Silvio Barbarigo i Dante Moro

 Był poranek dnia następnego. Ciemnowłosa obudziła się, kiedy poczuła na twarzy pierwsze promienie słońca. Kiedy otworzyła oczy, spotkała się z ciemnym wzrokiem Ezia. Kiedy wrócili z zabawy, dopadli do siebie, jakby nie widzieli, nie dotykali się całą wieczność. Nawzajem sprawdzali, czy to co się właśnie dzieje nie jest przypadkiem snem, że naprawdę czują siebie. Po nocnych harcach zostało już tylko przyjemne uczucie oraz wszędzie walające się ubrania.

- Buon giorno. - Powiedział Ezio, przejeżdżając ręką po ramieniu kobiety.

- Buon giorno. - Powiedziała chcąc wstać, kiedy nagle usłyszała pukanie do drzwi. - Byłbyś tak łaskaw?

Ciemnowłosy podniósł się i owinąwszy wokół bioder koc, podszedł do drzwi. Kiedy je otworzył, ujrzał młodego chłopaka. Chwilę rozmawiał z nim, a następnie zamknął drzwi.

- I? - Sirio nie owijała w bawełnę. Podniosła się do siadu i patrzyła na mężczyznę.

- Antonio nas wzywa.

- Powinniśmy się w takim razie zbierać. - Powiedziała i zaczęła się podnosić.

Nim jednak zdołała wstać, Ezio do niej doskoczył i przycisnął do łóżka.

- Mamy jeszcze sporo czasu. - Powiedział, zaczynając gładzić ją po wewnętrznej stronie uda.

- A jak sporo? - Zapytała, opierając dłoń na jego klatce.

- Dopiero, kiedy wzejdzie księżyc mamy pojawić się w Palazzo della Seta. - Powiedział, wcześniej silnie łapiąc ją za rękę, tym samym udaremniając jej próbę odepchnięcia go. - Planuję poprawić to co wczoraj zrobiłem. - Powiedział, przyciskając swoje usta do jej i opadając na nią.

🔪

Wieczorem zebrali się z kryjówki i udali się do Sety. Antonio właśnie z kimś rozmawiał. Kiedy weszli odwrócił się w ich kierunku:

- Ach, jesteście. Chciałbym wam przedstawić... - Tu wskazał na mężczyznę - ...wspólnika. Nazywa się Agostino Barbarigo. Niedługo Doża Wenecji, dzięki wam.

Mężczyzna ukłonił się na powitanie i tym samym odpowiedziała Sirio.

- To wieli honor móc Cię poznać, Dożo. - Powiedział Ezio, również się kłaniając. - Przykro nam z powodu brata.

- Musiało to nadejść. Został kupiony przez Borgiów, błąd którego nie zamierzam popełnić. - Kobieta skrzywiła się ledwo widocznie na dźwięk własnego nazwiska.

- Chodźcie. - Antonio położył rękę na plecach Ezia. - Mamy wiele do omówienia.

Wszyscy weszli do palazzo. Tam udali się do głównej izby, gdzie usiedli przy stole.

Kiedy zajęli już wygodnie miejsca, Antonio zaczął mówić:

- Znaleźliśmy dla was Silvio Barbarigo. Uciekł do L'Arsenale.

- Uciekł?! - Agostino zaśmiał się. - Masz na myśli zaatakował i zajął wraz z dwoma tysiącami najemników.

- Jesteś Dożą. Nie możesz rozkazać im złożyć broń? - Zapytał Ezio.

- Rada czterdziestu jeden musi jeszcze zaakceptować mój awans. A ta afera z Silvio pogorszyła sprawę. Ma całą armię na swoje wezwanie!

- Stwórzmy więc własną. - Powiedziała Sirio, pochylając się w fotelu. - W ten sposób będziemy mieć choćby szansę mierzyć się z nim.

- Nie zdobędziesz armii od tak. - Powiedział Agostino.

- To jest możliwe. - Antonio zwrócił się do Ezia. - Powinieneś poszukać Bartholome'a d'Alviano. Jego ludzie nie darzą sympatią Silvio. Mieszka w dzielnicy wojskowej, na południowy-wschód od L'Arsenale.

- Va bene. Pójdę go poszukać. - Podniósł się z fotela. - Sirio? - Wyrwał ją z zamyślenia.

