7
Następnego dnia rano
dalej Harry P.O.V.
Następnego dnia rano, a raczej w południe, obudziłem się z szatynem leżącym na moim brzuchu,który był cały w ślinie omegi.
-Lou... wstawaj przylepo...-zacząłem go całować po buzi i włosach.
-jeszcze pięć minut, Mamo-wyszeptał i przeturlał się na drugą stronę łóżka.
-Wolał bym tatusiu, skarbie- szepnąłem mu do ucha, a następnie przygryzłem jego płatek.
-Jeszcze chwile noooo- powiedział i zakopał się pod kołdrą. O nie... Tak się bawić nie będziemy... Od razu zdarłem kołdrę z Lou, usiadłem na jego biodrach i zacząłem go łaskotać ...
-Ha-Harry-prze-przestań nooo...- Jąkał się w słowach a ja dalej go łaskotałem-no dobra... Już wstaje- I w tym momencie usiadł, przez co ja spadłem z łóżka
-Hahahahahahahahahah- szatyn wybuchł śmiechem a ja patrzyłem na niego spod byka.
-I co rżysz? To tylko i wyłącznie twoja wina-powiedziałem z wyrzutem i wyszedłem " obrażony" z pokoju. Poszedłem do kuchni robić śniadanie, gdy usłyszałem szybki tupot stup, a potem dźwięk jak ktoś spada ze schodów. Podbiegłem jak najszybciej do chłopaka leżącego na podłodzę.
-Nic ci nie jest?- spytałem z troską w głósie
-Nie... tylko mnie noga boli.-powiedział a ja od razu zacząłem ją oglądać
-Wygląda na skręconą... Chodź zabandarzuje ci ją.
Siedzieliśmy właśnie w łazience, a ja szukałem apteczki.
-Harry co tak śmierdzi? -zapytała omega a ja jak opatrzony pobiegłem do kuchni, bo przypomniałem sobie o gofrach, które były już raczej kawałkiem węgla.Wyrzucałem właśnie spalone resztki do kosza, gdy do kuchni przykuśtykał Lou.
-Znowu spaliłeś śniadanie?- zaśmiał się siadając na kanapie w salonie.
-Jak to znowu ! To dopiero...
- czwarty raz w tym tygodniu, a jest dopiero czwartek Harry- wytknoł mi i zaczął się śmiać
20 minut puźniej
Siedzimy właśnie wtuleni w siebie na kanapie oglądając serial.
-Harry puść mnie- warknął Louis
-Ale dlaczego? O co ci chodzi?- spytałem wystraszony
- Puść mnie do cholery!- krzyknął i wyrwał mi się od razu biegnąc do łazienki. Wstałem szybko i ruszyłem za nim. Gdy dobiegłem do omegi zobaczyłem jak klęczy przy toalecie i wymiotuje. Podszedłem do niego i przytrzymałem włosy. Wtedy to zobaczyłem... Świerzy znak przynależności...
-Lo...Louis ja prze...przepraszam- zaczołem gdy omega odeszła od ubikacji
-Ale za co?- był zdziwiony mojim zachowaniem
- Ja przepraszam... Oznaczyłem cię a nie chciałem, naprawdę...
-Nie...niechciałeś?-zająknął się - wykorzystałeś mnie?- zaczął płakać i wybiegł z pokoju...
-Louis zaczekaj!!!- krzyknąłem za nim, ale chłopak zdążył zamknąć się w pokoju.- Louis proszę otwóż te drzwi! - waliłem w nie i krzyczałem. Słyszałem cichy Szlichtyngowa dochodzący ze środka.
-Zo...zostaw mnie- odkrzyknął a ja wziąłem rozbieg i przywaliłem w drzwi z bara. Uległy od razu, a ja podbiegłem i przytuliłem omege
- Skarbie... Nie oto mi chodziło... Bardzo chciałem się z tobą połączyć, ale chciałem najpierw z tobą porozmawiać...- przytuliłem do siebie mniejszego.
-Prze...przepraszam- wyjąkał-ostatnio jestem strasznie uczuciowy- w tym momencie połączyłem fakty: wymioty, chumorki i tym podobne to przecierz objawy ciąży! Muszę z nim o tym porozmawiać...
Hej kochani przepraszam że taki kurtki Ale nie mam weny. Rozdziały będą się pojawiać co dwa tygodnie w poniedziałek
Do następnego
NataliFan
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top