|16 - Dobrze, pobawmy się. Ale to ja stawiam zasady. / Siad, psie.|

Edit: 03.06.2018

- ♣N; 1997/07/? -

- Ne, Celty-san...

Nocne niebo, niewidoczne gwiazdy, cichy wiatr, wszystko tak dziwnie spokojne; nawet z tą wyjącą w oddali syreną i warczącym w pobliżu psie. Scena przypominająca jakiś tandetny film, zwłaszcza z tym, jak dym wciąż unosił się z miejsca, w którym powinna znajdować się głowa.

- ...wcale nie jesteś brzydka.

Gdyby mogła, pewnie zaczęłaby płakać. Ale nie potrafi. Zamiast tego drżącą dłonią zapisuje na szarych kartkach w linie zwykłe [Dziękuję].

Nie musiał mówić nic więcej; jedno zdanie odpowiedzią na wcześniejsze rzucone w jej stronę wulgarne i obrzydliwe określenie, a teraz zamiast słów - szczery uśmiech. Odbierając z jej ramion drobną, nie więcej jak siedmioletnią istotę, której właśnie uratowała życie, miał ochotę wręcz objąć dullahana. 
Bo aby móc komuś po prostu dziękować, ten ktoś musi być o ludzkim wyglądzie, najwyraźniej. Irytuje go to, chociaż jeszcze bardziej smuci. Z drugiej strony wie, że to tylko dziecko. 
Kobieta odwraca się w stronę swojego pojazdu, odjeżdża; a to wszystko by ukryć (daremnie) ten nadmiar przytłaczających emocji, jeszcze potężniejszy niż wtedy, kiedy uratowana dziewczynka po zerwaniu jej z głowy okrycia (z ciekawości), zaczęła się niemalże szyderczo śmiać. Zamiast wspominać pozbawione wyrazu czarne oczka, myślami powraca do bruneta.
Nikt nigdy wcześniej nie powiedział Celty w tak prostych słowach, że nie jest Potworem.

- ♠I; 1997/07/19 -

Zaciągnął mnie na dach - jak gdyby naprawdę musiał pokonać te kilka korytarzy, by odejść jak najdalej od miejsca, w którym mogą być ludzie... jak gdyby w przeddzień egzaminów, i to jeszcze o tej godzinie, sale lekcyjne miały być przepełnione uczniami.
Zachmurzony pomarańcz powinien był ci uświadomić, że nikogo już tu nie spotkamy, nie dzisiaj. Mnie zaś upomina, że niedługo klepsydra może się stłuc (albo ty ją stłuczesz).

Zazdrość - a jednak nie w ten ludzki sposób, romantyczny, z całą pewnością nie. Prędzej wynikający z kiełkującego powoli pożądania; potwór, który potrafi zrodzić podniecenie nawet z obrzydzenia...

- ...o czymkolwiek myślisz, przestań. Ten twój uśmiech... jest najgorszy ze wszystkich.

Więc zauważyłeś już, że mam wiele uśmiechów? Musisz naprawdę często na mnie patrzeć, jak tak, Shizu-chan.
Ale żadne słowa nie opuszczają moich ust. Zamiast tego chichoczę cicho, gdy po raz kolejny mocniej zacisnął dłoń wokół mojego nadgarstka. W tym tempie niedługo pęknie. Ciekawe. Jeszcze nigdy wcześniej nie miałem zmiażdżonej tu kości. Dobrze, że to moja prawa ręka, ne~?

Gdy spotkałem jego spojrzenie, przestałem się uśmiechać.

- Powiedziałem, przestań w końcu się...

- Dlaczego nam przerwałeś, Shizu-chan?

Nieludzka i obrzydliwa zazdrość, której powód sam nie jest mi w pełni zrozumiały. Ponownie, mogę tylko spekulować.
Spekulacje są takie ciekawe, zwłaszcza kiedy dotyczą tak nieludzko ludzkich aspektów, jak ta jego ,,zazdrość''. Nawet nie wiem, czy to dokładnie tak można nazwać.

