rozdział | 17
Powrót do szkoły okazał się być bardzo dobrym rozwiązaniem. Obowiązki w postaci sprawdzania prac uczniów, sprawiły, że Midoriya chociaż na jakiś czas był w stanie nie myśleć o swoim chłopaku. Było trochę lepiej, ale wciąż beznadziejnie. Z całych sił starał się jeść regularnie i nie chodzić spać o piątej nad ranem, jednak po pracy prawie zawsze szedł prosto do łóżka i zaszywał się pod kołdrą. Czasami spędzał w sypialni tylko chwilę, ale zdarzało się też, że do późnej nocy nie udało mu się zrobić nic pożytecznego. Zadania sprawdzał w chwilach nagłej motywacji lub na długiej przerwie.
Momentami wydawało mu się, że robi małe kroki w dobrą stronę, jednak pusta ławka Kacchana, podczas lekcji z klasą trzecią A, skutecznie pogrążała go w mrocznych refleksjach. Przypominała mu o jego samotności. Przywoływała myśli, że blondyn już nigdy nie usiądzie na tym krześle, a jemu nie będzie dane zerkać z utęsknieniem na swojego ucznia. Brakowało mu tego poczucia bycia bacznie obserwowanym podczas zajęć. Nie sądził, że zacznie tęsknić za czymś, co kiedyś strasznie go wkurzało.
Kirishima co jakiś czas informował go o stanie blondyna. Mimo, że polepszał się, nastolatek wciąż nie zdołał się obudzić. Można było doznać wrażenia, że prawie nic się nie zmieniło. W jego leczeniu zaistniały postępy, jednak Izuku wydawało się, że wszystko stoi w miejscu. Z czasem, szczęśliwe dni spędzone z Kacchanem zaczęły blaknąć.
Zielonowłosy zaczął zapominać jaką barwę miał głos Bakugo czy jak bardzo intensywną czerwienią promieniowały jego oczy, którym mógł oddać cały świat. Pamięć o takich rzeczach ulatywała, jednak jego miłość była taka sama, a może i większa. W końcu to ona sprawiała, że tak bardzo cierpiał każdego dnia. Ciężko zapomnieć o czymś tak bolesnym i dokuczliwym. Jednocześnie ten ból przypominał mu, że wciąż żyje i czeka na dzień, w którym znowu wpadnie w objęcia miłości jego życia.
Mógł jedynie skreślać kolejne dni w kalendarzu, uświadamiając sobie jak czas szybko przemija.
Minął miesiąc. Styczeń i luty – te dwa, pieprzone, miesiące na dobre będą wywoływały u Izuku niepokój i stres. Ciężko było uwierzyć w to, że rok temu znosił równie silne katusze, co teraz.
— Wiesz, Kacchan… dzisiaj jest rocznica śmierci mojej mamy — mówił, głaszcząc kciukiem rękę osiemnastolatka. Trzymał go mocno, podczas wpatrywania się w jego spokojny wyraz twarzy. — Byłem nawet na cmentarzu, a upierałem się, że nie pójdę. Stałem tam jak kołek przez kilkanaście minut — kontynuował ze słabym uśmiechem.
Starał się odwiedzać Bakugo tak często jak to możliwe. Widok jego unoszącej się klatki piersiowej pozwalał mu się uspokoić. Wystarczyło, że potrzymał go za dłoń, a od razu poprawiał mu się nastrój. Przekonał się również do rozmawiania z nim. Z początku czuł skrępowanie, ale z czasem stało się to naturalne. Wyobrażał sobie, że ten go słyszy.
Midoriya westchnął w duchu. Na dworze zdążyło się ściemnić. Powinien się zbierać, a na samą myśl o powrocie do mieszkania robiło mu się smutno. Odkąd jego mama odeszła był sam, a jednak dopiero teraz fakt ten stał się wyjątkowo bolesny. Już wcześniej doskwierała mu samotność, jednak nie w tak dużym stopniu.
— Huh — mruknął, odgarniając blond włosy z czoła chłopaka — chciałbyś może zamieszkać razem ze mną?
Umarłby ze szczęścia, gdyby on i Kacchan żyli pod jednym dachem. Jego lokum nie było wyjątkowo duże, jednak nadawało się dla dwóch osób. Katsuki zajmuje sporo miejsca, więc Izuku mógłby najwyżej kupić większe łóżko. Wystarczyło, że pomyślał o zasypianiu tuż obok Kacchana, a uśmiechał się sam do siebie jak głupek.
