Rozdział 4: pierwszy pocałunek
Siedząc we wtorek na wykładach, pisałem z Łukaszem. Umówiliśmy się na wieczór, brunet koniecznie chciał mnie gdzieś zabrać. Powiedział tylko, że za miasto i mam się wygodnie ubrać.
Byłem bardzo ciekawy, co wymyślił, bo nie chciał mi powiedzieć nic konkretnego. Chociaż próbowałem. Ale Łukasz jest strasznie uparty i nic mi nie powiedział.
Dziewczyny widziały, jak się denerwuję, pisząc z Wawrzyniakiem, ale nic nie komentowały. Po prostu się śmiały, gdy mówiłem jaki to kretyn i idiota.
Wieczorem, gdy wróciłem z uczelni i szpitala, wziąłem prysznic i ogarnąłem się trochę. Łukasz mówił, że mam się ubrać wygodnie, ale nie założę dresów na randkę. Wciągnąłem na siebie czarne dżinsy i biały t-shirt z dekoltem w serek. Gdy układałem włosy, zadzwonił do mnie Łukasz.
- Co tam? - zapytałem, gdy odebrałem.
- Będę po ciebie za pięć minut - usłyszałem odpowiedź.
- Ok, daj znać jak już będziesz pod klatką - poprosiłem.
- Jasne. Na razie, Mały - rzucił.
- Hej - przewróciłem oczami i się rozłączyłem. Nie wiem, skąd mu się wzięło to "mały". Ja rozumiem, że jestem od niego niższy i drobniejszy, ale bez przesady. Trochę mnie to drażniło, a on mówił to specjalnie.
Akurat zakładałem białe Nike'i, kiedy Łuki napisał mi SMSa, że już na mnie czeka. Złapałem klucze, telefon i portfel, i wyszedłem z mieszkania. Chłopak stał w przejeździe pod klatką na światłach awaryjnych.
- Pierwszy raz tu kierunki migają, co? - zapytałem, gdy wsiadłem do BMW.
- Nie, już nie raz stałem na awaryjnych - odparł, a ja się roześmiałem. Chłopak tylko się uśmiechnął i spojrzał na mnie. - Zapinaj pasy - dodał, a ja przewróciłem oczami, ale zapiąłem, a Łukasz wyłączył awaryjne i ruszył.
- Gdzie jedziemy? - sięgnąłem i przełączyłem piosenkę. - Co? - zdziwiłem się, gdy Łukasz patrzył na mnie przez chwilę. - Nie podobała mi się piosenka.
- A czy ja coś mówię? - zaśmiał się. Przewróciłem oczami i pstryknąłem go w ucho. - Czy ty chcesz mnie zdenerwować?
- Ja? Zdenerwować? Ciebie? Nie, skąd - zakpiłem i jeszcze raz go pstryknąłem. Chłopak tylko westchnął i nic nie powiedział, ale gdy znowu chciałem to zrobić, złapał mnie za nadgarstek. - Ej! - chciałem mu zabrać rękę. - No Łuki! - roześmiałem się głośno, ale on z uśmiechem mocno trzymał moją rękę. - Możesz mnie potrzymać za rękę, skoro tak bardzo chcesz, ale nie tak mocno - śmiałem się. Łukasz poluzował uścisk i przesunął rękę, aby spleść razem nasze palce.
- Lepiej? - zerknął na mnie z uśmiechem.
- Jakie ty masz duże dłonie - powiedziałem, patrząc na nasze splecione ręce. Moją, taką maleńką, w porównaniu do tej jego. Łukasz się tylko roześmiał i pokręcił głową. - No zobacz - powiedziałem, gdy zatrzymał się na światłach. Rozplotłem nasze palce i przyłożyłem moją prawą dłoń do jego lewej.
- Po prostu jesteś ode mnie mniejszy... Drobniejszy, Marek - rzucił i zamknął swoje palce na mojej dłoni. Przeniosłem wzrok na jego oczy. Łukasz wpatrywał się we mnie takim maślanym wzrokiem, że nie mogłem się nie uśmiechnąć. A jego oczy tak cudownie błyszczały zawsze, gdy na mnie patrzy.
Już miałem się odezwać, ale za nami zatrąbił samochód, więc Łukasz spojrzał przed siebie i ruszył. Skręcił w lewo na skrzyżowaniu.
- Użyłeś kierunku! Niemożliwe! Nie wybuchł?! - kpiłem, a on się tylko zaśmiał.