Zagryza zęby, odwraca wzrok. Wygląda, jak gdyby warczał, ale po cichu. Czekam, aż z gardła wyrwie mu się kundli skowyt - tylko tego teraz mu brakuje.

♠- Nie jesteśmy razem.

Czemu nawet nie obracam tego tym swoim żartobliwym tonem? Może po prostu nie mam już, zwłaszcza teraz, na nic takiego ochoty.
Wciąż się nie uśmiecham.

- Wiem. To zakazane.

Heh. Nie uśmiecham się, ale i on odwrócił na swoje słowa wzrok - też wie, jaką głupotę właśnie palnął. Oczywiście, że jest zakazane. Ale od kiedy którykolwiek z nas podążał za tym, co jest według innych zakazane, a co nie? To tylko ustalone przez jakichś ludzi normy, które nieprzestrzegane bywają tylko małym uniedogodnieniem. Jedna śmierć, czy dwie... niezbyt moralne, ale też nie wszędzie.
Ludzie są tacy ciekawi; zwłaszcza ci, którzy wprowadzają tradycje lub łamią nudne prawa. Może pobawię się z tobą nieco dłużej, psie?

- Hm, nie zrobiliśmy teraz nic takiego, po prostu się z nim nieco droczyłem~.

Ale przynajmniej nie skłamałem. Mówimy w końcu tylko o ,,teraz''.

- Czemu mi to mówisz?

Zabawny, jesteś teraz tak kretyńsko zabawny. Zachowujesz się jednocześnie jak pies ale i nieczłowiek i człowiek jednocześnie. Będziesz warczał, krzyczał, a może wszystko na raz?
Chyba, że planujesz znowu mnie zawieść i po prostu odejść?

- Ponieważ najwyraźniej źle zrozumiałeś to wszystko z tym, jak ciskałeś w niego piorunami spojrzeniem, Shizuś~.

- ...tsk.

Splunął na ziemię - przynajmniej nie na mnie. Doprawdy, bardzo to godne, Shizzy...

Jak długo planuje jeszcze tak stać w ciszy?
Wie, że to ,,zazdrość''. Czy w tej zazdrości zachowa się inaczej?
Mogę mieć tylko nadzieję, że kość jest tak wystarczająco długa, że nie zdąży mnie ugryźć, nim ją odrzucę.

- ...jesteś dzi~iwny.

- Tak jak ty.

- ...jesteś dziwakiem~.

- Tak jak ty.

- ...nie możesz znaleźć lepszej odpowiedzi~?

- Tak jak ty; nie.

- ...Shizu-chan. Pobawmy się...

- Zgoda.

...och?

Pozwalam mu chwycić mnie i za drugą dłoń; każdy jego ruch nieco powolny, jak gdyby dawał mi szansę, żeby się wycofać.
Jego spojrzenie znowu jest spokojne. Nie jestem przyzwyczajony do takiego spokoju, ani od niego, ani od nikogo; powinienem był zdać sobie sprawę z tej słabości o wiele wcześniej, prawda?

Krok, kolejny, on do przodu, ja do tyłu, a jednak nie jest to walc; krok nie-tańca bez muzyki aż plecami napotykam ścianę. Tak blisko drzwi, jego uścisk niezbyt silny, jak gdybym mógł w każdej chwili mógł uciec.
Tak blisko, śmierdzi nieco papierosami, ale doskonale wiem, że nie jest jeszcze tak źle - większość tego zapachu zapewne pochodzi od jego pracy dorywczej i jego ojca-menadżera, jako że sam blondyn aż tak dużo nie pali, zbyt ,,dobry'' na to.
Jest coś jeszcze, coś nowego.

- Jadłeś może dziś pomarańcze?

Pachniesz nimi.

Mruży oczy, jak gdyby w irytacji. ,,Nie na to teraz moment'', zdaje się mówić.

