rozdział | 23
Wieczór był chłodny, ale przyjemny. Nawet jeśli mróz ziąbił w policzki, widok błyszczących gwiazd na niebie był wart wyjścia z mieszkania. Para spacerowała wzdłuż chodnika, ciągnącego się przez śliczny park. Co prawda, nagie gałęzie drzew nie zachęcały swoim wyglądem, jednak doszukać się w tym można było nawet piękna. Izuku opowiadał z ożywieniem w głosie o tym, dlaczego uwielbia taki a nie inny, nastrój. Zimy samej w sobie nie znosił, lecz utożsamiał się z tą ponurą, pełną niepokoju atmosferą jaką niosła ze sobą ta pora roku.
Mężczyźni gawędzili swobodnie, a jeden zerkał na drugiego, rumieniąc się przy tym. Wyraźne zainteresowanie wyraził młodszy, który walczył z ochotą złapania swojego chłopaka za rękę. Nurkował nosem w szalik, aby ukryć swoją zakłopotaną twarz. Nie miał w zwyczaju wstydzić się takimi błahostkami, była to raczej specjalność Izuku. Jednak, jeszcze nigdy nie okazywali sobie uczuć w miejscu publicznym, z kręcącymi się wokół ludźmi. To zrozumiałe, że odczuwał tyci niepokój w takiej sytuacji.
— Chcę zrobić jutro obiad, skoro dzisiaj zająłeś się kolacją. Pomożesz mi? — zapytał starszy po dłuższej chwili ciszy między nimi.
— Jasne. — Katsuki uśmiechnął się pod nosem, jednocześnie zerknął na niższego. — Potrzymam dla ciebie gaśnicę.
— Nie bądź złośliwy! — zaburczał wyraźnie obrażony niemiłym komentarzem blondyna. Izuku popchnął go delikatnie, gdy ten zaczął rechotać pod nosem. Nastolatek szybko do niego wrócił, łapiąc go przy okazji za rękę. Poczuł się pewny, więc nie miał zamiaru go puszczać, a tylko umocnił uścisk bardziej. Spodziewał się, że nauczyciel zacznie się nerwowo rozglądać po okolicy, dlatego też na jego ustach ponownie zawitał figlarny uśmiech. — Uhm…
— Nie musisz się wstydzić — powiedział, choć chwilę temu na myśl o trzymaniu się za rączkę sam się rumienił.
— Nie wstydzę się! Tylko… — zamruczał pod nosem — gdyby ktoś ze szkoły nas widział…
Bakugo przyciągnął go bliżej siebie, na tyle, że ramiona mężczyzn spotkały się ze sobą. Z zadowoleniem wsunął ich splecione dłonie do ciepłej kieszeni swojego płaszcza. Okularnik poczerwieniał na policzkach, ale też poczuł się bardziej komfortowo. Pozwoliło mu to przypomnieć, że przy Katsukim nic mu nie grozi.
— Szkoła jest bardzo daleko stąd, w dodatku nikogo tu nie ma. Nie zaprzątaj sobie główki głupotami.
— Ale-
Katsuki śmiało uciszył kochanka pocałunkiem prosto w usta. Chwilowe zetknięcie się zimnych warg rozpaliło obydwu z nich. Ten szybki buziak miał pierwotnie na celu uciszyć piegowatego, ale młodszy postanowił nieco pogłębić tą chwilę przyjemności, skoro w pobliżu nikogo nie było.
Reakcja Midoriyi była przesłodka i sam Bakugo nie był gotowy na tak uroczy odzew. Zawstydził się – to jasne. Jednak zrobił to w tak cholernie rozkoszny sposób, że uczeń doznał chęci wtulenia się w niego jak pies, który domaga się głaskania.
Izuku schował buzię bardzo głęboko w szal, gdzie na widoku były tylko jego okulary, które szybko zaczęły parować. Nie odzywał się, milczał jak grób, ale wewnątrz aż krzyczał.
— Jesteś taki uroczy — zaczął osiemnastolatek, tylko pogarszając stan swojego partnera.
— Kacchan, dlaczego robisz mi to tutaj? — wybełkotał, wynurzając połowę, wciąż zarumienionej, buzi.
— Żebyś zrozumiał, że to normalna rzecz dla ludzi w związkach. — Drugi westchnął cichutko, opierając głowę na barku swojego chłopaka. Wolną ręką objął ramię czerwonookiego, który od razu zwolnił kroku, by cieszyć się tą chwilą. — Właśnie tak.