- Nie podoba ci się mój samochód? - zerknął na mnie.
- Wolę Audi - odparłem. - A5 Spotrback, albo RS5.
- Rozwaliłem A5-tkę - przyznał. - Miałem kraksę na S8-ce - spojrzał na mnie. - Jechałem do Warszawy i wiesz... Na spokojnie, 150... I jakiś typek mnie wyprzedzał. I jak wracał na prawy pas, to zaczepił tyłem o moją maskę - tłumaczył, a ja gwałtownie wciągnąłem powietrze i zakryłem usta dłonią, którą nie trzymałem Łukasza za rękę. - Wywalił mnie z drogi, wwaliłem się w te zielone ekrany... Auto dosłownie nie miało maski... - spojrzał na mnie.
- No, ale widzę, że przeżyłeś. Nic poważnego ci nie było? - chciałem wiedzieć.
- Nic - uśmiechnął się. - Nawet zadrapania nie miałem... A samochód sprzedałem. Koleś, który ją kupił, ostatnio wysyłał mi zdjęcie, że ją zrobił. Śladu nie ma, że auto było skasowane.
- Ale ty masz szczęście - zauważyłem. - Ludzie giną w takich wypadkach - dodałem.
- Widać jeszcze mnie nie chcą na górze - wzruszył ramionami.
- Wierzysz? - zapytałem, obserwując go uważnie.
- W niebo?
- I w Boga, i piekło.
- Wierzę. Może nie dokładnie w to, co nakazuje nam wierzyć kościół, ale wierzę, że będzie sąd ostateczny... I nie sądzę żeby moja orientacja miała wpływ na to, czy jestem dobrym człowiekiem - stwierdził. - A ty? Wierzysz?
- Nie jestem pewien... Bo... Wierzę, że coś tam jest po śmierci. Jakieś niebo może, ale... Czy Bóg to nie wiem, czy w niego wierzę - odparłem.
- Rozumiem - Łukasz pokiwał głową.
Jechaliśmy chwilę w ciszy. Obserwowałem Łukasza, jak prowadzi auto i uśmiechnąłem się lekko.
No dobra. Muszę przyznać, że jest seksi.
- Mogę dać satysfakcję Ance? - zapytałem, wyciągając telefon.
- Jaką? - zerknął na mnie, a ja włączyłem snapa.
- Wyślę jej zdjęcie, że się za ręce trzymamy - wyjaśniłem. Ale potem doszedłem do wniosku, że nagram snapa. Chwilę nagrywałem drogę przed nami, a potem skierowałem telefon na nasze dłonie i na Łukasza, który akurat na mnie spojrzał i odwrócił się w stronę aparatu. Wysłałem do na grupie do dziewczyn i wrzuciłem na story. Jak tylko to zrobiłem, Łukasz zabrał mi telefon i rzucił go na tylne siedzenie. - No ej!
- Już wysłałeś - zaśmiał się.
- Gdzie ty mnie wywiozłeś? - westchnąłem.
- I tak nic ci to nie powie - śmiał się i zwolnił, bo wjechaliśmy do jakiejś małej miejscowości. Po chwili Łukasz wjechał na jakiś żwirowy plac i zatrzymał auto. - O to chodziło - wskazał na coś za szybą po mojej stronie. A tam była jakaś ogromna altana, ławki, stoliki. Trochę dalej barierki i jakiś spadek.
- Nieźle - szepnąłem, bo byliśmy trochę wyżej i mieliśmy w dole w oddali widok na miasto.
Wysiadłem z auta, a Łukasz zgasił silnik i do mnie dołączył. Znowu złapał mnie za rękę i pociągnął do altany, z której był naprawdę fajny widok. Oparłem się o barierkę tuż przy nim. Nasze ramiona się dotykały i obaj patrzyliśmy przed siebie.
- Mieszkam tu dwa lata - spojrzałem na niego. - I nie wiedziałem, że jest tu coś takiego.
- Nie widziałeś wielu rzeczy - uśmiechnął się. - Pokażę ci - obiecał.
- Liczę na to - odpowiedziałem mu szerokim uśmiechem.
- Jesteśmy jakieś 30 kilometrów od miasta - uniósł dłoń i przesunął palcami po moim policzku. - Przy samym mieście też są fajne miejsca.
- Dużo ich jest? - szepnąłem, a on z uśmiechem pokiwał głową.
