rozdział | 18
Proces przebudzania się ze snu był najbardziej przerażającym doświadczeniem jakie Katsuki zdołał przeżyć w swoim krótkim życiu.
Nie był pewny czy wirujący wokół świat był tym w jego wyobraźni, czy dobiła go rzeczywistość. Mocne światło nad łóżkiem zawróciło mu w głowie, powodując migrenę i mdłości. Nie był w stanie się ruszyć lub przemówić. Kłopoty z oddychaniem tylko przysporzyły mu dodatkowej paniki.
Naszły go halucynacje krzątających się wokół osób. Poczuł pot spływający po gorącej skórze, ból ukłucia igły, gorzki smak w ustach na skutek odruchów wymiotnych.
Możliwe, że zasnął lub stracił przytomność. Niby mało pamiętał, a jednak niewyraźne obrazy wyryły się w jego wspomnieniach na dobre.
Parsknął, gdy tylko powiedziano mu, że pół godzinna drzemka okazała się trwać miesiąc. Lekarz omawiał mu szczegóły operacji, stan jego zdrowia oraz zalecenia, ale blondyn mało z tego wyłapał. Wiedział tylko, że cudem uszedł z życiem.
Jak się czuł? Był otępiały, wszystko go napierdalało, a najchętniej zapaliłby papierosa. Byłoby znośnie, gdyby nie ten cholerny ból głowy i mdłości. Nachodziły go też fale gorąca na przemian z zimnymi dreszczami, przez co miał wrażenie, że umiera.
Mijały godziny, a z nastolatkiem było coraz lepiej. Odetchnął z ulgą, wiedząc, że najgorsze ma za sobą. Po krótkiej drzemce, obudził się jak nowo narodzony. Wrócił mu nawet apetyt, co było dobrym znakiem. Obiad, który mu zaserwowano, był skromny i pozbawiony smaku. Katsuki ledwo zdołał to przełknąć, jednak miał nadzieję, że jutro dadzą mu coś lepszego.
— No nareszcie — jęknął, widząc swoich rodziców. Na chwilę zamarli, spotykając się wzrokiem z ich naburmuszonym synem. — Już myślałem, że zapomnieliście o mnie.
Od razu do niego podeszli, wręcz promieniejąc przy tym. Blondyn zmarszczył brwi, nie poznając własnych rodziców. Ojciec uśmiechał się od ucha do ucha, a mina matki wahała się między szczęściem a smutkiem.
— Nie mogliśmy szybciej przyjechać — powiedziała miękko. Torba wylądowała niedbale na podłodze, aby rodzicielka mogła jak najszybciej objąć dłońmi twarz swojego syna. — Katsuki, kochanie.
Kobieta przytuliła osiemnastolatka do swojej piersi, nie mając zamiaru go puścić przez najbliższe sekundy. Objęła go czule, gładząc go po włosach z tyłu głowy. Uśmiechnęła się przez łzy, wchłaniając całe ciepło bijące z ciała jej dziecka.
— To boli! — warknął nastolatek. — Wiedźmo!
Usłyszał cichy szloch tuż przy uchu, co sprawiło, że zaniemówił. Jego matka nigdy nie płakała, a przynajmniej nie przy nim.
— Moje dziecko — wyszeptała.
Przełknął głośno ślinę, gdy blondynka wtuliła się jeszcze mocniej, wycierając swoje łzy o jego kark.
— Mamo…
Katsuki był zszokowany. Nie wiedział nawet jak się zachować. Uścisk Mitsuki był zbyt mocny. Nawet utrudniał mu oddychanie, jednak nic nie powiedział.
Poczuł dłoń na głowie, która delikatnie mierzwiła jego włosy. Należała do ojca, który również nie stronił od łez.
— Było z tobą bardzo źle, ale dałeś radę — powiedziała, odsuwając się od niego.
Chłopak przyjrzał się jej. Miał wrażenie, że widzieli się zaledwie dzień temu, gdy żegnał się z nią, wychodząc z domu, jednak po przyjrzeniu się jej twarzy, zauważył różnice. Była zmęczona, pozbawiona blasku, dziwnie mu obca.
Nigdy nie widział jej w takim stanie.
Usta nastolatka zadrżały, ale sprawnie zapanował nad tą oznaką słabości. Zacisnął zęby i przyciągnął matkę ku sobie, aby tym razem oddać uścisk. Był znacznie krótszy i bardziej łagodny, ale w pełni oddał wszystkie emocje, które się w nim kłębiły.