— Sam brzydzisz się parami, które obściskują się w miejscach publicznych. — wytknął mu.
— Chodzi mi o trzymanie się za ręce!
— Hm, ale pocałowałeś mnie — odbił z uśmiechem. Zebrało mu się na ochotę do droczenia się.
— Są różnice między pocałunkiem, a wpychaniem sobie języków do gardeł — burknął w odpowiedzi.
Starszy zaśmiał się, ale postanowił zostawić ten temat. Tuląc swojego chłopaka, czuł miłe ciepło bijące z jego ciała. Mógł na spokojnie się zrelaksować, wdychając zapach perfum Katsukiego, który połączył się z przyjemną wonią zimy unoszącą się w powietrzu. Cieszyli się, że mogą cieszyć się sobą w samotności. Widocznie tylko oni byli na tyle głupi, żeby wybrać się na spacer w taką pogodę, ale jak widać, miało to swoje plusy.
— Zastanawiałem się… — zaczął Midoriya, unosząc swoją głowę z ciała towarzysza — czy widać, że jestem od ciebie starszy?
Bakugo prychnął pod nosem.
— Gdzie tam. Z okularami wyglądasz młodziej.
To fakt, wyglądał jak uroczy student na pierwszym roku.
— A bez nich?
Tutaj Katsuki nie mógł się powstrzymać przed uśmiechem. W pierwszej chwili pomyślał o wielu odpowiedziach, ale tylko jedna z nich wydawała się być wyjątkowo trafna na tle innych.
— Seksowniej — zamruczał, jakby chciał wyznać mu to w sekrecie. Zielonowłosy stanął w płomieniach. Zawsze, gdy Kacchan nazywał go seksownym czy atrakcyjnym, nabierał pewności siebie. Po otrzymaniu takich komplementów, najchętniej powaliłby go na łóżko. — Ale wciąż, bez względu na to czy masz okulary, czy ich nie masz, zawsze dobrze wyglądasz — dodał, całując go szybko w głowę.
Chłopak też nabrał chrapki na swojego nauczyciela. Pomyślał sobie, że cudownie byłoby teraz wrócić i ogrzać się pod kocem z ciepłą herbatą w rękach. W swoich myślach uwzględnił też zakończenie tego wieczoru z fajerwerkami pod kołdrą.
— Wracamy do domu? — wyszeptał zachęcająco do ucha starszego.
Midoriya, z jakiegoś powodu, uśmiechnął się pod nosem, gdy Katsuki wspomniał o powrocie do domu. Zabrzmiało to, jakby mieli swoje własne gniazdko.
— Tak — odparł wesoło.
Postanowili zawrócić, wciąż słodko przylepieni do siebie nawzajem. Izuku cieszył się, że w końcu mógł się zrelaksować i w pełni wykorzystać czas spędzony z Kacchanem. Nagle, poczuł, że blondyn zwalnia. Szybko też puścił dłoń okularnika, co bardzo go zaniepokoiło. Rozejrzał się po parku. Zbliżała się do nich para, więc zapewne z tego powodu tak dziwnie zareagował.
— Pf, a co z twoim słynnym: "nie musisz się wstydzić"? — prychnął złośliwie. Zamiast odpowiedzieć, jego chłopak odwrócił się i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Starszy od razu złapał go za płaszcz, nie pozwalając mu oddalić się ani na krok. — Co z tobą?
— Oh, dobry wieczór!
W tej chwili sam Izuku zamarł. Dosłownie życie stanęło mu przed oczami, a przyjaźnie wypowiedziane słowa odbijały się echem w jego głowie. Chyba wiedział do kogo należy ten głos, jednak w dalszym ciągu nie odważył się zmierzyć z jego posiadaczką. Szukał wsparcia w swoim facecie, ale ten ani drgnął. Gdyby go puścił, pewnie zwiałby.
— Myśleliśmy, że nie ma nikogo w domu, więc poszliśmy się przejść — dodał ktoś inny.
Teraz musiał to zrobić. Przecież nie mógł wpatrywać się w plecy Katsukiego całe wieki. Osobami idącymi wcześniej po chodniku okazali się być mama Kacchana oraz mężczyzna w okularach. Izuku zgadywał, że był ojcem chłopaka po podobieństwie oraz fakcie, że Mitsuki trzymała go pod ramię.