- Kilka.
Kątem oka zobaczyłem coś na słupku za Łukaszem. Skupiłem na tym wzrok i zobaczyłem ogromnego pająka. Cofnąłem się gwałtownie i pociągnąłem bruneta za sobą, za ramię. I zrobiłem to na tyle gwałtownie, że chłopak musiał objąć mnie w pasie, aby się nie przewrócić.
- Co jest? - zapytał.
- Zobacz jaki pająk - wskazałem, a on się odwrócił i spojrzał. Wyciągnął rękę w stronę pająka, a ja się cofnąłem jeszcze bardziej. Chłopak go pstryknął i to małe gówno spadło na ziemię. - I tak stąd chodźmy - chciałem się odwrócić, ale Łukasz złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. - Chciałeś coś? - uśmiechnąłem się i położyłem dłonie na jego szyi, a Łukasz objął mnie w pasie.
- Oczywiście - pochylił się trochę nade mną. Jeśli stanę na palcach, to dam radę złączyć nasze usta. - Buziaka - szepnął i przesunął nosem po moim policzku. - Mogę? - zapytał, a ja zamiast mu odpowiedzieć, przycisnąłem usta do jego warg.
Łukasz zacisnął ramiona mocniej wokół mojego ciała, a ja objąłem jego szyję. Muskaliśmy przez chwilę wzajemnie swoje usta.
Po kilku chwilach, czułem jak Łukasz przesunął prawą rękę w górę moich pleców i wplątał palce w moje włosy. Poczułem jego język na wargach, więc rozchyliłem usta.
Nasze języki ocierały się o siebie, penetrując wzajemnie swoje jamy ustne.
Łukasz próbował mnie zdominować, ale mu na to nie pozwoliłem. Czułem, jak się uśmiechnął w moje wargi.
Boże, co on robił z tym językiem! Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie całował!
Łukasz oderwał się od moich ust i oparł czoło o moje, obejmując mnie mocno.
- Kto cię nauczył tak całować? - zaśmiał się lekko.
- Długa historia - dałem mu buziaka ciągle stojąc na palcach, więc opadłem na całe stopy. - Chodźmy stąd - poprosiłem, bo zobaczyłem kolejnego pająka. Pociągnąłem chłopaka za rękę.
Wyszliśmy z altany i skierowaliśmy się w stronę ławek i stołów. Usiedliśmy tam, rozmawiając cicho.
- Ile aut rozwaliłeś? - zaśmiałem się z niego. Łukasz się roześmiał i oparł głowę o moje ramię.
- Nie rozwaliłem, ale testowałem ich wytrzymałość - poprawił mnie. - Na razie wygrało BMW, a potem Audi, ale to może być spowodowane tym, że BMW skończyło w rowie, a nie na ekranach na drodze ekspresowej - zaśmiał się.
- I to też nie było z twojej winy? - zapytałem, a on popatrzył mi w oczy.
- No nie. Auto wyjechało mi na czołowe, bo wyprzedzał tira. I nie zdarzyłby, więc uciekłem do rowu, a on się zderzył z autem, które jechało za mną...
- I znowu nic ci nie było? - zagadłem.
- Miałem złamaną lewą nogę. Dlatego BMW to automat. Bo nie mogłem wtedy jeździć manualem - wyjaśnił.
- Kaskader - zaśmiałem się głośno. Łukasz pokręcił głową i pochylił się w moją stronę, ponownie łącząc nasze wargi.
Jakie on ma miękkie usta. O Boże.
- Nie jest ci chłodno? - przesunął dłonią po moim ramieniu.
- Jest ok - powiedziałem, on się uśmiechnął.
- Pojedziemy jeszcze w jedno miejsce - zaproponował. - Też jest fajny widok - wstał i wyciągnął do mnie rękę. Złapałem ją i splotłem nasz palce. Poszliśmy do auta, chłopak otworzył mi drzwi, a potem zajął miejsce za kierownicą.
- Gdzie teraz? - spytałem.
- I tak ci to nic nie powie - zaśmiał się, wyjeżdżając na ulicę. Sięgnął po moją rękę i splótł nasze palce. Uśmiechnąłem się na ten gest.
Jadąc rozmawialiśmy cicho i jakoś tak zgadało nam się, że Wiki i Bartek biorą ślub 22 czerwca. Czyli za półtora miesiąca, bo dziś 7 maja.
