Rozdział 15
Charlie.
Chyba mogłam spodziewać się wszystkiego oprócz powrotu tego skurwysyna. Dosłownie wszystkiego, nawet uwierzyłabym jakby powiedziano mi, że jednorożec przybył do Nowego Jorku i rzyga na każdego tęczą, albo atak wielkiej stopy w central parku.
Siedem liter składających się w jego imię. Burza kruczoczarnych włosów, rozbłysk szarych oczu i uśmiech zrzucający majtki, a wszystko opakowane w seksowne i muskularne ciało. Mężczyzna z moich koszmarów powrócił. Nie mógł wybrać lepszego czasu, aby pozbawić mnie życia. Jestem bezbronna. Bywały dni kiedy bałam się zamknąć oczy w obawie, że jak je otworzy ukarze się przede mną i dokończy to co zaczął. Pierwsze nasze spotkanie było jak z ckliwych romansideł. Przystojny chłopak, ratuje dziewczynę z opresji. Nikt nie spodziewałby się, że cała sytuacja była zaaranżowana, aby odegrał bohatera. Chciał wejść w moje łaski i pozbyć się mnie cichaczem. Jednak ja byłam za sprytna i odkryłam jego intrygę w ostatniej chwili. Wysłałam go na kilkanaście długich lat do pudła. Nie wiem jak to możliwe, że już wyszedł. Zostało mu do odsiedzenia co najmniej dekada.
Charlie jest starszy ode mnie o siedem lat. Niby nie za dużo, ale stanął na mojej drodze, gdy miałam czternastkę na karku, a on dwadzieścia jeden. Był moim pierwszym. Uważałam, że jest wyjątkowy i już zawsze będziemy razem. Jak bardzo się myliłam. Jest podłym sukinsynem bez serca. Takich powinno zabijać się na miejscu. Popełniłam wielki błąd zostawiając go oddychającego, kiedy on odebrał życie mojemu braciszkowi.
To on tamtej nocy, dziesięć lat temu zamordował Nathana. Był wtedy w lesie, śledził nas i czekał na dogodny moment, kiedy zaatakować. A za powód obrał sobie to, że z ręki mojej matki zginął jego ojciec. Nie ważne było dla niego, że tamten wcześniej porwał ją i torturował. Charlie jest po prostu psychiczny. Jeśli wszystko nie ułoży się po jego myśli dostaje szału. Byliśmy w związku przez dwa lata. Nie pozwalał zadawać mi się z przyjaciółmi, sprawdzał mnie ciągle, śledził, poniżał... Nie spodziewałam się, że po kilku romantycznych tygodniach z nim, moje życie zmieni się tak diametralnie. Kochałam go, a teraz nienawidzę. Pokazał swoja prawdziwą twarz dokładnie w piątą rocznicę śmierci Nathana, kiedy próbował udusić mnie poduszką podczas snu. Rodzice od samego początku próbowali nas rozdzielić, jednak jak ja się czegoś uprę to nie odpuszczę. Ten jeden raz mogłam dać za wygraną. Ale człowiek sam musi się sparzyć, aby nie powtórzyć błędów przeszłości.
Czemu teraz, pomyślałam.
- Namierzyliście go? - zapytałam przyjaciół.
Dalej mi się przyglądali w szoku. Pierwsza otrząsnęła się Nina.
- I w tym jest właśnie problem, że nie. Jakby rozpłynął się pod ziemią.
- To skąd wiecie, ze wrócił?
- Nie ma go już w więzieniu... Uciekł... I nagle ktoś o ciebie wypytuje po ulicach.
- Rozumiem, ale nikt go nie widział, tak? - zapytałam.
Wszyscy skinęli zgodnie głowami i powrócili do przyglądania mi się.
- Jak się czujesz? - podpytywała cicho Nina.
- Jakby nie dosyć, że cały świat mi się zawalił to dodatkowo on tu jeszcze jest. Po prostu kurwa wspaniale. A jak ty byś się czuła. - zaatakowałam ją.
- Przepraszam. - szepnęła.
- Nie to ja przepraszam. Nie doszłam jeszcze do siebie. Muszę się przyzwyczaić. - westchnęłam.
Zaczęłam zastanawiać się czy dobrze postąpiłam powracając. Jestem przecież tylko kulą u nogi. Nie pomogę za bardzo, będę tylko zawadzać. Łatwiej byłoby pozostać w domu, a na pewno bezpieczniej. Tylko czy ja zawsze robię to co jest najodpowiedniejsze? Nie. Jednym z przykładów może być nawet ten przeklęty wypadek. Przecież miałam wybór, mogłam nie wsiadać za kółko roztrzęsiona, lecz ja musiałam postąpić głupio i to zrobić.
Moja pierdolona podświadomość podpowiadała mi, ze dobrze zrobiłam wracając tutaj. W miejsce gdzie przynależałam. Mimo, że nie byłam do końca sprawna, tu jest mój dom i tu zostaję. Będę dążyła do naprawy mojego ciała, aby być godną nazywania się szefem, oporą, obrońcą. Nie boję się walczyć, boję się natomiast stanąć twarzą w twarz z mężczyzną, który tak bardzo spieprzył mi życie.
- Jaki macie plan? - zadałam pytanie po dłuższej chwili.
