rozdział | 16

W sypialni rozległo się ciche skrzypienie, gdy zielonowłosy mężczyzna przewrócił się na drugi bok. Przytulił do siebie poduszkę, w tym samym czasie, przykrywając się kołdrą po same uszy. Nawet to nie pomogło, aby pozbyć się tego nieprzyjemnego chłodu. Izuku objął miękki obiekt, wycierając nim swoje mokre policzki. Chciał w końcu zasnąć, ale nie potrafił tego zrobić.

Koszmary wciąż nawiedzały go w snach, a on, budząc się, miał wrażenie, że się dusi. Nie potrafił się ruszyć, ani się odezwać. Po prostu leżał, myśląc, że zaraz udusi się na śmierć. Po chwili zaznawał krótkiej ulgi, jednak ta szybko zdołała go opuścić, przynosząc kolejne dawki bólu. 

W takich chwilach nie był w stanie odróżnić snów od rzeczywistości. Nigdy nie miał pewności czy dusił się naprawdę, czy może był to niekończący się koszmar, w którym na nowo się budził, a następnie zasypiał. Gdziekolwiek to się działo, chciał w końcu przestać oddychać i zdechnąć w tym łóżku. 

Był wykończony drzemaniem za dnia i płaczem w nocy. Chciał krzyczeć, co zresztą często robił. Gdy przestał chodzić do pracy, zatracił się w własnym mieszkaniu, które wydawało się być puste. Może faktycznie tak było, a on był tylko zjawą, która wiecznie lamentuje? Miewał dziwne myśli. 

Izuku miał dość samego siebie. Ileż można ryczeć? Jak bardzo trzeba być żałosnym, żeby doprowadzić się do takiego stanu? Potrafił tylko płakać, myśląc o Kacchanie.
Nie potrafi wziąć się w garść. Wylewał łzy za każdym razem, gdy próbował wstać z łóżka. Dał się zastraszyć nastolatkowi, do cholery. Niżej upaść się już nie da. Był żałosny i ciągle to sobie powtarzał. 

Zamiast zrobić cokolwiek, przeglądał nieustannie wiadomości wymienione z Katsukim, wyobrażając sobie, że lada chwila napisze do niego. Odchodził powoli od zmysłów albo już to nastąpiło. Nie pamiętał kiedy ostatnio brał leki, nie wiedział też, który jest dzień tygodnia. Nic nie wiedział. Wolał nie wiedzieć. 

Midoriya skulił się. Próbował się uspokoić, ale nie potrafił. Dlaczego to zawsze jemu przytrafiały się takie przykrości? Faktycznie musiał nieść ze sobą klątwe, skoro wszyscy jego bliscy tak bardzo cierpią, na dodatek z jego powodu. On też chciał być szczęśliwy, ale najwyraźniej to było zbyt trudne do osiągnięcia.

Zabił już swoją matkę, a niewiadomo jaki los czeka Kacchana. Po rozmowie z Eijiro, zamknął się w aucie i zaczął płakać. Dokładnie tak samo jak rok temu, gdy dowiedział się o śmierci swojej mamy. Pojechał wtedy na miejsce wypadku, jeszcze z nadzieją, że przeżyła. Pytał policjantów i straż pożarną o ofiary, jednak ci powtarzali w kółko, że jeszcze nic nie wiadomo. Siedział w samochodzie do późnej nocy, przyglądając się jaskrawym światłom samochodu policyjnego, który stał przed nim. Po długim wyczekiwaniu poinformowano go, że nikt nie przeżył. Jego serce przerwało się na pół, a on wpadł w histerię. 

Od tego czasu wszystko zaczęło się walić, łącznie ze zdrowiem psychicznym mężczyzny. Myśli samobójcze, próby odebrania sobie życia, samookalecznie się, chlanie do utraty przytomności – tak funkcjonował na długo po śmierci swojej matki. Nie mógł znieść poczucia winy, nienawidził siebie, chciał ze sobą skończyć, umierając tak boleśnie jak się da, bo był przekonany, że na to zasługuje. 

