostatni. / Zegar się zepsuł. Musiał.|

Edit: 27.05.18

- ♦S; 1997/04/05 -

Ten cholerny GNIOT...
...jeszcze tylko ten jeden rok, i to wszystko się skończy, jeszcze tylko jeden rok... te kilka miesięcy... no i będą wakacje, i ferie, więc z (pełną nadziei) pewnością nie zobaczę go wtedy... chyba, że będzie tak jak rok temu, i jakimś cudem uda mu się perfidnie wykraść plany naszej paczki na wspólne wakacje, i znowu... chociaż w sumie to po prostu się zapytał Eriki, ale wciąż...
...tsk, nie myśl o tym, nie myśl, najlepiej w ogóle o nim nie myśl...

Wielki ,,Izaya Orihara''; już dziś jakże pełen energii, jakże irytujący... a jeszcze wczoraj niemalże nie stracił przytomności z bólu. Z bólu, który nie ja mu zadałem.
I nie wiem dlaczego, ale wkurza mnie to jeszcze bardziej.
Nie zdążyłem nawet przyjrzeć się tej jego ranie, albo może i ranom, bo ten pchełczyk zaczął...
...właśnie, co to do cholery miało być?

- NIi-san, masz gorączkę?

♦- ...nie, nie przejmuj się tym. To od tego gorąca.

...po prostu o tym zapomnę.

To, jak zareagowałem na jego rany mimo tego, jaki jest; to wszystko jest tylko i wyłącznie kwestia mojego sumienia. Jestem w końcu człowiekiem, niezależnie jak bardzo by ta upierdliwa mucha się nie upierała. Może i różnię się nieco swoją siłą, a jednak z pewnością, wciąż... wciąż jestem człowiekiem. Momentami mam wrażenie, że jestem wręcz bardziej ludzki od niego; zwłaszcza z tym jak wciąż utrzymuję kontakt z innymi, nie musząc jednocześnie nimi manipulować, nie raniąc ich; przynajmniej... niespecjalnie.

Nie było innej przyczyny dla której mu pomogłem; oczywiście, że nie. Nawet te słowa ,,nienawidzę go'' nie są wystarczającą wymówką... albo raczej uzasadnieniem, dlaczego tak bardzo chcę go... zabić.

On chce po prostu zniszczyć moje człowieczeństwo. Zamienić mnie w potwora, którego we mnie widzi, bo mu by to odpowiadało; mieć na kogo zwalić... to wszystko, co się dzieje.

...nie, żebym wiedział cokolwiek na temat jego sytuacji w domu... a może dorwał go ktoś na ulicy? Zalazł za skórę komuś innemu, niż mi? Trochę irytuje mnie myśl, że w tym mieście mógłby być ktoś, albo ktosie, którzy są w stanie go tak mocno poharatać, a ja stosunkowo rzadko dam radę w niego porządnie trafić... Wyjątkowo irytujące...

- Nii-san. Będę wdzięczny, jeżeli przestaniesz niszczyć widelce. To już trzeci w tym tygodniu; dobrze, że przynajmniej ten nie jest z drewna, bo wyciąganie ci drzazg z palców nie należy do największych przyjemności.

- Shiet. Sorry, Kasuka!

Odkładam już prawidłowo odgięty widelec na stół, decydując się zjeść naleśniki rękoma... tak na wszelki wypadek. 

Nawet z upomnieniem brata wciąż nie mogę przestać powracać myślami do tej obecnej sytuacji... a najgorsze w tym wszystkim jest to, że on to wszystko najprawdopodobniej przewidział.
Jestem człowiekiem - może niekoniecznie przeciętnym, ale zdecydowanie człowiekiem. Człowiekiem, który ma wyrzuty sumienia, i któremu czasem szkoda nawet najbardziej parszywej pchły; człowiekiem, który lubi jeść naleśniki na śniadanie, i który nienawidzi taniego piwa i wszystkiego, co gorzkie; człowiekiem, który ma swoje upodobania, lubi ładne, cycate dziewczyny, nienawidzi karaluchów; człowiek ze swoimi preferencjami, człowiek jak każdy inny. Udowodnię mu to; temu cholernemu, pieprzonemu, pierniczonemu, irytującemu...