- Idź. Spróbuję na własną rękę zwerbować paru ludzi.

- Jesteś tego pewna? - Zapytał Antonio, kiedy ruszyła do drzwi. - Można im ufać?

- Jestem tego pewna, tak jak tego że stoję. - Powiedziała, otwierając drzwi. - Chyba, że mi nie ufasz?

Nie czekając na odpowiedź opuściła budynek. Była pewna, że Antonio nie ufa jej, mimo iż pomogła mu wielce do tego momentu.

Ruszyła na obrzeża miasta, tam gdzie planowała się spotkać z jednym ze swoich ludzi.

🔪

Ciemnowłosa udała się do karczmy na obrzeżach miasta. Ubrała się w białą koszulę i ciemnozieloną tunikę, żeby wyglądać jak mieszczanin. Na to nałożyła pelerynę, pod którą ukryła nowe ostrze od Leonarda oraz sakiewkę z pieniędzmi, a także list. Nie chciała aby ktokolwiek ją zaczepiał z byle powodu. Peleryna była pomocna – nie widząc jej twarzy nie byli pewni czy warto się bić czy lepiej odpuścić.

Weszła do karczmy. Wszystkie oczy momentalnie na niej spoczęły, a rozmowy ucichły. Przyzwyczajona do takiej ilości oczu na sobie – w końcu dowodziła sporą ilością ludzi, do momentu aż ojciec nie znalazł mężczyzny, który znał się na tym tak dobrze jak ona – ruszyła do kontuaru.

Usiadła przy nim i wyciągnęła pieniądze. Karczmarz nalał jej pierwszego, lepszego trunku i pochylił się nad nią.

- Szukam Guerriero. - Powiedziała szeptem.

- Nie ma go dzisiaj. Miał pewne „sprawy" do załatwienia.

- Przekaż mu to. - Powiedziała, wręczając karczmarzowi list. - Przyjdę jutro o tej samej godzinie.

Wypiła zawartość kubka jednym haustem i ruszyła do wyjścia.

🔪

Przez całą noc Ezio nie wrócił do kryjówki. Rano również go nie było. Koniec końców opuściła ją, nie spotykając uprzednio mężczyzny.

Tak jak zapowiedziała, wróciła o tej samej godzinie. Kiedy przysiadła przy kontuarze, karczmarz nalał jej czegoś i ruszył obsłużyć kogoś innego. Nie musiała czekać długo.

Po kilku minutach ktoś siadł koło niej. Kiedy otrzymał swój trunek, ciemnowłosa poczuła u swojego boku sztych noża. Nie przejęła się tym zbytnio i przesunęła palcami po szczycie szklanki.

- Jak mnie tu znalazłeś? I skąd o mnie wiesz? - Przyciszony głos, mężczyzny rozbrzmiał obok niej.

- Nie było ciężko, jak wie się gdzie szukać. - Powiedziała i pociągnęła łyk z kubka. - Poza tym, nie jest ciężko cię znaleźć, gdy już kiedyś korzystało się z twoich usług.

- Porozmawiamy w bardziej ustronnym miejscu. - Powiedział zabierając nóż i wstając z miejsca. Kiedy odszedł kawałek, Sirio wstała i ruszyła jego śladem.

Udali się oni do ustronnej uliczki, niedaleko baru. Nikt nie zapuszczał się w tamte strony.

- Może zaczniemy od tego z kim mam przyjemność. - Mężczyzna powiedział to nie ukrywając w głosie niechęci.

- Bardzo mi miło, że zapamiętałeś mnie... - Powiedziała z sarkazmem, zdejmując kaptur. - ...mimo iż korzystałam z twoich usług tak wiele razy.

Mężczyzna aż przetarł oczy, żeby się upewnić że nie ma omamów.

- A niech mnie kule biją. Toż to Sirio Borgia we własnej osobie! - Krzyknął.

- Ciszej kretynie! - Szepnęła wściekła.

- Myślałem, że nie żyjesz. - Powiedział szczęśliwy.

- Bo nie żyję. Dla mojego ojca i jego ludzi nie żyję. I ma tak pozostać jak najdłużej.

- Rozumiem. Pełna dyskrecja. W czym mogę Ci w takim razie pomóc, Signora? - Zapytał, kłaniając się.