- Chcieliśmy zastawić atak ofensywny. Połowa we wschodniej części, a druga połowa na północy. Zachód i południe jest obstawione przez klan Szczurów i oni na pewno nie wspomogą Charliego i jego ludzi. Za bardzo im podpadł, Zresztą podpisaliśmy traktat z Henrim i powiedział, że nasz wspomoże w razie problemu. Jest pewne, że Charlie chce ciebie. Zapowiedział to już wiele lat temu, że jak wróci to mu nie uciekniesz. Dlatego cię ściągnęliśmy, abyś przewodziła oraz żebyśmy cię chronili. Jednak w tej sytuacji to będzie o wiele trudniejsze. - odparł Lucas.
- Wiem o tym, ale ja się nigdzie nie wybieram. Dajcie mi broń. Zwołajcie zebranie całego klanu. Przeprowadźcie dokładną inspekcje sprzętu i wszystkie informację chcę mieć na swoim biurku za godzinę. A spotkanie ma być za równe trzy godziny od teraz. Każdego przydzielę do odpowiedniej sekcji. Nikt nie obejdzie się bez zadania. Czy podczas tego roku dużo zmieniła się ilość osób w gangu?
- Przybyło około czterdziestu osób.
- To dobrze. Przydadzą się. Są godni zaufania?
Lucas wysłał mi kpiące spojrzenie.
- Sądzisz, że przyjąłbym kogoś nie zaufanego? Uważasz, ze jestem, aż tak durny?
- Kto wie jak bardzo się zmieniłeś podczas tych miesięcy. - odpowiedziałam mu z przewrotnym uśmiechem.
Uwielbiałam się z nim droczyć. Był łatwy do sprowokowania. I jeszcze na szyi wyskakiwała mu taka zabawna żyłka. Lucas był i będzie najbliższym mi przyjacielem. Zna mnie jak nikt inny. Wie jak bardzo byłam załamana po odkryciu prawdy o Charliem. Ta sytuacja zabrała ze mnie ducha walki. Stałam się wrakiem siebie. Teraz jestem w podobnym położeniu. Jednak nie tak bezbronna jak wtedy, psychicznie. Teraz ucierpiałam fizycznie.
- Kimberly? - powiedział moje imię Lucas.
Rzadko wymawiał je całe. Zazwyczaj zwracał się do mnie skrótem. Momenty kiedy mówił mi pełnym imieniem, nazywałam chwilami niedoli. Wiedziałam, że jego następne słowa mogą zwalić mnie z nóg. Co prawda teraz już nie dosłownie. Ale zdarzało się, ze dawniej załamywały się pode mną. Pamiętam trzy sytuacje kiedy nazwał mnie Kimberly.
Pierwsza była kiedy przyjechał na pogrzeb Nathana. Przepłakałam cały tydzień w jego ramionach, a potem długie cztery miesiące podnosił mnie z podłogi, bo ja nie miałam siły nawet tego zrobić. Popadłam w depresję. Cięłam się. Próbowałam popełnić samobójstwo. Uciekałam. Cierpiałam na bezsenność. Jednak on zawsze był obok.
Drugi raz stało się to w moje trzynaste urodziny, gdy naćpałam się do nieprzytomności. Wtedy zawiózł mnie do szpitala i siedział przy mnie przez trzy dni, zanim mnie wypuszczono. Nie odstępował mnie na krok przez tydzień, bo martwił się, że zrobię to ponownie. Wzięłam to świństwo tylko po to, aby zapomnieć chociaż na chwilę o otaczającym mnie świcie.
Ostatni raz był, jak Charlie zrzucił swoją maskę i pokazał prawdziwe oblicze. Byłam wtedy tak bliska straty ostatniego oddechu, kiedy usłyszałam jego głos, mówiący mi, że już wszystko dobrze i jest przy mnie. Mój bohater. Brat. Przyjaciel. Anioł stróż.
I znowu usłyszałam to ponownie, teraz.
- Tak? - zapytałam.
- Wafelek?
Łzy wezbrały mi się w oczach i nie umiałam ich odpędzić. Próbowałam mrugać, ale to nic nie dawało. Słowo " wafelek " było naszym kluczem. Jak mieliśmy po siedem lat, ustaliliśmy, że zawsze jak będziemy chcieli dowiedzieć się jak druga osoba się trzyma to wymówimy je na głos. Byliśmy dziećmi, dla nas wafelek był cudowny. Taki kremowy i słodki, nic złego się z nim nie wiązało, dlatego je wybraliśmy. Lecz teraz nie mogłam kiwnąć głową na znak akceptacji. Przysięgliśmy, że nigdy siebie nawzajem nie oszukamy. Nie siebie.
- Nie. - odszepnęłam nie patrząc mu w oczy.
Wiedziałam co tam ujrzę. Ból, żal, cierpienie, obietnicę poprawy, wsparcie...
- Wafelka? - zapytał i wyciągnął do mnie dłoń.
Spojrzałam na jego rękę i nic nie mogłam poradzić na uśmiech cisnący mi się na usta. Mimo, że płakałam ze smutku, on dał mi powód do radości.
- Poproszę.
************************************************************
Na górze zdjęcie Charliego :D
Hejka wszystkim :D
Jak widzicie oto rozdział :D
Dziś trochę dłuższy :D
WENA POWRÓCIŁA !!!
Dlatego liczę na dużo komentarzy i gwiazdek :*
Pozdrawiam,
Klaudia :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top