- Nii-san. Dżem skapuje z naleśnika, chyba za mocno go trzymasz. Wiesz, że ciężko sprać czerwony z białych tkanin.

,,Balladyna z jej koszem pełnym malin." Heh.

- Nie uśmiechaj się tak nagle, bez powodu. To... przerażające.

- ♦; 1997/04/06 -

Nie wiem w jaki dokładnie sposób zniszczenie połowy tylnej części szkoły miałoby udowodnić mu moją ludzką naturę, a jednak, jak to często bywa, skończmy ten monolog na tym ,,to wina tego pierdzielonego automatu obelg".

...jest wyjątkowo ostrożny. Nie podchodzi za blisko, stara się atakować w miarę z dystansu; zdecydowanie specyficzna sytuacja, jako że zazwyczaj...

...tsk, nie czas o tym myśleć, znowu szarżuje.

Kilkukrotnie próbowałem w czasie tej drobnej... wymiany argumentów go pochwycić, bo w końcu - wciąż nie sprawdziłem tej cholernej rany, która mnie niesamowicie irytuje.
Teraz... co by mogło odwrócić jego uwagę wystarczająco, żebym mógł go pochwycić i obezwładnić? O tej porze nie ma nikogo w szkole, której normalnie szare ściany nabrały od słońca pomarańczowej barwy...

- Aww, Shizu-chan, powinieneś się bardziej skupić~! ♠

Na chwilę odwracam wzrok a on już jest przy mnie, strużka krwi spływa mi po rozciętym policzku... a jednak ledwo to poczułem.

Uśmiech na jego ustach, próbuje to ukryć, ale sam jest lekko zmachany... i dlaczego w tym momencie przypomniałem sobie jego jęki?
...och, tak w sumie... myślę, że może będzie z tego jakiś pożytek. Sumienie nie da mi spokoju jeżeli się nie dowiem, dlaczego te rany; te, niepochodzące ode mnie; zdają się być aż tak głębokie.

I ciekawe, dlaczego on sam jeszcze nie wykonał żadnego ruchu w tym kierunku?

Odrzucam w bok śmietnik z niebieską obwódką (ciesząc się w duchu, że żadne odłamki szkła się na mnie w między czasie nie posypały; sprzątanie ich i wyciąganie ze skóry byłoby utrapieniem), którym jeszcze chwilę temu celowałem w tą... czy tam tę, pchłę.

Pierniczone uczucie deja vu; jestem pewien, że ma podobnie. Cały się spiął, uważnie mnie obserwuje, i ta postawa... będzie uciekał?

Rzucam się w pogoń, nawet jeżeli jeszcze nie zrobił najmniejszego kroku; nie pozwolę mu uciec, nie teraz. Nie, póki nie skończę go przesłuchiwać; jeszcze tego brakuje, żeby potem zwalił całą winę za te rany na mnie... A mam złe przeczucie, że to będzie, kiedyś, jego celem.

Gdy jestem wystarczająco blisko; ignoruję stróżkę krwi spływającą po drugim policzku, gdy prawie nie wydłubał mi oka; łapię go za podbródek jedną dłonią, drugą przyciągając go za biodro bliżej do siebie.

Nawet z tak zimną skórą ma zadziwiająco ciepły oddech... zaraz, to akurat nie jest raczej nic dziwnego, prawda?
W tej odległości smród mendy jest jeszcze bardziej wyraźny, z taką różnicą, że tym razem czuć też pastę do zębów i jakiś dezodorant.

Hmm...
Przekręcam jego głowę nieco w bok, by móc lepiej dojrzeć jego oczy spod czarnej grzywki.
Brązowe tęczówki; mają jednak nieco ciemniejszy odcień niż te moje... dobrze, że nie nosi tych pieprzonych czerwonych soczewek; przez jakiś czas próbował nam wmówić, że jest to jego prawdziwy kolor oczu, a on sam jest królem wampirów... nie spodziewał się bycia niemalże porwanym przez Shinrę, więc sobie odpuścił na wypadek, gdyby znalazł się jakiś inny napalony fan fantastyki.
W sumie, to jak się tak chwilę zastanowię, to mimo absolutnie najbardziej obrzydliwego i mendowatego charakteru, z ryja nie jest taki brzydki.
...a, co ja miałem? No tak... Plan: ,,Porwać ćmę 2.0.'', faza pierwsza - uznana za zakończoną.

