IX
Rankiem Lauren obudziła się cała rozpromieniona patrząc na łagodną twarz dziewczynki. Delikatnie pocałowała jej czółko i wyszła z łóżka aby pójść po coś do jedzenia. Wciąż czuła się fantastycznie po wczorajszej nocy. Nie sądziła że zabawa z niedoświadczoną i nieśmiałą hybrydą będzie taka nieziemska. Cicho westchnęła i spojrzała w lustro. Jej plecy były zaznaczone zadrapaniami od pazurków Camili więc będzie musiała odpuścić sobie zakładanie body z odkrytym tyłem na koncertach. Pokręciła niezadowolona głową i nałożyła na siebie białą koszulkę oraz szare spodnie dresowe a na nogi założyła czarne klapki.
Wyszła z pokoju wyobrażając sobie jedzenie jakie zrobi swojemu kotkowi, prosto do łóżka- grzanki z masłem czosnkowym oraz gorące kakao plus jakieś wafelki aby mała Camzi przytyła. Uśmiechnęła się wyobrażając sobie jej wielki uśmiech gdy ją obudzi pocałunkami.
W czasie gdy Lauren czekała w kolejce do jadalni, dziewczynka obudziła się gdy poczuła że lewa strona łóżka jest pusta. Przeraziła się i zaniepokojona otworzyła brązowe oczka.
- Mamusiu? - powiedziała cicho, macając kołdrę - Mamusiu?! - krzyknęła i zeskoczyła z niego.
Sprawdziła pod łóżkiem w małej szafie obok niego w łazience i nawet na balkonie ale ślad po Lauren zaginął. Zaczęła płakać bojąc się że jej mamusia ją zostawiła. Może była taka brzydka? Albo jej tyłek okazał się za gruby i Lauren stwierdziła że nie warto mieć takiej dziewczynki?
Ubrała szybko koszulę Lauren, która była dla niej zdecydowanie za duża i wyszła z pokoju płacząc i cicho wołając imię kobiety, nie przejmując się założeniem jakiś spodni aby ukryć swój wystający ogonek.
Na ten moment tylko czekała dwójka mężczyzn która miała swój pokój naprzeciwko nich.
- Ah! - wrzasnęła gdy para rąk złapała ją i zaciągnęła do środka. Mężczyźni byli silni i nawet wyrywanie się i drapanie nie pomogło. Mieli długie rude brody i posępne spojrzenia.
Wyciągnęła swoje pazurki i mocno zadrapała jednego z nich sycząc, co poskutkowało tym że pociągnął za jej ogon na co krzyknęła.
- Cicho bądź dziwaku! - krzyknął facet którego zadrapała.
- Niezły okaz - skomentował drugi.
Po chwili do pokoju wszedł ktoś jeszcze. Camz miała nadzieje że to jej mamusia przyszła ją uratować, niestety okazał się to być mężczyzna który zaczepił ją wczoraj w restauracji. Zapłakała i ponownie spróbowała się wyrwać.
- Jest dość ładna - stwierdził gryząc swoją wykałaczkę. Czy on w ogóle kiedyś ją wyjmował, pomyślała dziewczynka i skrzywiła się.
- Ile możemy za nią dostać? - zapytał podrapany.
- Niech to ocenię.. - schylił się i złapał ją mocno za podbródek na co pisnęła. Uważnie popatrzył na jej twarz, włoski, potem chwycił jej koszulę i obejrzał ciało. Zawstydziła się gdy oglądał ją prawie nagą, chciała aby jej ciało mogła oglądać tylko mamusia. - Wychudzona ale zdrowa. Widać stare siniaki i zadrapania. Może jakieś dwadzieścia pięć tysięcy dolarów? - mruknął a dziewczynka stłumiła płacz. Naprawdę jest tyle warta?
- Moglibyśmy zrobić z niej niezłą sztukę na wystawach - zaproponował drugi - Jest dosyć ładna, nie licząc trochę małych piersi i tyłka.
Brązowookiej zrobiło się niesamowicie przykro. Teraz wiedziała że jej mamusi na pewno nie spodobało się jej brzydkie ciałko. Zaczęła cicho płakać, ale na mężczyznach nie zrobiło to większego wrażenia.
- Musimy wyruszać.. Znajdę dla niej jakiś ciekawy nocny klub, a teraz spadamy zanim jej opiekunka się zorientuje.
- Nie! - zaprotestowała gdy chwycili ją. - Nie! Ja chce do mamusi! Zostawcie mnie! - wiła się co skutkowało tym że faceci albo ją popychali albo ciągnęli za jej ogon.
Krzyki zaalarmowały blondyna który aktualnie sprzątał korytarz. Z początku założył że to tylko jakaś parka uprawia poranny seks, bo słyszał już takich nie raz podczas swojej dwuletniej kariery. Jednak gdy usłyszał także protesty i skomlenie z bólu postanowił zareagować.
Najpierw zapukał do drzwi, w ręku mocno trzymając swoją miotłę aby w razie czego powstrzymać napastnika. Otworzył mu znacznie wyższy od niego starszy mężczyzna.
- Nie zamawiałem pokojówki - warknął, a blondyn skrzywił się gdy ten go opluł.
- Wszystko w porządku? Słyszałem krzyki - odparł kulturalnie, szybko zaglądając do pokoju. Zauważył sznury leżące na podłodze i to wzbudziło w nim poczucie zagrożenia.
