III
Po paru godzinach Camila oraz Lauren opuściły klinikę medyczną. Dziewczyna była zaszczepiona a jej rany zabandażowano przez co czuła się trochę lepiej. Zanim jednak wróciły do samolotu, Lauren stwierdziła że pójdą na zakupy. Musiała kupić coś Camili na drogę i jakieś nowe ubrania bo przecież nie mogła ciągle chodzić w tych dziurawych dresach i starej spranej koszulce. W tym celu udały się do miejscowego marketu i kobieta wybrała jako pierwszy przystanek sklep Louisa Vuitton'a, czyli jej ulubionego projektanta. Znalazła dwa różowe sweterki które mimo wysokiej ceny chciała kupić, ponieważ dziewczyna wyglądała w nich uroczo. Wybieranie tych wszystkich kolorowych ubranek dla niej było miłą zabawą. Lauren zapełniała koszyki oczarowana słodkimi dziecięcymi sweterkami i koszulkami, a Camila tylko rozglądała się w poszukiwaniu czegoś co naprawdę by się jej spodobało. Nie chciała aż tylu ubrań w końcu co z nich za pożytek? Raz założysz i co dalej? Wolałaby mieć coś do zabawy gdy jej pani nie będzie przy niej bo będzie koncertować.
Gdy obeszły jeszcze sklep z kosmetykami oraz supermarket, przy wyjściu dziewczyna zauważyła coś interesującego. Podeszła do szyby od sklepu zoologicznego i przycisnęła do jej nos. Zauważyła masę ciekawych rzeczy którymi z chęcią pobawiłaby się.
- Mamusiu! - zawołała Lauren która zorientowała się że nastolatka od niej odbiegła - Czy możemy wejść tutaj?
- Camila nie oddalaj się bez poinformowania mnie o tym, różni ludzie czają się wokoło nas - zbeształa ją, po czym spojrzała na sklep do którego chciała wejść - Zoologiczny? Nie wiem czy to dobry pomysł, masz już wszystko...
- Proszę, proszę, proszę - zrobiła maślane oczka a Lauren nie mogła jej odmówić
- Ale szybko - mruknęła
Weszły do środka i dziewczyna natychmiast zaczęła obracać w dłoniach gryzaki, piłeczki czy drapaki.
- Mamusiu kupisz mi taki? To jest taaakie przyjemne - zamruczała drapiąc pazurami o drapak. Lauren zmrużyła oczy ale wzięła go i włożyła do wózka. Camila jednak nie skończyła na drapaku bo podbiegła do kojców. Uniosła głowę w górę i aż otworzyła usta z wrażenia, gdy zauważyła wielki zielony kojec wyłożony białym futerkiem.
Weszła na półki i zaczęła się po nich zwinnie wspinać. Lauren w tym czasie podziwiała króliki w klatce i zauważyła ją dopiero gdy sięgała ręką po wymarzony kojec.
- Camila! Złaź stamtąd natychmiast! - krzyknęła i zmarszczyła brwi - Jeszcze nas ktoś wyprosi!
- J-już schodzę ma-
Nie dokończyła ponieważ jedna z półek zerwała się. Lauren zareagowała w porę gdyż podbiegła do niej i nastolatka wpadła prosto w jej ręce.
- D..dziękuję ma..mamusiu - uśmiechnęła się niewinnie a hormony kobiety zaczęły skakać
- Po co ci to? - Lauren odstawiła ją na ziemię i podniosła kojec z ziemi
- Bo chciałabym w nim spać mamusiu.. Będziesz mi kazała spać na podłodze? Mamusiu ja nie chcę!
- Nie. Będziesz spała ze mną w prawdziwym łóżku, nie w żadnym kojcu - uśmiechnęła się widząc entuzjazm u dziewczyny.
- O jak fajnie! - pisnęła - Ale.. ja nigdy nie spałam w łóżku.. Jak to jest spać w łóżku mamusiu?
- Pewnie wygodniej niż w kojcu. Masz więcej miejsca i jest wygodniej.
- O jak fajnie, już nie chcę tego kojca mamusiu, chce zobaczyć swoje łóżko!
