Roma
Dnia następnego ciemnowłosa poszła uregulować rachunki i wypłacić należne żołnierzom, którzy przetrwali.
- Co planujesz teraz zrobić? - Sirio zapytała Ezia, zbierając rzeczy niezbędne do życia, ubrania i prowiant.
- Chyba wrócę do Monteriggioni, trochę odetchnę. Później pewnie wrócę tutaj. - Ezio również zbierał swoje rzeczy. Jednak on zostawił ubrania, planując niedługo tutaj wrócić.
- Możemy wtajemniczyć Leonarda. Jeśli czegoś się dowie, mógłby nas powiadomić.
- Va bene. - Ezio chwilę przyglądał się Sirio. - Po co ci to?
- Hmm? - Odwróciła się do niego, na chwilę przestając poruszać rękoma.
- Przecież wrócimy tu. W Monteriggioni masz dostatecznie ubrań. - Sirio uśmiechnęła się do niego.
- Nie wracam do Monteriggioni.
- W takim razie gdzie się udasz?
- Planuję odwiedzić Rzym. - Eziu na chwilę wyszły oczy ze zdziwienia. - Dawno mnie tam nie było, a niedawno otrzymałam list od zaufanej osoby, że mam braci i siostrę. - Na twarzy Ezia, pojawił się smutek. Ciemnowłosa odłożyła koszulę, którą trzymała w rękach i położyła dłonie na ramionach Auditorego. - Przepraszam. Nie chciałam przywoływać złych wspomnień.
- To nic. - Odepchnął jej ręce. - Ile mają lat?
- Są jeszcze bardzo młodzi. Mają 11 i 10 lat. Siostra będzie mieć 6.
- Widziałaś ich kiedyś?
- Jeszcze nie. Dlatego planuję się udać właśnie do Rzymu. Chcę ich chociaż zobaczyć. A ile bym dała, żeby ich poznać. - Westchnęła. - Mam nadzieję, że nie wdadzą się w naszego ojca.
- Dlaczego dopiero teraz?
- Mieliśmy sporo na głowie. Poza tym ojciec ich ukrywał. Dowiedziałam się dopiero niedawno, że planuje puścić ragazzi [chłopców] w społeczeństwo. Wtedy będę mieć szansę ich spotkać.
- Buona fortuna [powodzenia]. Mam nadzieję, że uda ci się osiągnąć swój cel.
- Ja również. A teraz chodź. - Złapała go pod ramię i zaczęła ciągnąć do wyjścia. - Idziemy do Leonardo. Trzeba go poprosić, żeby informował nas na bieżąco.
- Come vuoi.
🔪
- Salve, Leonardo. - Ciemnowłosa weszła do pracowni Leonarda, ciągnąc za sobą Ezia.
- Salve. - Mężczyzna wstał zza biurka i podszedł przytulić kobietę, a później podszedł do swojego przyjaciela. - Co was do mnie sprowadza?
- Przyszliśmy się pożegnać.
- Przyjedziecie mnie jeszcze odwiedzić, si?
- O to nie musisz się martwić, amico mio. - Ezio położył rękę na ramieniu Leonarda. - Niedługo wrócę.
- Mnie może zająć to trochę więcej czasu. - Ciemnowłosa uśmiechnęła się mimo wszystko. - Chciałam cię prosić żebyś informował nas na bieżąco o statkach płynących z Cypru. Nawet jeśli będzie to jakaś plotka, chciałabym o tym wiedzieć.
- Va bene. - Lenardo złożył ręce, tak jak miał to w zwyczaju. - Gdzie będę mógł cię znaleźć?
- Proszę. - Wyciągnęła zwinięty pergamin. - Masz tam mapę jak dotrzeć do karczmy. W środku jest kolejne zawiniątko. Jeśli będziesz chciał się ze mną skontaktować wystarczy, że dasz to karczmarzowi. On poprowadzi cię dalej.