Potem na swojej drodze spotkał blondwłosego nastolatka, który zdołał wywrócić jego świat do góry nogami. Stopniowo zaczęło być lepiej. Myśli o Katsukim ogrzewały jego serce. Zakochał się. Przestał się zadręczać, bo myślami wracał do chłopaka, który na każdej lekcji, bacznie mu się przyglądał. Gdy zaczęli ze sobą pisać, nie czuł się dłużej samotny, a gdy zostali parą był niewyobrażalnie szczęśliwy. Chciał stać się lepszym człowiekiem tylko i wyłącznie dla niego. 

Jego życie zaczęło nabierać sensu.

Jednak teraz – bez Kacchana – wszystko straciło sens. 

Izuku otworzył nieco opuchnięte powieki, zerkając na zasłoniętą żaluzje. Spod niewielkiej szpary uciekało słabe światło. Świtało, a on pewnie znowu nie zmrużył oka. Nie był w stanie stwierdzić czy spał chociaż przez krótką chwilę. Co chwilę się budził, panikował, a potem uspokajał, znów próbując zasnąć. Był pewny, że jeżeli sam nie zdoła się wykończyć, prędzej czy później umrze z tęsknoty jak pies, którego pan odszedł. 

Sięgnął po telefon, który leżał tuż obok. Dochodziło do siódmej. O tej porze zwykle szykował się do szkoły, ale w chwili obecnej był na zwolnieniu lekarskim. Usunął się z drogi, tak jak kazał mu Kirishima. Jeszcze nie wiedział, co zrobi, gdy będzie musiał wrócić do szkoły.  

Zanim odłożył telefon, westchnął żałośnie. Powinien wziąć leki. Może wtedy będzie mu lżej? Tylko po co. 

Znowu miał ochotę płakać. Bez powodu. 

Otulił się kołdrą, wpatrując się w pogniecioną poduszkę, na której kiedyś leżał Katsuki. Pamiętał jak obudził się wczesnym porankiem, a zaraz obok spał on. Miał łagodny wyraz twarzy, a naga, dobrze zbudowana klatka piersiowa spokojnie się unosiła. Odgarnął wtedy włosy opadające mu na oczy. Zrobił to delikatnie, nie chcąc go zbudzić. Wtulił się w niego na krótką chwilę, która trwała dłużej niż planował i nim się obejrzał, znowu zasnął na kilka godzin. 

Z myśli wyzwolił go głośny dźwięk powiadomienia. Trochę się wystraszył, jednak szybko wrócił do rzeczywistości. Odnalazł urządzenie i spojrzał na ekran, spodziewając się czegoś niewartego uwagi.  

Kacchan.

Jego serce zabiło szybciej, widząc kto napisał. Poczuł ciarki biegnące wzdłuż pleców, a chłód poszedł w niepamięć. W tej chwili płonął, lecz nie przejmował się tym. 

Wstrzymał oddech. 

[Katsuki] Stan Bakugo się pogorszył.

Sparaliżowało go od środka. Musiał odłożyć telefon, który wciąż informował o nowych wiadomościach. Nie sądził, że już beznadziejna sytuacja mogła okazać się być jeszcze gorsza. 

Starł jedną grubą łzę, toczącą się z jego oka. Na nic więcej nie było go stać. Za życia zdołał wypłakać morze łez, a w tym trudnym czasie również nie szczędził ich. Jego opuchnięte, zaczerwienione od płaczu i braku snu oczy, zamknęły się na chwilę. Otworzył je ponownie, patrząc już na wyświetlacz. 

[Katsuki] Tu Kirishima

[Katsuki] Słuchaj, przeczytałem waszą konwersację

[Katsuki] Nie powinienem, ale musiałem się dowiedzieć, co was łączy

[Katsuki] Przepraszam za to, zresztą za wszystko inne też

Midoriya przeczytał to jeszcze dwa razy, zanim doszło do niego, o co w ogóle się rozchodzi. Kirishima przeczytał smsy, które wysyłali między sobą. Przetarł zmęczone oczy i przewrócił się na drugi bok. 

