Seul

Nie mogłam spać, za bardzo byłam podekscytowana wyjazdem. Nigdy tak daleko od domu nie byłam, a tu Korea... Seul. Rano nic przełknąć nie mogłam, dopiero na obiad wmusiłam w siebie parę kęsów pieczonego kurczaka. Nie mogłam usiedzieć na miejscu, więc wyjechałam zbyt wcześnie, klnąc jak szewc na samą siebie.

- "Are you ready? Gotowa do wyjazdu?" - pan Won był punktualnie.

W samolocie poczułam strach. Leciałam pierwszy raz. Pan Won dzielnie mnie uspokajał. Lot był nieszczególny, moje samopoczucie pogarszało się z każdą chwilą. Gdy wylądowaliśmy... pierwsze co to wpadłam do ubikacji żygając za przeproszeniem jak kot. Masakra. W życiu gorzej się nie czułam, a najgorsze było to, że dzisiaj miałam jeszcze spotkanie z szefem hali. W hotelu jeszcze nie raz mi się zdarzyło odwiedzić klozecik.

- "Kurwa mać! W końcu się odwodnię." - warknęłam sama do siebie.

Pan Won przybył z jakimś lekiem i ze zgrzewką wody mineralnej, niczym rycerz. Byłam wdzięczna, bo przed spotkaniem mnie wszystko minęło.
Gdy dojechaliśmy do miejsca przeznaczenia, już na nas czekali. Z racji, że czułam się jak dupa, nie znając języka, szybko usunęłam się w  cień,  fotografując obiekt do planów. Nagle powstał jakiś rumor... okazało się, że ktoś miał mieć próby. Po chwili kolana ugięły mi się w kolanach. To byli oni... oni... mój ukochany zespół.  Musieliśmy niestety opuścić teren, jednak mnie się udało trzepnąć fotkę. Przerwa, poszliśmy na kawę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top