Rozdział 20: powoli do przodu

Łukasz powoli się stabilizował. Jego stan ogólny był coraz lepszy, a gdy już głos wrócił do normy, został przeniesiony z OIOMu na oddział rehabilitacji. Tam był pod skrzydłami pani Joasi, która miała ze mną ćwiczenia na uczelni.

Więc Łukasz nie miał taryfy ulgowej. Bo kiedy tylko mogłem byłem przy tym, gdy ćwiczył z panią Asią. Specjalnie jeszcze powiedziałem fizjoterapeutce, że Łukasz jest silny i nie trzeba się nad nim rozczulać. No i wiem, że on nie lubi, gdy się ktoś nad nim trzęsie.

Także Łukasz miał niezły zapierdziel. Na ile mógł. Bo na początku ćwiczenia miał głównie na leżąco i siedząco, a po operacji kości udowej, powoli przyszła pora wstawania na nogi.

Łukasz na oddziale rehabilitacji miał przebywać 21 dni. Tyle mu przysługiwało. Oczywiście można to było przedłużyć, ale zanosiło się na to, że nie będzie musiał. Pani Joasia powiedziała, że wystarczy mu teraz takiej intensywnej rehabilitacji, a potem najlepszy by był ośrodek rehabilitacyjny. I poleciła mi jeden.

I wiem, że miała rację. Bo Łukasz miał ogromny problem z chodzeniem, przez złamaną nogę. Nie mógł używać kul łokciowych, bo miał rozwalony staw, który dopiero był składany, więc w sumie poruszał się tylko na wózku teraz.

I to go doprowadzało do szału. Ale czucie w nogach też nie było jeszcze takie jak trzeba. No i mięśnie były za słabe. Nie utrzymałyby go w pionie. Nie wspominając już o pozostałych mięśniach, utrzymujące ciało w pozycji stojącej. No i utrzymanie równowagi będzie mocno zachwiane nie tylko przez mięśnie, ale ogólnie przez to, że on leżał przez dwa miesiące.

No i po prostu mógłby zasłabnąć przy pionizacji. Do tego trzeba podejść ostrożnie i powoli.

Zawsze po zajęciach, bo od października zacząłem trzeci rok studiów, przychodziłem do Łukasza.

Na szczęście salę ma sam, więc dogadałem się z pielęgniarkami, że mogłem zostawać po godzinach odwiedziny. Ale nie za długo, bo te i tak były dość długie.

Tak było też i dzisiaj. Wszedłem do sali, a Łukasz akurat bawił się telefonem. Stanąłem w drzwiach i oparłem się ramieniem o futrynę. Patrzyłem na niego, lustrując go dokładnie.

Jego włosy już nie były takie gęste jak wcześniej. Dużo ich wypadło przez leki. I teraz zaczęły się lekko kręcić na końcach. Pewnie dlatego, że były już trochę za długie jak na niego.

Chłopak dopiero po dłuższej chwili mnie zauważył i uśmiechnął się do mnie.

- Hej - rzucił smartfon na szafkę stojącą po jego lewej stronie. - Jak ci minął dzień? - podrapał się po prawym ramieniu tuż nad szyną.

- Dziś miałem luźny dzień - podszedłem do niego i pochyliłem się, aby dać mu buziaka. - Cześć, skarbie - wyszeptałem w jego wargi. - Pani Asia cię nie wymęczyła dziś?

- Umiarkowanie - przesunął trochę nogę na łóżku, a ja sobie usiadłem. Łukasz od razu położył lewą dłoń na moim udzie.

- Mówiła coś?

- Tylko, że jestem strasznie zawzięty - zaśmiał się.

- I miała rację. Uparciuchu... Ale to teraz idzie na twoją korzyść... Szybciej wrócisz do formy - zauważyłem, łapiąc go za rękę i splatając nasze palce.

- Wszystko ten łokieć komplikuje - zauważył. - Jakbym miał złamaną tylko nogę to już bym o kulach popylał i może mógłbym tu krócej leżeć - zauważył.

- Nie sądzę, skarbie... Najpierw Asia musiałby cię nauczyć chodzić o kulach i prawidłowo obciążać tą prawą nogę, bo znając życie bardziej obciążałbyś tą lewą, a chodzi o to żeby je mniej więcej tak samo obciążać.

- Już się nie wymądrzaj - zacisnął palce mocniej na moim udzie. - Chcę już do domu - westchnął. - Kiedy będę mógł wrócić do domu? - zapytał mnie.

- Nie wiem - odparłem, zaskoczony, że mnie o to pyta.

- Jak to nie wiesz? Jesteś fizjoterapeutą przecież.

- Studiuję dopiero i nie leczę cię, Łuki. Nie mam wglądu do dokumentacji, rokowań. Widzę tylko to, co mogę, gdy tu przychodzę... Nie wiem jaka jest opinna wystawiona przez panią Asię.

- A jaka jest twoja opinia? - mruknął.