Zielonowłosy doprowadził się emocjonalnie do porządku. Najpierw niech chłopak się obudzi, a później piegowaty będzie mógł fantazjować o ich wspólnej przyszłości do woli.
— Na mnie pora. Niedługo znowu przyjdę, obiecuję. — Mówiąc to, mężczyzna pocałował go w policzek, jednocześnie zaczesują palcami grzywkę blondyna nieco na bok.
Midoriya owinął się szczelnie swoim szalem i zapiął płaszcz. Wkrótce potem wyszedł na pusty korytarz. Drzwi do niektórych pokoi były otwarte, a dobiegały z nich rozmowy. Izuku zauważył, że była to dość popularna pora na odwiedziny. Tym prędzej powinien stąd znikać, zanim będzie miał przyjemność spotkać mamę Bakugo.
Od pierwszego razu zdarzyło im się parę razy minąć siebie nawzajem. Czasami zamienili między sobą kilka słów. Mitsuki zawsze uśmiechnęła się w jego stronę, nawet jeśli wydawała się być w złym humorze.
Była dobrą osobą. Zielonowłosy nie do końca był pewien skąd te wszystkie złe słowa na jej temat. Katsuki zdaje się nie przepadać za swoją mamą. Możliwe, że miał do niej osobisty uraz, jednak Mitsuki wciąż była bardzo sympatyczną kobietą. Istniała też opcja, że dopiero planowała morderstwo faceta, który dobrał się do jej syna.
Na dowrze padał śnieg. Okularnik schował dłonie głeboko w kieszeniach płaszcza, czując jak mróz drażni mu skórę. Nos również zanurkował pod ciepły szalik. Szczerze nienawidził zimy.
Planował zapalić przed powrotem do auta, ale od razu z tego zrezygnował. Miał przed sobą kilka minut spaceru przez chodnik, aby dotrzeć do miejsca, w którym zaparkował. Parking przed szpitalem był jakimś cudem zapełniony, więc tym razem musiał udać się odrobinę dalej.
Nie minął po drodze żywej duszy. Przypuszczał, że w tak paskudną pogodę ludzie wygrzewają się w domach, a już za kilkanaście minut Izuku podzieli ich los.
Mężczyzna usłyszał nagle cichy pisk, dochodzący z krzaków. Stanął w miejscu, nasłuchując jednocześnie. Ciche, a jednak momentami głośne, miauczenie rozbrzmiewało gdzieś w jego pobliżu.
Rozejrzał się po ulicy. Dźwięki kociego płaczu ścisnęły go za serce. Był zbyt wrażliwy, aby to zignorować. Postanowił tylko sprawdzić, co się dzieje.
Wrócił się do rozwidlenia chodników, aby podążyć w stronę hałasu. Będąc tuż obok, włączył latarkę w telefonie. Rozglądanie się przy krzakach i nawoływanie kota nic nie dało. Miauczenie zdążyło jakiś czas temu ucichnąć, co wystraszyło mężczyznę. Taki kotek nie poradzi sobie na mrozie.
Porozglądał się raz jeszcze. Jego palce zdążyły poczerwienieć z zimna, jednak wciąż nawoływał zwierzątko.
— Może uciekł — mruknął sam do siebie.
Zajrzał dla pewności do śmietnika w pobliżu, jednak świecił on pustkami. Nieopodal spostrzegł pudełko i natychmiast je otworzył. Znalazł w środku małego, nieco zakurzonego kociaka. Był skulony w rogu kartonu, trzęsąc się z zimna.
Jakiś drań zostawił go tutaj na pewną śmierć.
— Hej, maluszku — szepnął, owijając go w swój szalik. — Spokojnie.
Izuku właśnie postanowił wziąć ze sobą żywe stworzenie. Nie potrafił zadbać o samego siebie, a co dopiero o kota. Nigdy nie miał zwierzaka i z całą pewnością byłby z niego kiepski właściciel, jednak nie wyobrażał sobie zostawić kociaka na mrozie. Tylko ktoś, kto ma serce z kamienia, byłby w stanie porzucić takiego słodziaka.
