rozdział |19

— Wydaję mi się, że miesiąc rehabilitacji wystarczy — zaczął lekarz. Pacjent przyglądał się swojemu doktorowi z nieco zmartwionym wyrazem twarzy. — Wiem, że jesteś na profilu bohaterskim, ale niestety musisz ograniczyć intensywny trening. Wracaj do formy stopniowo i na spokojnie. 

Katsukiemu wcale nie spodobały się zalecenia, o których poinformował go lekarz. Zamilkł choć widział, że mężczyzna czeka na odzew z jego strony. W tej wyjątkowo beznadziejnej sytuacji mógł myśleć tylko i wyłącznie o swojej przyszłości, która właśnie zaczęła się sypać przed jego oczami. 

— Za trzy tygodnie mam egzamin praktyczny do zdania — odparł słabo. Jego głos był pozbawiony tej pewności siebie, z którą zawsze się obnosił. 

— Niestety będziesz musiał zdawać w innym terminie. 

Wzrok Bakugo zawiesił się na podłodze. Nie tak to sobie wyobrażał. Tak niecierpliwie czekał na zakończenie roku i na wydanie mu jego stałej licencji bohaterskiej. Nie mógł się doczekać postawienia nogi w agencji, aby zacząć swoją karierę. Jak mógł tak po prostu stać z boku i przyglądać się jak jego znajomi z klasy ruszają do przodu? 

— Cholera — syknął w końcu — przecież jestem zdrowy — powiedział z wyraźnym oburzeniem w głosie. — Nie potrzebuję też tego głupiego wózka! 

Na sam widok tego ustrojstwa miał ochotę wstać i wyjść o własnych nogach, aby pokazać, że nie sprawia mu to najmniejszego problemu. 

Nic mu nie jest. Czy naprawdę musi wypisać sobie to zdania na czole, żeby ci ludzie w końcu to zrozumieli? 

— Twój organizm wciąż jest słaby — odparł. — Po miesiącu bezczynności, masa mięśniowa zaczęła zanikać. Nie zapominaj, że jesteś po bardzo skomplikowanym zabiegu. 

— Minął miesiąc — podkreslił nastolatek. — Nie rozumiem też, dlaczego nie mogę wrócić do swoich normalnych treningów. 

— Jeśli złamiesz nogę i po zdjęciu gipsu postanowisz przebiec maraton, jak myślisz jak to się skończy?

— Głupie porównanie — prychnął. 

— Głupie, ale trafne. Więcej na ten temat powie ci twój fizjoterapeuta. To wszystko z mojej strony. 

Blondyn wstał z łóżka, widząc, że doktor zaczyna się zbierać. 

— Uhm... dziękuję, że mnie pan z tego wyciągnął — powiedział wyjątkowo grzecznie jak na niego. Mężczyzna wyciągnął swoją dłoń w stronę chłopaka, a ten ją od razu uścisnął.

— Życzę szybkiego powrotu do pełni sił — powiedział z uśmiechem, po czym wyszedł z pokoju. 

Katsuki upewnił się, że niczego nie zapomniał spakować. Jego matka, jak zwykle, się spóźniała, co wyjątkowo go zdenerwowało. Poprosił, żeby przyjechała prędzej, ale na nią Katsuki rzadko kiedy mógł liczyć w takich momentach. Punktualność i dokładność zdecydowanie odziedziczył po ojcu. 

Chciał już wrócić do domu i położyć się w własnym łóżku. Spędził w tym miejscu wystarczająco dużo czasu, aby zapałać do niego nienawiścią. 

Bakugo przeniósł wzrok na telefon, który właśnie zawibrował. Wziął go do rąk z cichym westchnięciem i nadzieją, że to wiadomość od matki. 

[Izuku] Jestem w drodze!  ♡ (^ω^) 

Policzki nastolatka automatycznie się zaczerwieniły. Z agresora przeszedł na tryb zakochanego debila. Coraz częściej doznawał wrażenia, że ten uroczy facet zawładnął jego sercem do wszelkich możliwych granic. Odkąd Katsuki wybudził się ze śpiączki, Midoriya jest dla niego o wiele słodszy i bardziej kochany, co skutecznie onieśmiela blondyna. Widać, że starszy stał się bardziej opiekuńczy i troskliwy, jednak zaczął trzymać pewien dystans w ich relacji, czego blondyn nie rozumiał. Ograniczył też droczenie się z nim za czym osiemnastolatek zdążył zatęsknić. 

