|27 - ...zamorduję... zamorduję... / ... [18+]|
[Jest to trzeci dodany w tym tygodniu rozdział.]
Edit: 16.06.2018
- ♠I; 1997/11/18 -
Na krzesłach w jadalni, zamiast obrazów w metalowych ramach - rzeźby ulepione ze skóry i zmielonych kości... ach, nie. To po prostu rodzice.
Myślę, że z tym, jak przewidziałem dzisiejszą karę, zdecydowanie zasługuję na tytuł Akinatoru.*
- Ojcze.
Gdy tylko jego spojrzenie skierowało się w naszą stronę, Mairu i Kururi wyraźnie zaczęły w zdenerwowaniu mocniej zaciskać pięści... nigdy się nie nauczą.
- Proszę o pozwolenie; chcę zacząć robić jeden posiłek dla Mairu, jeden dla Kururi, jeden dla siebie, każdy w tych samych, odpowiednich rozmiarach.
Ach, szok na ich twarzach, tak wyraźny - tyle razy im mówiłem, że nie mogą one tak po prostu pozwalać emocjom na wzięcie góry nad ich mimiką... nawet nie będę się łudzić, że to udają.
- Dlaczego uważasz, że zasługujesz na to, by cię tak karmić?
Ten ton; chyba nie sądzisz, kochana matko, że nie przygotowałem odpowiedzi?
- Szkolne badania zdrowia się zbliżają. Mogłem od nich uciekać przez te dwa lata, ale tym razem są wymagane, jako że kończę liceum.
- Czemu i one miałyby jeść więcej?
- Znacie powód.
Chwila ciszy... a następnie uśmiech na twarzy ojca. Nie widziałem... nie. My wszyscy nie widzieliśmy uśmiechu na jego twarzy tak długo. Nie sądzę, żeby Mairu i Kururi kiedykolwiek widziały, jak się uśmiecha.
Chociaż z tym, jak sam powód tego wyrazu jest jakże odmienny od poprzedniego... może to i dobrze.
- Izanami, Mairu, Kururi, idźcie do swoich pokoi.
Ach... oczywiście. Ciekawe, czy tym razem powstrzymam śmiech.
Izanami chwyciła krańce stołu, drżąc lekko. Drżąc... drży. Jaka biedna, zepsuta istotka; biedny, biedny człowieczek... Ciekawi mnie, ile jeszcze, póki całkiem się rozpadnie.
Kiedy to bliźniaczki są już na górze, ona wciąż siedzi na swoim miejscu. Heh... interesujące. Czy to możliwe, że jest bardziej matką, niż zepsutą lalką?
Wstaje; stuk, stuk, obcas o posadzkę... a następnie siada na ustawionym przy oknie ciemnoczerwonym fotelu.
...ah... hahah... tak... tak ba~ardzo obrzydliwe. Ludzie... naprawdę różnią się między sobą, czyż nie?
Najwyraźniej potwory również.
- Kontynuuj.
Nawet na nią nie spojrzał, tylko się uśmiechnął, uśmiechnął tak szeroko... czy naprawdę tak długo nie miał już żadnej zabawy? Kiedy był ostatni raz, się zastanawiam, gdy wyglądał na aż tak szczęśliwego?
- [18+] -
Przez cały czas, kiedy mnie dotykał, zagryzałem wargi, zachowując ciszę. Siostry nie muszą mieć tej dodatkowej wiedzy; mogłoby to je zepsuć, zbyt szybko zepsuć do punktu, z którego będą zbyt bezużyteczne. Wciąż mają rolę, tak ważną rolę w przedstawieniu.
- Izanami... Izana... mi... Izanami... Iza... nami...
Ciche szepty przy moim uchu, moje plecy odsłonięte dla jego dotyku, jego dłonie z wolnością przesuwające się po wystających kościach.
- Izanami... izan... n-nami...
Jego oddech przyspiesza, tak samo, jak i jego ruchy, rytm serca, jęki, ten, ach, ból.
Nie, żebym nie był do tego przyzwyczajony~.
Mija... heh, nie mija wcale tak dużo czasu. Niemalże... jak dziecko. Doprawdy, jak on może nazywać siebie mężczyzną z czymś takim?
A~ach, tak obrzydliwe... nie mogę się doczekać; jeszcze tylko kilka miesięcy, i ja...