Wsiadł do samochodu, a kota położył na siedzenie obok. Otulił go trochę mocniej, widząc, że wciąż drży. Nagle zamiauczał przeraźliwie, na co Midoriya wystraszył się.
— Nie bój się — mruknął cicho. — Już dobrze. Zaraz będziemy w domu.
Izuku udało się uratować kociaka. Spodobał mu się jego szalik, więc przez pierwsze godziny mężczyzna pozwolił mu się w nim zdrzemnąć. Będzie potem musiał go wyprać. W końcu dostał go od Kacchana.
Piegowaty spędził całą noc z kotem. Jego myśli były całkowicie zajęte przez tą uroczą kuleczkę. Miał okazję uważnie jej się przyjrzeć. Nie był ekspertem, jednak na jego oko miała trochę ponad dwa miesiące i przy okazji okazała się być dziewczynką.
Udało mu się nieco zetrzeć brud z białej sierści kotki. Na razie mógł jej zaoferować tylko letnie mleko, jednak nie wybrzydzała i od razu opróżniła miskę.
— Nie będzie źle, prawda? — wymamrotał sam do siebie. Jutro sobota, więc z samego rana pojedzie do sklepu po karmę i inne niezbędne rzeczy. Z każdą kolejną godziną, kotka zdawała się być coraz bardziej energiczna, co wielce ucieszyło świeżo upieczonego, kociego tatusia. Pogłaskał łaszącego się maluszka pod brodą. — Trzeba cię jakoś nazwać. — Uśmiechnął się w stronę kotki, która próbowała atakować jego rękę. Wgryzła malutkie ząbki w palec mężczyzny, na co ten cicho się zaśmiał. — Co powiesz na Yuki? Jesteś biała jak śnieg.
Nie lubił śniegu. Miał uraz do zimy za to, że odebrała mu tak wiele. Ta przeklęta pora roku kojarzyła mu się jedynie ze śmiercią i samotnością. Czy dobrym pomysłem okaże się nadanie kotku właśnie takiego imienia? Wyglądała niczym drobniutki, śnieżny puch, a na dodatek jej oczy były koloru chłodnego błękitu.
Nie potrafił wymyśleć nic lepszego. Każdy inny pomysł na imię zdawał się być coraz bardziej idiotyczny. Nie zastanawiał się długo. "Yuki" bardzo mu się spodobał, więc postanowił zignorować niepotrzebne myśli.
— Pasuje do ciebie. ...Yuki — powiedział, głaszcząc ostrożnie jej główkę.
⁑
Piegowaty mężczyzna był całkowicie pochłonięty przez nowego towarzysza. Tak jak sobie obiecał, rano pojechał do sklepu kupić potrzebne rzeczy. Yuki spodobały się skromne zabawki, które dostała. Ganiała z nimi po całym mieszkaniu.
Nie minął nawet dzień, a Midoriyi już się wydawało, że podjął dobrą decyzję. Może w końcu przestanie gnić w łóżku całymi dniami? To będzie musiało się zmienić. Zwierzątko wzbudzało u niego poczucie odpowiedzialności, więc wierzył, że uda mu wziąć się w garść.
Właśnie skończył sprawdzać zadania domowe uczniów. Był pod wrażeniem, że udało mu się z tym tak szybko uporać. Przez cały ten czas, kotka słodko spała mu na kolanach. Próbował ją usadowić gdzieś indziej, ale za każdym razem wracała do niego. Zaskakująco szybko zdążyła się oswoić i z zaciekawieniem badała każdy kąt mieszkania. Piegowaty zauważył, że Yuki nie lubiła samotności. Kotka była prawdziwą przylepą. Nawet płakała, gdy Izuku zostawiał ją na dłużej. To urocze, ale z drugiej strony, mała będzie musiała jakoś sobie poradzić z faktem, że jej właściciel ma pracę.
— Ale z ciebie leniuch — powiedział, głaszcząc śpiącego maluszka.
Yuki zaczęła cichutko mruczeć, gdy ten ją pieścił. Wbijała delikatnie pazurki w spodnie mężczyzny. Po czasie zdecydowała się wstać. Prosiła o więcej pieszczot, trącając główką rękę Izuku.