- Potrzebuję ludzi. Ilu tylko zdołasz zebrać. - Powiedziała, a on się zdziwił.

- Jakaś wojna?

- Możesz tak to nazwać. Ilu zdołasz pozyskać w ciągu paru najbliższych dni?

- Wielu z nich jest poza miastem. Spróbuję przyprowadzić ilu się da. Może nawet uda mi się sprowadzić pięciuset mężczyzn.

- Dziękuję. - Założyła kaptur. - Rozliczę się tak jak zawsze. - I zniknęła w cieniu uliczek.

🔪

Nie planowała marnować kolejnej nocy. Wiedziała gdzie powinna szukać. Udała się więc od razu kierunku domu znanego condottiero. Spodziewała się spotkać Auditore w domu Bartolome'a.

Już z daleka wiedziała, że coś jest nie tak. Było tam zbyt cicho.

Nie chcąc się dać zaskoczyć wyciągnęła sztylet i zaczęła się skradać. Nie słyszała żadnych głosów. Było kompletnie cicho i to było najstraszniejsze.

Delikatnie otworzyła drzwi, a później powolnym krokiem weszła do środka. Usłyszała ciężki krok. Zadziałał instynkt i odskoczyła w bok. Chwilę później w miejsce, gdzie uprzednio stało, uderzył ciężki, dwuręczny miecz.

Spojrzała na mężczyznę, którego było jej dane widzieć parę razy w życiu.

- Bartolomeo d'Alviano.

- Sirio Borgia. - Wypluł jej imię niczym jad. - Myślałem, że zdechłaś w jakimś rynsztoku.

- Bez wątpienia byłbyś z tego powodu szczęśliwy. - Powiedziała, gotowa do skoku w każdym momencie. Relacje między nimi były...złe, delikatnie rzecz ujmując. Mieli kilka razy przyjemność spotkać się na polu walki, kiedy Sirio była wciąż jeszcze w łaskach kardynała Borgii. Oboje wiedzieli czego się spodziewać. Również oboje wiedzieli, że oponent zna się na wojaczce. - Muszę cię jednak zasmucić, bo żyję i mam się dobrze.

- Może pora to zmienić?

- Nie przyszłam z tobą walczyć. - Powiedziała, jednak nie opuściła gardy. Miała nadzieję, że niedługo pojawi się Ezio, który załagodzi sprawę zanim dojdzie do krwawej łaźni. - Teraz stoimy po tej samej stronie.

- Dlaczego Ci nie wierzę? - Uniósł miecz. Ciemnowłosa wiedziała, że nie wymiga się od walki.

- Poczekajmy na Ezia. On rozwieje wszelkie... - Nie było jej dane ukończyć. Gdyby nie pochyliła się, oprócz włosów, straciłaby jeszcze głowę. - Bóg mi świadkiem, że nie chciałam walczyć.

Z tymi słowy ruszyła na mężczyznę. Unikała jego ciosów i kiedy tylko znalazła lukę, zaatakowała sztyletem. Mimo masywnej broni był szybki i odparł atak Sirio. Musiała włożyć dużo siły aby nie upuścić broni i jeszcze więcej aby odepchnąć Bartolome'a. Teraz przyszła jej kolej ataku. Zadawała cios za ciosem, a mężczyzna zwinnie unikał. Kiedy w końcu udało jej się sięgnąć jego policzka, poczuła ból w boku. Odskoczyła do tyłu i dotknęła rany, obficie broczącej krwią. Później zgięła się z bólu, kiedy do niej dotarło. Nie było to małe zadraśnięcie.

- Ty chyba naprawdę próbujesz mnie zabić. - Po tych słowach, jęknęła, zwijając się z bólu.

- Najwyraźniej.

Rzucił się na nią. Wybił jej sztylet, ale nie dała się zaskoczyć. Złapała za rękojeść miecza i wykręciła, wbijając ostrze w posadzkę. Mężczyzna nie spodziewał się tego, tak więc udało się Sirio zrobić to z łatwością. Trzymała miecz prawą ręką, a lewą przystawiła do jego gardła, wysuwając ostrze.

Jej oddech był ciężki, ale nie planowała opuszczać broni.

- Ochłonąłeś? - Zapytała i skrzywiła się z bólu.

Usłyszała skrzypienie drzwi.

