Prolog
Biegłam jak najszybciej mogłam szarymi, kamiennymi uliczkami mojej wioski. W koło leżały trupy tak bardzo znanych mi niegdyś osób, nasza społeczność była mała, więc wszyscy byli dla siebie jak rodzina. Niegdyś czyste, krystaliczno niebieskie jezioro stało się istensywnie krwisto-czerwone. Orkowie przeszukiwali każdy dom i nie oszczędzali nikogo, po prostu zabijali nas z zimną krwią, jak bydło. Osada, w której mieszkałam była mało znana a praktycznie nikt o niej nie wiedział dopóki nie zabłądził i do niej nie trafił, ale zazwyczaj większość piechórów zostawała z nieprzymuszonej woli, a po pewnym czasie umierali, bo byli śmiertelni, więc nie było w żadnych księgach ani wzmianki o nas. Właśnie dlatego nikt nie wiedział o istnieniu. Mieszkańcy, w tym ja, byli bardzo zdziwieni widząc naszych odwiecznych wrogów, ale było nas tylko garstka, więc nie mieliśmy najmniejszych szans na przeżycie i żaden elf nie uszedł z życiem, oprócz mnie.. Jedynie co miałam przy sobie to łuk i pełen kołczan strzał, nic więcej nie udało mi się zabrać. Orkowie gonili mnie bez zastanowienia, jedyne co mogłam zrobić to uciekać, licząc na łud szczęścia. Starałam się ukrywać między intensywnie zielonymi drzewami i unikać ślepo strzał, ale niestety jeden z wrogów przewidział mój ruch i wycelował w ramię, upadłam z bólu, a drugi dla pewności, że nie dam rady dalej biec, strzelił w moje udo. Nie poddawałam się i starałam jak najszybciej wyjąć zakrawawioną ręką strzałę, gdy już ją wyczułam, chwyciałam jej koniec i nałożyłam jednym ruchem na cięciwe. Wszystko było proste póki nie trzeba było jej naciągnąć aby strzelić, trafiona z tyłu łopatka bolała niewyobrażalnie przy najmniejszym ruchu tak jak noga. Pomimo nieprzyjemnego odczucia próbowałam, jednak natychmiastowo wypuściłam przedmioty, które głucho opadły na ziemię.
-Nie masz już siły?- zażartował sobie Ork -Jaka szkoda, myślałem, że będzie z tobą więcej zabawy...
-To ty skróciłeś tą zabawe strzelając do mnie.- zaśmiałam się sarkastycznie do stojącego dwa metry ode mnie stwora o nieokreślonym odcieniu skóry.
-Ale trafiłem.- wróg po swoich słowach uśmiechnął się szeroko, co w jego wykonaniu wyglądało dość bardzo strasznie
-To trzeba przyznać..- odpowiedziałam, po czym syknęłam wyciągając zatrutą strzałę z uda i ramienia -Po raz pierwszy spotykam tak wygadanego przedstawiciela twej rasy.
-Bo reszta nie zamierza gadać z takimi Szmatami jak wy.- odezwał się i powoli zaczął zbliżać z krótkim mieczem w ręku, drugi Ork. Zagotowało się we mnie i już szykowałam się na wyciągnięcie sztyletów, jednak ktoś mnie wyprzedził.
-Nie pozbawicie życia kolejnej istoty w tym królestwie i nie ujdzie wam zabicie niewinnej wioski na sucho.- usłyszeliśmy głos znikąd po czym istota obcięła głowy tym dwóm stworom.
Przypatrzyłam się uważnie tej osobie, był to mężczyzna, elf, miał długie blond włosy i hipnotyzujące, metaliczno niebieskie oczy. Schował miecz do pochwy przy pasie z odrazą, zszedł z konia po czym podchodził do mnie powoli natomiast ja, przestraszona z lekka cofałam się aż nie natrafiłam na duży pień drzewa. Zamarłam.
-Spokojnie, jesteś ranna.- powiedział powoli aksamitnym głosem zbliżając się coraz bliżej.
-I bezbronna.- odezwałam się krótko, próbując zatamować krew. Po czym dodałam patrząc na jego miecz, który miał w zasięgu ręki. -Skąd mam wiedzieć, że mnie nie zaatakujesz?- Blondyn od razu zrozumiał co miałam na myśli.
