2
Hyunjin naprawdę nie był złą osobą, mimo że był diabłem. Mogło się wydawać, że jest wręcz odwrotnie, jednak on w głębi serca był wrażliwy i miły, co niestety musiał ukrywać. No bo co to za diabeł, który jest uprzejmy i pomaga innym?
Gdyby pokazał swoją prawdziwą naturę, zostałby wyrzutkiem. Kimś z kim ani diabły, ani anioły nie chciałyby mieć styczności.
Pierwsi, ponieważ był zbyt anielski, a drudzy, bo był zbyt diabelski. Kompletnie nigdzie wtedy by nie pasował, a przecież nie mógł tak po prostu zacząć żyć wśród ludzi.
Nie chciał tego, dlatego skrupulatnie ukrywał swoją łagodniejszą stronę przed całym światem, a nawet przed samym sobą. Nie mógł okazywać dobroci, musiał być chłodny, wredny i bez sumienia. A przynajmniej starał się taki być.
Był zmuszony udawać kogoś, kim definitywnie nie był. Musiał krzywdzić innych, ranić i namawiać do złego, mimo że w głębi serca wcale tego nie chciał. Niszczyło go to od środka, ale nie mógł nic na to zaradzić.
Był diabłem, a diabły były okrutne. Były wszystkim, co złe, niemoralne i nieetyczne. Musiał sprowadzać innych na złą drogę, by krzywdzili zarówno siebie, jak i innych. Właśnie takie było jego zadanie.
I przez udawanie kogoś takiego, zapomniał o swoim prawdziwym ja. Za mocno wczuł się w swoją rolę i zapewne kompletnie by się w niej zatracił, gdyby nie para czekoladowych oczu, którą napotkał, podczas rozglądania się po parku.
Były tak delikatne i łagodne, że na chwilę zatrzymał się oszołomiony ciepłem, które płynęło z tych ciemnych tęczówek. Momentalnie poczuł pozytywną energię, która biła od właściciela tych hipnotyzujących oczy. Zapewne skrzywiłby się w normalnych warunkach, rozpoznając w nim anioła, jednak teraz nie był w stanie.
Poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej, gdy ich spojrzenia nie odrywały się od siebie. Miał wrażenie, że chłopak powoli ogląda jego duszę, niezrażony tym, że Hyunjin był diabłem i wcale jej nie posiadał.
I wtedy Hwang poczuł, że jego serce nieco odżywa, przypominając mu o tym, kim był naprawdę. Nagle dotarło do niego, że przecież to, co pokazywał innym na co dzień, wcale nie było jego prawdziwym obliczem.
Czuł się dziwnie i kompletnie nie rozumiał, co się działo z nim. Nie powinno chyba tak być, skoro był diabłem. Nie powinien nie czuć nienawiści na widok anioła, a jednak tak właśnie było. To było zaledwie spojrzenie, ale wiedział, że go nie nienawidzi.
I to był największy problem.
Wtedy ich drogi skrzyżowały się ze sobą.
A to był dopiero początek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top