- Bartolomeo,... - Ezio zatrzymał się wpół kroku. - Che diavolo sta succedendo qui [co tu się dzieje, do cholery]!

- Salve, Ezio. - Kobieta schowała ostrze i zrobiła parę kroków w tył. - Miło, że raczyłeś się w końcu zjawić. - Chwyciła za ranę na boku.

- Dlaczego gdziekolwiek idziesz, tam podążają za tobą kłopoty? - Mężczyzna westchnął zrezygnowany.

- Ja? Najpierw popatrz na siebie.

- Co ja z tobą mam. - Podszedł do niej. - Jak bardzo źle z tobą?

- Przeżyję. Muszę to później opatrzyć.

- Ona jest z tobą? - Bartolomeo spojrzał zdziwiony na ciemnowłosego.

- Nie powiedziała Ci?

- Dlaczego? Przecież ona... - Zobaczył jak kobieta przykłada palec do ust i puszcza mu oczko. Mógł powiedzieć Auditoremu prawdę, jednak chwilowo postanowił ją zataić. Westchnął przeciągle. - Czego się dowiedziałeś?

- Udało mi się uwolnić część twoich ludzi. Kilka dni więcej i będziemy mieć wszystkich.

- Nawiązałam kontakt ze starym znajomym. Powinniśmy zyskać wsparcie paruset mężczyzn za cztery dni.

- Znają się chociaż na tym? - Zapytał Bartolomeo.

- O to nie musisz się martwić. Znają się na robocie. I co najważniejsze słuchają tego kto im płaci. - Ostatnie zdanie miało znaczyć „to są moi ludzie, więc nie możesz im przewodzić".

- W takim razie wszystko ustalone. Jeśli teraz pozwolisz wrócimy do siebie. Arrivederci. - Ezio wypchnął kobietę za drzwi i wyszedł za nią. - Kto zaczął?

- Czy ja ci wyglądam na dziecko? - Zapytała, ruszając w kierunku kryjówki.

- Czasem się tak zachowujesz. - Powiedział, obejmując ją w pasie. Mimo iż chciała go odtrącić, postanowiła jednak odpuścić, gdyż utrata krwi zaczęła dawać się we znaki. - Allora [więc]?

- Nie uwierzysz ale tym razem byłam grzeczna. On zaczął.

- Powiedzmy, że Ci wierzę.

- Nie wierzysz mi.

- Non importa [nie ważne]. Wracamy. Trzeba to opatrzyć.

🔪

Rana okazała się płytsza niż sądzili, płynęło po prostu z niej dużo krwi.

Tamtego dnia zrobili sobie przerwę. Dopiero następnym wieczorem ruszyli na poszukiwania ludzi Bartolome'a. Robili tak przez trzy dni z rzędu. Dnia czwartego mieli się spotkać w domu Bartolome'a.

Kiedy nastał wieczór, Ezio planował ruszyć do dzielnicy wojskowej.

- Idź sam. - Ciemnowłosa ubierała właśnie na siebie brunatną tunikę i ściągała ją pasem. Pod spodem miała białą koszulę oraz ciemne spodnie. Patrząc na nią można było pomyśleć że jest zwykłym mieszczańskim młodzieńcem. Pomijając sztylet przytwierdzony przy pasie. Ukryte ostrza nie wyróżniały się zbytnio, wyglądały jak zwykłe ozdoby. - Muszę jeszcze sprawdzić gotowość swoich własnych żołnierzy. Widzimy się na miejscu.

- Va bene. - Ezio opuścił kryjówkę.

Sirio otworzyła kufer, żeby wyciągnąć z niego pelerynę. Jednak w oczy rzuciła jej się maska, której używała podczas Carnevale. Wpadł jej do głowy pewien pomysł.

Zamknęła skrzynię, nie biorąc peleryny i ruszyła do wyjścia.

🔪

Udała się ponownie do karczmy, gdzie miał na nią czekać Guerriero. Uprzednio podeszła do pierwszego lepszego krawca i poprosiła o uszycie maski, takiej zwykłej, zasłaniającej część twarzy, z czarnego materiału i wiązaną z tyłu głowy. Zapłaciła potrójną cenę, ale kiedy wychodziła ze sklepu kilkadziesiąt minut później, maska leżała bezpiecznie skryta w jednej z sakw.