Zdecydowanie będzie musiał troszeczkę podrażnić się ze swoim nauczycielem. 

Czerwonooki zastanawiał się przez chwilę co napisać, żeby zawstydzić swojego chłopaka. Ostatecznie nie napisał nic, bo do jego pokoju właśnie ktoś wszedł.

— Już jestem — powiedziała kobieta, która była lekko przemoczona. Najpewniej zapomniała parasola, a w ostatnich dniach pogoda była bardzo zmienna. — Na dworze jest cholernie zimno. Ubierz się ciepło. 

— Nie spieszyłaś się — mruknął, ignorując jej słowa. 

Mitsuki położyła na krześle swoją torebkę, a następnie spojrzała na Katsukiego, który przypatrywał się jej w oburzony sposób. 

— Musiałam zabrać tacie samochód — wyjaśniła, poprawiając swoje włosy. — Cholera, będę musiała po niego wracać — wymruczała pod nosem. Nastolatek wstał z łóżka, uprzednio wzdychając. Spojrzał na swoje torby, co od razu zauważyła jego matka. — Masz wszystko?

— Chyba tak. 

Wzrok kobiety przeniósł się na wózek stojący przed łóżkiem.

— Dla ciebie? — zapytała. 

— Nie myśl sobie, że na to wsiądę.

— Parking jest daleko, więc-

— Nie jestem kaleką! — przerwał, podnosząc głos.

Mitsuki skrzyżowała ręce na piersi, co było jej postawą do walki. Katsuki już wiedział, że zaraz zrobi się nieprzyjemnie. Zwykle był bardzo chętny do ostrej wymiany słów, jednak dzisiaj czuł się na tyle padnięty, że nie było go stać nawet na odpyskowanie swojej matce. 

— Ponoć wczoraj upadłeś, gdy wstałeś z łóżka — zaczęła, o dziwo, spokojnie. 

— Zakręciło mi się w głowie — odburknął.  

— Cóż, ja na pewno nie będę zbierała twojego dupska z podłogi. — Matka złapała za wózek, podjeżdżając nim bliżej. — Wskakuj — powiedziała, piorunując syna wzrokiem. — No już. 

— Nie mam siły się z tobą kłócić — westchnął, wsiadając na niego. 

Może i dobrze, że mógł skorzystać z wózka. Czuł się wyjątkowo beznadziejnie, do czego nie był przyzwyczajony. W końcu był porządnie zahartowany i rzadko chorował. W chwilach słabości okazywało się, że zwykły ból głowy był w stanie sprawić mu wiele nieprzyjemności. 

Chłopak wziął swoją torbę na kolana, czekając aż blondynka ruszy. Spojrzał za siebie, widząc, że nic się nie dzieje. Kobieta dziwnie mu się przyglądała.

— Wszystko w porządku? — zapytała, kładąc rękę na jego policzku. Katsuki od razu się odsunął, dostając dreszczy od wyjątkowo zimnego dotyku.

— Nic mi nie jest! Jedźmy już — fuknął. 

— Źle wyglądasz. 

I tak samo źle się czuł. Nastolatek wstał lewą nogą, więc dzisiaj wyjątkowo łatwo dawał się prowokować. Był przekonany, że to przez dzisiejsze złe informacje od lekrza, czuł się tak kiepsko. Wciąż myślał o tych cholernych rehabilitacjach i przerwie od treningów. Nie wspominając o egzaminie praktycznym, do którego i tak podejdzie, nawet jeśli wszyscy będą go od tego odciągać. 

To wszystko doszczętnie go wkurwiało

— Nic mi nie jest — powtórzył już spokojniej. 

Mimo, że jego matka nie zdawała się być przekonana tą odpowiedzią, wyjechała razem z Katsukim na korytarz. 

— Rozmawiałam z twoim wychowawcą. Wrócisz do szkoły po weekendzie. 