Miał ochotę użyć swojego ukochanego jako żywej tarczy i schować się za nim z zawstydzenia. Nie był pewny jak wiele jego rodzice widzieli, ale coś na pewno dostrzegli.
— O – oh, dobry wieczór — powiedział na początek. Puścił blondyna niczym rozwścieczonego psa ze smyczy. Od razu zmierzył się ze swoimi rodzicami, broniąc tym samym swojego nauczyciela.
— Co wy tu robicie?! — wrzasnął, skupiając swój rozgniewany wzrok na matce. — Ty wiedźmo, śledziłaś mnie?!
Mocne zarzuty ani trochę nie spodobały się Mitsuki.
— Uważaj, co mówisz.
— Bo co? — zapytał, krzyżując ręce na piersi. Zawisnął nad nią, chcąc jej pokazać jak niska jest w porównaniu do niego. Doskonale wiedział, że to doprowadzało jego rodzicielkę do szału. Często jej mówił, że siwieje albo zaczyna się kurczyć, gdy miał ochotę ją podenerwować lub po prostu się odgryźć.
Dzielny ojciec od razu zauważył co się święci. Podszedł do, rzucającej sobie mordercze spojrzenia, rodziny i położył ręce na ich barki, żeby zawczasu ostudzić aferę.
— Nie kłóćcie się w miejscu publicznym, ile razy mam to powtarzać? — zaczął ostrzegawczym tonem.
— Właśnie, Kacchan uspokój się — dodał niemrawo drugi okularnik.
— Zaraz się pozbędę tej starej baby — warknął nastolatek.
— Jak ty mówisz o matce, smarkaczu?!
Zaczęło się standardowo od przekrzykiwania i wyzywania siebie nawzajem. Masaru miał szczęście, że wokół nie było ludzi, przy których zawsze musiał się za nich wstydzić. Izuku nie bardzo wiedział jak zareagować. Prosił cicho pod nosem, żeby przestali, ale jego głos najwyraźniej do nich nie dotarł.
— Oni tak zawsze — skomentował ojciec Katsukiego. Podszedł do Midoriyi z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Piegowaty, chcąc nie chcąc, spiął się w towarzystwie tego miłego mężczyzny. — Chwilę się pogryzą aż w końcu im się znudzi. Ah, dobry wieczór — przywitał się. Podali sobie uprzejmie dłonie. — Masaru, ojciec Katsukiego.
— Miło mi, mam na imię Izuku. ...Um, jestem-
— Hah, wiem — wtrącił, gdy zauważył, że nauczyciel nie był pewny jak odpowiedzieć. — Żona często o panu opowiada.
— …Oh — odmruknął z uśmiechem. A więc często o nim mówiono w domu. Zastanawiał się czy w dobrym, czy w złym kontekście. Masaru stał obok niego, grzejąc ręce w kieszeniach kurtki. Stali obok siebie, przyglądając się kłótni, w której zaczęło dochodzić do łagodnych rękoczynów. Mitsuki ciągnęła swojego syna za ucho, a ten targał ją za szal, rzucając wyzwiska. Zielonowłosy nie wyobrażał sobie, że można tak odnosić się do własnej matki. Jemu samemu tak zażarta kłótnia z rodzicem zdarzyła się raz w życiu. Jej finał był tragiczny, a on będzie się obwiniał za to do końca swoich dni. — Czy nie powinniśmy czegoś zrobić?
— Haha, z czasem się przyzwyczaisz — zachichotał. Położył dłoń na barku nauczyciela, który spojrzał na szatyna. — Witaj w rodzinie.
— W – w rodzinie?
Poczerwieniał na te słowa, ale też nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego Katsuki tak narzekał na swoich rodziców. Byli dla niego tacy mili i przyjęli go niemalże z otwartymi ramionami. Dla swojego syna również nie byli źli, bo Izuku widział, że martwią się o niego bez względu na wszystko.
— Staruchu, co ty tam mu za bzdury opowiadasz?! — rzucił nagle blondyn, który zdążył stracić zainteresowanie swoją mamą. Był cały zawstydzony, podchodząc do ojca.
— Mama mówiła, że to twój chłopak.
Dziwnie to brzmiało w ustach Masaru. Zakłopotanie sięgnęło i nauczyciela.
