Rozdział 16: powroty i rozstania

Kilka dni po weselu Wiki, skończyliśmy zajęcia i sesję, i mieliśmy przerwę w praktykach.

Ja w tym czasie pojechałem na tydzień do siostry, bo ona i jej mąż, imiennik mojego faceta, robili mały remont. Więc tydzień siedziałem z Łukaszem i skręcaliśmy meble do salonu, sypialni i pokoju dla ich dziecka, które urodziło się na początku miesiąca i którego ja mam być ojcem chrzestnym.

Mój chłopak codziennie robił mi wykład o tym jak bardzo za mną tęskni. I niby dzieliło nas tylko niecałe 200 kilometrów, ale ja też zdążyłem się na maksa stęsknić za nim.

Wróciłem do sobie w piątek przed piętnastą. Łukasz myślał, że wrócę w sobotę rano, nie powiedziałem mu, że będę wcześniej. Dopiero, gdy się rozpakowałem, napisałem mu SMSa, że jestem już w domu. On od razu napisał mi, że wpadnie koło 17 i zabierze mnie na plażę. Pasowało mi to. Cholernie się za nim stęskniłem.

Niby to tylko tydzień, ale wcześniej codziennie się z nim widziałem. Miałem go obok siebie i przyzwyczaiłem się, że jest przy mnie cały czas.

Wieczorem Łukasz wpadł do mnie, a ja pierwsze, co zrobiłem to wtuliłem się w niego mocno. Brunet objął mnie ramionami, a ja na niego wskoczyłem i złączyłem nasze usta.

- Stęskniłem się - wymamrotałem w jego usta.

- Ja za tobą też. Bardzo - oznajmił. Ze mną na rękach wszedł do salonu i usiadł na kanapie, a ja oplotłem go ramionami jeszcze mocniej. - Nie idziemy na plażę?

- Nie. Na razie nie. Muszę się tobą nacieszyć. Przytul mnie mocniej - powiedziałem w jego usta, a on przycisnął mnie do swojego ciała.

- Kocham cię, myszko - pocałował mnie, a ja pogłębiłem pieszczotę, wsuwając język do jego ust. Łukasz odwzajemniał pocałunek, a jego dłonie wędrowały po moim ciele.

Siedzieliśmy chwilę na kanapie, przytulając się i kradnąc sobie pocałunku. Obmacywaliśmy się trochę, a ja chichotałem co chwilę, bo Łukasz mnie łaskotał.

W końcu postanowiliśmy wybrać się na plażę. Ale Łukaszowi nie chciało się iść, więc zaprowadził mnie do auta.

- Zmieniłeś samochód? - zdziwiłem się, bo przed sobą miałem BMW X4.

- No nie mogłem się oprzeć... 3.0 silnik, 265 koni mechanicznych, 6 cylindrów... I okazja była, bo to zeszłoroczna - przesunął palcami po karoserii.

- Wsiadamy? - zapytał, a ja zająłem miejsce pasażera.

- M pakiet - zauważyłem i pogłaskałem deskę rozdzielczą. - Tylko nie przesadzaj z prędkością, Łuki - spojrzałem na niego, gdy wyjechał z miejsca parkingowego.

- Dobrze, kochanie - uśmiechnął się do mnie.

Pojechaliśmy na plażę, Łukasz zaparkował i wysiedliśmy. Przeszliśmy aby usiąść na piasku. Przyciągnąłem nogi do klatki piersiowej i przytuliłem się do ramienia mojego chłopaka, który objął ręką moje kolana.

Siedzieliśmy tak chwilę rozmawiając. Łukasz opowiadał, że jego tata przytarł na parkingu zderzak od auta i miał z nim dziś jechać odebrać auto od lakiernika. Dlatego dziś przed 20 musiał już jechać.

Wróciliśmy pod mój blok kilka minut po 19-stej. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w aucie całując się i obmacując trochę. Jak jakieś nastolatki na pierwszej randce.

- Jutro się widzimy? - szepnąłem.

- Tak. Wpadnę koło 14. I będę już cały twój.

- I tak jesteś cały mój. Tylko i wyłącznie mój - powiedziałem i pocałowałem go jeszcze mocno. - Kocham cię.

- Wiem, myszko. Ja ciebie też.

Całowaliśmy się jeszcze chwilę w aucie, aż w końcu wysiadłem i zajrzałem jeszcze do auta.

- Napisz mi jak będziesz już w domu... I jedź ostrożnie.

- Dobrze, skarbie. Na razie.

- Pa - posłałem mu jeszcze buziaka i ruszyłem w stronę mojej klatki. Wszedłem do środka, a Łukasz odjechał.

Zrobiłem sobie coś na szybko na kolację i poszedłem do salonu, włączając telewizor. Szukałem jakiegoś filmu, a gdy znalazłem, skupiłem się na oglądaniu.

Kiedy nie dostałem SMSa od Łukasza, zaniepokoiłem się trochę, bo zawsze mi pisał, że jest już w domu i wszystko ok. Więc wziąłem telefon i wszedłem w naszą rozmowę i napisałem do niego.

Ja: Jesteś już w domu,
czy jeszcze u rodziców?

Wysłałem i czekałem chwilę na odpowiedź, ale nie otrzymałem jej. Doszedłem do wniosku, że może po prostu jest zajęty. Wiem, że pomagał ojcu robić meble na taras, a że była dopiero 21-sza, więc mogli jeszcze pracować.

Wróciłem do oglądania filmu, ale gdy do 23-ciej nie dostałem żadnego znaku od Łukasza, napisałem kolejnego SMSa, ale nadal brat odzewu.