Zadzwonił telefon, który znajdował się na blacie kuchennym, czyli dość daleko. Niechętnie posadził Yuki na kanapę, a sam wstał. Ku jego zdziwieniu, kotka potuptała zaraz za nim. To tylko świadczyło o tym, że otrzymał order kociej mamy.
Dzwonił do niego Eijiro, więc bez wahania odebrał.
— Cześć! — usłyszał entuzjastyczne powitanie po drugiej stronie słuchawki.
Zmarszczył mimowolnie brwi. Chłopak tryskał optymizmem tak intensywnym, że poraziło to jego pesymistyczną duszę.
— Masz dobry humor, huh — mruknął tylko.
Kucnął, aby pogłaskać Yuki. Domagała się jego atencji, więc zapewne zgłodniała.
— Twój też zaraz się poprawi! — odparł z wyraźną ekscytacją w głosie. Nauczyciel nie był pewny czy powinien się cieszyć, czy niepokoić. — Aizawa powiedział nam, że Bakugo obudził się wczoraj w nocy!
Wszystkie myśli Midoriyi zamilkły.
Usiadł na podłodze, opierając się o szafkę. Wpatrywał się w kociaka, który krążył wokół niego. Jego głowa naprawdę opustoszała, jednak trwało to tylko chwilę. Szok go opuścił, a na ustach pojawił się wielki uśmiech, nad którym nie był w stanie zapanować. Zdjął okulary i przeczesał włosy palcami.
— Midoriya? — usłyszał zmartwiony głos nastolatka.
Zaraz się popłacze.
— Obudził się... — wydukał, po czym zakrył na chwilę usta wierzchem dłoni. Odchrząknął, a palcem przetarł szkliste oczy. — Jak z nim? Czuje się lepiej? Co powiedział lekarz? Wyjdzie z tego?
— Zwolnij, sensei — wtrącił z cichym chichotem.
— Wybacz, po prostu bardzo się cieszę — powiedział przez śmiech. Nie panował nad własną twarzą. Uśmiechał się jak idiota, w dodatku był bliski łez. — Boże… Hah, przepraszam za to.
— To nic! Rozumiem jak się czujesz.
Izuku odmruknął, pociągając cicho nosem.
— Więc co z nim?
— Ma się dobrze. Jest trochę osłabiony, ale wszystko z nim w porządku.
Zielonowłosy przetarł twarz ręką. Emocje powoli opuszczały jego ciało. Co prawda marzył tylko o tym, aby pobiec do szpitala, ale musiał się odgonić od tej myśli. Kacchan potrzebował odpoczynku. Jest dobrze, więc nie było potrzeby się spieszyć.
— Co za ulga — odparł. — Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.
— Oh, nie ma z co! Naprawdę. ...Musisz się z nim szybko spotkać.
— A – aah, no tak. Jego telefon.
Katsuki się zdenerwuje, nie mając przy sobie telefonu. Zapewne były w nim zapisane wszystkie sprośne zdjęcia, które Izuku mu wysłał...
— Idziemy do niego jutro — odezwał się Eijiro. — Wiesz, jako klasa.
— Odwiedzę go w poniedziałek. Byłbym wdzięczny, gdybyś mu o tym nie wspominał… Chciałbym… — mruknął nerwowo — uhm, zrobić mu niespodziankę.
Zalał się delikatnym rumieńcem na pomysł, który właśnie wpadł mu do głowy.
— Oooooh, jasne!
Po pożegnaniu, rozłączyli się.
Twarz piegowatego wciąż zdobił szeroki uśmiech. Za niecałe dwa dni będzie mógł wtulić się w swojego Kacchana. Po tak długim czasie wydawało się to być dla niego czymś nierealnym. Wizja ponownego porozmawiania z blondynem była niczym marzenie, które zdawało się być nie do osiągnięcia. A jednak w tej chwili Katsuki leżał na łóżku szpitalnym, obudzony, zdrowy i bezpieczny.
Izuku zderzył się wzrokiem z błękitno-szarymi oczkami Yuki. Ani drgnęła, czekając aż właściciel ruszy się i ją nakarmi. Zielonowłosy wyciągnął rękę, aby pogłaskać kotkę pod brodą. Przetransportował ją ostrożnie z podłogi na swoje kolana.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że jego chłopak obudził się w noc, kiedy znalazł Yuki.
— Mała, przynosisz szczęście — powiedział do niej nim pocałował ją w główkę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top