|14 - Sen, czy nie. Nieistotne. / Moja kolej, Shizu-chan...|

Edit: 02.06.2018

- ♠I; 1997/07/17 -

Czwarta rano. Jest już czwarta - albo przynajmniej to powiedział mi zegarek na jego dłoni chwilę nim w końcu mnie puścił. Ach... nie, żebym specjalnie narzekał. Było przyjemnie, wręcz bardzo. Pierwszy raz robiłem to z nauczycielem (przynajmniej tym moim)... i kto by pomyślał, że ktoś tak bardzo zimny i opanowany jak on jest w takie rzeczy jak bondage~? I wcale a wcale nie wiem tego i owego o nim od innych osób... ale to są tematy na inne przemyślenia.
Ponownie, to specyficzne uczucie w biodrach, i te z pewnością dobrze widoczne ślady... co w żaden sposób nie zmienia faktu, że muszę bardziej na niego uważać, bu~. Nie pozwoliłem mu mnie zaciągnąć w jakieś jaśniejsze miejsce gdy byłem półnagi, tak samo nie dałem się do końca rozebrać. I jestem dość pewny, co dokładnie chciał w ten sposób sprawdzić. 
Tak łatwo nie dam się ,,uratować'', ne, Shiki-sensei?
Hm, to i tak raczej była rzecz jednorazowa... albo przynajmniej tak tymczasowo myślę. Kto wie, może będzie nieco zabawniej, jeżeli nieco namieszam~? Ale to, ponownie, innym razem...

- Gdzie byłeś? - słowa, zachrypłe, niemalże wydarte z gardła farbowanego blondyna w momencie, w którym tylko wszedłem do pokoju.

Hah... wygląda, że dziś już raczej nie zasnę... Ha... hahah...

Szeroki uśmiech, kropelka wody spłynęła mi z włosów na rzęsy; może i wyglądam teraz, jakbym płakał? To też by tak bardzo teraz mi pasowało do tego momentu... chociaż zabawa w scenarzystę rzadko kiedy dochodziła do Grande Finale z nim, jako tym zawsze mylącym kwestie aktorem.

- Och, może zgadniesz~? Oczywiście, że się dobrze bawi...

W następnej sekundzie leżałem już na futonie, jego ciężar niemalże mnie miażdżący. Ech, Shizuś... co ty znowu wyprawiasz?

Zbliżył się, i zaczął... mnie obwąchiwać? Uznałbym to za coś specyficznego, ale on i tak zawsze twierdził te swoje...

- Co ty wyprawiasz, Shizuś~? A może zmieniłeś zda...

- Stul pysk. Śmierdzisz... dziwnie.

Hah... dziwnie, w znaczeniu inaczej niż zazwyczaj? Nie chcę jednak wysłuchiwać w tym momencie odpowiedzi.

- Cóż, dopiero co wziąłem prysznic~.

- ...prysznic? Dla uczniów nie ma dodatkowych pryszniców, są tylko te w łaźniach publicznych, a te o tej godzinie są zamknięte.

Hah... kto by pomyślał, że Shizuś spróbuje być spostrzegawczy? A może po prostu ukradłem klucz?

Powstrzymuję się, żeby nie parsknąć śmiechem.
Jeszcze nie teraz. Nie pomyl się; to nie jest antyczna Grecja, by nagle stał się deus ex machine.

♦- Gdzie byłeś?

Podejrzenie, nie ciekawość. Jak gdyby doskonale wiedział, że coś planowałem... coś dodatkowego, przynajmniej.

- Gdzie, pytasz... jeżeli nie uczniów, to może zgadniesz samemu, czyja łazienka~?

Rozszerzył oczy w niedowierzaniu... tak. Idealnie. Znienawidź mnie. Znienawidź mnie jeszcze bardziej. Nienawidź mnie tym spojrzeniem, które ostatnio ośmieliło się zelżeć. Posłuchaj się tych perfidnych głosów, które każą ci mi uwierzyć, które domyślają się, że tak, to w ten sposób zdobywam dobre oceny, tak, w ten sposób wszystko uchodzi mi na sucho - tak proste i idealne wytłumaczenie, dlaczego mogę korzystać z tych wszystkich przywilejów, oraz...

Po chwili te same oczy stały się spokojne.
Znowu? Naprawdę, znowu? Nawet nie wiem, czy to wzbudza we mnie więcej ciekawości, czy wręcz przeciwnie.