— Dlaczego nie mogę iść jutro? — prychnął. 

— Bo jesteś jeszcze słaby — odparła miękko. Z jej głosu biła troska i zmartwienie. Dziwne zachowanie jej syna definitywnie nie dawało jej spokoju. — Oh, popatrz kto idzie — zagadnęła, zauważając w oddali znajomą twarz. 

Katsuki uniósł wzrok ze swojej torby, aby spojrzeć przed siebie. Piegowaty mężczyzna właśnie wyszedł z windy, a zauważając rodzinę Bakugo, od razu wesoło pomachał w ich stronę. 

Blondyn zerknął na swoją matkę, która rozpromieniła się na widok nauczyciela. 

— Zakochałaś się, czy co? — zapytał z drwiącym uśmiechem, za co od razu dostał po głowie. 

Okularnik podszedł do nich. Młody chłopak nadął nieco policzki, uświadamiając sobie, że jest prowadzony na wózku. Nie chciał, żeby Izuku widział go w takim stanie. 

— Dzień dobry! — Zielonowłosy tryskał energią, co pozytywnie zaskoczyło Mitsuki. Katsuki był bardziej zszokowany, jednak musiał przyznać, że ciepły uśmiech jego mężczyzny pozwolił mu zapomnieć o problemach. 

Midoriya uścisnął dłoń Mitsuki, która powitała go z równie szerokim uśmiechem. Nastolatek poczuł ulgę, widząc, że dogadują się ze sobą. Przynajmniej już nie będzie musiał kłamać swoim rodzicom w żywe oczy, ponieważ wszystko sprawnie wyszło na jaw. 

— Nie wiedziałem, że już cię wypisali — zagadnął Izuku, patrząc uważnie na twarz swojego chłopaka. Zdążył się za nim stęsknić. 

— Mieli to zrobić jutro, ale potem zmienili zdanie — odpowiedział blondyn.

— Świetnie! 

Piegowaty otworzył Mitsuki drzwi, co ta wykorzystała, aby dyskretnie się do niego zwrócić.

— Mogę cię prosić na słówko? — powiedziała cicho, gdy przechodziła obok nauczyciela. 

— Uhm, pewnie — odparł z nerwowym uśmiechem. 

Kobieta odjechała ze swoim synem na bok, przez co ten głupio na nią spojrzał. 

— Co ty odpieprzasz? — zapytał, marszcząc brwi. 

— Muszę porozmawiać z Izuku. 

— Żeby obgadywać mnie za moimi plecami? 

Słysząc to, okularnik od razu podszedł do nastolatka, który właśnie się obraził. Nauczyciel uznał to za urocze, jednak normalnie Katsuki nie był tak bardzo humorzasty, co go zaniepokoiło. 

— Spokojnie, to szkolne sprawy — uspokoił go łagodnie. 

— Nie bądź zazdrosny. Nie zabiorę ci go — zaśmiała się Mitsuki. Od razu poczochrała swojego syna po głowie, a ten zachował się przy tym jak rozwścieczony pies, który szykuje się do ugryzienia. 

Midoriya cicho zachichotał. Kobieta naprawdę lubiła dokuczać Katsukiemu, a z kolei on z przyjemnością dokuczał Izuku. 

Razem z Mitsuki przeszli przez drzwi, prowadzące na drugą część korytarza. Okularnik odchrząknął z powodu nagłej ciszy, która między nimi nastała. Można powiedzieć, że oswoił się w towarzystwie matki Kacchana. Radowało go też, że i ona pała do niego sympatią. 

— W miarę możliwości, będziesz miał na niego oko w szkole? — zapytała cicho, jakby bała się, że jej syn usłyszy ich rozmowę. 

— Katsuki to duży chłopiec — odparł z delikatnym, jednak nieco wymuszonym, uśmiechem. 

— Ale jest uparty jak małe dziecko. Katsuki nie może ot tak wrócić do treningu. 

Dla kogoś kto lubi różnego rodzaju aktywności fizyczne musi być to ogromny cios. Ponadto, odbije się to na jego planach związanych z bohaterstwem. 

— Rozumiem — przytaknął. — Jeśli zauważę, że coś jest nie tak albo się przepracowuje, zwrócę mu uwagę. 