— Przytulisz staruszka? — zapytał okularnik.
Katsuki zarumienił się i poczuł skrępowanie, jednak spełnił życzenie swojego ojca.
Blondyn podzielił się ze swoją rodziną wiadomościami od lekarza, wspominając, że musi zostać w szpitalu na obserwacji. Zauważył, że rodzicom spadł kamień z serca, słysząc dobre wieści. Ich twarze wyrażały szczerą ulgę i radość.
— Mh, właśnie — zaczęła Mitsuki z podejrzanym uśmiechem tańczącym na ustach — twój kochaś tu był.
Katsuki wstrzymał oddech, wiedząc w głębi ducha, że ma przejebane. Spojrzał na mamę z nadzieją, że nie wygląda na tak przerażonego jak w rzeczywistości był.
— Jaki, kurwa, kochaś? — odpowiedział zwyczajnie, uważając taką odpowiedź za najbardziej naturalną reakcję ze swojej strony.
— Jest uroczy — mówiła jak gdyby nigdy nic. — Przypomina mi trochę twojego ojca.
Osiemnastolatek spojrzał na swojego staruszka, zastanawiając się gdzie, do ciężkiej cholery, jego matka doszukała się w nim Izuku. Oboje wpatrywali się w ojca, który tylko niezręcznie się uśmiechnął, drapiąc się po brodzie.
— ...Uhm, co? — mruknął, poprawiając swoje okulary.
— Cały on! — wypaliła, klepiąc w tym samym czasie swojego syna po barku.
— Ała! — jęknął. Jego ciało było dzisiaj wyjątkowo obolałe. — Tak w ogóle, gdzie mój telefon? — zapytał, wędrując wzrokiem po twarzach rodziców.
— Twój przyjaciel Kirishima postanowił go przechować — wyjaśnił ojciec.
Ten drań… Pomyślał z grymasem. Doskonale pamiętał jak obraził Izuku i jego samego. Gdy stanie o własnych siłach, będzie musiał odbyć z Eijiro poważną rozmowę.
Co ważniejsze, co z jego chłopakiem? Nastolatek mógł odczuwać jedynie niepokój na samą myśl o zostawieniu Izuku samemu sobie na miesiąc.
Złapał się nagle za głowę, gdy naszła go okropna fala niewytłumaczalnego bólu. Skrzywił się, sycząc pod nosem, na co jego rodzice od razu zareagowali.
— Katsuki? — zapytał nerwowo mężczyzna.
Blondynka natychmiast przyłożyła dłoń do jego czoła.
— Boli cię coś?
Zdecydowanie dziwnie patrzyło się na nową wersję rodziców. O ile ojciec nie zmienił się zachowaniem w rażący sposób, matka przeszła samą siebie. Katsuki nie narzekał na milusią rodzicielkę, aczkolwiek zdążył się stęsknić za przekrzykiwaniem się z nią.
— Głowa mi pęka, ugh. Chcę wstać — jęknął.
— Nie tak szybko, mój drogi. Odpoczywaj i choć raz się posłuchaj, w porządku?
— Mama ma rację — przyznał okularnik. — Byłeś w śpiączce przez miesiąc. Na spokojnie, synu. Twoje ciało nie jest gotowe na nagły wysiłek.
— No dobra — westchnął, krzyżują ręce na piersi.
— Co do pana Midoriyi. Katsuki Bakugo, masz nam coś do powiedzenia?
Kurwa mać.
— Na serio jesteś wiedźmą — zaburczał, a jego policzki zapłonęły. Kątem oka zerknął na ojca, co jeszcze bardziej go zawstydziło. — Ty też wiesz?
— Rozmawialiśmy razem z mamą o twoim nauczycielu — powiedział spokojnie. — Chcemy wszystko usłyszeć od ciebie. Jeśli masz na to siłę.
Katsuki mógł tylko prychnąć w odpowiedzi. W takiej sytuacji nie pozostało mu nic innego jak powiedzieć prawdę.
— Jestem gejem. ...Zadowoleni? — warknął, odwracając speszony wzrok. Widział jak rodzice patrzą na siebie nawzajem w dziwny sposób. Czuł się okropnie. — Chodzimy ze sobą i nic wam do tego — dodał stanowczo.
Między rodzinę wdarła się cisza. Niespokojny wzrok nastolatka błądził po pokoju, wyobrażając sobie przeróżne, głównie negatywne, reakcje.