Łukasz zapytał mnie z kim idę na to wesele, więc wyjaśniłem mu, że już jakiś czas temu dogadałem się z kumplem, który wiem, że coś tam do mnie czuł, ale tego już Łukaszowi nie powiedziałem.
- Chyba nie masz nic przeciwko, co? - zapytałem, a on spojrzał na mnie. - No bo wiesz... Spotykamy się.
- Na spokojnie - uśmiechnął się do mnie. - Skoro już mu obiecałeś to z nim idź - odparł.
- Na pewno? - upewniłem się.
- Tak - zaśmiał się. - Na pewno - dodał.
- Wolę się upewnić - wzruszyłem ramionami. Łukasz tylko przewrócił oczami, ale już tego nie skomentował.
Jechaliśmy chwilę w ciszy, aż w końcu Łukasz zjechał w jakąś brukowaną dróżkę.
- Boże, gdzieś ty mnie wywiózł? - zaśmiałem się.
- O tam - wskazał na miejsce, które mijaliśmy, więc się obejrzałem. - Na seks się przyjeżdża - roześmiał się.
- Mam rozumieć, że już tu byłeś w tym celu?
- Marek... Ja mam swój dom - zaśmiał się. - W technikum i tylko raz - dodał, a ja się roześmiałem. - Naprawdę.
- Nie wierzę cię - śmiałem się. - Mów prawdę teraz - odpiąłem pas, kiedy się zatrzymał.
- Noo... Kilka razy uprawiałem seks w aucie, nie powiem, że nie... Ale to dawno było - wzruszył ramionami. - Chodź - rzucił i wysiadł. Dołączyłem do niego, a on podciągnął mnie w stronę przeciwną niż przyjechaliśmy.
- Wzgórza morenowe - oznajmiłem, patrząc na krajobraz, a Łukasz spojrzał na mnie zaskoczony. - Myślę, że morena denna.
- Co? - zapytał, śmiejąc się.
- Miałem rozszerzoną geografię w liceum - wyjaśniłem, gdy zacząłem schodzić w dół, a po chwili Łukasz zaprowadził mnie na jeden z pagórków. - To pamiętam... I czytam z chmur - dodałem i odwróciłem się do bruneta, kiedy byliśmy na górze.
- I ci dzisiaj mówią chmury? - położył mi dłonie na biodrach.
- Hmm... - spojrzałem w górę, kładąc dłonie na szyi chłopaka. - Że niedługo będzie ciemno - oznajmiłem, a on się zaśmiał. - Ale te co były cały dzień to cumulusy, chmury kłębiaste... Mogą dawać niewielkie opady deszczu, ale raczej tego nie robią... I często są latem, jak jest ciepło... I mogą się szybko przekształcać... To te chmury, co dzieci doszukują się w nich kształtów zwierząt czy coś - mówiłem.
- Że ty to pamiętasz - rzucił.
- Jak coś mi nie potrzebne, to pamiętam - zaśmiałem i spojrzałem w niebieskie oczy Łukasza.
Uwielbiam jego wzrok, gdy na mnie patrzy. Jego oczy tak błyszczą pełne zachwytu. Gdyby to była kreskówka, to by miał serduszka zamiast tęczówek.
Łukasz oparł czoło o moje, a ja zdarłem głowę i złączyłem nasze usta. Stanąłem na palcach i objąłem mocno jego szyję ramionami. Palce prawej ręki wplątałem w jego ciemne włosy.
Łuki naprawdę fantastycznie całuje i zaczynam uwielbiać jego pocałunki.
Oderwałem się od jego ust i się odwróciłem, aby popatrzeć na widok. Łukasz stanął za mną i objął ramionami moje barki i szyję, a ja się o niego oparłem.
- Nie jest ci zimno? - zapytał, bo trochę wiało.
- Teraz jest dobrze - położyłem dłonie na jego przedramionach. - A tobie? - odwróciłem lekko głowę.
- Jest dobrze - szepnął mi wprost do ucha.
Staliśmy tak dłuższą chwilę, a ja opierałem głowę o jego ramię.
Nie wierzę w to, że stoję tutaj z tym kretynem i się przytulamy.
- Musimy jechać, Marek - szepnął mi do ucha.
- Jeszcze chwilę - przekręciłem głowę w jego stronę.
- Nie masz jutro na siódmą do szpitala? - zauważył.
