Ratunek
~Seungmin pov~
-Nie, nie, Jeongin nie! Kurwa mać! - dzwonię do niego jeszcze kilka razy, ale gdy od razu włącza się skrzynka głosowa, rzucam telefonem o ścianę, co przyprawia Banga o jeszcze większe przerażenie.
Kurwa mać, tylko nie to!
-Co się dzieje? - wstaje natychmiast z krzesła, które się przewraca.
-Jeongin chce się zabić. - mówię i patrzę na niego - Musimy go znaleźć.
Widzę jak chłopak blednie i trzęsą mu się ręce.
Nie tylko on.
Sam jestem tym wszystkim przejęty, ale nie na to pora.
Musimy go ocalić.
Ja muszę go uratować.
Muszę.
-Tylko gdzie on może być? - zadaje mi pytanie, na co ja zaczynam myśleć.
Gdzie on może być?
U Hyunjina go nie ma, w lesie napewno też nie, bo tam by ktoś go mógł nakryć.
Chcę to wszystko zakończyć. Żegnaj. Kocham was.
Te słowa będą krążyć w mojej głowie do końca mojego życia.
Seungmin ogarnij się, ratuj życia swojego przyjaciela!
Tylko gdzie on może być?
Nagle mnie olśniewa.
-W domu. - rzucam po chwili.
-Przecież nie ma go-
-W jego prawdziwym domu. - poprawiam się i zbieram wszystkie potrzebne rzeczy - Jedźmy tam. Szybko.
Nie czekam długo, bo Bangchan jak wichura wybiega z domu, a ja za nim, po czym wchodzimy do samochodu i jedziemy do domu Yanga.
Błagam, by nie było za późno.
Nie chcę go stracić.
Nie chcę.
Nie dam rady bez niego żyć.
Po 5 minutach wjeżdżamy już na podjazd, a następnie prędko biegniemy do drzwi.
Naciskam klamkę i co mnie jeszcze bardziej przeraża, ustępują od razu.
Błagam.
Wkraczam natychmiast do środka i już mam zacząć szukać chłopaka, gdy nagle widzę coś w salonie.
Dłoń. Bezwładną dłoń.
Kurwa mać, proszę nie.
Od razu pędzę do pomieszczenia, by zobaczyć coś, czego nigdy w życiu nie chciałem zobaczyć.
-Jeongin! - krzyczę płaczliwie i klękam przy nim, by móc zobaczyć jego bladą twarz.
Nie, nie, nie!
-Cholera... - mówi Bangchan, na co ja odwracam się do niego ze łzami w oczach.
-Dzwoń po karetkę! - ponownie krzyczę, przez co chłopak od razu wykonuje połączenie.
-Jeongin, proszę, obudź się, nie odchodź... Tak bardzo się proszę... - siadam przy nim i kładę jego głowę na swoich kolanach, głaszcząc jego policzek - Zostań z nami, potrzebujemy cię...
Ja cię potrzebuję.
Pojedyncze krople wypływają z moich oczu i spadają na białe czoło mojego przyjaciela.
-Zaraz będą. - odzywa się Bang i wpatruje się w ciało Jeongina, po czym przyklękuje przy nim - Nie odejdziesz, wierzę w ciebie Yangie...
Nigdy nie płaczę.
Nigdy.
Ale to jest moment, którego bałem się, gdy chłopak wpadł w zespół Capgrasa.
Że go stracę.
Mimo, iż jest jaki jest i czasami mam ochotę go walnąć - nie potrafię go zostawić.
Utrzymujemy się nawzajem przy życiu.
Ale gdy umrze....
Nie, nawet o tym nie myśl.
Jeongin przeżyje.
Przeżyje i będzie wszystko po staremu.
Już rozumiem, czemu zerwał z Hyunjinem.
Nie chciał go ranić, gdy popełniłby samobójstwo.
Nie chciał by się obwiniał.
Mimo, iż tak go ostatnio traktował.
On go kochał.
I kocha nadal.
Nagle zauważam opakowanie po tabletkach, koło Yanga. Biorę je w dłoń.
Tabletki nasenne.
Kurwa mać!
Charakterystyczny dźwięk karetki przywraca mi normalne myślenie.
Ratownicy szybko biorą Jeongina na nosze i wnoszą go do wozu.
Chcę tam wejść z nim, ale ręka na moim ramieniu zatrzymuje mnie, więc odwracam się.
-Nie możemy z nim jechać. - poważny ton głosu Chrisa przyprawia mnie o dreszcze.
-Niby czemu? - chcę mu się wyrwać, ale silna dłoń uniemożliwia mi to.
-Nie jesteśmy jego rodziną. Pojedziemy moim autem.
Chcę jeszcze coś powiedzieć, ale chłopak zaciąga mnie do samochodu i zapina nam pasy, po czym rusza z piskiem opon za karetką.
Żyj Jeongin.
Żyj.
Proszę.
Dzwonek mojego telefonu wybudza mnie z przemyśleń i nieszczególnie chcę go odbierać, ale przypominam sobie o Hwangu, który się martwi, więc od razu naciskam zieloną słuchawkę.
-I co z Jeonginem? Gdzie on jest? - słyszę wyraźny, przestraszony głos Hyunjina.
-Hyun, on-
-On co? Co się dzieje?! - przerywa mi, a ja próbuję się powstrzymać od rozłączenia się z nim.
Uspokój się. Zrób to dla swojego przyjaciela.
-Chciał popełnić samobójstwo. Przedawkował leki nasenne. Właśnie jedzie do szpitala, by go uratowali.
-Co?!
-Przyjedź tam jak najszybciej. My zaraz tam będziemy.
Rozłączam się i gdy dojeżdżamy na miejsce, wysiadam i biegnę do szpitala.
Oby go uratowali.
Proszę.
Tak bardzo proszę.
/Jestem wredna, że zatrzymuję w takim momencie. I co powiecie na to?\
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top