...co on wyprawia? Dlaczego teraz się uspokoił? Wciąż oboje leżymy na podłodze; wziąłem prysznic, to wszystko tak dokładnie widział, słyszał, czuł, a on nadal...
Zębami zahaczył o mój obojczyk (nawet całować się nie potrafisz?)...
...a następnie opadł, przygniatając do futonu całym swoim ciężarem.

- ...oi.

Paradoksalnie, odpowiada cisza.

- Oi, protozoa. Złaaaź, Shizuś, miażdżysz mnie~.

Jak gdyby rozumiejąc mnie nawet... we śnie, najwyraźniej, przekręcił się tylko na bok, z ramionami wciąż wokół mnie.

Ech. Śmierdzi, strasznie - jaka dramatyczna zamiana ról... I to niby ja jestem ten o specyficznym zapaszku. Trzeba było się tak nie schlać, Shizu-chan. Jak jeszcze się zrzygasz na mnie, to obiecuję, że nie skończy się na jednej zemście.

Obejmuje mnie dziwnie ,,delikatnie'', nie słyszę nawet protestu swoich kości. I tak właśnie zamieniony zostałem w tymczasowego pluszaka pierwotniaka. I jeszcze jak cudnie mi się zrymowało... doprawdy, geniusz... chociaż z drugiej strony prawdziwszy geniusz nie zostałby przygnieciony do podłogi za pomocą blegh spoconego i upitego cielska, nawet jeżeli nie jest za brzydkie.
Zazwyczaj strasznie na mnie kręci nosem i tak dalej... czyli pewnie jest bardzo, że bardzo pijany. Wyjaśniałoby poniekąd jego zachowanie wcześniej - ciekawe, jakby się zachował na trzeźwo? Dokończyłby to, a może wręcz przeciwnie, powstrzymałby się i nawet by na scenę drugi raz nie spojrzał?

W ten sposób z całą pewnością nie zasnę... pozostaje mi jedno. Wybrać odpowiedni scenariusz na jutrzejszy poranek. Ignorancją wmówić mu, że to sen, że w podświadomości mnie pożąda? A może wręcz przeciwnie, dręczyć go tym, aż w końcu nie zagra tak, jak ja bym chciał? A~ach, nie lubię podejmować tak trudnych decyzji, w których w obu przypadkach to ja pozostaję jako zwycięzca...

- ♦S; 1997/07/18 -

...miałem... najdziwniejszy, kurwa, sen w życiu. Tak... tak skurczybyńsko dziwny, że naprawdę potrzebuję wziąć zimny prysznic. Teraz.

- Mgh...

Menda w ramionach, ciche oddechy; udaje, czy na powagę dał radę zasnąć z wiedzą, że bym go zgniótł dwoma palcami? I kto by jeszcze pomyślał, że jest typem spacza ,,przytula i obślinia źródło ciepła"?

Nigdy więcej nie piję alkoholu jeżeli oznacza to, że będę mieć takie sny. Tak... cholernie się wkurw... wkurzyłem... w tym momencie tylko wspomnienie karcącego spojrzenia Kasuki nieco mnie powstrzymuje przed przeklinaniem jak szewc.

Ok, ok, lepiej nie myśleć o tym w ogóle. Patrząc w dół... zdecydowanie nie powinienem o tym myśleć. Wczoraj... zdecydowanie przesadziłem z alkoholem. Mam mocną głowę, a nawet... w którym momencie tak bardzo straciłem nad sobą kontrolę, że doprowadziłem się do takiego stanu? Nie oczekuję odpowiedzi, nazwę to po prostu niedopilnowaną zachcianką.

Która część była snem, a która nie? Nie wiem, i, szczerze, nie obchodzi mnie to. Nie zmieniłoby to wiele. I tak doskonale wiem, jak bardzo jest obrzydliwy.

Teraz powinienem pewnie... pójść nad jezioro, czy coś. Tak... dobry pomysł... albo mogę po prostu iść do toalety. Mądrzej to brzmi. Yeah, zrobię to.

Powstrzymuję się przed chęcią zdarcia sobie skóry z rąk, gdy w końcu tracę kontakt z jego zapchlonym ciałem.

- ♠I -

A~hahah... hah... nie poszło zgodnie z planem, heh~. Tak jakby przysnęło mi się... tak ciut bardzo... nie, żeby przeszkadzało to wystarczająco bardzo, by zniszczyć mój humor~!

Nie powiem jednak, dość specyficzne uczucie, wracać; mam tak z każdą podróżą powrotną z wycieczek. W końcu znam już scenariusz na następne dni, a zabawa w jasnowidza w teatrze, który polega na własnych tekstach, jest zabroniona, ne? A odpowiedź na to pytanie brzmiąca ,,nie'' jest zarezerwowana tylko dla reżysera.