— Dziękuję. — Mitsuki odetchnęła z ulgą, ale w jej spojrzeniu, w dalszym ciągu, gościł niepokój. 

— Wszystko w porządku? — zapytał nauczyciel. On też zdążył zauważyć, że coś tu nie gra. — Katsuki zdaje się być jakiś przygaszony. Coś nie tak z jego zdrowiem?

— Jest dobrze, ale co do niego… ah, nie wiem. On nie chce ze mną rozmawiać — powiedziała, wzruszając ramionami. — No nic, wracajmy zanim wysadzi cały oddział. 

— Uhh, Mitsuki-san? — zatrzymał ją nim ta zdążyła złapać za klamkę. Spojrzała na niego wyczekująco, a mężczyzna od razu się zarumienił, myśląc o tym, co chce powiedzieć. — Zastanawiałem się, czy mógłbym zaprosić Katsukiego na kolację? …Do siebie? 

Powiedzenie tego kosztowało go całą odwagę, którą posiadał. Już kilka dni wstecz myślał o tym w jaki sposób zapyta o to jego matkę. Skoro teraz ich związek nie był tajemnicą, rodzice Kacchana nie mogli być dłużej okłamywani. To Izuku był tutaj tym (o wiele) starszym, więc to on powinien wziąć za niego odpowiedzialność. 

Mitsuki skrzyżowała powoli ręce na piersi, tym samym zwiększając wewnętrzny niepokój kłębiący się w Midoriyi. Nie powinna tak długo milczeć. Wystarczyła mu prosta odpowiedź: tak lub nie. 

Gdy na lśniących ustach kobiety pojawił się cwany, bardzo przypominający ten autorstwa Kacchana, uśmieszek, zielonowłosy wstrzymał oddech. Właśnie zdał sobie sprawę z tego, że zapomniał zapytać o najważniejszą rzecz. 

— I pewnie chcesz, żeby został na noc, hm? 

Izuku właśnie zrozumiał, dlaczego Katsuki nazywa swoją matkę wiedźmą. Czy jej Darem było czytanie w myślach? Bo okularnik właśnie doznał wrażenia, że ktoś wszedł mu do głowy i ujrzał wszystkie jego plany względem Kacchana. 

— Cóż… — wydukał ślamazarnie — nie będę kłamał, że nie chcę.

O mój Boże, powiedziałem to! Wrzasnął w duchu. Widząc jak zmienia się ekspresja twarzy blondynki, mógł jedynie kląć w myślach.

— Upewnij się, że wróci bezpiecznie do domu — powiedziała z uśmiechem tak poczciwym, że Izuku miał ochotę popłakać się ze szczęścia. Niepotrzebnie się przejmował.

— Dziękuję!

— Ah, pamiętaj, że jeżeli coś mu się stanie, nie skończy się to dla ciebie dobrze.

— O – oczywiście! — wypalił. 

— Mam jeszcze jedną prośbę — zagadnęła go, kładąc mu rękę na ramieniu. — Nie chciałabym być nachalna, ale czy odwieziesz go do domu? Muszę odebrać męża z pracy. Zabrałam samochód i nie ma jak wrócić.

— Pewnie. To żaden problem — odparł natychmiast. Midoriya z wielką chęcią spędzi więcej czasu ze swoim chłopakiem.

— Świetnie, więc dogadaliśmy się. Naprawdę muszę już iść — powiedziała, spoglądając nerwowo na ekran telefonu. — Napisałam mężowi, że jestem już w drodze, haha. Zostawiam mojego syna pod twoją opieką — dodała, przy czym obdarowała okularnika delikatnym kuksańcem w ramię. 

Midoriya pożegnał się z Mitsuki machnięciem ręki. Kobieta wyparowała ze szpitala z prędkością świetlną. Izuku bardzo ją polubił. Była milszą i bardziej towarzyską wersją Kacchana. Bywało, że zastanawiał się jak sprawy mają się w domu Bakugo. Czy faktycznie Mitsuki non stop wydziera się na swojego syna, a mąż jej jedynie przytakuje. Jak na razie kobieta odsłoniła przed nim jedynie swoje dobre strony. 