To niedobrze, że ktoś dobrał się do ich konwersacji. Dosyć często droczyli się ze sobą w smsach, a Katsuki lubił wysyłać mu różne, niekoniecznie przyzwoite, zdjęcia. 

Zielonowłosy nie przejął się tym zbytnio. Poczuł zawstydzenie i zażenowanie, ale to szybko minęło. Pomyślał sobie, że gdyby Kacchan się o tym dowiedział, Eijiro miałby niezłe kłopoty. Ta myśl spowodowała, że przez krótką chwilę na jego twarzy zagościł słaby uśmiech. 

Piegowaty ponownie zerknął na ekran. 

[Katsuki] Spotkamy się? 

Zmarszczył brwi. Nie rozumiał po co ktoś kto go nienawidzi i szantażuje chce się nagle spotkać. Chciał świętego spokoju. 

[Katsuki] Chce pan go odwiedzić? 

Powieki stawały się coraz cięższe, a on zrobił się senny. Odwiedzić Kacchana? Kirishima napisał, że jego stan się pogorszył. Chciał dać mu szansę się pożegnać?

Miał okazję zobaczyć Kacchana i potrzymać go za rękę, jednak wiedział, że tego nie zniesie. Był pewny, że rozpłacze się tam jak dziecko. 

[Izuku] Po co chcesz się spotkać? 

[Katsuki] Jednak pan żyje!

[Katsuki] Pewnie nie chce pan mnie oglądać i to rozumiem. Zachowałem się jak dupek, więc chcę to panu zrekompensować i pomóc! 

[Izuku] Nie chcę twojej pomocy. 

[Katsuki] To proszę chociaż pozwolić mi przeprosić jak należy

[Katsuki] teraz wiem, że bierze pan leki, a nie to co sobie ubzdurałem… 

Spróbował się podnieść, aby nie zasnąć. Nie chciał wychodzić z domu. Miał pełno obaw, które lubiły go dręczyć i niepokoić. 

Czy chciał zobaczyć Kacchana? Oczywiście, że tak, ale nie wiedział, czy jest gotowy patrzeć jak osoba, którą kocha, leży bezwładnie podłączona do maszyny. Z drugiej strony, później będzie tego żałował, a w życiu podjął wiele złych decyzji. 

[Izuku] W porządku. Możemy się spotkać. 

Umówili się w następny weekend, a dokładniej w sobotę. Około siedemnastej zaczęło się już nieco ściemniać. Nad głową Izuku wisiały ciemne chmury, a chłodny wiatr powodował u niego zgrzytanie zębów. 

Mieli się spotkać przed szpitalem. Zielonowłosy przybył przed czasem, za co przeklinał samego siebie. Myślał nad tym, żeby wejść do środka, ale głupi Izuku nie poprosił o numer chłopaka, a nie chciałaby, żeby się minęli. Zaszył się na jakieś ławce z wetkniętym nosem w szalu. 

Miał kilka dni na ogarnięcie siebie. Przed samym spotkaniem udało mu się dodzwonić do swojej psycholog, z którą uciął sobie krótką pogawędkę. Podsumował, że aktualnie jego życie wali się pod każdym możliwym względem i przy okazji zapytał, czy jest możliwość przyspieszyć następną wizytę. 

Dwa dni temu dostał wiadomość, że stan Kacchana jest pod jakimś względem lepszy. Midoriya stwierdził, że gdy jego chłopak odejdzie, on pójdzie zaraz za nim. Narazie jeszcze się pomęczy na tym wspaniałym świecie. 

Dobrze, że zdecydował się porozglądać, bo zauważył Eijiro, do którego pomachał. Nastolatek tryskał dziwną energią, która przerażała okularnika. Czuł się jak wampir, którego próbują sięgnąć promienie słoneczne. 

— Dzień dobry — powiedział, siląc się na uśmiech. 

— Dzień dobry, sensei. 

Usiadł obok niego. Miał nadzieję, że zaproponuje wejście do środka, ale najwyraźniej młodszy nie odczuwał takiej potrzeby. Miał na sobie skromną kurtkę, podczas gdy Izuku był ubrany jak eskimos. 