Faza druga - dociągnąć go...

- Shizu-chan... chcesz powtórkę z wczoraj~?

...żywego do pielęgniarki.

Nie będę go nokautować na wypadek, jakbym za mocno go zwalił, a jakoś myśl, że ktoś mógłby zobaczyć jak niosę go nieprzytomnego... brr, ta parszywizna z pewnością wykorzystałaby to przeciwko mnie. I dlaczego większość pasujących do niego obelg jest w rodzaju żeńskim?! W tym tempie obrzydzę sobie większość tych słów...

...wracając może do obecnej sytuacji.

Zjechałem dłoń z jego podbródka po jego szyi... karku... Obserwuje mnie zszokowany, ale gdy tylko nie dopatruje się w mojej postawie żadnej złości, uśmiecha się.

Tyle powinno wystarczyć.

Kucam przed nim, na co on zaśmiał się serdecznie.

- Aww, Shizu-chan, tak szybko chcesz mi się oświadczyć?

Teraz tylko pytanie, które z kolan ma mniej zniszczone, i czy go to nie zaboli... aż tak... w końcu można też fajtnąć tylko z bólu, czy coś, nie? Tak jak w tamtym filmie...

- Ale wiesz, musiałbyś i tak poczekać do ślubu z seks...

Ech, pieprzyć to.
Po prostu jedną ręką zmiotłem go niemalże z ziemi, drugą od razu łapiąc za wcześniej sprawdzony kark; nie miał tam żadnego zranienia. Teraz tylko muszę zanieść go...

- ...aww, idziemy już na naszą podróż poślubną~? Wiem, że aż tak wysokiego budżetu na limuzynę to ty nie masz, ale mogłeś się nieco bardziej postarać, no wiesz, chociażby fiacik, czy coś...

...przynajmniej tym razem nie narzeka, że noszę go jak worek od kartofli. A teraz, znowu, do...

- Głuupi, głupi Shizu-chan! A gdzie mój pierścionek zaręczynowy~? To nie w takiej kolejności to idzie, buu! Nie mów mi, że dopiero za miesiąc zapytasz się, czy chcę z tobą iść na randkę~?

...pielęgniarki, nie zabij go...

- Aww, nawet jeszcze nie poprosiłeś mojego Papy o błogosławieństwo, buu~! ♠

...nie zabij go, nie zabij... i ile on ma lat, żeby jeszcze mówić tak o swoim ojcu?

...zaraz, to przecież właśnie jego rodziców... między innymi... mogłem podejrzewać o... o to, co możliwe (raczej), że stara się przede mną ukryć, więc... 

Teraz tylko trzeba się modlić, że nie zirytuję się (aż tak) zbyt szybko i nagle (albo z wcześniejszym ostrzeżeniem, które i tak by zignorował), nie wyrzucę go w krzaki, albo do śmietnika. Ze szkłem.

- Aww, przyszły mężu, mógłbyś mnie już postawić, twoja żona obiecuje, że nie będzie niegrzeczna~. ♠

...ech, teraz nie mogę nawet gadać z ostrzem między zębami; lepiej jednak tak niż w oku, co nie?
Najchętniej bym po prostu złamał ów kawałek metalu (to, jak próbuje mi to wyrwać, jest dość zabawne), ale najpewniej zacząłby się wtedy wyrywać, albo jeszcze głośniej narzekać, czy coś...

Poza tym wyjątkowo specyficzna sytuacja; na pewno doskonale wiedział, że znowu spróbuję go ,,pojmać'', a mimo to ani specjalnie się nie wyrywa, ani nie wydaje się zbyt chcieć mnie zamordować... przynajmniej nie aż tak jak wiem, żeby mógł. Chociaż, nie powiem; kiedy tak się focha z tymi lekko nadętymi policzkami, wygląda dość... zabawnie.

- Poza tym, Shizu-chan, mam nadzieję, że tak, jak wybaczę brak limuzyny, tak na naszą noc poślubną...

- Fo froztu zie z'mgnij. [Po prostu się zamknij.]

I się zamknął. Jakoś. Wciąż się focha, ale przynajmniej jest już cicho... zdecydowanie za dziwnie się zachowuje.

Zastawił jakąś pułapkę u pielęgniarki...?

