a
a; anger
Mieszkanie z Lukiem nie jest złe. Może to dlatego, że Luke sam w sobie nie jest zły. Tym bardziej jego ciotka, która nie wypytuje Ashtona o to, czemu ten wyniósł się z swojego domu. Nie pyta, czemu Luke się tak o niego troszczy. Nie wdaje się w dyskusje. To dobre. Wszystko w domu Hemmingsów wydaje się być dobre.
Dlatego właśnie Ashton tam nie pasuje. Jego brudny umysł i ta grająca nieczysto harmonijka nie powinny tam przebywać. Psują spokój, który w tym budynku znalazł sobie schronienie.
Czasem, gdy ręce blondyna owijają się wokół torsu chłopaka, Ashton ma ochotę na niego nakrzyczeć. Nie przez to, że mu się to nie podoba, a przez to, że gdy czuje dotyk drugiego człowieka na swojej skórze, harmonijka zaczyna grać głośniej. Z początku obecność Luke'a działała kurująco. Był jak lekarstwo, które zatykało głosikom gęby i sprawiało, że harmonijka chowała się gdzieś w kącie głowy. Ale teraz jest inaczej. Bestie w jego głowie nauczyły się bronić i teraz wracają z zdwojoną siłą.
Wszystko się w nim zbiera. Jego granice powoli się napinają. Bulgotanie w czajniku jest zbyt głośne. Siorbanie Hemmingsa staje się nieznośne. Odgłos nalewanej do kubka obok niego herbaty jest zbyt irytujący. Wsłuchując się w te okropne dźwięki połączone z symfonią w jego głowie czuje się tak, jakby ktoś właśnie otwierał mu głowę i wlewał do niej wrzący olej. Pomimo tego stara się to wszystko zamaskować. Próbuje udawać, że czuje się dobrze, bo nie chce zamartwiać Luke'a swoimi widziadłami i wymysłami. Próbuje.
Ale z ludźmi już tak jest, że czasem po prostu pękają. Bo ludzie to nie kulki z ołowiu. Ludzie to bańki mydlane.
Gdy wytrzymałość i odporność Irwina sięgają apogeum, dzieje się to podczas kolacji. Siedzą przy małym stoliku. Blondyn odgrzewa im spaghetti. Ciotki Hemmingsa nie ma, dlatego są skazani tylko na odgrzewane resztki i zimne kaloryfery oraz ciepłą herbatę. Buzia Hemmingsa się nie zamyka. Opowiada o swoim dniu, nie przejmując się tym, że praktycznie cały spędzili razem. Dzieli się z Ashtonem tym, co przeżywał w środku. Ashton to docenia, ale pod tym względem Luke przypomina mu jego ojca. Jest zbyt emocjonalny, zbyt szczery i czasem nawet zbyt dobry.
Jego głos staje się coraz bardziej irytujący. Mówi tak głośno i szybko, że Ashton dostaje migreny. Opiera swoją głowę na otwartej dłoni i próbuje się uspokoić, próbuje się uspokoić, ale potem unosi wzrok i widzi uśmiechającego się Luke'a, który chyba właśnie go o coś spytał. Ashtona to nie obchodzi. I tak nie zamierza odpowiedzieć.
- Mógłbyś przestać tyle mówić? - pyta. Jego głos jest cichy, jednakże stanowczy i ostry, jak kamienie na zboczu drogi. - Proszę, Luke...
I wtedy Luke przestaje. Zamyka się i spuszcza wzrok. Ashton widzi w jego oczach ból i przez to złości się jeszcze bardziej. Nie powinien dawać sobą tak pomiatać, bo to sprawia, że ta zła część Ashtona chce go przetestować. Chce sprawdzić, jak daleko może się posunąć i ile ten drugi może wytrzymać.
Ashton raz pozwolił sobie przetestować granicę drugiego człowieka. Testował swojego tatę. Dobrze wiedział, jak może się to skończyć.