Gdy tylko skończył, odsunął się ode mnie. Ciecz, która spływa mi po udzie... nie użył nawet prezerwatywy. Ja jestem czysty, tego jestem pewien, i nawet jeżeli on sam wydawał się niemalże zagłodzony w tym znaczeniu...
Wstaję, nie trudząc się nawet, by siebie jakoś oczyścić; wszystkie moje ubrania i tak pójdą do prania z tym, jak bardzo są brudne i przepocone, ta drewniana podłoga pewnie już jutro będzie wymieniona.
Z czystej ciekawości szukam spojrzenia matki, z zaskoczeniem spotykając je.
- Śpisz dziś na dworze.
...mhm... i tu idzie mój dobry humorek. Jest jesień, pada deszcz, jest zdecydowanie zbyt zimno, a jednak wciąż, takie rzeczy...
Z jakiegoś powodu bardzo, ale to bardzo... mnie to ,,wkurwiło''. Ach, jak nieładnie. Że aż takie słowo... a jednak z dziwnych przyczyn, słowo ,,złość'' nie było wystarczające.
Nie podoba mi się to za bardzo~.
- ♣N; 1997/11/21 -
Pogoda, słońce... Ciepło, tak rzadkie jesienią w Japonii. Zapach spalin i miasta, smażonego jedzenia. Piątkowe rozmówki ludzi, każde zdanie tak samo nic warte jak poprzednie. Hałas - samochody, głosy, gdzieniegdzie nieliczne zwierzęta. Dlaczego cokolwiek miałoby ulec zmianie?
- Ach, Mia, wyspałaś się?
- Buu, jak niby mogłabym się wyspać... całą noc oglądałam ten cholerny serial...
- Hah, nic oryginalnego. Tysiące, jak nie miliony ludzi tak mają. Nie martw się.
- Nie martwię, po prostu...
Najpierw huk, fala nieznośnego gorąca. Następnie krzyki, trąbienie samochodów, płacz.
- ♣ -
- ...nie wierzę, absolutnie nie wierzę...
- Mia... Mia, ona...
- ...ten budynek; bomba, kto mógłby być tak... nierozważny, tak... tak...
- Ludzie, przecież w środku było tyle ludzi; i to jeszcze podłożona na niższym piętrze, co by było, gdyby zawaliła się cała konstrukcja?
- Przynajmniej nikt nie zginął...
- ...jeszcze...
- Przestań, no przestań...!
- Trzy osoby krytycznie ranne... myślisz, że przeżyją?
- Nie wiem, nie... nie wiem, zwłaszcza że Mia... nadzieję, możemy tylko mieć nadzieję..
- Jak sądzisz, kto... kto to mógł być? Zamachowca?
- Terroryści? Jakiś szaleniec? Może wypadek...?
- Wypadek przy bombie? Dobry mi żart...
- Podobno jakiś amator jednak? Sama bomba nie była niczym specjalnym, na szczęście...
- Policja przeszukuje obecnie zarówno pobliskie budynki, jak i nagrania z monitoringów...
- ...nie wierzę! Nie zgadniecie, kto jest jedną z ofiar ataku...
- ...ach, pokaż, pokaż...
- ,,Kasuka... Heiwajima''? Tak? Tak to się czyta?
- Zaraz... Czy to nie ten uroczy chłopak, który zagrał ostatnio Hamiltona w tym szkolnym teatrzyku?
- Ach, ten, na którego mini-obsesję nabrała Kyouka? Myślisz, że ma to coś z nim wspólnego?
- Daj spokój... zyskał trochę po wtedy popularności, ale bez przesady, poza tym to wciąż dziecko...
- Dziecko... Wiadomo, jak poważne są jego zranienia...?
- Czekaj.
Dłoń na ramieniu tego jednego z przypadkowych, głośno dyskutujących przechodniów; dłoń, której właścicielem jest wysoki, farbowany blondyn, który wygląda, jak gdyby gotowy był połamać kości wszystkim tu zgromadzonym.
- ...że... że kto został zaatakowany?
A jednak największy strach tkwił właśnie w jego oczach.
- ♣ -
Wściekłość. Pewnie nie pamiętasz, kiedy ostatni raz tak bardzo straciłeś nad sobą panowanie, potworze?
Zmęczenie, czarnowłosy był tak bardzo zmęczony. Widziałeś to w sposobie, w jaki się poruszał, w jaki jego słowa nie były zbyt wyszukane, jak starał się nie atakować... nie, żeby cię to obchodziło, prawda?
