c
c; curiosity
Wszystko zaczyna się w momencie, w którym pięść Ashtona po raz pierwszy uderza w drzwi domu na skrzyżowaniu Bullover i Heaston Street. Chłopak gorączkowo puka do drzwi Hemmingsów, niecierpliwiąc się z każdą upływającą sekundą. W głowie koncert urządziły mu piskliwe głosiki, które wesoło pogrywały sobie na harmonijkach. Czuje się komicznie.
Targają nim jednocześnie różne emocje. Z szczęścia przechodzą przez pryzmat smutku, by jako pustka odbić się od ścian jego czaszki i przemienić się w niepewność. Tym wszystkim emocjom towarzyszy jeden niezmienny czynnik - ciekawość.
Głosiki przestają śpiewać, by dać pełne pole do popisu harmonijkom, gdy ciotka Luke'a otwiera drzwi swojego domu, uśmiechając się przy tym ciepło. Po jej dużych oczach Ashton może stwierdzić, że jest zaskoczona i nie bardzo wie, co zrobić.
- Ja do Luke'a - mówi szybko, zanim kobieta zdążą cokolwiek z siebie wydusić.
Ciocia Hemmingsa nieco się uspokaja, zmarszczki na jej czole z powrotem stają się gładkie. Przesuwa się na bok i szerzej otwiera drzwi, zapraszając go tym samym do środka. Ashton nie pyta o drogę do pokoju Luke'a. Był tu wcześniej wiele razy, ale ona nie musi o tym wiedzieć. Bez słowa przedostaje się przez labirynt korytarzy, by po chwili znaleźć się przed znajomymi drzwiami.
Wchodzi bez pukania. Nie mówi nic, gdy wystraszony Luke obraca się na krześle obrotowym, by spojrzeć na niego swoimi dużymi, niepewnymi oczami. Jemu Ashton także nie daje szansy na wyduszenie z siebie słowa. Podciąga go za kołnierz koszulki do góry i niespokojnie oddychając, rzuca go na niezaścielone łóżko. Luke się boi.
Ash nie chciał go przestraszyć, dlatego stara się wyglądać najłagodniej, jak tylko potrafi. Lew chowa się za maską baranka.
Irwin kładzie się na Luke'u, układając się między nogami blondyna i przyciskając jego biodra do materaca. Przymyka oczy i ignorując wyjące z przerażenia głosiki oraz ich skrzeczące harmonijki, całuje Luke'a z całą siłą, jaką w sobie ma.
W momencie, w którym ich wargi się stykają, Ashton może usłyszeć całą orkiestrę. Dźwięki w jego głowie nie spodziewały się, że to zrobi. Że się im sprzeciwi. Mimo ich męczącego jęczenia, Ash czuje się dobrze. Wie, że to właśnie to.
Ich wargi poruszają się przy sobie w tym samym rytmie. Luke leży pod Ashtonem nieco spięty, jednak po chwili daje się ponieść chwili, zamyka oczy i wplata swoje palce we włosy przyjaciela. Znajdują swój wspólny rytm, który jest spokojny i zupełnie inny. Nic nie jest wymuszone. Wargi poruszają się we własnym tempie. Ashton przyzwyczaił się do skrzeczących dźwięków w swojej głowie; do partackiej orkiestry. Przy wargach Luke'a wszystko staje się cichsze. Wszystko się wycisza, pozostaje tylko cicho grające pianino.
Spokój.
To coś obcego dla chłopaka, który jest bałaganem, chaosem w ludzkiej postaci.
Zanim zdąży się zatracić, odsuwa się nieznacznie od blondyna i patrzy na niego z góry. Blondyn ma zamknięte oczy, oddycha niespokojnie i wygląda tak, jakby czekał na kolejny pocałunek, który nigdy nie nadchodzi.
Ashton znika tak niespodziewanie jak się pojawił.
Pamięta trzaśniecie drzwi, gdy uciekał z domu Hemmingsów. Pamięta krzyk rowerzystki, na którą wpadł, gdy biegł w stronę tunelu. Pamięta ciężkość jednej łzy spływającej po jego policzku. Pamięta szmer w metrze i automatyczny głos wyczytujący wszystkie przystanki po drodze. Pamięta krzyki w słuchawkach chłopaka siedzącego obok niego. Cisza już dawno zniknęła. Czas na harmider.
Gdy w końcu wchodzi do domu, jest (łagodnie mówiąc) roztrzęsiony. Cały się trzęsie, harmider miota nim od środka. I ta cholerna harmonijka. Jest prawie w swoim pokoju, gdy czuje na swoim ramieniu ciepłą dłoń. Tego się obawiał.
Obraca się, by przez pryzmat łez dostrzec zatroskaną twarz ojca. - Ashton? Co się stało? Czemu płaczesz? - pyta mężczyzna. W jego głosie jest tyle miodu i empatii.
Nastolatek potrząsa tylko gwałtownie głową, patrząc na Matta jak na obcego. Gdy ten wyciąga drugą dłoń, by otrzeć mokre ślady łez z policzków swojego dziecka, Ashton pluje mu w twarz. Jego ojciec jest w zbyt dużym szoku, by odpowiednio szybko zareagować. Zanim udaje mu się coś z siebie wydusić, Ashtona już nie ma. Chowa się w swoim pokoju, barykadując drzwi.
Matt opiera głowę o powierzchnie drzwi i wzdycha ciężko. Może usłyszeć trzaski i tłukące się szkło po drugiej stronie. Słyszy zduszone krzyki i skomlenia syna.
Matt pierwszy raz w życiu nie wie, co ma zrobić.
¥
mam jutro operację, więc um tak, trzymajcie kciuki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top