Dość

Minął ponad miesiąc od śmierci Woojina.

Hyunjin zamyka się w sobie coraz bardziej z każdym dniem, a gdy chcę mu pomóc lub po prostu coś powiedzieć... odtrąca mnie.

Czuję, jak mój ukochany oddala się ode mnie. Nie ma już jego wesołego, ciepłego głosu, ale za to szorstki i zimny.

Od tamtego czasu nie słyszę już słów takich jak ,,kochanie,, ,,honey,, czy zwykłe ,,kocham cię,,...

A co do czułości? On nawet nie przebywa w tym samym miejscu co ja.

Ciągle mnie unika.

Jesteś nikim.

Wiem, że to trudny okres dla niego, ale... ja też jestem człowiekiem, który potrzebuje kogoś, by nie czuł się gorszy.

Ale czy warto?

Tak wiele razy próbowałem jakoś do niego dojść, zrozumieć go, a w zamian zostawałem zgorszony lub przepędzony krzykiem, który równał się z moim płaczem przez całą noc...

Ale nie tylko ja z nim rozmawiałem. Nasi przyjaciele także. Niestety, nawet z nimi nie próbował nawiązać jakiegoś kontaktu.

Czuję się koszmarnie.

Nie, nie koszmarnie.

Okropnie.

Nawet w własnym domu nie mogę dostać miłości.

Ponadto...

Głosy wróciły.

Potwornie bolesne głosy w mojej głowie.

Minoru.

Umrzesz.

Nie potrafię się o tym przyznać nikomu.

Zniknij Jeongin, zniknij.

Muszę wyjść stąd, uciec, bo po prostu mam dość.

Rozumiem, że jest mu ciężko po starcie przyjaciela, ale... ja też mam uczucia i nie chcę już czuć jak w więzieniu.

Miał tyle czasu... ja go już niestety nie mam.

Hyunjin wie, że go kocham i że może na mnie polegać, a on co?

Rani mnie.

Totalnie mnie rani.

Wstaję z łóżka, na którym poukładane są już ubrania. Podchodzę do szafy, wyciągam walizkę i natychmiast chowam ciuchy i niezbędne rzeczy, które zabrałem już wcześniej z pomieszczeń.

Planowałem to od kilku dni. Nie mogę. Po prostu nie potrafię wytrzymać.

To ci nie pomoże...

Zamknij się do cholery!

Po kilku chwilach zamykam już torbę, po czym znoszę ją pod drzwi wejściowe naszego domu.

Ręce okropnie mi się trzęsą, bo to już czas, by porozmawiać z chłopakiem.

Biorę głęboki wdech i chwytam za klamkę jego drzwi od pokoju, które z łatwością się otwierają.

Widzę Hyunjina.

Siedzi przy oknie i tępo wgapia się w widoki poza nim. Na ten cały obrazek serce mi się kraje, ale nie mogę sobie pozwolić, bym odpuścił.

Nie mogę.

Nie będzie mną pomiatał jak śmiecia.

Śmieć.

Jesteś śmieciem.

Dasz radę Jeongin. Tylko powiesz to co myślisz i wyjdziesz. Tylko tyle.

-Hyunjin...

-Czego chcesz? Nie wyraziłem się jasno, że nie chcę z tobą rozmawiać? - spogląda na mnie obojętnym wzrokiem, a ja czuję, że zaraz nie wytrzymam, przez co zaciskam pięści.

Dasz radę.

-Posłuchaj mnie. Mam kurwa dość. - mówię stanowczo, przez co chłopak skupia się bardziej na mnie - Mam dość jak mnie traktujesz, jak do mnie mówisz i to, jak odpychasz mnie od siebie. Rozumiem, że jest ci ciężko, tak samo jak mi, ale jesteśmy dla siebie wsparciem, czyż nie? Wiesz, że możesz na mnie polegać i powiedzieć mi o wszystkim, ale ty kurwa wolisz mnie gnoić i odrzucać. Ja też straciłem wiele osób w swoim życiu, ale co wtedy zrobiłem? Przyszedłem do ciebie i wyżaliłem się, a ty mi pomogłeś. Ja też chciałem sprawić, że poczujesz się lepiej, że nie jesteś sam. Ale wiesz co? We własnym domu nie czuję się już nawet bezpiecznie. Nie mogę patrzeć na to wszystko. Nie daję już rady. I wiem, że brzmię samolubnie, ale taka jest prawda. Mam poczucie, że jestem wrakiem człowieka. Mam dość. Mam tego do chuja dość.

-Co masz niby na myśli? - patrzy się na mnie, mając niezrozumiały wyraz twarzy.

Dasz radę. To tylko parę słów.

-Naprawdę cię kocham, ale-

-Ale co? Mów do cholery! - schodzi z parapetu, ale nie podchodzi do mnie.

To boli. Tak bardzo boli jak mnie tak traktuje.

-Zrywam z tobą. To koniec z nami.

/Czekam, aż mnie zamordujecie\

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top