Army
Martwa cisza. Nicość.
Nagle coś szarpnęło moim ciałem. Zabolało. Dziwne, przecież umarłam.
Pisk, najpierw długi, a potem nieregularny.
Szarpnięcie. Boli!!!
Pisk i pikanie...
- "Udało się! Żyje!"
Potem słyszę tylko pikanie.
Zbyt długo, tak pragnę otworzyć oczy. Gdy to robię, oślepia mnie blask światła. Gdzie ja jestem?
Gdy oprzytomniałam, uświadamiam sobie, że jestem w szpitalu. Znowu? Ale... słyszę rozmowy w rodzimym języku. Nic z tego nie rozumiem.
- "Panie doktorze! Pacjentka się wybudziła."
Po chwili do pokoju wchodzi lekarz.
- "Witam. Nareszcie się nasza pacjentka obudziła. Jak się spało? Wszystko w porządku?"
- "Ale ja nic nie rozumiem... co ja tu robię? Byłam przecież w Seulu..." - jestem zdezorientowana
- "No cóż... była pani w śpiączce, i to dość długo. Musieliśmy panią operować. Była pani na koncercie i spadła pani z loży, tak niefortunnie, że pękły pani nerki. Był potrzebny przeszczep, ale dawca znalazł się od ręki. Po operacji straciła pani zbyt dużo krwi i prawie nam umarła. Na szczęście druga osoba zaoferowała swoją. Witamy wśród żywych"
Moje myśli biegały jak opętane. No tak, byłam na koncercie BTS i faktycznie, ktoś zepchnął mnie z loży. Gdy wspomnienia wróciły, rozpłakałam się. To wszystko mnie przerażało. Czułam smutek... bo przecież to wszystko...
- "Pozwolisz mi..."
Na dźwięk w swojej głowie, prawie dostałam zawału. Przecież...
Do drzwi sali ktoś zapukał, by po chwili wejść.
- "Witam. Jak się pani czuje?"
Zbladłam. To niemożliwe...
- "To ty? Jak? Co? O matko!"
W drzwiach stały dwie osoby... Hoseok i Yoongi, a za nimi lekarz.
- "Oto pani wybawcy. Nie muszę chyba przedstawiać? Hoseok oddał swoją nerkę, a Yoongi użyczył krwi. Zostawię was samych."
Podeszli, a ja ich uściskałam ze łzami w oczach. Po chwili usłyszałam w głowie:
- "Wiesz kim jesteśmy... i dlaczego słyszysz nasze myśli?" - głos należał do Hoseoka
Pokiwałam przecząco głową.
- "Nie jesteśmy tak do końca ludźmi. Jesteśmy aniołami... Jednak nie takimi z nieba, mamy czarne skrzydła. Ratujemy i pomagamy ludziom. Żyjemy tylko dla nich. Ale jak do tej pory, nikt nie słyszał naszych myśli... Pytanie do ciebie? Kim ty kochana jesteś?"
Na te słowa uśmiechnęłam się nieśmiało.
- "Jestem z rodu pierwszej kobiety Adama."
Ich oczy rozbłysły z zaskoczenia.
- "Witaj w naszej armii. Ramię w ramię zbawimy ten świat."
...................................................................
I na tym kończę opowiadanie. Zmieniam trochę tytuł. Za jakiś czas ono zniknie, bo postanowiłam je przerobić, trochę beznadziejnie napisałam. Pojawi się potem w lepszym wydaniu.
Dziękuję za uwagę
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top