— Rozmawialiśmy kilka razy — wtrąciła łagodnie Mitsuki. — Jest dokładnie taki jak opowiadałeś.
Przypomniał sobie, że faktycznie zdarzyło mu się wspomnieć o nerdzie kilka razy. Dziękował sobie z przeszłości za to, że wtedy powstrzymał się od powiedzenia rodzicom, że nowym nabytkiem U.A. jest "dziwny pijak". Na początku tylko zahaczył o fakt, że ktoś taki jak on pojawił się w szkole. Z czasem zaczął mówić o nim same dobre rzeczy, co teraz go uratowało.
— Też chcę go poznać, więc jak już wydobrzejesz, przedstaw go nam — odezwał się ojciec z delikatnym uśmiechem na ustach.
— Nie jesteście wściekli?
— Niby na co, głuptasie? — zaśmiała się rodzicielka, czochrając syna po głowie. Nie spodobało mu się to. — Chcemy, żebyś był szczęśliwy. Poza tym, Midoriya to dobry człowiek i już zauważyłam, że wywiera na tobie pozytywny wpływ.
Chłopak zarumienił się delikatnie. Ściągnął brwi, aby ukryć fakt, że się uśmiecha.
— Jednak nie jesteście aż tacy źli… — mruknął, na co rodzice cicho się zaśmiali. — Ale łapy przy sobie! — warknął, nie mogąc dłużej znieść uczucia czyjeś ręki na swojej głowie.
⁑
Izuku nie pamiętał kiedy ostatnio wyszedł tak żwawo z pracy. Miał za sobą niesamowity dzień w szkole. Z jego buzi nie znikał uśmiech, a dobry humor towarzyszył mu na każdym kroku.
Dzisiaj zobaczy się z Kacchanem.
Po tak długim oczekiwaniu, wydawało mu się to być nierealne. Przecież on zemdleje ze szczęścia. Do teraz nie miał pojęcia co powie ani jak się zachowa. Być może nie powie nic, a po prostu rzuci się na niego, obcałowując każdy skrawek jego twarzy.
Midoriya nie pamiętał kiedy ostatnio był tak bardzo szczęśliwy. Opuścił teren szkolny jak na skrzydłach i szybko wrócił do domu. Miał mnóstwo czasu, w końcu mógł wyjść w odwiedziny w każdej chwili. Mimo to, panikował po całym mieszkaniu, nie wiedząc co z sobą zrobić. Nawet śnieżnobiała kotka obserwowała dziwne zachowanie swojego właściciela.
W końcu stwierdził, że jest psychicznie gotowy na spotkanie z miłością swojego życia. Upewnił się, że Yuki ma wodę i jedzenie, a następnie włożył do ozdobnej torby mały prezent, nad którym pracował wczoraj w pocie czoła.
Gdy jechał do szpitala, było już prawie ciemno. Uważał na drodze jak nigdy dotąd, aby mieć pewność, że dotrze w jednym kawałku. Czuł się dziwnie, poprawiając przed wyjściem z auta włosy i sprawdzając twarz w lusterku. Przecież to tylko wizyta, a nie jakaś randka. A jednak Izuku siedział tu, ładnie ubrany i pachnący.
— Ah, okulary — mruknął, wsadzając je do etui.
Chyba nigdy nie zapomni drobnostki, że Kacchan uważa go za bardziej atrakcyjnego bez okularów.
Wyszedł z auta, gotowy na wszystko. Po szpitalnych korytarzach szedł szybciej niż zwykle. Niosło go na samą myśl o ciepłym uśmiechu Bakugo, jego ustach, oczach i barwie głosu.
Teraz zaledwie jedno pociągnięcie klamką dzieliło go od doświadczenia tego wszystkiego.
Wszedł do pokoju, ściskając nerwowo za rączkę torby. Nie potrafił opisać uczucia, które mu towarzyszyło, gdy zobaczył drzemiącego blondyna. Wyglądał tak żywo i realnie. Jego policzki były zarumienione, oddychał spokojnie, mrucząc co jakiś czas cichutko.
— Kacchan? — zapytał ostrożnie, jakby nie chcąc go zbudzić, mimo że naprawdę pragnął zaznać jego obecności.
Jak na zawołanie, chłopak otworzył oczy, które od razu spoczęły na jego osobie. Izuku poczuł ciarki biegnące wzdłuż kręgosłupa. Czerwone, błyszczące tęczówki wpatrywały się w niego z utęsknieniem, które wkrótce dobiegnie kresu.