— B – bo nim jest, do cholery! — wydukał z miną obrażonego dziecka. Mitsuki zaczęła się śmiać z całej tej sytuacji. — Z czego rżysz?!
— Zawsze tak słodko się rumienisz, gdy mówisz o Izuku.
Nastolatek tak bardzo się zawstydził, że nie potrafił ułożyć liter w słowa. Dawno nie był postawiony w tak niezręcznej sytuacji. W końcu, przy swoim chłopaku chciał wypaść jak najlepiej, a w tej chwili rodzice stawiali go w niekorzystnym świetle.
— W – wcale nie! Zamknij się! A ty się nie śmiej, stary pryku! — wrzasnął w stronę ojca.
— Kacchan… Przestań. — Izuku również nie było lekko. Rodzice chłopaka byli bardzo przyjaźni, ale potrafili wprowadzić ich w zakłopotanie. Piegowaty zasłonił zarumienioną twarz ręką, aby stłumić w sobie to zażenowanie.
— "Kacchan"? — powtórzyła blondynka ze złośliwym uśmieszkiem. — Jak uroczo — mruknęła, szturchając ramieniem swojego syna. — Mogę tak do ciebie mówić?
— Nawet nie próbuj.
Kobieta prychnęła, a następnie podeszła do swojego nowego faworyta, aby się przywitać.
— Że też udało nam się na siebie wpaść — powiedziała, ściskając dłoń młodego mężczyzny.
— Czego tu szukacie, trzydzieści kilometrów od domu? — odezwał się najmłodszy.
Mitsuki zaczęła szukać czegoś w torebce. Wyjęła z niej małą buteleczkę, którą pomachała Katsukiemu przed nosem.
— Zapomniałeś swoich leków, mój drogi. Nie przewracaj mi tu oczami! — huknęła w stronę blondyna, który tylko machnął ręką z irytacją. — Lekarz powiedział, że musisz je brać.
— Nie wziąłeś lekarstw? — wtrącił Izuku. — Dlatego dzisiaj tak zakręciło ci się w głowie?
— Co? Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? — Zdenerwowana matka ponownie sięgnęła do torebki, tym razem wyjmując z niej małą butelkę wody. — Bierz je w tej chwili.
— Niczego nie będę brał.
— Katsuki. — Osiemnastolatek poczuł jak dreszcze biegną wzdłuż jego ciała. Spojrzał na swojego nauczyciela, którego wyraz twarzy wywołał u klasowego agresora przerażenie. — Nie dyskutuj. — Ani drgnął, patrząc jak na ustach okularnika pojawia się fałszywy uśmiech. Midoriya wiedział, że ma tu władzę.
— Dobra, już dobra. Ja pierdole — burknął, unikając kontakt wzrokowy ze swoim chłopakiem. Szybko połknął jedną tabletkę, popijając ją wodą. — Przecież z tym można było zaczekać. Możecie już sobie-
— Jest chłodno, więc może wpadniecie na ciepłą herbatę? — przerwał mu Izuku.
— Co-
— Z chęcią! — wypaliła jego matka. Wszyscy przeczuwali, że od razu się zgodzi. — Prawda, kochanie?
— Jeśli to nie problem.
— Nie, skąd — zaśmiał się uroczo młody mężczyzna. Z całą pewnością grabił sobie w tej chwili u pewnego wkurwionego nastolatka.
Katsuki nie miał zamiaru mu tego odpuścić. Wziął zielonowłosego za szmaty i oddalił się z nim, aby jego rodzice nie podsłuchiwali.
— Pojebało cię?
— Chciałem być uprzejmy… — powiedział niewinnym głosem. — To twoi rodzice.
— Tym bardziej nie powinieneś ich zapraszać!
— Nie przesadzaj. Czego się boisz?
— Nie boję się — mruknął. Nie potrafił długo się na niego gniewać i było to widać już po kilku sekundach, gdy zaczął się przymilać do swojej sympatii. — To miał być nasz wieczór, Izu — zaczął, zbliżając usta do piegowatego policzka.
— To zajmie najwyżej godzinę — odparł, odsuwając się nieznacznie. — Zresztą, już ich zaprosiłem.
— Zapłacisz mi za to.
— Wątpię. — Uśmiechnął się wrednie zanim wrócił do państwa Bakugo. W drodze powrotnej blondyn szedł z tyłu, wiedząc, że staruszkowie skompromitują go po całości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top