- ♦ -

Otwieram drzwi, wpierw rozglądając się po pomieszczeniu; nie widać tu nic podejrzanego... Nie pachnie nawet jakoś dziwnie. Czyli nie zastawił jakiejś siatki czy coś...?
...a z resztą, z pewnością nie byłoby to coś, z czym bym się nie uporał.

Ponownie w ciągu dwóch dni rzucam go na łóżko, zerkając tylko ukradkiem na zegar wiszący na ścianie; zbliża się szesnasta.

- Shizu-chan, ty brutalu~.

Tym razem nie pozwolę mu się wyszarpać; nie będę też miał powodu, żeby się odwrócić, jako że już wcześniej przygotowałem na pobliskim stoliku gaziki i taśmę klejącą... którą zawsze mogę zamknąć tę jego upierdliwą jadaczkę.
I nie obchodzi mnie, co mógłby sobie pomyśleć przypadkowy przechodzeń. ,,Na widok silniejszych, każdy zdrowy na umyśle odwróci wpierw wzrok, a następnie resztę ciała."

- Więc~? Po co mnie tu przyniosłeś, Shizuś? Znowu chcesz to zrobić~? ♠

Szeroki uśmieszek na twarzy, rozkłada przede mną nogi w geście podjudzającego zaproszenia.
...pieprzona menda. Nie tym razem, tym razem mnie nie zirytujesz...!

Ponownie trafia mnie to uczucie deja vu, kiedy zawisam nad jego drobniejszą ode mnie formą.
Nie pozwolę jednak, żeby mi uciekł. Może myśleć i mówić sobie co chce... ale nawet te obrzydliwe kłamstwa, które opuszczą jego usta nie sprawią, że nie udowodnię mu swojego człowieczeństwa.
Po swojemu.

- ♠I -

Hmm... więc, co teraz?
Podążając za jego spojrzeniem na stolik widzę gaziki jałowe... buu, rodzice niezbyt się cieszą, kiedy korzystam z czyjejkolwiek pomocy, a już tym bardziej gdy używam niezatwierdzonych przez nich bandaży... niezależnie jak obecna oferta kusząca by nie była, chyba będę musiał odmówić, Shizuś~!
...nie, żebyś mnie usłyszał, kiedy nic nie mówisz, i tylko pochylasz się nade mną na tym łóżku; tak samo nie, żebym był w stanie za bardzo mówić, kiedy jest aż tak blisko mnie... aww, zdecydowanie za blisko. Jestem nawet w stanie stwierdzić, co jadł na obiad.
Shizuś, serio? Coś z cebulą... albo nie, czosnkiem, pewnie kebab z sosem, czy coś, bo widziałem go wcześniej ze swoim bratem w pobliskim Żydku...

- Izaya...

...to miało być seksowne?
Ok, może i wyszeptał to nieco niższym i zachrypniętym głosem tuż przy moim uchu... aw, chociaż, nie powiem, doceniam...

!

A-ahaha, wow, nie spodziewałem się... że skieruje też swój język w to stosunkowo delikatne miejsce... Mgh, z jednej strony czasem przeklinam, że mężczyźni mają tu słaby punkt, a z drugiej...

Dzięki bogom teatru, że to nie pocałunek w usta (albo, co gorsza, w nos), bo mógłbym paść przez ten czosnek, nawet z moimi umiejętnościami aktorskimi... serio Shizuś, ja umyłem specjalnie kiełki! Zawsze je myję tak na wszelki wypadek, nosząc ze sobą mini-szczoteczkę i mini-tubkę do pasty; w końcu kto wie kiedy, i gdzie, i jak, i z kim...

