|2 - Jeszcze tylko jeden raz... / Karma jest jak bumerang.|
Edit: 27.03.18
- ♠I; 1997.04.03 -
Aaah... hahah, to bolało, bolało~.
Kiedy się obudziłem, to ta dwójka żałosnych... wymówek rodziców już leżała na kanapie - kompletnie schlana, a jakżeby inaczej. Tak idealnie do siebie pasują, że to graniczy między ,,urocze'', a ,,obrzydliwe''.
I, tak, jak za każdym razem, kiedy tylko widzę tę zakochaną w sobie parę, rozwaloną na ciemnej tapicerce; oboje skierowani głową w stronę okna; zaczynam się zastanawiać, jak to się stało, że coś takiego to moi... rodzice... Chociaż jednocześnie muszę przyznać, mamy wiele cech wspólnych. Przykłady? Urodzeni aktorzy. Hmm, gdybym chciał się pobawić poetycko słowami, nazwałbym to ,,maską'', ale z drugiej strony to zbyt mało. Maski są skorupą, niezmienne, puste, a nawet te z bardziej elastycznych materiałów wciąż mają wyraźne defekty... może określenie ,,druga skóra'' brzmi lepiej? Jak węże, tylko że zrzucają ją kiedy chcą i wyrastają sobie nową równie szybko. Myślałem jeszcze o tytule ,,kamuflażu'', lecz to z drugiej strony brzmi tak tanio i tandetnie... Hmmm... Hah... hahaha~! ♠ Ciekawe, doprawdy ciekawe; zawsze uwielbiałem momenty, w których życie jakichś innych dzikich zwierząt w jakiś sposób przekłada się na cywilizowanych ludzi. W końcu wszyscy pochodzimy od tego samego, prawda~? No, może oprócz Shizu-chan'a, ale to jest teoria na inny dzień...
Podnoszę się z zimnej podłogi, podpierając się lewą ręką ściany; uważam, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, bo przedstawienie rozpocznie się od nowa.
Jakby nie spojrzeć, ta cała idealna scena; grube kurtyny, przez które nie widać brudnych, śmierdzących kulis; aktorzy, na scenie, w roli, w makijażu, w przebieralni - nic więcej, a żebracy... doprawdy zabawna sytuacja.
Jak wielkim jestem szczęściarzem, że znalazłem się w środku tak pokręconego miejsca~? Szkoda tylko, że dawno nie pojawiło się nic nowego; cały czas to samo, to samo... Wolałbym, żeby zdarzyło się coś nowszego, ciekawszego... pod warunkiem, że w żaden sposób nie będzie to miało coś wspólnego z Mairu i Kururi. Nie mogę w końcu pozwolić, żeby obiekty mojej obserwacji zabiły innych ludzi, prawda? Nic więcej, nic mniej. W końcu tak bardzo je kocham.
I pomyśleć, że ci aktorzy równie dobrze czują się nawet na obcych scenach.
Na każdej wywiadówce pojawiają się schludnie ubrani, oczekują od nas radosnych uśmiechów ilekroć są w pobliżu, żeby nie wzbudzić żadnych podejrzeń - nawet u zazwyczaj poważnej Kururi, co, doprawdy, bywa zabawne samo w sobie.
Raz na rok wynajmują specjalnego fotografa, żeby zrobił nam rodzinne, świąteczne zdjęcie, które następnie przyklejają na pocztówki pełne kłamstw typu ,,Liczę, że zobaczymy się w następnym roku" i wysyłają do swoich znajomych i krewnych.
Ludzie, których nigdy osobiście nie poznamy, a którzy może i sami nie dożyją nadchodzących miesięcy. Ach, chociaż ile razy nie kusiło mnie, żeby nieco... zmodyfikować tamte zdjęcia bądź je po prostu podmienić, i pokazać tym wszystkim nieznajomym tę przesiąkniętą zapachem i kolorem alkoholu kanapę, roztrzaskane butelki, pijane małżeństwo... sam widok mojego ciała powinien wystarczyć.
Jedyny powód, dla którego nie tylko nie mają nic przeciwko moim zabawom z Shizu-chan'em; oni wręcz je wspierają, pozwalając mi wydawać pieniądze na cokolwiek tylko zechcę, jeżeli miałoby to doprowadzić do upadku bestii...