W milczeniu łączy nasze wargi. Trwa to sekundę. Odsuwa twarz niczym poparzony, ale nie oddala się ode mnie resztą ciała. Bierze głęboki wdech, po czym ponawia ten ruch. Przechylam głowę, otwieram wargi. Jak dobry, grzeczny chłopiec, którym przecież jestem.

Przypadkowe ugryzienie, które zignorował; nie czuje w końcu bólu. Ciekawe, czy podobnie jest u niego z przyjemnością? Czy nie czując krwi spływającej mu z wargi... czy czuje przyjemność z tego kontaktu? Zapytałbym go, z czystej ciekawości, gdyby nie fakt, że jego język mi na to nie pozwala.

Ślina spływa mi po brodzie; doskonale znam ten powtarzający się mechanizm. Ciekawostka, nic więcej, o preferencjach i różnicach między kobietą a mężczyzną; dla niego im bardziej mokry, tym bardziej podniecający pocałunek. Osobiście wolę te mniej... brudne, ale nie mam zamiaru narzekać.
Nie robi w końcu rzeczy, których nie lubię.

A~ach... język, który zlizał mokrą strużkę, jeszcze bardziej pogarszając sytuację. Niemalże zmusza mnie w pewnym momencie do połknięcia naszej połączonej śliny. Taki brudny...
...naprawdę jesteś jak pies.

Jęczę, zwłaszcza z tym, jak zaczął dotykać mnie po szyi; nie czuję najmniejszej potrzeby, by się powstrzymywać ze swoim głosem.
To, co pozostanie ukryte, a co wyjdzie na jaw - nad tym wszystkim kontrolę mam tylko ja, z nitkami sprytnie ukrytymi, przywiązanymi do krzyżaka ze szkła.

Całuje mnie, odpowiadam mu, szarpię go za włosy, odwdzięcza się tym samym, dłoń dominuje nad biodrem, ulegle zaciśnięte palce wokół koszuli, odbicie równie rozszerzonych źrenic w spojrzeniu, zwierzęce sapnięcie a pół-krzyk, opuszkami rysuje tylko sobie znany wzór na plecach, sięgam dłońmi, by zdjąć z niego krawat... 

W następnej chwili mnie puszcza. Powtarza się ten sam schemat. Od kiedy to ty próbujesz bawić się innymi?

- Co robisz?

Pytam, chociaż nie oczekuję, że odpowiedź mnie w najmniejszym stopniu zadowoli.

- Idę do domu.

Chce, żebym za nim podążał?

A jednak ze sposobem, w jaki nawet na mnie nie spojrzał, a zamiast tego... jego krok nawet nie jest pełen arogancji lub nonszalancji, czegokolwiek, co mogłoby świadczyć, że jest z siebie dumny za coś na wzór żartu.
Ale to nie jest żart, a jego szybszy i cięższy oddech wskazują, że nie było mu też to w pełni obojętne.

Po raz pierwszy zapragnąłem poczuć, jak to jest, kiedy ktoś odetnie wszystkie sznurki, a ty sam bezwładnie upadasz na ziemię.
Może wystarczy, jeżeli zmiażdży mi w jednej chwili wszystkie kości, by zaspokoić tę moją ciekawość?

- ♣N; 1997/07/? -

Mała istotka zadrżała, po czym odwróciła się na pięcie, nie kierując nawet pojedynczego ,,dziękuję'' do dziwnego chłopaka, o bezgłowej kobiecie nie myśląc już w najmniejszym stopniu. W końcu musi szybko wrócić.

Spojrzał na oddalający się kształt chuderlawego dziecka, którego zepsuty uśmiech był mu jakże znany... a jednak którego oczy wciąż nadawały się na wszelaką naprawę. Ciekawość i ta sama chęć, którą odczuł i przy czarnowłosym. Pytanie tylko... czy i tym razem nie skończy się to dla niego źle?

- Słowa: 1 372 -

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top