— Izu — usłyszał ten przyjemnie ciepły głos, którego tak bardzo mu brakowało — chodź do mnie.
Midoriya uśmiechnął się, przecierając wierzchem dłoni szkliste lecz tryskające radością oczy. Nie chciał płakać, ponieważ zdążył wylać zdecydowanie za dużo łez. Teraz marzył jedynie o rozpłynięciu się w ramionach mężczyzny, który wyciągnął w jego stronę dłonie.
Przytulili się do siebie nawzajem. Katsuki gładził go czule po plecach, podczas gdy on objął go tak jak w swoich snach.
Bakugo ucałował go w policzek, na co starszy trącił go zimnym czubkiem nosa.
— Bałem się, że mnie zostawisz.
— Nigdzie się nie wybieram — zamruczał cicho blondyn. Pogłaskał swojego chłopaka po policzku, zahaczając kciukiem o miękkie usta. — Miesiąc… Pewnie nie spałeś za dobrze? Wyglądasz na zmęczonego.
Zielonowłosy usiadł na łóżku szpitalnym, aby być jak najbliżej młodszego, który teraz bawił się leniwie jego włosami. Właśnie założył kosmyk włosów za ucho Izuku.
— Nie radziłem sobie z tym wszystkim — przyznał cicho, wspominając koszmarne dni, które na szczęście były już za nim. — Tęskniłem…
Czerwonooki złapał za, wciąż lodowatą od dworu, rękę. Gdy już zdąrzyli się na siebie napatrzeć jak dwa zakochane głupki, Katsuki spojrzał na tajemniczy prezent.
— Ah, to! — wypalił nauczyciel, sięgając po torbę. — Proszę.
Chłopak zmarszczył nieco brwi, wyjmując z wnętrza pudło. Po otwarciu go, prychnął z rozbawieniem na co Midoriya nieco się speszył.
— Ciasto czekoladowe.
Małe, równie urocze co Izu, ciasto w kształcie serca. Jedzenie zdecydowanie zdołało roztopić serce Kacchana.
— Uhm, jest małe, bo nie byłem pewny, czy możesz jeść takie rzeczy…
— Izu — zaczął z szarmanckim uśmiechem— ty to upiekłeś?
Piegowaty spłonął czerwienią, jednak ostatecznie nieśmiało przytaknął.
— Mam nadzieję, że będzie zjadliwe... Zrobił to facet, którego umiejętności kulinarne kończą się na zalaniu wrzątkiem zupki instant.
— Cóż, wygląda smakowicie. Przyjdź jutro to zjemy je razem.
— Mhm! — mruknął z zadowoleniem. — Jak się czujesz?
Katsuki pozwolił sobie zapatrzeć się przez chwilę w anielski uśmiech na ustach jego Izu. Mężczyzna promieniał jaśniej niż gwiazdy na niebie.
— Dobrze — odparł w końcu. — Wszystko zdążyło się zagoić, ale muszę tu jeszcze zostać na jakiś czas.
— To dobrze — mruknął, bawiąc się ciepłą dłonią pacjenta. — Odpoczywaj.
— Muszę szybko wrócić do formy — powiedział ze zdeterminowanym wyrazem twarzy. — Dziesiątego marca jest egzamin na stałą licencję.
— Najpierw wyzdrowiej. Egzamin możesz zdać w innym terminie.
— Nie ma mowy.
Piegowaty zezłościł się, jednak nie dał tego po sobie poznać. Z drugiej strony, czego innego mógł się spodziewać po tym chłopaku? Potrafił być strasznie uparty, gdy czegoś chciał. Midoriya doświadczył tego na własnej skórze.
— Kacchan, dopiero obudziłeś się ze śpiączki. Nie bądź uparty, proszę. Zdrowie jest ważniejsze od egzaminu, który możesz napisać w każdym momencie.
— Pogadamy o tym później — westchnął ciężko. — Teraz… chcę odpocząć i nacieszyć się twoim widokiem.
Bakugo wiedział jak się uśmiechnąć, aby pozbyć się tej spiętej twarzy swojego chłopaka. Policzki starszego od razu przyozdobił słodki rumieniec.
— Wiesz, znalazłem wczoraj kociaka. Ktoś ją porzucił — zaczął mówić. Od razu wyciągnął z kieszeni telefon, aby pokazać blondynowi kotkę. — Nazwałem ją Yuki, bo jej futerko jest puszyste i śnieżnobiałe. Jest przesłodka, prawda?