Siedzimy obecnie w autobusie; ponownie, miejsca wyznaczone przez zacnego mnie... chociaż, co (nie)zaskakujące, tym razem Shizu-chan tylko coś burknął pod nosem, że śmierdzę. Czyżby jakieś ulepszenie? Wręcz przeciwnie... chociaż, również i to zależy od perspektywy. Tik tak, bomba tyka, zaraz zacznie się muzyka~.

Stało się tak, jak przewidziałem w jednej z możliwości - Baka-jima-chan uznał, że to był sen.
Naprawdę, do takich rzeczy to trzeba mieć talent. Jakby nie spojrzeć... to wciąż jest plus dla mnie. Teraz wiem, że nawet z tym moim ,,smrodem'', jak to uroczo potworek ujął, wciąż jestem w stanie go uwieść; zwłaszcza teraz, jak ma świadomość, nawet jeżeli to miał być ,,sen'', jak dobry mogę być... ale o tym pomyślimy kiedy indziej.

A~ch, może nawiążę nieco bardziej do swoich przemyśleń na temat samej wycieczki? To nie jest tak, że pisanie mentalnego pamiętnika jest czymś złym, wręcz przeciwnie. Wielokrotnie pozwoliło mi to na rozwiązanie problemów... albo skuteczne stworzenie nowych. Tyle, że innym.
Dużo ludzi - w czym część nawet nie ze świata aktorów - każdy tak ciekawy i interesujący, nawet jeżeli znany, poznany na nowo, z innej perspektywy. 
Ciepłe pokoje. Ciepłe jedzenie. Pełne posiłki. Heh... niemalże zabrzmiało, jak gdybym tego wszystkiego potrzebował. Asceta ze sceny, który pocierpi za życia, by jego Grande Finale odbyło się chwilę przed śmiercią... nie, żebym planował tak szybko się zabić, ewentualnie dać się zabić, co to, to nie~! Aczkolwiek... tylko to jedno miejsce, te kilka miesięcy, a zdobędę to wszystko, jak tylko zechcę; a wtedy pozostanie mi tylko...

?!

Nagle coś ciepłego i ciężkiego opadło na moje ramię. 
Co on wyprawia? 
Jedyną odpowiedzią - głośne chrapanie.

...co za kretyn? Nie, czekaj, w tym szoku aż wyraziłem to jako pytanie. Co za... hm. Ciekawa sytuacja, z braku lepszych określeń. Dobrze, że się przynajmniej nie ślini...?

Nie pomyślałeś, Shizuś, że zwłaszcza teraz, mógłbym zrobić coś bardzo wrednego i złego, a ty byś dowiedział się o tym tygodnie później, gdy byłoby już o wiele za późno?
A jednak to zbyt wiele mi zepsuło. Zwłaszcza z tym cichym planem, który zacząłem jeszcze przed wyjazdem - planem, który pozwolę ci ujrzeć dopiero przed końcem szkoły... bo w końcu, najlepsze przedstawienia wymagają najdłuższych przygotowań, ne~?

A teraz... teraz może po prostu go zrzucę. Jest zdecydowanie zbyt...

- Ach, mam takie odwrócone déjà vu~.

♠- Shinra-kun, w samą porę~! Właśnie miałem zamiar...

- Ne, Orihara-kun... - w jednej chwili spoważniał, jak gdyby chciał ocenić mnie i moje reakcje. Hah... czy to na pewno dobry pomysł? - Podczas drogi do źródeł Heiwajima-kun pozwolił ci spać na jego ramieniu przez niemalże pół drogi.

Odwracam głowę, zakrywam twarz. Cichy śmiech Shinry... ale to nie jest zażenowanie, które spowodowało tę moją reakcję.

Zagryzam wargi, czuję smak krwi; a to wszystko tylko po to, by nie wybuchnąć śmiechem.
Shizuś... zdajesz sobie sprawę z tego, że wygrałem, prawda? Moment, w którym mi, chociaż trochę, zaufałeś... jest momentem, którego pożałujesz najbardziej ze wszystkiego. Ha... haha...

- ♣N -

Postać we śnie zmrużyła brwi, jak gdyby świadomy tego złośliwego chichotu, który niemalże nie wyrwał się z wulgarnego gardła.

- Słowa: 1 576 -

Takie to krótkie, a zajęło tyle czasu... jak? Ale przynajmniej jestem w terminie. 
Jak to jest, że tak zwyczajnie uznał to za sen? Okłamuje sam siebie? Powracam do tytułu rozdziału.
Nie ma to najmniejszego znaczenia. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top