Kiedy weszła do karczmy usiadła w tym samym miejscu co poprzednio. Nie minęło kilka minut, a mężczyzna dosiadł się do niej.

- Ilu ludzi zebrałeś? - Zapytała nie owijając w bawełnę.

- Blisko trzystu.

- Miało być pięciuset. - Mimo złości, ton jej głosu pozostał monotonny. Westchnęła. - Niech i tak będzie. Musi wystarczyć. Zbierz ich jak najszybciej w pobliżu portu San Marco. O północy rozpoczynamy atak. Przyjdę po nich i poprowadzę.

- Tak się stanie.

Ciemnowłosa dopiła trunek i opuściła przybytek, aby udać się na spotkanie z Eziem.

🔪

- Ustaliliście już wszystko? - Zapytała, wchodząc do domu d'Alviano.

- Rozstawimy ludzi Bartolome'a wokół arsenału. Kiedy wybuchną zamieszki ruszę zlikwidować Silvio.

- Zgoda. Mam ze sobą około trzystu żołnierzu. - Spojrzała na Bartolomeo. - Połączmy naszych żołnierzy i rozpuśćmy małe grupy wokół L'Arsenale. W ten sposób będą bardziej manewrowe i trudniej będzie ich wykryć.

- Come vuoi [zgoda]. Bierzmy się do roboty. Ezio. - Wyciągnął do niego rękę i podał mu fajerwerk. - Rozpal to na szczycie najwyższej wierzy. Będzie to sygnał do ataku.

- Mamy pewność że połknie haczyk? - Zapytała ciemnowłosa. Wydawało się to zbyt proste.

- Nie martw się. Na pewno to zrobi. - W głosie Bartolomeo nie było cienia wątpliwości.

- Bene allora. Ci vediamo, Signori [A więc dobrze. Do zobaczenia Panowie].

🔪

Sirio udała się na miejsce, gdzie miała się spotkać ze swoimi ludźmi. Na czele stał Guerriero, a wraz z nim stało tylko kilku mężczyzn.

- Salve. Reszta jak mniemam stoi niedaleko. - Mężczyzna kiwnął głową twierdząco. - W takim razie rozdzielcie się na kilka grup po
20-30 osób. Macie się połączyć z ludźmi Bartolome'a i odwrócić uwagę ludzi Silvio.

- Będziesz prowadzić swoich ludzi? - Zapytał Guerriero.

- Nie. Będę stała z boku i obserwowała. Jeśli coś się będzie działo zainterweniuję. Zabieram ze sobą 50 najlepszych.

- Va bene.

- Flara będzie dla was znakiem do ataku. - Po tych słowach ciemnowłosa poszła zebrać swoich ludzi.

Niedługo potem ciemnowłosa prowadziła swój oddział uliczkami miasta. Mieszkańcy Wenecji wiedzieli, że coś się dzieje, dlatego też tej nocy, ulice miasta były opustoszałe.

Kiedy docierali na miejsce ciemnowłosa odwróciła się do oddziału.

- Was obowiązują moje rozkazy. Flara nie jest znakiem do ataku.

- Bene.

Sirio wyciągnęła z sakwy maskę i założyła na twarz. Nikt nie pozna że to ona. Gdyby plan się nie powiódł istniała nadzieja, że jej ojciec nie dowie się o jej istnieniu.

Wdrapała się na budynek, żeby mieć dobry ogląd sytuacji. Ludzie byli już na swoich stanowiskach, gotowi do walki. W następnym momencie niebo rozbłysło czerwonym światłem, a mężczyźni ruszyli do walki.

Ciemnowłosa przykucnęła na dachu i obserwowała sytuację. Kiedy jakaś grupa miała problem posyłała swoich ludzi w tamtym kierunku. Jednak w pewnym momencie zaczęło ich jej brakować.