W końcu wybrałem jego numer, ale włączyła się poczta głosowa. I tak trzy razy.

Byłem zaniepokojony, ale doszedłem do wniosku, że pewnie po prostu padł mu telefon i nie mam się, co martwić. Łukasz ma tendencję do zapominania żeby naładować telefon, więc by mnie nie zdziwiło jakby po prostu mu padł.

Ale w nocy nie mogłem spać. Martwiłem się i miałem jakieś złe przeczucia.

Rano obudził mnie dzwonek telefonu. Na ekranie zobaczyłem, że to Łukasz więc od razu odebrałem.

- Cały wieczór próbowałem się do ciebie dodzwonić! - rzuciłem jak tylko przyjąłem połączenie.

- Marek, tutaj Ewa, mama Łukasza - powiedziała. - Łukasz... Miał wypadek wczoraj w nocy - jej głos się załamał, a ja poczułem jak w moich oczach zbierają się łzy.

- Jak to wypadek? Gdzie? Na jakim oddziale leży? - pytałem i od razu zacząłem się ubierać.

- Na OIOMie jest. Jego stan jest bardzo ciężki, ma wiele obrażeń i... - urwała, zaczynając płakać.

- Przyjadę do was zaraz - oznajmiłem. Na razie nie mogę wejść na OIOM. Godziny odwiedzin to 12 - 13 i 17 - 18. Poza godzinami raczej nie można było tam przebywać.

Musiałem zachować spokój. Wystarczy, że teraz Ewa rozpaczała. Ja nie powinienem.

- Dobrze. Pamiętasz adres?

- Tak. Pamiętam. Za pół godziny będę.

- Dobrze. Do zobaczenia.

- Do widzenia - rozłączyłem się i patrzyłem na chwilę przez telefon. W moich oczach stanęły łzy, których nie zamierzałem powstrzymywać.

Zacząłem po prostu płakać i odsunąłem się na kolana.

Kiedy wszystkie zaczęło się układać i byłem naprawdę szczęśliwy. Jak nigdy w życiu, coś musiało pierdolnąć.

Nie rozumiałem, dlaczego Łukasz?! Przecież... Kurwa!

Starłem łzy z policzków i wstałem. Ręce mi się trzęsły, ale skończyłem się ubierać i wyszedłem z mieszkania, zabierając kluczyki od auta i zamykając za sobą drzwi.

Szybko pojechałem do domu rodziców Łukasza. Droga nie zajęła mi dużo czasu, bo już po 20 minutach parkowałem na ich podjeździe.

- Dobrze, że jesteś - jego mama od razu mnie przytuliła, jak tylko otworzyła drzwi.

- Co z nim?

- Chodź - weszliśmy do środka i usiedliśmy w kuchni. - Krzysztof jest na policji. Samochód Łukasza, a raczej to co z niego zostało, jest na parkingu policyjnym... Wracał do siebie i jakiś chłopak wymusił na nim pierwszeństwo - zaczęła opowiadać, robiąc herbatę. - Łukasz w niego wjechał, a auto, które jechało zanim też nie zdążyło wyhamować i wjechało w tył BMW Łukasza... To był jakiś taki wielki SUV, taki z naczepą... Łukasz dachował i skończył w rowie... Strażacy nie mogli go z auta wyciągnąć... Na szczęście miał kamerkę samochodową i wszystko się nagrało i nie będzie problemu w sądzie... Ale... Jego obrażenia są bardzo poważne.

- To znaczy? - ułożyłem dłonie na gorącym kubku, który mi podała.

- Ma wstrząs mózgu, pękniętą kość potyliczną i strzaskane dwa pierwsze kręgi kręgosłupa - oznajmiła, a ja wyciągnąłem gwałtownie powietrze. - Złamane dwa żebra po prawej stronie i uszkodzonego prawe płuco. Płyn w opłucnej i osierdziu. Roztrzaskany prawy łokieć i złamana prawą nogę... Otwarte złamanie kości udowej... I mnóstwo obrażeń wewnętrznych. Wszystkie narządy są poobijane.

- A rdzeń? Cały? - zapytałem cicho. Bo jeśli rdzeń został przerwany na wysokości dwóch pierwszych kręgów... To Łukasz się załamie... Nic nie będzie mógł zrobić... Prawie jakby był rośliną.

- Nie jest uszkodzony... Z zewnątrz nie ma żadnych widocznych obrażeń. Zadrapań czy coś... Nic.

- To całe szczęście. Co mówią lekarze?

- Nie dają mu wielkich szans... W nocy powiedzieli, że ma jakieś 20% szans... I że najbliższe trzy dni będą decydujące... Był przytomny, kiedy przywieźli go do szpitala - z jej oczu popłynęły łzy. - Podobno w karetce rozmawiał z ratownikiem... Ten chłopak mówił, że go zna...

- Bartek pewnie - wtrąciłem.

- I podał mu numer do ojca żeby nas powiadomić i coś mówił, że do ciebie musi zadzwonić, ale pewnie ten chłopak już nie miał możliwości żeby dać ci znać... W każdym razie... Byliśmy u niego rano, ale tylko na chwilę go zobaczyć... - zakryła usta dłonią i się rozpłakała. Wstałem i usiadłem przy niej, aby ją przytulić. Kobieta wtuliła się we mnie, płacząc, a w moich oczach stanęły łzy.

- Łukasz to twardziel i jest cholernie uparty. Da sobie z tym radę... Chce żyć i będzie walczył - szepnąłem, a pani Ewa pokiwała głową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top