Jezu, co za zmiany humoru. Ale powinienem się tego spodziewać

- Że dobrze ci idzie rehabilitacja - pogłaskałem go po policzku. - Tutaj nie ma się co spieszyć, skarbie.

- Jak myślisz... Ile zajmie mi powrót do formy sprzed wypadku? - szepnął.

Nie miałem pojęcia. Ale istniało duże prawdopodobieństwo, że nigdy nie odzyska formy sprzed wypadku. Zwłaszcza jeśli chodzi o ten łokieć. On będzie mu dawał się we znaki do końca życia.

- Ciężko mi powiedzieć, Łuki... Może jeszcze 8 miesięcy, a może dwa lata... A może pół roku... Zależy jak szybko zagoi się łokieć i wyjmą śruby - przesunąłem palcami po jego przedramieniu.

- Kocham cię - szepnął, a ja się uśmiechnąłem szeroko.

- Ja ciebie też kocham - pochyliłem się w jego stronę i złączyłem nasze usta. - Bardzo, bardzo, bardzo - wyszeptałem w jego usta

- Wiem... Inaczej by cię tu nie było - zauważył, a ja się uśmiechnąłem i oparłem czoło o te jego.

Spędziłem u Łukasza jeszcze ponad dwie godziny, podczas których rozmawialiśmy, starając się omijać temat rehabilitacji i wypadku, ale nie dało się.

- Więc w jakim stanie jest moje auto? - chciał wiedzieć.

Dlaczego on mnie o to pyta?! Boże! I co mam mu wprost powiedzieć?!

- Nooo... Na złom poszło... 600 zł za niego dali - wzruszyłem ramionami.

- Jak to na złom?! - podniósł głos. - Tylko 600?!

- Nie krzyczy... Ubezpieczyciel zwrócił za samochód. Zarobiłeś na nim jeszcze pięć tysięcy... Była już jedna rozprawa i...

- Wiem... Gadałem z policją przecież - przypomniał mi. - Sandra i Daria mówiły, że nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że to ten debil wymusił pierwszeństwo.

Sandra i Daria to dwie prawniczki. Sandra jest radcą prawnym i zajęła się częścią ubezpieczeniową tej sprawy, a Daria jest adwokatem i to ona się pojawia w sądzie.

- Bo miałeś kamerkę w aucie - zauważyłem. - Inaczej to wiesz... Różnie mogłoby być.

- Muszę ci coś powiedzieć - zagryzł dolną wargę.

- Co takiego? - zmarszczyłem brwi.

- Nie pamiętam jak się poznaliśmy - szepnął. - W ogóle... Jak przez mgłę pamiętam ostatnie kilka tygodni przed wypadkiem, tak dobrze to tylko kilka szczegółów - przyznał się.

- Jakich? - chciałem wiedzieć.

- Hmmm... Pamiętam, że siedzieliśmy na plaży i ty piłeś piwo, a ja wodę... - powiedział, a ja pokiwałem głową. Doskonale to pamiętałem. Bo tylko raz pił wodę na plaży. - I jak byliśmy na jakimś koncercie - pogłaskał kciukiem moją nogę. - I jak się kochaliśmy pierwszy raz - uśmiechnął się, a ja zaśmiałem się lekko.

- W ogóle mnie to nie dziwi - przewróciłem oczami.

- Dlaczego?

- Nie byłbyś sobą, gdybyś akurat tego nie pamiętał - pstryknąłem go w nos, a on zachichotał. - Jeszcze coś ciekawego pamiętasz?

- Tego chuja pamiętam, nie musisz się martwić... Jego adres też.

- To dobrze - zaśmiałem się głośno. - Do wojska poszedł - rzuciłem.

- Taka pizda? Zajeżdżą go tam - oznajmił, a ja się zaśmiałem.

- To źle zabrzmiało.

- Miało tak zabrzmieć - odparł.

- Jest w wojskach obrony terytorialnej... Zdjęcia wstawiał... Ale nie przerwał studiów.

- Chcesz mi dać do zrozumienia, że też mam iść do wojska? - zmarszczył brwi.

- Wiesz... Mundur robi swoje - westchnąłem. - Dobrze w nim wygląda.

- Słucham?! - zabrał rękę z mojego uda.

- Oj żartuję przecież - zaśmiałem się i przysunąłem do niego, ale nie dał mi się złapać za rękę.

- Nie gadam z tobą - mruknął, ale widziałem, jak próbował powstrzymać uśmiech. Położyłem mu głowę na ramieniu, a on objął mnie lekko, kładąc dłoń na moim prawym biodrze.

- Zazdrośnik - zaśmiałem się, a Łukasz pocałował mnie w głowę.

Chciałbym się tak normalnie do niego przytulić, ale teraz nie było takiej możliwości. Na to obaj musieliśmy jeszcze poczekać... Przynajmniej do momentu, gdy Łukaszowi zdejmą szynę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top