- No mam. A ty? O której musisz wstać? - zapytałem.
- Koło piątej - oparł czoło o moją skroń. - Od szóstej jestem w pracy.
- No to jedźmy już - powiedziałem, a Łukasz rozluźnił swoje ramiona. Złapał mnie za rękę i zaczęliśmy powoli schodzić. Ale inną drogą. Poślizgnąłem się, ale chłopak na szczęście mnie utrzymał i nie dał upaść.
- Co to? - wskazałem na dziurę w zboczu.
- Nie jestem pewien, czy to nie z wojny jeszcze - pociągnął mnie bliżej. - Na tym terenie pełno jest podziemnych przejść. Teraz to one są zalane w większości - mówił i wyjął telefon z kieszeni, aby poświecić latarką. Weszliśmy głębiej. - Tutaj też - wskazał na korytarz który ciągnął się w dół. Woda odbijała światło.
- Nieźle - rozejrzałem się.
- Nie przewróć się, Maruś - szepnął.
- Uważam - odparłem i chciałem wejść kawałek głębiej, ale Łukasz złapał mnie z rękę, aby mnie powstrzymać.
- Tu się zimną wchodzi albo latem, ale gdy jest sucho... I przede wszystkim w dzień, a nie o... - spojrzał na godzinę na telefonie. - Prawie 23-ciej. Chodź - pociągnął mnie do wyjścia.
- Wrócimy tu latem? Ja bym tam wszedł - trzymałem go mocno za rękę, gdy szliśmy do auta.
- Jeśli nie będzie tam wody to jasne - objął mnie ramieniem. - Tylko musi być sucho, żeby woda wsiąkła - otworzył mi drzwi. - Pod koniec lipca - dodał, gdy już siedział za kierownicą.
- No dobra - ucieszyłem się, a chłopak się zaśmiał.
Odwiózł mnie do domu, po drodze odpowiadając jeszcze na przeróżne pytania dotyczące tych przejść i korytarzy.
- Lubisz historię, co? - zapytałem, gdy parkował pod nim blokiem.
- Uwielbiam... Dużo czytam - dodał. - O ile mam czas - wzruszył ramionami i wyłączył bieg oraz wcisnął guzik hamulca ręcznego, czy jak to się nazywa, nigdy nie wiem. - Ostatnio to nie bardzo.
- Zajmuję twój czas? - zapytałem, a on pokiwał głową. - Ojoj - rzuciłem, a on się zaśmiał. Odpiąłem pas i pochyliłem się w jego stronę, aby dać mu całusa, zanim wysiądę, ale brunet nie dał mi się szybko odsunąć. Wziął moją twarz w dłonie i pogłębił pocałunek.
Odwzajemniłem pieszczotę, przysuwając się jeszcze bliżej, na ile pozwalał mi podłokietnik między siedzeniami.
Łukasz się troszkę odsunął, a ja jeszcze skradłem mu buziaka, na co się lekko zaśmiał.
- Pa, pa - otworzyłem sobie drzwi, wcześniej zabierając mój telefon. Wysiadłem i pochyliłem się jeszcze do niego. - Napisz mi albo zadzwoń, jak będziesz już w domu - poprosiłem.
- Ok. Na razie, Mały - rzucił, a ja zamknąłem drzwi. Łukasz poczekał aż wejdę do klatki i dopiero odjechał.
No kto to, kuźwa, słyszał, że ja się będę z tym kretynem umawiał i całował po kątach?!
Ale całuje zajebiście, to mu muszę przyznać. Ale w oczy mu tego nie powiem. I tak jest pewny siebie. Może trochę za bardzo.
Po wejściu do mieszkania, od razu zamknąłem za sobą drzwi na klucz i poszedłem wskoczyć w piżamę. W międzyczasie dostałem SMSa od Łukasza, że już jest w domu. Z tego, co mówił to mieszka dosłowne kawałek ode mnie. Jakieś 10 minut spacerem.
Muszę to wykorzystać. Niech się trochę porusza. Ja się lubię szlajać po mieście.
Może jutro go wyciągnę wieczorem na plażę? Też mamy niedaleko.
Ale to jutro. Zobaczę jeszcze jaka będzie pogoda. Może lepiej by było coś innego?
Nie mam pojęcia, czemu się tak tym przejmuję. Bo prawda jest taka, że możemy siedzieć na kanapie i też będzie fajnie, bo mamy o czym gadać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top