— Nie musisz się tak do mnie zwracać — zaczął. — I tak nie wiem czy wrócę do szkoły. 

— Aah, no tak — mruknął Kirishima. Uśmiechnął się niezręcznie, spoglądając na swoje buty. — Zapomnij o tym. Nikomu o was nie powiedziałem i nie powiem, więc możesz śmiało wracać do szkoły. 

Midoriya nic nie odpowiedział. Starał sprawiać wrażenie zainteresowanego rozmową, ale chyba kiepsko mu to wychodziło. Dzisiaj wyjątkowo nie miał ochoty na otwieranie jadaczki. 

— Nic się nie stało — odparł w końcu. 

— Więc… uhm — odchrząknął osiemnastolatek — Midoriya, przepraszam za to wszystko. Wstyd mi, gdy pomyślę o tym jak się zachowywałem. Czytałem wasze smsy… Ah, za to też przepraszam. Byłem ciekawy, a że znałem kod do telefonu Bakugo… — Kirishima czuł się niezręcznie, mówiąc to wszystko. Starał się patrzeć mu w oczy, ale czasami udało mu się uciec wzorkiem. — Nie ufałem ci przez te głupoty, które o tobie rozpowiadają. Naprawdę przepraszam i odwołuje każde złe słowo, które sprawiło ci przykrość. 

Nie spodziewał się tak ładnych przeprosin. Aż go zatkało i dosłownie nie wiedział, co odpowiedzieć. 

Kirishima wydawał się być dobrym człowiekiem, jednak ostatnie wydarzenia zrodziły w Izuku wątpliwości. Niestety znał Eijiro od złej strony. 

— Przyjmuję twoje przeprosiny. W końcu Katsuki to twój przyjaciel, a ja mogę sprawiać wrażenie kogoś dziwnego, hah. Na początku przejąłem się tym, co mi powiedziałeś. Potem… było mi już wszystko jedno — mówił z kwaśnym uśmiechem na ustach.

— Cieszę się — powiedział z wyraźną ulgą w głosie. — Bakugo też należą się duże przeprosiny. Mam nadzieję, że mi wybaczy. 

— Pewnie tak. 

— Kiedy wrócisz do szkoły? 

— Jestem na zwolnieniu, ale muszę się ruszyć, bo zrobi się nieciekawie. Jeszcze mi tego brakuje, żeby skończyć na ulicy — wymamrotał ponuro pod nosem. 

Eijiro cicho zachichotał. Oczywiście Midoriya mówił to pół żartem, pół serio. Nie był biedny, jednak wolał nie myśleć, co by było, gdyby stracił pracę. U.A. dobrze płaciło. Szkoda byłoby wylecieć z roboty. 

— Nasza klasa tęskni za tobą. Naprawdę świetnie uczysz. 

— Przynajmniej to mi wychodzi — zaśmiał się gorzko. — Niedługo końcowe egzaminy — przypominał sobie. 

— Mhm, za jakiś miesiąc. Potem egzamin na stałą licencję bohaterską i to by było na tyle. Bakugo bardzo na nim zależało, więc pewnie się uprze i wydobrzeje do tego czasu — zaśmiał się. 

Izuku podziwiał nastawienie Kirishimy. Mówił tak jakby Katsuki był po prostu kontuzjowany lub leżał w domu z gorączką. Jego głos był pełen nadziei, całkowicie pewny tego, że chłopak się obudzi. Nie dopuszczał do siebie innej opcji. 

Piegowaty zauważył, że Eijiro wstaje, więc zrobił to samo. 

— Zaprowadzę cię na oddział. Proszę. — Nastolatek wyjął z kieszeni telefon należący do Bakugo. — Oddaję ci go. Pewnie szybciej się z nim zobaczysz — powiedział z dużym uśmiechem. 

— Cieszę się, że spotkaliśmy się. Podniosłeś mnie trochę na duchu — odparł, patrząc mu prosto w oczy. — Dziękuję. 