- Mamusia?! - krzyknęła Camzi widząc że pan z kimś rozmawia. - Pomóż mi!
- Co to..
- Żegnam - zatrzasnął drzwiami tuż przed jego nosem.
Chłopak jednak nie poddał się tak łatwo. Poszukał w kieszeni dodatkowych kluczy które miał do każdego pokoju i otworzył je. Wtargnął do pokoju głośno krzycząc, i gdy zauważył przerażoną dziewczynkę wściekł się. Uderzył najpierw starszego faceta, potem jego dwóch sługusów. Jeden z nich podstawił mu nogi przez co przewrócił się, ale spryt pozwolił mu szybko wstać i uderzyć go z prawego sierpowego.
- Co się stało? Wszystko w porządku? - zapytał niebieskooki, próbując odwiązać Camzi.
- Nie! - zapłakała. - Gdzie jest moja mamusia?! Chcę do mojej mamusi! - wrzasnęła.
Blondyn wyjął telefon i zadzwonił po policję. Niestety bandyci korzystając z chwili jego nieuwagi, uciekli. Camz zaczęła płakać jeszcze bardziej a jej krzyki dobiegły do uszu Lauren, która akurat stała z tacką w ręku przed drzwiami. Zdziwiła się i natychmiast ją odstawiła aby pobiec do pokoju naprzeciw. Widok sprawił że jej serce prawie wyleciało z klatki piersiowej. Jakiś chłoptyś przywiązał jej kotka i teraz szepcze jej coś do uszka, a ta niespokojnie próbuje się wyrwać.
Natychmiast podeszła do niego, popchnęła na ścianę a potem złapała za koszulkę by potargać jego chudym ciałem.
- Coś ty sobie myślał, huh?! - krzyknęła wściekła, zaciskając pięści.
- Mamusiu nie! - w ostatniej chwili zareagowała gdy pięść prawie powędrowała do jego twarzy - Pan dobry! Uratował! Prawdziwi porywacze uciekli!
- Co? - zielonooka zrobiła zmieszaną minę a uścisk jej dłoni na białym materiale bluzki chłopaka, złagodniał.
- Umm, usłyszałem krzyki stąd więc wszedłem tutaj i zobaczyłem jak trójka facetów próbuje ją związać i wynieść.. Więc rozprawiłem się z nimi - wyjaśnił speszony. Lauren puściła go i wróciła do swojego zapłakanego maleństwa.
- Przepraszam Camzi, nie powinnam cię samej zostawiać - westchnęła, odwiązując ją. Gdy tylko dziewczyna wydostała się, przytuliła Lauren cicho płacząc. - Już wszystko jest w porządku kochanie..
Gdy dziewczynka uspokoiła się, Lauren spojrzała na blondyna.
- Nie wiem jak ci się odwdzięczyć. Gdyby nie ty coś mogłoby się jej stać. Jesteś bohaterem - uśmiechnęła się. - I przepraszam za to że tak zareagowałam na początku.
- Rozumiem złość, panno Lauren - odwzajemnił uśmiech i dumnie wypiął pierś
- Oh, więc znasz mnie? - zmarszczyła brwi
- Tak, mój chłopak jest twoim fanem - oznajmił
- Hm, w takim razie oferuję ci pięć tysięcy nagrody, oraz pięć tysięcy za milczenie. Nie widziałeś tego jak ją przytulam i takie tam, rozumiesz?
- Nie musi się pani obawiać, nikomu nie powiem i nie trzeba mi za to płacić. Jeśli mógłbym tylko prosić, czy mógłbym prosić o autograf z dedykacją dla mojego chłopaka?
- Jasne, jak ma na imię? - wyciągnęła z kieszeni skrawek papieru a na komodzie dostrzegła długopis.
- James.
- W porządku - wykonała zwinny podpis oraz dedykację. - Proszę... Pozdrów go ode mnie.
- Oczywiście i dziękuje!
Chwilę później Lauren znalazła się w pokoju ze swoją dziewczynką, tuląc ją i pocieszając. Brązowooka lekko sączyła kakao z butelki którą trzymała kobieta. Drugą rączką bawiła się jej włoskami.
- Mamusiu.. - Camz odsunęła się od smoczka i spojrzała w zielone oczy starszej - Chciałaś mnie dzisiaj zostawić?
- Oh skąd.. Chciałam ci zrobić śniadanie, ale gdybym wiedziała co się stanie to nie poszłabym bez ciebie - zapewniła, całując czoło swojej księżniczki. Camila zarumieniła się i żeby to ukryć ponownie zaczęła pić kakao.
Gdy tylko dziewczynka skończyła jeść, Lauren postanowiła odbyć z nią poważną rozmowę.
- Ci ludzie polowali na ciebie, ponieważ ich celem są hybrydy. Musimy bardzo uważać Camz, są na tym świecie złoczyńcy którzy dla paru dolarów zrobią wszystko.
- Boję się ich mamusiu.. oni chcieli mnie sprzedać i żebym tańczyła w jakiś brzydkich klubach.
Lauren na samą myśl zemdliło.
- Nikt ciebie nie dostanie - zapewniła z zaciśniętymi zębami, obejmując swoją księżniczkę niczym rycerz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top