— Zostawiliście mnie jak jakiegoś psa, do cholery! — warknął Katsuki tuż po tym jak nauczyciel przeszedł przez drzwi. Blondyn spojrzał na swojego chłopaka, który uśmiechał się w przepraszający sposób. W końcu machnął rękoma, oczekując na wyjaśnienia. — Gdzie wiedźma? — zapytał z oburzeniem. 

— Wyszła od strony bufetu. Twoja mama poprosiła, abym odwiózł cię do domu. 

Czerwonooki skrzyżował ręce, które oparł na swojej torbie.

— Tch, jak może zostawić swojego syna z facetem, którego ledwo zna? 

Piegowaty poluzował odrobinę swój szalik na szyi. Spedził na ciepłym korytarzu trochę czasu, więc zaczęło robić mu się gorąco. 

— Nie chcesz, żebym cię odwoził? — zapytał, a jego głos stracił swój radosny wydźwięk. 

— Po prostu mówię, że jest beznadziejną matką! 

Bakugo nawet nie zdał sobie sprawy z tego, co powiedział. Dopiero widząc minę Izuku, pożałował swoich słów. Zielonooki wpatrywał się w nastolatka, tym samym rodząc w nim poczucie winy. 

— Nie mów tak. 

— Przepraszam. Wiem, że… Nieważne — mruknął, odwracając wzrok. Teraz było mu głupio.

Izuku rozchmurzył się, ale nic nie powiedział. Chwycił za wózek i, jak gdyby nigdy nic, zaczął kierować się razem z Kacchanem do wyjścia. 

— Nic się nie stało, ale nie mów tak przy niej, okej? — odezwał się cicho. Osiemnastolatek odmruknął w odpowiedzi, uciekając wzrokiem w bok. Zawieszka na torbie przykuła jego uwagę. Zaczął się nią bawić, chcąc zająć czymkolwiek myśli. — Jak ci minął dzień? — zapytał sztywno.

Katsuki nie musiał się długo zastanawiać nad odpowiedzią. 
 
— Do dupy. 

Dosłownie poczuł całym sobą jak Izuku, tuż za nim, przewraca oczami. 

— Rozwiń swoją wypowiedź — poprosił, po części, żartobliwie. 

— Przestań gadać jak nauczyciel. 

Okularnik nie wiedział jak odebrać tą odpowiedź. Wyczuwał w głosie Kacchana jedynie irytację, jednak mogła to być jego złośliwa natura. Zmarszczył brwi, wpatrując się w czubek blond czupryny młodszego. 

— Cóż, jestem nauczycielem. Taki nawyk —  odparł zgodnie z prawdą.

Właśnie wyszli ze szpitala, przy czym powitał ich chłodny wiatr. Midoriya zatrząsł się. Na samą myśl o szukaniu auta, miał ochotę wrócić do przyjemnego ciepła w środku. 

— Sorry —  burknął blondyn. — Źle się dzisiaj czuję. Mam dość tego wszystkiego. 

— Możesz ze mną porozmawiać, jeśli coś cię trapi.

Czerwonooki założył na głowę kaptur swojej bluzy. Skrzyżował ręce na piersi, aby trochę się ogrzać. Kurtka, którą przyniosła mu matka, nie była odpowiednia do takiej pogody.  

— Nie chcę gadać — powiedział w wyjątkowo szorstki i chłodny sposób, który sprawił, że starszy zaniemówił. — I tak nie zrozumiesz… 

— Oh — wycedził przez otwarte usta, z których wcześniej nie był w stanie wydusić słowa. — Mh, okej. 

Między mężczyznami zawitała niekomfortowa cisza, od której obydwu ściskało w żołądku. Mocny wiatr kołysał liście drzew, nosząc za sobą nieprzyjemny huk. Midoriya z trudem przełknął ślinę, wpatrując się z góry w Katsukiego. Przez chwilę nawet nie patrzył, gdzie idzie. Po prostu wpatrywał się w chłopaka, który sprawiał wrażenie obojętnego, a zarazem przygnębionego. 

Dlaczego doznał wrażenia, że oddalają się od siebie? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top