Skrzydła
Nie mogłam opanować oddechu, ani niczego. A Hoseok tylko stał przy łóżku i patrzył. Jego wzrok stał się lodowaty. Zamarłam. Chciałam się podnieść, lecz jednym susem chłopak był przy mnie... a właściwie na mnie.
Zostałam unieruchomiona. Rozsunął moje uda kolanem tak, abym czuła jego podniecenie. Jego wzrok palił... bałam się, pomimo tego, że wiedziałam, że nic mi nie zrobi.
- "Boisz się?" - zapytał z demonicznym uśmiechem.
Nic nie odpowiedziałam, tłumiąc jęk rozkoszy, bo otarł się o moje krocze. Po chwili poczułam, że jest na skraju wytrzymania, jeszcze ruch czy dwa, a sam eksploduje. Rozluźniał ucisk moich nadgarstków, aż wycofał się ze mnie. Stanął przy drzwiach, otwierając je szeroko.
- "Lepiej już idź" - powiedział nie patrząc wcale na mnie.
Gdy drzwi się za mną zatrzasnęły, poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Namjoon...
- "O co cię prosiłem? Dlaczego ciągle kręcisz się obok Hobiego?"
Nie wytrzymałam i uciekłam do siebie. Mam dość! Jutro składam wymówienie. Zalałam się łzami.
Tak szczerze nie wiedziałam, czemu to wszystko ma służyć. Przecież to on... kurwa mać!
Ze łzami w oczach zasnęłam. W nocy obudził mnie jakiś szmer. Otworzyłam oczy i zamarłam. Nade mną stał Yoongi. Gdy usiadłam, położył się obok mnie na łóżku.
- "Nie zrobisz tego." - powiedział cichym głosem - "Nie odejdziesz, bo jesteś tu potrzebna. Musisz... musicie oboje zrozumieć i nauczyć się funkcjonować obok siebie. Nie becz głupia, bo zbrzydniesz."
Po tych słowach wyszedł, a ja zasnęłam z uczuciem otulających mnie skrzydeł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top