O-och, odważnie, odważnie Shizzy... nie jęknąłem, prawda? To byłoby jakże un-męskie i un-Izayowe...
Oho, zaczął teraz bawić się zębami na mojej skórze w tym obszarze... zaskakująco przyjemne?
Ach... haha... hahh... wygląda na to... że bestyjka jest mniej niewinna, niż mi się wydawało; przynajmniej wnioskuję to z tym, jak pewnie molestuje moją szyję, co chwila powracając jednak do mojego ucha, zanurzając tam język... mgh... gorący, i jeszcze ten dźwięk; z jednej strony to obrzydliwe (fe fe, mam nadzieję, że przynajmniej nici dentystycznej użył, inaczej będę musiał sobie w domu wodą z mydłem przepłukać kanaliki uszne spodziewając się fragmentów wołowiny)...
...a z drugiej strony jest to wciąż jakże gorące w tym innym znaczeniu... aww, dlaczego nawet tak bardzo się nie sprzeciwiam?
Powoli zbierające się w podbrzuszu ciepło na tę naszą obecną bliskość przynosi mi odpowiedzi; wspomnienia. Pamiętam, oczywiście, że wciąż doskonale pamiętam ciepło drugiego mężczyzny i przyjemność, którą mogę od drugiej jednostki odebrać; wspomnienia wystarczą, żeby całe racjonalne myślenie wyparowało... haha... ludzki organizm jest doprawdy interesujący, czyż nie~?

Wszystkie pozostałe z pytań do rozważenia i zacne odpowiedzi-monologi zostały jednak przerwane, kiedy jedna z jego dłoni zaczęła gładzić mnie po szyi.
Delikatnie.
Powtarzam, delikatnie.
Czemu powtarzam?
(powtórzę jeszcze raz tak na wszelki wypadek - delikatnie)
Bo tak jak wcześniej zahaczał zębami o delikatną skórę i starał się jednak... w jakiś sposób mnie upomnieć, tak teraz...
Dlaczego on, ze wszystkich jeszcze nieumarłych istot traktuje mnie, właśnie w ów jakże absurdalnej sytuacji, niczym szkło?

Momentami czuję dotyk (delikatny, delikatny, upierdliwie delikatny...!) przez materiał koszuli na klatce piersiowej; lekkie pocałunki na szyi, rozpraszają moją uwagę; jego język, ciepły, a jednak pewny, powabny, chciałbym go ugryźć, i zęby, zahacza nimi o skórę, a jednak wciąż mnie nie znacząc (dlaczego?); przyjemne, nawet, i...

- Skończone.

Oznajmił to pojedyncze słowo z wyraźnym zadowoleniem, od razu się ode mnie odsuwając; pozostawia mnie nieco zarumienionego na łóżku. Jego spojrzenie zdaje się niemalże coś podziwiać... ale co?

W poszukiwaniu odpowiedzi skierowałem swoje spojrzenie w dół... by tylko odkryć, że nie dość, że mam rozpiętą koszulę, to jeszcze świeży bandaż zakrywa całą moją klatkę piersiową.

...co za debil.

- Shizu-chan. A ty wiesz, że jak coś krwawi, to najpierw trzeba zobaczyć, jaki to rodzaj rany, i albo zszyć, albo wpierw oczyścić i zdezynfekować?

- ...czyli że nie zdezynfak... zdefyn... że tego nie zrobiłeś?

Och, wow, właśnie ewoluował z ,,koprofag tysiąc p.n.e." na ,,koprofag trzy tysiące p.n.e".

- Aww, a jeżeli ci powiem, że nie, to się mną zaopiekujesz~?

Nie odpowiedział, zamiast tego nadal natarczywie się we mnie wpatrując. Buu... w tym tempie piesek oduczy się reagowania na komendę... czyżby czas na metodę ,,kija i marchewki''...?

- A mogę chociaż wiedzieć, czemuż że pan że to zrobił~?

- Krwawiłeś.

No shit, Sherlock.

- No i~? Zazwyczaj krwawię po naszych zabawach, Shizuś~. Tylko dlatego, że jesteś niemalże nieśmiertelny, nie znaczy, że każdy inny również... Wiesz, w końcu poniekąd jestem człowiekiem.

Oho... czyżbym trafił w czuły punkt?

Zmrużył oczy, wciąż wpatrując się we mnie jak taki typowy kot w jakąś zabawkę; z jednej strony patrzy, a z drugiej nie chce mu się nawet machnąć łapą.

Hm... a może mnie rozbiera wzrokiem, tylko bestyjka nauczyła się choć trochę ukrywać swoje myśli i emocje?

- Aww, czyżby miłość od kolejnego wejrzenia~?

♦- To nie jest tak, że ci się to nie podobało.

Hm... ta jego pewność siebie mi się niezbyt podoba... 
Przyznaję, tak jak są w chwile, w których obejmowanie kobiet jest przyjemne, tak są też momenty, w których podoba mi się bycie pod kimś, kto jest ode mnie silniejszy... bo inaczej, jaki byłby sens zmiany~?
I może on poniekąd nadawałby się... ale z drugiej strony, ten czosnek, be be...