Czujesz satysfakcję? Czujesz satysfakcję, stojąc nad tym nieprzytomnym ciałem, kiedy tyle krwi, nie twojej, nie twojej krwi, brudzi chodniki? Kiedy trzymasz w dłoni kolejny z wielu znaków drogowych na tym opuszczonym parkingu, czerwień ukryta wśród czerwieni znaku, a jednak spływająca po metalu ciecz jest dowodem, wystarczającym dowodem?
Nawet nie sprawdzasz, czy wciąż oddycha.
Podnosisz znak, chcesz się go pozbyć. Upewnić. W końcu jest jak karaluch. Czego nie zrobisz, on zawsze...
Silne dłonie, zastanawiasz się w ciszy, czy silniejsze od twoich, odrzucają cię od tego ciała. Odrzucają cię od zostania potworem. Potworem większym, niż jesteś już teraz.
Dopiero teraz widzisz zgromadzone wokół ciebie twarze. Twarze twoich przyjaciół. Myślisz, że po tym wszystkim, wciąż masz prawo ich tak nazywać? Że po tym, jak zobaczyli, kim naprawdę jesteś, że wciąż będą cię akceptować?
Chciałeś go zabić. Wszyscy to widzieli. Wszyscy to widzą. Nadal się wyrywasz, nadal krzyczysz, nadal jesteś umorusany we krwi. Nie twojej.
Nagle cała siła zdaje się cię opuszczać. Odrzucasz na bok kawałek metalu.
Wstyd. Czujesz wstyd, złość, żałość, smutek, niezadowolenie, obrzydzenie, wściekłość, sam nie wiesz na co, dlaczego.
Widok wniesionego do karetki ciała będzie cię prześladować teraz... tak jak i przerażone twarze ludzi, którzy uznają cię za przyjaciela.
-uznawali-
- ♣ -
- ...Heiwajima-kun...
- ...byłem... tak wściekły, tak... tak bardzo wściekły...
Uspokajające kolory wnętrza domu na obrzeżach; obecnego mieszkania Shinry i jego ojca.
Dwie postacie zajmujące miejsce, jeden na sofie, drugi na fotelu, z blondynem trzymającym się kurczowo za głowę; jego ciało jeszcze raz na jakiś czas drżało z nadmiaru emocji, nawet po przyjęciu nieludzkiej dawki leków uspokajających. Jak gdyby miał niewystarczająco dowodów na to, jak bardzo jest nieludzki.
- Rozszarpać... jedyna rzecz, o której... o której mogłem myśleć z tym, jak... jak jeszcze zaczął się śmiać; nie wiedziałem, nie mogłem, inaczej, Kasuka, rodzina, przecież...
- Ostatecznie twój brat miał tylko lekkie zadrapania, prawda? Niby to jego sala ćwiczeń została wysadzona, ale był w tym czasie w toalecie, więc...
- Ale nawet z tym, Shinra, tak... jak ta cholerna menda...
- To nie był Izaya.
- ...h-ha?
- Heiwajima-kun. To nie Orihara-kun był odpowiedzialny za ten... incydent.
Możliwość? Ta pewność siebie, czemu nie podajesz tych słów jako nic więcej, a możliwości?
- A-ale... j-jak? Przecież, tam... t-tamta wiadomość, zostawiona przed drzwiami...
- A porównałeś pismo Orihary z tym na tej kartce?
- ...nie?
- Więc skąd ta pewność, że ktoś go po prostu nie wrabia?
- ...kurwa.
- C-czekaj, Heiwajima-kun...!
- Jest... niemalże jak ostatnio... Chcieli... chcieli, żebym... żebym go zostawił samego... i właśnie teraz jest pewnie sam w szpitalu...! Cholera, cholera no!
- Ostatnio... ach! Niedobrze; Celty-san!
Już po chwili na motocyklu kobiety zasiadł również farbowany blondyn; multum emocji w jego umyśle, każda z myśli niemająca większego sensu w obliczu tego chaosu.
- Słowa: 1 471 -
*I wiem, że akinator powstanie dokładne 10 lat później (w 2007)... więc na razie zostańmy przy tym, że Akinatoru to jakiś pseudo-przepowiadacz przyszłości... bo mogę.
Hah, przyspieszamy tempa. Każdy z rozdziałów dodanych dziś był krótki... ale łącznie do 4k się zsumują.
Enjoy. Ja z pewnością czerpię radość z zostawiania Ciebie w napięciu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top