Eijiro wierzył w swojego przyjaciela, dlatego on równie mocno powinien wierzyć w swojego chłopaka. W końcu Katsuki Bakugo nie da się tak łatwo pokonać. 


Na oddziale intensywnej terapii panowała przyjemna cisza zakłócana jedynie przez odgłosy kroków. Izuku rozstał się z Eijiro przed drzwiami prowadzącymi na oddział. Midoriya martwił się, że nie wpuszczą obcego na OIOM, jednak pozwolono mu na krótkie odwiedziny, aż do obchodu lekarskiego, który zaczynał się o osiemnastej. 

Katsuki leżał pod siódemką, która znajdowała się dalej niż Midoriya przypuszczał. Z nerwów udało mu się nawet minąć ten pokój, jednak szybko go odnalazł. 

Przy otwieraniu drzwi towarzyszył mu ścisk w żołądku i niezrozumiane uczucie lęku. Musiał wziąć głęboki wdech, żeby uspokoić walenie serca. Gdy w końcu go zobaczył, miał ochotę zalać się łzami. Pierwszy moment był lekkim szokiem. Bał się podejść, jednak wiedział, że nie może marnować czasu. 

Wziął krzesło, które stało nieopodal i postawił je cicho obok łóżka. Dopiero gdy usiadł, przyjrzał się twarzy Bakugo, na której spoczywała maska podłączona do respiratora. Spał spokojnie, jednak sprawiał wrażenie nieżywego. 

Izuku słyszał jego oddech, który cały czas był wspomagany przez maszynę. Na stojaku wisiała pełna kroplówka i jedna prawie pusta, do której nastolatek był podłączony. 

Midoriya przewiesił swój szal przez krzesło, a płaszcz rozpiął. Gdy szok i chłód go opuściły, przyszedł czas na falę gorąca, która uderzyła w niego z impetem. 

Spojrzał na rękę blondyna. Leżała zaraz obok jego kolana. Odwrócił się, chcąc się upewnić, że jest sam. Chciał go tylko złapać za rękę, a czuł się jak osoba, która świadomie próbuje popełnić zbrodnię. Mimowolnie wstrzymał oddech i chwycił za jego dużą dłoń. Objął ją delikatnie swoimi palcami, uważając na wenflon. Była zimniejsza od jego własnej, jednak wciąż biło od niej ciepło. Dopiero to pozwoliło mu zrozumieć, że jego chłopak wciąż żyje. 

— Cześć, Kacchan — powiedział na głos. 

Nie spodziewał się, że cisza, która mu odpowie, będzie tak bolesna. Musiał zacisnąć usta, które zaczęły drżeć. Chciał dalej do niego mówić, ale obawiał się, że nie da rady. Już teraz wydawało mu się, że nie zdoła wydusić z siebie ani słowa. 

Usłyszał nagle dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzał na nie z walącym jak dzwon sercem. Zamarł, spotykając się wzrokiem z blondwłosą kobietą w średnim wieku. Przez ułamek sekundy, patrzyli sobie intensywnie w oczy. Trwało to dopóki kobieta nie powędrowała wzrokiem gdzieś indziej. 

Izuki przeklął w duchu, zdając sobie sprawę z tego, że trzyma pacjenta za rękę. Szybo ją puścił, ale było za późno. Kobieta wszystko widziała. 

— A – ah, haha, dzień dobry, uhm... 

— Coś ty za jeden? — przerwała mu nagle. 

Mężczyzna wstał pośpiesznie. Bał się jak diabli, ale zdołal wyciągnąć rekę w jej stronę. Kobieta spojrzała na nią nieufnie. 

— Jestem nauczycielem Bakugo. Izuku Midoriya, miło mi — powiedział na jednym wydechu. 

— Mitsuki — powiedziała, podając mu swoją dłoń. — Matka Katsukiego.

Midoriya zamarł ciałem i duchem. Miał ochotę wyważyć drzwi i zwiać. Opcja ucieczki przez okno też nie stanowiła w tej chwili żadnego problemu. Nawet jeśli znajdowali się dosyć wysoko. I tak chciał się zabić, więc co to za różnica? Przynajmniej w ten sposób o jego śmierci dowiedziałoby się całe miasto, a nie komornik, który przyszedłby wykopać go z mieszkania. 