,,To tylko faza przejściowa, dorasta, z pewnością mu przejdzie, proszę się o niego nie martwić''. Takimi słowami skomentowaliby moje wybryki, gdyby ktoś tylko miał wystarczająco dużo odwagi, by się odezwać w ich obecności.
Ten ,,idealny syn'' bierze regularnie udział w jakże nielegalnych i... ach, niegrzecznych zabawach z Shizu-chan'em... i nie tylko z nim, ale akurat o tym wiedzieć nie muszą.
Idealna wymówka. Perfekcyjna. Odpowiedź na i tak niezadane pytania, czemu ich syn czasem chodzi krzywo, skąd się wziął ten bandaż na szyi, czemu zawsze ma długi rękaw, nawet w lecie, czemu znowu nie było go w szkole, czemu jest zwolniony z wybranych zajęć wychowania fizycznego.
A ja znalazłem argument, dla którego regularnie uzupełniają zapasy makijażu. Ów ,,praca" nad swoim wizerunkiem i unikanie widocznych ran bywają żmudne, ale opłacalne; przynajmniej nikt nie zadaje głupich, niepotrzebnych pytań.
Odpowiedzią i tak zawsze będzie ,,Shizu-chan'', nawet jeżeli w większości to kłamstwa. Nikt nie powiedział, że to ja muszę grać tego prawdomównego, czyż nie~? ♠
- ♠; 1997/04/04 -
- IZAAAYAAA, ODDAWAJ MOJE ŚNIADANIE!
Ahahah, jak ja uwielbiam te nasze pościgi~! I pomyśleć, że wystarczyło w odpowiednim momencie się schylić i zagarnąć ów pudełko... planuję skonsumować je na jego oczach, albo je wyrzucę, albo wytarzam w ziemi (chociaż kto wie, czy takiego potworka to powstrzyma~? ♠), ale najpierw...
Biegając przez korytarze tylko z uśmiechem (tak ,,grzecznym i anielskim'') witam wszystkich nauczycieli.
Och, Shiki-sensei~!
Z nim (wyjątkowo przystojnym, odpowiedzialnym, wysokim); jak zwykle zignorowanym, kiedy to westchnął głęboko (,,Ech, nie znowu...) i rzucił te swoje: ,,Nie biegać na korytarzach.''. I to wszystko tonem, jakby miał umrzeć. Później się z nim żywo przywitam~! ♠
Tradycyjnie, dokąd zmierzam?
Na dach, oczywiście.
Jest pora obiadowa, minęło dopiero tak z sześć minut; mam jeszcze du~użo czasu, żeby pomęczyć Shizu-chan'a~. Zwłaszcza, że goni mnie święcie przekonany, że to, co trzymam w dłoniach, to jego bentou... hehe. Oczywiście, że nie. Schowałem je w jednej z sal pierwszaków, bo dziś są nieobecni ze względu na jakieś wycieczki zapoznawcze... a zdobycie kluczy nigdy nie jest problemem dla zaufanego przewodniczącego szkoły~! ♠
Nie, żeby wejście gdziekolwiek kiedykolwiek było problemem dla kogoś z wytrychami.
Jeszcze jedna para schodów, i... jest~! Drzwi nawet już nie zaprzeczyły, kiedy te, wcześniej otwarte, z łatwością przede mną uległy.
Hahahah, to będzie zabawne; zwłaszcza, jak tylko zobaczy, że nie mam ze sobą lunch'u przygotowanego przez jego najukochańszego braciszka~! Ciekawe, co tym razem Shizu-chan wziął jako broń~? Kawałek ściany? Ramę od okna? Wyrwie kafelki? Kaloryfer? Bojler? A może znowu ławki, chociaż tych to raczej starał się nie uszkadzać, bo ostatnim razem wypadły z jednej prosto na jego twarz pinezki (i to wcaaale nie była moja ławka)~?
Gdy tylko dobiegłem do krawędzi dachu (te ciężkie kroki i oddech bestii wciąż podążające za mną), zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę, trzymając swój zaufany scyzoryk blisko siebie.
Aha~! Tu jest moja bestyjka. Zdyszany... lecz nie ze zmęczenia, a z ogarniającej go złości. Bierze głębokie oddechy... jeden, drugi, trzeci... aww, czyżby próbował się uspokoić specjalnie dla mnie, licząc do dziesięciu?