-O to Ci chodzi.. W takim razie abyś nie miała obaw to prosze..- odpiął miecz od pasa i rzucił w moją strone, zwinnie złapałam przedmiot starając się ignorować pieczenie rany.
-Mogę zobaczyć?- spytałam po chwili widząc broń w pięknie ozdobionej srebrnej pochwie ze złotymi zdobieniami. Widziałam już go kiedyś...
-Oczywiście.- odpowiedział z lekkim uśmiechem po czym zabrałam się za oglądanie. Wtedy nieznajomy skorzystał z okazji i podszedł do mnie bliżej. Chciał mi.. pomóc?
Była to praca elfów, dokładnie rzeźbiona broń o magicznej podstawie. Rękojeść była specjalnie profilowana pod posiadacza a kształt miał być przedłużeniem ręki właściciela. Przypomniałam sobie nagle, że kiedyś był wykonywany w naszej wiosce na zamówienie przez następce tronu.. Teraz wszystko było jasne. Przede mną stał Król Mrocznej Puszczy.. a ja mu nie zaufałam i potraktowałam jako podrzędną osobę... Już po mnie...
-Czy..?- przełknęłam głośno ślinę. -Jest pan Królem Mrocznej Puszczy, prawda?- spytałam po chwili z lekkim zdziwieniem oraz zażenowaniem na twarzy i oddałam przedmiot właścicielowi.
-Zgadza się, z twej wcześniejszej reakcji można wioskać, że nie wiedziałaś kim jestem, więc skąd to teraz wiesz widząc tylko mój miecz?- zapytał lekko podejrzliwie chwytając sztylet, który znajdował się na jego placach. No tak, nie pozwoliłby na to aby został bezbronny.. jaka ja głupia..
-Wiem to, z uwagi na to, że wykonywany był w mojej wiosce na zamówienie Króla..- odpowiedziałam spuszczając głowę.
-Czyli już mi ufasz?- zadał mi pytanie w zupełnie innym temacie co mnie mocno zdziwiło.
-Tak, ale głupio mi teraz z tego powodu jak pana potraktowałam..- odparłam zakłopotana i oderwałam kawałek ciemno-zielonwgo materiału z mojego płaszcza związując go na dolnej ranie.
-Miałaś prawo nie wiedzieć i proszę, mów do mnie po imieniu a nie per "pan".. Jestem Thrianduil.- uśmiechnął się chwilowo po czym zmienił mimike widząc co cuduje.
-Silvis.. W każdym razie, bardzo dziękuję za ratunek, ale teraz muszę już iść.- rzekłam wesoło; wstałam podpierając się o drzewo za mną. Poczułam mrowienie i lekki bezwład kończyn. Dopiero teraz zauważyłem, że naczynia krwionośne zmieniły kolor na czarny pod wpływem trucizny i przeklnęłam w myślach.
-Nigdzie cie nie puszczę w tym stanie młoda damo.- jego głos zrobił się natychmiastowo poważny, że się lekko wzdrygnełam. -Podejrzewam, że ta grupa orków skoro napadła na twoją osadę, nie masz nawet gdzie pójść, bo wszystko jest zniszczone.
-Widzę, że trochę wiesz na ten temat...- zaśmiałam się niemrawo.
-Po tylu latach można nauczyć się zachowań tych stworów, ale nie zmieniaj tematu. Jesteś w stanie chodzić?- zapytał widząc mój obecny stan. Stałam podpierając się plecami o roślinę i nie śmiałam ruszyć.
-Em.. Spróbuję.- gdy miałam wykonać krok, ból natychmiastowo sparaliżował całe moje ciało, prawdopodobnie bym zaliczyła bliskie spotkanie z ziemią gdyby nie elf, który złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie. Automatycznie moja twarzy przybrała odcień czerwieni. Spojrzałam na niego pytająco czując ciepło mężczyzny.
-Trucizna zadziała jak powinna i teraz będzie coraz gorzej.. Mam nadzieję, że nie jest już za późno.- westchnął cicho widząc mój stan, natomiast powoli moje ciało zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa, chwilę walczyłam ze sobą, jednak nie dałam rady. Była jedynie ciemność...
~~~~~~~
Tak się prezentuje prolog ;D Ostatnio znalazłam notatkami o tej książce, więc uznałam "czemu by nie nadać im kształtu?" I tak powstało to opowiadanie. W mediach moja ukochana piosenka, przy której pisałam ten rozdział :3
~Rachel aka Shiro
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top