♦- I wciąż się rumienisz.

...rumienię?
Jest cholernie gorąco, godzina pewnie wciąż ledwie szesnasta (w końcu o siedemnastej muszę być w domku, a ja zawsze pilnuję zegarka~), dzisiejsza pogoda wołała o pomstę do nieba, wszystkie okna w sali są zamknięte, a ty jeszcze pięć sekund temu przygwożdżałeś mnie do materaca za pomocą tego swojego pewnie z siedemdziesięciokilogramowego cielska, dodatkowo mnie macałeś i lizałeś po, niestety, zaskakująco wrażliwym uchu, i się zastanawiasz, jakim cudem jestem rumiany? Serio, Shizzy?

...ech, nie, żeby mi się chciało wypominać te argumenty na głos. Sądzę, że moje lekceważąco seksowne spojrzenie z jedną uniesioną brwią powinno mu było wystarczyć jako odpowiedź.

Poza tym... irytuje mnie ostatnio tak wiele rzeczy... zupełnie, jak gdyby chciał mi wypowiedzieć nie tyle co miłosne słowa, a deklarację wojny...
...hahah... Shizu-chan, nie wiesz~? Jestem wyjątkowo łaskawą istotą... jeżeli tak bardzo chcesz się ze mną bawić...

Uśmiech. Przymrużone spojrzenie. Lekko odsłonięta szyja; koszula wciąż rozpięta, upewniam się, że widzi jak bardzo jestem delikatny. 

Spotkanie spojrzeniem tych jego jakże przeciętnego koloru tęczówek, bo ni to piwny, ni to onyksowy.
...zaraz, Izayuś, skup się na zadaniu.

- Ach... Shizu-chan, dlaczego więc przestałeś~?

...
...uśmieszknął na mnie. W odpowiedzi po prostu się na mnie uśmieszknął, że uśmieszknął, jak gdyby był dumny z tego, co właśnie zrobił.
(i ten moment, w którym mentalnie z irytacji wyrzuciłem za mentalne okno mentalny słownik poprawności językowej)

Utrzymywanie mego lisiego uśmiechu w tym tempie będzie robiło się coraz cięższe i cięższe, jako że niewystarczająco długo ćwiczyłem siebie w tych dziedzinach.

- Może następnym razem, Izaya-kun.

I sobie wyszedł.
Zamknął drzwi.
Nawet nie trzasnął.
Zazwyczaj... nie. Zawsze po rozmowie ze mną... albo nawet tylko z moją obecnością - trzaskał drzwiami.
Nie trzasnął, tylko sobie wyszedł.
I zamknął ów drzwi normalnie.
Normalnie, że normalnie, że nie trzasnął nimi.
...zamorduję go... ach, nie, to nie byłoby zbyt zabawne, najpierw... najpierw...

...dopiero teraz moje spojrzenie zatrzymało się na zegarze umieszczonym na bocznej ścianie. Wskazówki wskazują na równą siedemnastą.

...aww. Niedobrze, haha~.

Niegrzeczny Shizuś. Zabierasz mi tyle czasu, zostawiasz mnie z kwitkiem, i co, może jeszcze jak zajdę przez ciebie w mentalną ciążę, to nie będziesz płacił alimentów~? Aww, z pewnością opowiem mu ów anegdotkę następnym razem... bo z pewnością uparta bestyjka tak szybko nie odpuści w ,,udowadnianiu mi jego ludzkości'', prawda~? Shizu-chan... jakże przewidywalna bestyjka; niemożliwy do kontrolowania... 

...a jednocześnie jakże irytujący.

- Słowa: 3 001 -

[System z śmietnikami jest nieco bardziej skomplikowany w Japonii, niż u nas. Zwracają na to większą uwagę, mają inny podział niż my, i każda prefektura ma inaczej... Powiedzmy, że dla uproszczenia nie będę was zanudzać systemem wyrzucania śmieci, i go nieco spolszczę, i nie będę przepraszać, jeżeli się nie zgadza zbyt z realiami, bo TO SĄ TYLKO ŚMIECI A JA MAM ŻYCIE. jakieś.]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top