Zdziwienie ogarnęło mnie dopiero kiedy rzucił jeszcze chwilę temu trzymany w dłoni mebel (czy to nie jest przez przypadek wózek Simona, ten na różne środki czystości? ojć, coś czuję, że ktoś niedługo oberwie, i to porządnie...) o ziemię.
...hmm, co on wyprawia?
Ponownie, z tym dziwnym spokojem w oczach, zaczął kierować się w moją stronę.
...ach, denerwuje mnie to. Dlaczego patrzy na mnie, ze wszystkich, właśnie takimi upierdliwymi oczami? Gdzie się podziała złość~?
Agh, Shizu-chan, czyżbyś nie umiał czytać z tego niewidzialnego scenariusza, za którym właśnie teraz powinniśmy podążać?
Kolejne kroki, zatrzymuje się dopiero kilka metrów ode mnie, a ja sam powstrzymuję się przed rzuceniem w niego nożem.
...ach, co mi tam. Za bardzo mnie ciekawi, co jest tak ważnego, co ma mi do powiedzenia, że aż się opanował.
- Ochh, Shizu-chan, czyżby wyznanie miłosne~? ♥
Bo tak to właśnie wygląda~. Chociaż w jego wypadku to raczej wyznanie ,,nienawiści''... jeżeli cokolwiek takiego jest. A jednak spokój, ten upierdliwy brak normalnie obecnej wściekłości na jego twarzy, zdaje się temu przeczyć.
Krok, krok, krok kolejny. Stoi tuż przede mną, czuję jego oddech na swoich włosach; dlaczego musi być też ode mnie wyższy? Ach, i to jeszcze o całe piętnaście centymetrów, nie fair...
!
Co on wyprawia?
- Shizu-chan, ja wiem, że ty mnie uwielbiasz i tak dalej, ale to nie tak się powinno nosić...
- Cicho.
- ...bo wiesz, gdybym jeszcze był dziewczyną, to bym zrozumiał; ty, neandertalczyk, instynkt każe ci...
- Ci. Cho.
- ...zaciągnąć do jaskini jak worek kartofli na swoim ramieniu, ale ja jestem naprawdę...
- Izaya...
- ...delikatną osobą, i jeżeli będziesz mnie tak nosił na tym swoim bestialskim ramieniu... Aua, aua, ouch, za mocno ściskasz mnie za nogi, zaraz mi je...
- To stul pysk, bo ci faktycznie je połamię!
...aw, co jest z nim nie tak?
Po tym jak jest niemalże pozbawiony złości (reaguje tylko lekko... zbyt lekko na moje słowa) to wnioskuję, że nie wrzuci mnie nagle do śmietnika albo przez okno; nie jest aż tak dobrym aktorem. A sądząc po tym odwrotnym do klas kierunku, w którym się teraz udajemy; albo raczej, w którym mnie ciągnie... pytanie tylko, po co?
- Shizu-chan, ty koprofagu, puść mnie, pójdę grzecznie.
- Żebym jeszcze ci uwierzył.
...nawet nie zareagował na obelgę. Spokojny, a jednak jego uścisk na moich nogach, kiedy tak przemierzamy te korytarze ze mną przerzuconym przez jego ramię, nieco zelżał.
To... zupełnie, jakby to wcale nie był Shizu-chan. A jednak... wszystko inne, oprócz tego, jak się teraz zachowuje, wydaje się być identyczne, łącznie z zapachem papierosów.
Nie podoba mi się to. Nie chcę, żeby chociażby przez chwilę miał wrażenie, że ma nade mną kontrolę. Nie ma. Nigdy nie będzie miał.
- Fajny masz widoki, hm, Shizu-chan~? ♠
Jakby jeszcze podkreślić co miałem na myśli, otarłem się tyłkiem o jego policzek, na co momentalnie zastygł.
- Ty zboczuszku... specjalnie zrobiłeś tak, żeby mieć fajne widoczki, co~? Chociaż, nie powiem, twoje tyły również nie są najgo...
- ZAMKNIJ SIĘ!
!
F-fuck, aahhahah, to zabolało jak cholera... w-w tym tempie złamie mi nogi. A to nie będzie zbyt... wygodne, prawda? A jednak mimo tego pojedynczego wybuchu, jego oddech i kroki nadal są spokojne. Spokojne, spokojne, za spokojne...!