Hemmings sięga po chusteczkę i wyciera sobie nią kąciki ust. - Czasem chciałbym zrozumieć, o co ci tak naprawdę chodzi.
Nie, nie zaczynaj.
- Stop - mówi głośniej Irwin. - Zamknij się.
Luke marszczy brwi. Zaczyna nie podobać mu się to, jak jest traktowany w własnym domu. W miejscu, w którym powinien czuć się dobrze i bezpiecznie. Tak było, dopóki nie pojawił się w nim Ashton. - O to właśnie mi chodzi - zaczyna znowu. - Nigdy nie wiem, co tak dokładnie masz namyśli. Jesteś taki niedosłowny i inny... Wiesz, mógłbyś mi w tym pomóc. Jeśli tym sam nie będziesz chciał się przede mną otworzyć-
- Ależ chcę! - wrzeszczy Irwin, podnosząc się z miejsca. - Cholera, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo bym chciał, by ktoś mnie zrozumiał.
Oboje się uspakajają. Dają sobie moment. Przez chwilę siedzą w ciszy, która tak naprawdę ciszą nie jest. Cisza nie istnieje dla Ashtona, odkąd po raz pierwszy usłyszał dźwięk harmonijki. Luke wzdycha ciężko i podnosi się z swojego miejsca, by kucnąć przy Ashtonie i złapać jego dłonie w swoje. Głaszcze kciukiem jego skórę. To niewinny i drobny gest. Gest, przez który Ashtonowi chce się płakać. Coś w jego głowie, mówi mu, że na to wszystko nie zasługuje.
Widzi sposób, w jaki Luke się z nim obchodzi. To pozwala mu powoli to zrozumieć. Zrozumieć fakt, iż Luke się w nim zakochuje.
- Przestań - mówi. Odpycha od siebie blondyna, który upada na podłogę i patrzy na niego ze zranionym wyrazem twarzy.
Właśnie o to chodzi, właśnie o to chodzi.
- Ashton - zaczyna blondyn, jednak Irwin nie daje mu skończyć myśli. Również podnosi się z miejsca i zaciskając mocno szczękę, zaczyna krążyć wokół stołu. Łzy w jego oczach sprawiają, że wszystko jest trudniejsze.
- To nie moja bajka - odzywa się w końcu. Zatrzymuje się, by spojrzeć na blondyna, który patrzy na niego z dołu. Oczy chłopaka również są czerwone. Ashton nienawidzi się za to, że to jego sprawka i dlatego postanawia zrobić to, co wychodzi mu najlepiej. Postanawia uciec od problemu. - Ja na to nie zasługuje, Luke. Jesteś zbyt dobry. Nie zrozum mnie źle, ale to nie jest coś dla kogoś takiej jak ja.
Luke znowu nie jest dopuszczony do głosu, bo Ashtona znika z jego domu tak szybko i nagle, jak się w nim pojawił.
Ashton czuje się tak, jakby cofnęła mu się taśma. Jakby ktoś przewinął fragment jego życia do tyłu. Czuje się tak, jakby znów oglądał film, który zna już na pamięć.
Znów pędzi w stronę tunelu, siada w metrze, obserwuje ludzi i cały dygocze. Znów stoi pod dobrze znanymi mu drzwiami, spędza minutę czy dwie na zastanowieniu się, czy na pewno da radę to zrobić, aż w końcu puka. Puka do drzwi, za którymi zawsze stoi ktoś, kto bez zastanowienia mu otworzy. A otwiera mu je jego tata.
¥
ten rozdział był trudny
i mam nadzieję, że puściliście sobie piosenkę, którą tu dodałam, a jak nie to zróbcie to teraz, bo jest cudowna i na pewno wniesie coś do waszego życia, jeśli tylko jej na to pozwolicie
poza tym zostały jeszcze trzy rozdziały + epilog
gdybym powiedziała wam o tym, że mam już zaplanowane kolejne opowiadanie, to z kim chcielibyście je przeczytać, hm?
szanujcie życie ziomki
ily
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top