— Tch, będę musiał rywalizować o twoją atencję z jakimś kocurem? — prychnął, krzywiąc się na widok zdjęć.
— To kotka! Patrz jaka śliczna. Jest drobniutka, gdy się ją trzyma i cały czas chce się do mnie tulić! Wskoczyła mi nawet do łóżka, gdy zasypiałem i zaczęła bawić się moimi włosami — zaśmiał się. — Muszę jeszcze skoczyć do sklepu, żeby kupić jedzenie i jakieś zabawki. Narazie karmię ją mlekiem, ale wyczytałem, że takie kociaki mogą już jeść normalną karmę. W przyszłym tygodniu chyba pojadę z nią do weterynarza. Chcę się upewnić, czy wszystko z nią w porządku. Musisz ją poznać! Polubicie się.
— Ta jadaczka nigdy ci się nie zamknie, co nie? — mruknął, przejeżdżając kciukiem po brodzie mężczyzny. — Wygląda na to, że przysporzyłem sobie rywalkę. Jak wyjdę z tego pieprzonego szpitala, to ja będę tym, który wskoczy ci do łóżka. Zapamiętaj to sobie
To wystarczyło, aby wyobraźnia Izuku pognała w złym kierunki. Z niecierpliwością wyczekiwał tej chwili. Nie chodziło mu o sam seks. Bardziej pragnął mieć go po prostu przy sobie w swoim łóżku. Najlepiej bez skrawka ubrań na ich ciałach, tuląc się do siebie w ciemności.
— Trzymam cię za słowo — zachichotał nieśmiało. — Mam twój telefon. Kirishima mi go dał, bo wiedział, że prędzej się zobaczymy.
— Mh — mruknął, odbierając swoją własność.
Chłopak odblokował go na oczach Izuku, który otworzył szeroko oczy, widząc swoją podobiznę na tapecie ekranu startowego.
Od razu wyrwał mu telefon z ręki, musząc przyjrzeć się temu z bliska.
Zdjęcie zostało wykonane bez jego wiedzy. Zielonowłosy spał spokojnie na brzuchu, tuląc się mocno do poduszki. Widać było jego nagie plecy oraz wyraźne malinki w okolicach szyi i barków.
— C – co to jest?! — wypalił, czerwieniąc się z zawstydzenia.
— Zrobiłem ci zdjęcie, gdy zasnąłeś — odrzekł. — Słodkie, prawda?
— Jesteś niemożliwy... — burknął, uciekając wzrokiem w kąt pokoju. Fuknął pod nosem nim oddał Bakugo telefon.
— Już zapomniałem jak wyglądasz bez ubrań…
Katsuki położył swoją dłoń na udzie piegowatego, którego serce od razu zaczęło szybciej bić. Zaczął wspinać się coraz wyżej, nie spuszczając z niego wzroku ani na moment. Midoriya ponownie poczuł jak jego twarz staje w ogniu. Dając się ponieść ponętnemu spojrzeniu swojego chłopaka, przygryzł dyskretnie wargę. Nim się obejrzał, ciepła dłoń stykała się z nagą skórą jego podbrzusza. Szczupłe palce biegły stopniowo w górę, łaskocząc go delikatnie. Choć Izuku z chęcią dowiedziałby się do czego Kacchan jest zdolny, rozsądek przemówił mu do rozumu.
— Kacchan… — mruknął, zabierając jego dłoń — jesteśmy w szpitalu.
— Mogę cię chociaż pocałować?
Piegowaty splótł trzymaną rękę Katsukiego ze swoją własną. Bez wahania zbliżył się, składając na ustach blondyna długiego buziaka. Tak jak się tego spodziewał, Bakugo to nie wystarczyło. Zaprosił starszego do pogłębienia pocałunku, liżąc jego górną wargę. Ten przyjął propozycję, uśmiechając się w trakcie subtelnych ruchów ocierających się o siebie języków.
— Mmhh, wystarczy — szepnął Midoriya, dając swojemu ukochanemu ostatniego całusa.
— Jesteś taki brutalny — powiedział, gdy został zmuszony do rozłączenia się ze słodkimi ustami Izuku. — Wiesz, że gdy stąd wyjdę będziesz miał poważne kłopoty?
— Wiem — wymruczał, kładąc dłoń na policzku Kacchana. — Nie mogę się doczekać — wyszeptał figlarnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top