Może jak go kopnę...?
Spróbowałem. Nawet nie zadrżał.
...może jak trafię w krocze?
- ...co ty wyprawiasz, pchło?
- E~he~! ♥
Ok, złapał moje nogi zanim mi się udało.
...ach, bym zapewne dźgnął go scyzorykiem gdyby nie fakt, że jestem zbyt ciekawy, dlaczego chce mnie tam zanieść.
- Ach, Shizu-chan, aż tak bardzo zależy ci na tym, żebyśmy byli sam na sam~?
Nie odpowiedział. Nie zaprzeczył, ale też nie potwierdził.
Hm... jestem istotą otwartą na wszelakie możliwości, więc zakładając, że będzie to opcja C... nie powiem, byłoby ciekawie.
Pozwoliłem mu mnie zanieść... żeby tylko po niecałych trzech minutach przekroczyć próg od pielęgniarki.
Oho. Opcja C zaczyna coraz bardziej zyskiwać punktów prawdopodobieństwa, zwłaszcza, że najwyraźniej w pomieszczeniu nie ma nikogo innego. Ciekawe, gdzie się podziało tamto głupie bimbo...?
Rzucił mną bezceremonialne na łóżko i... on chyba nie planuje mnie...? Kto by pomyślał...
Nie obdarzył mnie nawet jednym spojrzeniem; zamiast tego odwrócił się i zaczął zbierać jakieś przedmioty z szafki naprzeciwko.
Kiedy tylko się odwrócił... gaziki?
Huh?
...ach, chyba powtórzyłem tę jakże zacną onomatopeję na głos. Spojrzał się na mnie z uniesioną brwią, ja na niego z niedowierzaniem.
- ...co ty wyprawiasz?
Jedną ręką (przekląłem mentalnie tę jego potworną siłę) przyszpilił mnie do łóżka, przyciskając klatkę piersiową... na co momentalnie odebrało mi oddechu i zacząłem kaszleć.
W połączeniu... z tą jego siłą, i wczorajszym, ach, przedstawieniem, i ponownie przepisanym scenariuszem... c-cholera... haha...
Od razu mnie uwolnił, pozwalając w spokoju się wykaszleć.
Uch, chyba właśnie teraz jest jedna z ostatnich chwil, w których mógłbym go...
Nie czekając na moją odpowiedź sięgnął dłonią po moją koszulę, gotów by rozpiąć pierwszy z guzików.
Ach, chwila, w tym tempie zobaczy scenariusz... czyżby Shizu-chan nie wiedział, że publiczność może oglądać tylko sam akt, a na próby jest wstęp zabroniony?
Muszę mu tylko ponownie udowodnić, że nie jestem tak słaby, tak ludzki.
Ubierając na twarzy najlepszy uśmieszek, na jaki było mnie stać, zacząłem go prowokować.
- Och~? Shizu-chan, nie wiedziałem, że tak bardzo jesteś mną zainteresowany...
Jego pięść się zacisnęła. Pierwszy głęboki oddech, drugi, trzeci... Próbuje się uspokoić.
Dobrze, wygląda na to, że działa. Nie mogę pozwolić, żeby stał się przy mnie słaby, ludzki.
A jednak kontynuował próbę zdjęcia ze mnie koszuli.
- Kto by wpadł na pomysł, że jesteś homoseksualistą, Shizu-chan?
- Po prostu się zamknij.
- Ciekawe, co by pomyślał o tobie twój braciszek~? Może wyślę mu zdjęcie z tobą, rozpinającym seksownie moją koszulę w pielęgniarskim zaciszu~?
- Cicho...
- A co jeżeli ktoś nas zobaczy w takim stanie? Ze mną, pod tobą, pokrytego ugryzie...
- Powiedziałem, że masz się zamknąć...
Złapał za metalową ramę łóżka, która od razu zaczęła uginać się pod jego siłą.
Ach, rozpoczęła się jakże niebezpieczna zabawa... oczywiście, że wezmę udział. Uwielbiam te nasze gry.
Odgłos, który wydała z siebie ten kawałek stali, gdy tylko zaczął go niszczyć, dał mi pomysł~! Och, jakże osiemnaście plus pomysł~! ♠
- A-ach~... Shizu-chan, mocniej...