Kiedy miała już się dołączyć do jatki, zobaczyła jak Bartolomeo jest powoli okrążany przez wojsko templariuszy. Nie miała czasu się zastanawiać. Używając belek, które rozmieszczone były między budynkami zeszła na ziemię. Ruszyła biegiem w kierunku d'Alviano i wyrwała sztylet zza paska. Pierwszy mężczyzna, który zaznał jej gniewu został przeszyty ostrzem przez plecy. Nim jego ciało uderzyło o ziemię wyrwała sztylet i cisnęła nim w kolejnego, który już zamachiwał się, od tyłu, na Bartolome'a. Padł martwy, a ciemnowłosa została zaatakowana przez kolejnych dwóch. Myśleli oni że jest bezbronna. Pierwszy z nich miał głowę przeszytą ukrytym ostrzem, nim zdołał zadać pierwszy cios. Nim wyrwała ostrze drugi spuścił na nią miecz. Osłoniła się prawą ręką. Miecz uderzył w łańcuch, przez co nie spowodował rany u Sirio, a wyprowadził z równowagi mężczyznę. Kopnęła go przewracając na ziemię i wyrwała rękę z truchła. Ruszyła w kierunku kondotiera.

Mężczyzna pokonał kilku z nich, ale wciąż był okrążony. Ciemnowłosa podniosła swój sztylet i schowała go do pochwy, a później zwolniła ostrze z prawego nadgarstka. Rzuciła nim w plecy kolejnego z przeciwników i przeszyła go na wylot. Następnie chwyciła za łańcuch i wkładając w to prawie całą siłę, zamachnęła się. Ciało mężczyzny przewróciło kilku kolejnych napastników.

W taki oto sposób dotarła do Bartolome'a i stanęła za jego plecami.

- Dobrze się bawisz jak widzę. - Powiedziała, wysuwając ukryte ostrze lewej ręki i chwytając za ostrze w prawej.

- Grazie per l'aiuto [dzięki za ratunek].

- Quando vuoi [polecam się]. Co teraz?

- To był twój genialny pomysł. Teraz wymyśl coś żebyśmy nie pomarli jak muchy.

- Walcz dopóki starczy Ci sił. Musimy wytrwać dopóki Ezio nie wykona swojej części. - Wtem w ich kierunku zaczął się zbliżać Dante Moro. - Nie no. Litości.

- Zostaw go mnie.

- In bocca al lupo [powodzenia].

Sirio przejęła na siebie ludzi, którzy szli na Bartolome'a. Nie byłaby zdolna długo wytrzymać, więc szczęście jej sprzyjało, kiedy kilku jej oraz Bartolome'a ludzi zjawiło się u jej boku.

Kątem oka zobaczyła jak Ezio przebiega pomiędzy walczącymi. Wiedziała, że musi wytrzymać już tylko odrobinę. Mimo iż nie było to w żadnym stopniu łatwe. Mniejsze oraz większe rany mnożyły się na jej ciele. Wielu z jej towarzyszy straciło życia. Bartolomeo nie mógł sobie poradzić z Dantym. Na szczęście po ich stronie było mniej zabitych niż po stronie templariuszy.

Kiedy Ezio przybył powalił kilku z atakujących Sirio i wziął się za Dantego. Brakło dosłownie chwili, żeby go pokonał, kiedy Silvio pojawił się na murach L'Arsenale.

- Wystarczy, nie mamy czasu! Wracaj tutaj! Musimy się zbierać!

Dante zamachnął się toporem na Ezia. Auditore uskoczył do tyłu, unikając ciosu, jednak potknął się i zrobił przewrót.

Nim ktokolwiek zdołał zareagować Dante wraz z garstką żołnierzy zrobił odwrót do arsenału. Sirio podeszła do Ezia i pomogła mu wstać, gdyż delikatnie się zdziwił obrotem spraw.

- Goń go. Powstrzymamy ich.

Kiwnął tylko głową i ruszył w pościg. Ciemnowłosa wyciągnęła prawe ostrze i zaczęła nim kręcić młynki.

- Już niedaleko. - Powiedziała, gotując się do walki. - Wy, do arsenału! - Wskazała na kilkadziesiąt mężczyzn stojących w pobliżu. - Macie go bronić i ułatwić dorwanie tamtych dwóch! Reszta zostaje i będzie ze mną bronić wejścia!

- Dlaczego tak mu pomagasz? - Bartolomeo stanął obok niej, czekając na nadejście żołnierzy nieprzyjaciela.

- Dał mi nadzieję. Nadzieję na to, że nie muszę ślepo podążać wolą ojca. Walczę teraz za sprawę, którą uważam za słuszną. - W ich kierunku zaczęli się zbliżać templariusze. - A teraz zrób mi tę przyjemność i nie daj się zabić. Ezio nigdy by mi nie wybaczył.