- Najpierw musimy za to zapłacić i szybko stąd wyjść, aby nikt nie zorientował się że zniszczyłaś półkę - zachichotała. Camila wychodząc zgarnęła jeszcze piłeczkę, zdalnie sterowaną mysz i bączka. Obładowana swoimi zabawkami i przeszczęśliwa, opuściła galerię trzymając swoją mamusię za rękę. Szofer zawiózł je na lotnisko a Camila obserwowała przez okienko Hawanę. Długo nie opuszczała budynku sierocińca, bo nawet nie kojarzyła miasta w który mieszkała od urodzenia.
Półgodziny później znalazły się w samolocie Lauren. Camila była onieśmielona bogatym wnętrzem i tym że cały pokład był dla nich. Ściany były białe z elementami złota i drewna, masa rozmaitych gadżetów jak laptop, XBOX czy kino domowe robiło wrażenie.
Zielonooka ułożyła się na białej kanapie i włączyła telewizor. Camila nie wiedząc co ma zrobić, położyła się na dywaniku obok niej i zaczęła się bawić swoją piłeczką, turlając ją swoimi łapkami. Po chwili Lauren spojrzała na nią i poklepała swoje nogi.
- Chodź tutaj - poleciła
- Mogę mamusiu? - zapytała z niedowierzeniem. Nikt nie był nigdy dla niej taki dobry i miły jak ona.
- Możesz - po tej komendzie Camila zwinnie wskoczyła na jej brzuch i wygodnie ułożyła na nim swoje łapki, przez co Lauren dostała łaskotek i zachichotała.
Pogłaskała ją a po chwili jęknęła z przyjemności. Włosy Camili były miękkie jak bawełna i miała ochotę się od nich nie odrywać. Wtopiła swoje dłonie w nie i zaczęła się nimi bawić, plotąc małe warkoczyki. Po chwili dziewczynka zasnęła a ona skupiła się na telewizji, co jakiś czas zerkając na swoje nowe maleństwo. Była przeurocza i miała ochotę ją wytulić i wycałować. Na razie nie chciała działać zbyt szybko aby jej nie zrazić.
Nagle drzwi samolotu uchyliły się i do środka wszedł sam Simon Cowell. Spojrzał na Lauren a następnie na Camilę i skarcił je wzrokiem. Po chwili dostrzegł jej ogonek i zbladł.
- Czy to.. hybryda? - rozszerzył oczy. Lauren instynktownie objęła ją ramieniem. - Jaruegui, w co ty się wpakowałaś!
- W nic. Daj mi spokój - westchnęła i spojrzała na ekran telewizora w celu pokazania swojej ignorancji.
- To nie jest zwykły człowiek!
- Nie obrażaj jej, jest cudowna.
- Ale ty nie rozumiesz.. hybrydy nie są lubiane w społeczeństwie. Ludzie mogą ją skrzywdzić, zwłaszcza jeśli zobaczą cię z nią w towarzystwie. Słyszałaś o kolekcjonerach którzy polują na hybrydy? Co jeśli ktoś was znajdzie, plotka się rozejdzie i będziesz miała na głowie myśliwych?
- Przestań! - syknęła - Nikt się nie dowie
- Zawsze tak mówisz, a co było w maju gdy wyciekły twoje zdjęcia z tymi nastolatkami z Londynu?
- Dam radę
- Obyś dała. Bo jeśli ktoś was zobaczy i doniesie mediom- jesteś skończona. Ona i ty. A teraz żegnam cię i twoją nową żywą zabawkę. Dobranoc - burknął i opuścił pokład samolotu.
Lauren westchnęła i chwyciła swój telefon. Wpisała słowo hybryda w google i po chwili wyskoczył jej ciekawy artykuł. Rozszerzyła oczy gdy przeczytała o kolekcjonerach handlujących hybrydowym futrem, czy o zlotach na których ludzie prezentują schwytane przez siebie stworzonka. Zrobiło jej się niesamowicie żal tych istot a tych myśliwych mogłaby najchętniej sama zamknąć w ciasnych klatkach i pokazywać ludziom.
- Nikt mi ciebie nigdy nie skrzywdzi - oznajmiła cicho
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top