— O – oooh — wydukał, mając wrażenie, że zaraz dostanie zawału — tym bardziej mi miło.

Czy to co powiedział było dziwne? Na pewno. Cholera, przecież on nie potrafi rozmawiać z ludźmi, a co dopiero z kobietami. Na dodatek osoba stojąca przed nim była matką Kacchana. Opowiadał o niej wiele rzeczy, które go niepokoiły. Lustrując kobietę wzrokiem, nie tak wyobrażał sobie "wiedźmę" (jak to Katsuki miał w zwyczaju na nią mówić). Dobrze jej z oczu patrzyło choć faktycznie biedny nauczyciel czuł się malutki w porównaniu do niej. 

Cisza trwała, a blondynka zdawała się zabijać Midoriye wzrokiem. Co mogła sobie o nim myśleć? Zamorduje go na miejscu czy raczej podrzuci pod posterunek policyjny? W końcu jakiś obcy facet trzymał jej nieprzytomnego syna za rękę. Dobrze, że tylko za rękę...

— Muszę się już zbierać — powiedział nerwowo, wracając się po swoje rzeczy. 

Spojrzał jeszcze raz na Kacchana, żegnając się z nim w myślach. Niedługo tu wrócę. Muszę uciekać przed twoją matką. W głębi serca, był pewny, że Katsuki go zrozumie. 

— Siadaj — usłyszał za sobą. Kobieta postawiła krzesło zaraz obok krzesła Midoriyi. 

Nie było drogi ucieczki.

— Słucham? — zapytał tak uprzejmie jak potrafił – z dużym uśmiechem na ustach.  

— Porozmawiajmy.

Chcę umrzeć.

Mitsuki usiadła i założyła nogę na nogę, głośno przy tym wzdychając. Ręce skrzyżowała na piersi, a wzrok skupiła na swoim dziecku. 

Zielonowłosy nie miał wyboru. Usiadł z powrotem na swoje miejsca. Starał się rozluźnić, ale przy tej kobiecie było to niemożliwe. Katsuki trzymał ich związek w tajemnicy, więc wątpił, że jego rodzice o czymkolwiek wiedzieli. Mówił mu, że wspominał o nim parę razy, jednak nie było to nic wielkiego. 

Kątem oka przyglądał się jej. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Na twarzy Mitsuki gościł smutek, a cienie pod oczami były łatwo zauważalne. Izuku też je miał – od nieprzespanych nocy i ciągłego płaczu. 

— Mój syn to straszny dupek — zaczęła nagle, wpatrując się w nastolatka — ale nie zasługuje na to, co go spotkało. 

Nie wiedział jak odpowiedzieć na słowa matki. W jej głosie słychać było ogromny żal i rozpacz. Przejmowała się stanem swojego syna.  

Zrobił to niepewnie i długo się wahał, jednak położył rękę na jej barku. Chciał okazać jej choć trochę wsparcia.  

— Na pewno z tego wyjdzie. To silny chłopak i jestem pewny, że nie da się tak łatwo. 

Nigdy nie sądził, że przyjdzie mu pocieszać obcych. Sam stąpał po ziemi jako pesymista. 

— To prawda — westchnęła pod nosem. — Katsuki się nie podda. — Mitsuki rozluźniła swoje ramiona, a wzrok przeniosła na okularnika. — Nie jesteś za młody na nauczyciela? Ile ty masz lat? Dwadzieścia? 

Nie spodziewał się tego pytania. Splótł swoje chude palce, rumieniąc się delikatnie.

— Dwadzieścia cztery — odparł z malutkim uśmiechem.

— Czego uczysz? — zadała kolejne pytanie. 

— Japońskiego. 

— W końcu ktoś normalny — prychnęła z pogardą. — Za dużo tych pieprzonych bohaterów. Cholera, że też mój Katsuki musiał zostać jednym z nich. 