Miała już ruszać do boju, ale d'Alviano złapał ją za ramię.

- Nie ufam Ci, ale widzę twoją szczerą intencję. - Złapał ją mocno i odwrócił w kierunku wejścia do L'Arsenale. - Idź i mu pomóż. Ja ich przetrzymam.

Kobieta przez chwilę się wahała, jednak skinęła głową.

- Bene. - Złapała jednego ze swoich ludzi za ramię. - Idź ogłosić wszystkim, że mają słuchać rozkazów Bartolomeo d'Alviano. - Odwróciła się jeszcze do kondotiera. - Non morire, okey? [nie zgiń, dobrze?]

- Si.

Nie odwracając się już, ruszyła biegiem do arsenału. Na ulicach toczyły się walki. Ciemnowłosa wdrapała się na budynek, żeby się rozejrzeć. Zobaczyła Dantego i Silvio biegnących do portu. Zaraz za nimi pędził Ezio, odpychając każdego kto stał mu na drodze.

Wiedziała już gdzie musi dotrzeć. Zeskoczyła z budynku i ruszyła w pogoń. Nie mogła biec tak jak oni, ponieważ nie dogoniłaby ich. Ruszyła w stronę wody. Przy brzegu stał żuraw, który mógł się świetnie nadać do przeprawy. Ciemnowłosa wypuściła prawe ostrze i zaczęła nim obracać. Kiedy miało już dostateczną prędkość rzuciła nim. Okręciło się kilka razy wokół belki. Następnie Sirio pociągnęła żeby sprawdzić czy ją utrzyma. Mając tego pewność ruszyła biegiem i skoczyła z krawędzi pomostu. Przeleciała nad wodą i wylądowała po drugiej stronie. Ściągnęła ostrze i wbiegła na budynki. Miała prostszą drogę, a poza tym wszyscy żołnierze walczyli na ziemi więc mogła po prostu biec, niczym się nie martwiąc.

Widziała jak Ezio dopada prawie Dantego. Przyspieszyła i udało jej się wyprzedzić Silvio. Ponownie wysunęła ostrze i zaczęła kręcić młynki. Gdy przodowała nad templariuszem kilka metrów posłała ostrze w ziemię, tak że kiedy mężczyźni przebiegali, łańcuch zasłonił im drogę, przez co przelecieli go i wylądowali na ziemi. Chwilę potem dopadł ich Ezio.

Ciemnowłosa wciągnęła łańcuch i zeszła do Ezia.

- Dowiedziałeś się czegoś? - Zapytała, stając przed nim.

- Ładna maska.

- Grazie. Pozwól jednak że na razie ją pozostawię. Zbyt dużo wrogów jest wśród nas. A więc?

- Silvio nie chciał być Dożą, to miał być wabik. Mieli wypłynąć statkami na Cypr. Nie wiem tylko po co.

- Na pewno nic co byłoby dobre. - Położyła rękę na plecach Ezia. - Teraz chodź. Bartolomeo na nas czeka.

Kiedy dotarli do bram L'Arsenale, czekał już na nich Bartolomeo. Kiedy tylko zobaczył Ezia położył mu ręce na ramionach.

- Dobra robota, Ezio. Silvio został pokonany, a dzielnica militarna wróciła do nas! - Jego ludzie zaczęli wiwatować. - Może w końcu Wenecja będzie mogła zaznać trochę ciszy i spokoju. Powinniśmy świętować to zwycięstwo!

- Cieszę się wraz z tobą Bartolomeo, ale muszę odmówić. Zdarzenia przybrały kolejny dziwny obrót...

- Co masz na myśli?

Kiedy Ezio wyjaśniał czego się dowiedział, Sirio podeszła pogratulować swoim ludziom i odesłać ich z placu boju. Planowała później spotkać się z Guerriero, żeby uregulować rachunki. Teraz chciała tylko odpocząć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A więc wróciłam. Pewnie tylko na chwilę i przelotnie. Sesja mi nie poszła, muszę poprawić jeden przedmiot (na szczęście tylko jeden), więc pewnie znowu mnie nie będzie. 

Mam wielką nadzieję, że chociaż początek tego semestru będzie łagodny, co pozwoli mi napisać i opublikować chociażby kilka rozdziałów.

Trzymajcie się zdrowo. Ciao ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top