Najpierw się zarumienił.
Raz, dwa, trzy... i nareszcie zdał sobie sprawę z tego, co miałem na myśli. Uśmiech na mojej twarzy był jedynym potwierdzeniem, które otrzymał.
- Z-z-zamknij się idioto...!
Natychmiast spróbował zakryć moje usta za pomocą swojej dłoni (dlaczego jest taka duża? ugh, obrzydliwe, poci się...), więc by jeszcze bardziej go sprowokować; jęknąłem głośno spoza jego palców, jednocześnie je oblizując.
Ach, to zabrzmiało jak specjalnie przytłumiony, seksualny odgłos... hehe... już za chwilę...
Dopiero kiedy mój język ponownie oblizał wewnętrzną część jego dłoni, rzucił mną przez całe pomieszczenie.
Heheh... ten rumieniec... więcej, chcę zobaczyć więcej takich ekspresji na jego twarzy...! Kto by pomyślał, że Shizuo, ze wszystkich żywych istnień, okaże się być tak delikatny w tych kwestiach? Może i jesteśmy dopiero liceum, to wciąż...
Nawet jeżeli mój kontakt z szafką był dość bolesny, i niektóre z pamiątek zapewne znowu się otworzyły... to tak zabawne, zabawne...~! ♠
- A-ach~, Shizu-chan, dlaczego tak ostro?
Zobaczył mój uśmiech, lecz zamiast odpowiedzieć wyszedł z pomieszczenia szybkim, nerwowym krokiem.
Hm... jaka szkoda, że najwyraźniej nikogo nie było w pobliżu, i że raczej nikt nie zobaczył ani nie usłyszał go, nas, w tym nieco rumianym, sfrustrowanym stanie... ale przynajmniej dało mi to miły pomysł, co zrobić w przyszłości.
Ach, nie ma to jak połączyć przyjemne z niegrzecznym.
- ♦S; 1997.04.05 -
,,Złością nie uda ci się nic wywalczyć, bo złość nie jest metodą walki - to metoda niszczenia zaufania u innych, na których kiedykolwiek mogłoby ci zależeć. Metoda tak silna, że to zaufanie kruszy się, jak gdyby było z suchego piasku sklejonego powietrzem.''
Ech, cholerna menda... I w końcu nie udało mi się wczoraj odzyskać mojego śniadania. Dobrze, że miałem ze sobą pieniądze, to pobiegłem szybko coś ogarnąć; nawet jeżeli nie miałem już możliwości kupienia swojego ulubionego napoju z automatu, bo ta cholerna menda...
...wdech, wydech.
Wczorajszy dzień był... tak dziwny, że nawet nie chcę o nim myśleć. Powinienem jak zwykle ,,zapomnieć" (przynajmniej na chwilę) i po prostu rozkoszować się porankiem bez tej men...
...dy.
Na mojej ławce; ładnie zapakowane, jakże podejrzane pudełko. Na nim naklejona mała, żółta karteczka, zapełniona nienagannym pismem.
...z jednej strony mam złe przeczucie, z drugiej strony jestem ciekawy.
Odklejam kawałek papieru, przyglądając się jego zawartości.
[,,Dziękuję za wczoraj, Shizu-chan, byłeś cudowny~! ♥ Ach, i wybacz, że zrujnowałem Ci posiłek. Prezent na przeprosiny! Coś, co takie bestyjki jak ty lubią najbardziej, e~he~! ♠"]
...teraz to mam same złe przeczucia. I dlaczego włożył nawet ten tekst w cudzysłowie?
Podnoszę ostrożnie pakunek i obwąchuję z każdej strony.
...nie pachnie jak trucizna... chociaż, wciąż, zapach jest dość... specyficzny.
Zdejmuję ozdobny papier i otwieram wieczko.
...ten gnojek. Kolejny... kurwa... żart...
- ...karma dla psa?
...
♦- IIIZAAAYAAA!
- Słowa: 2 441 -
*tu jest piętnaście; zmniejszyłam nieco Izayę (o pięć centymetrów), ponieważ są w liceum, i akurat on jeszcze urośnie nieco.
I zdecydowałam co zrobić z adnotacjami. Na końcu rzeczy mniej ważne, a jeżeli odnośnie dalszych zdarzeń, to będzie zaraz obok wytłumaczone.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top