Kacchan zdecydowanie od niej nauczył się posługiwać wulgaryzmami. 

— Fakt, to niebezpieczny zawód — odezwał się, szukając dalej odpowiednich słów — jednak jednocześnie jest wspaniały. Ratowanie innym życia musi być miłym uczuciem. Hah, no i bohaterstwo jest dobrze płatne. 

— Racja — odparła ze słabym uśmiechem, który rozpromienił jej twarz. Mitsuki była piękną kobietą. Katsuki przypominał ją pod wieloma względami. — Gdy był mały, mówił, że jak zostanie już bohaterem, zamieszkamy razem z nim w jego willi.

— Urocze — zaśmiał się krótko. Mały Kacchan musiał być słodkim dzieckiem. — Mogę zapytać o jego stan? Są jakieś postępy? 

— Lekarze twierdzą, że tak, a jednak mój syn leży tutaj blisko dwa tygodnie, bez znaku życia — mówiła, obracając na placu swoją obrączkę ślubną. Midoriya przyglądał się temu. — Rana w  klatce piersiowej była poważna. Został też trafiony w rękę, z którą nie było większego problemu. Było beznadziejne. Z mężem myśleliśmy, że… — urwała nagle. 

Piegowaty zamruczał coś w odpowiedzi. Łzy zaczęły zbierać się do kącików oczu. Czuł, że zaraz złamie się wpół. Musiał przetrzeć oczy, aby nie dać po sobie poznać, że zaraz się rozpłacze. 

Jego Kacchan naprawdę dużo wycierpiał. Skoro było tak poważnie, kto wie jak zachowa się po przebudzeniu lub czy w ogóle się obudzi… Wolał nie myśleć o tak przykrych rzeczach, ale od nich nie było ucieczki. 

Prosił w duchu, aby się obudził. Musiał się obudzić. Chciał go wycałować, przytulić i  już nigdy nie puszczać. Potrzebował go. To Katsuki nadał jego życiu barw, więc bez niego świat ponownie stanie się czarno-biały. 

— Kilka dni temu musieli go reanimować. 

Załamał się. 

Skulił się na krześle, zasłaniając twarz rękoma. Nie potrafił dłużej hamować łez.

To było dla niego zbyt wiele. Świadomość, że serce Kacchana choć przez krótką chwilę przestało bić, było na tyle bolesną wieścią, że miał ochotę rozpruć sobie brzuch i wyrwać trzewia.   

Poczuł rękę na swoich plecach. Mitsuki podała mu chusteczkę, którą bez wahania przyjął. Wytarł swoje oczy i wydmuchał cicho nos. 

— Przepraszam — powiedział, czerwieniąc się ze wstydu — łatwo się wzruszam. Czasami wymieniliśmy między sobą kilka słów na dodatkowych zajęciach, dlatego przykro mi, że akurat go musiało spotkać coś takiego. 

— W porządku — odparła z małym uśmiechem. Blondynka spojrzała na swojego syna, a następnie wstała z miejsca. Pocałowała go delikatnie w czoło. — Katsuki opowiadał mi o tobie, więc wiem co nieco — dodała, puszczając mu oczko. Wyglądało to nazbyt niepokojąco. — Teraz jestem pewna, że mój gburowaty syn zaczął się uśmiechać  z twojego powodu. Matki wszystko wiedzą, mój drogi. — Izuku był w niemałym szoku. Od razu spłonął czerwienią. — Zostawię was samych — powiedziała zanim wyszła z pokoju.

— Chyba się o nas dowiedziała — mruknął, spoglądając na blondyna. 

Ponownie ujął jego rękę, jednak tym razem zrobił to pewniej. Spotkanie z mamą Kacchana pozwoliło mu nabrać niewielkich pokładów energii. Nie żałował, że tu przyszedł. Nawet się cieszył, bo to pozwoliło mu pogodzić się w pewien sposób z całą sytuacją. 

Midoriya nigdy nie miał łatwo w życiu, więc i teraz będzie musiał spróbować dalej je ciągnąć. Przynajmniej tak długo dopóki serce jego Kacchana wciąż bije. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top