- To chyba nie jest najlepsza dzielnica. - Leonardo, powiedział oglądając mapę.
- Jeśli nie będziesz próbował zwrócić na siebie uwagi, nic ci się nie stanie. A jeśli chodzi o ludzi w karczmie, to często szemrane typy, ale nie zrobią nic dopóki nie zaleziesz za skórę ważniakom, a tym nie musisz się martwić.
- Si, bardzo mnie pocieszyłaś.
- Leonardo, nie ufasz mi? Myślisz że posłałabym cię w paszczę lwa?
- No. Ufam ci. - Przytulił ją ponownie. - Będzie mi ciebie brakować... I ciebie również, Ezio.
- Arrivederci, Leonardo. - Ezio uścisnął Leonarda.
- A presto.
Ezio i Sirio opuścili pracownię.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Myślę, że dzisiaj w nocy.
- Chyba cię odprowadzę kawałek.
- Fai quello che vuoi [rób co chcesz].
🔪
Kiedy nastała pełna noc, Auditore i Borgia opuścili kryjówkę i udali się do portu. Dopłynęli oni do Forli i planowali rozdzielić się w pobliżu Urbino.
- Chyba nadeszła pora pożegnać się? - Ciemnowłosa zapytała zsiadając z konia. Był wieczór dnia następnego. Nie spieszyło im się, więc mogli odpoczywać więcej czasu, niż kiedykolwiek wcześniej było im dane.
- Chyba tak. - Ezio również zszedł z konia.
- Pozdrów ode mnie wuja i Claudię. - Sirio wyciągnęła do niego rękę.
- Sarà fatto [zrobi się]. - Ezio chwycił ją za rękę i pociągnął do siebie. Ciemnowłosa przez chwilę nie wiedziała co się stało, a później sama przytuliła Auditorego.
- Hej, ja nigdzie nie zniknę. Wrócę niedługo.
- Lo so [wiem].
- Przecież wiesz, że jestem nie do zarąbania.
- Lo so.
- Ezio, to nie w twoim stylu. - Odepchnęła go od siebie. - Pilnuj swojej rodziny i nie pozwól, żeby statek prześlizgnął się pod naszymi nosami. - Chwyciła za wstążkę, którą miała przewiązane włosy i wyciągnęła ją do Ezia. - Jeśli będziesz chciał się ze mną skontaktować każ zawiązać ją na czapce doręczyciela. Nie podpisuj się, ani nie wspominaj mojego imienia. Gdyby taki list wpadł w ręce templariuszy...
- Tak zrobię. A presto.
- Do zobaczenia, Ezio.
Uściskała go ostatni raz i wskoczyła na konia. Kiedy ruszyła nie odwróciła się ani razu. Czuła jak łzy napływają jej do oczu. Miała rozdzielić się z Eziem na dłuższy czas, pierwszy raz od 6 lat.
🔪
Do Rzymu dotarła nocą. Kiedy strażnicy nie chcieli jej wpuścić postraszyła ich odrobinę i pokazała pieczęć Borgiów. Obiecali trzymać gęby na kłódkę i Sirio mogła być pewna, że obietnicy dotrzymają.
Tą noc spędziła w oberży, a dnia następnego udała się wynająć mały domek na południu miasta. W ten sposób była stosunkowo blisko, ale również dostatecznie daleko od wpływów swojego ojca. Oprócz tego wybrała do osiedlenia się, dzielnicę która pozostała we wpływach rodziny Colonna, a poza łapami Borgiów. Pozwalało jej to trochę odetchnąć, kiedy nastawała noc. Nie musiała się obawiać, że jest ciągle obserwowana i że jeden zły ruch może doprowadzić do jej śmierci.
Dnia kolejnego pierwszym miejscem gdzie się udała był bank. Wyciągnęła pieniądze, które zostawiła dla niej matka i postanowiła zrobić z nich użytek. Przez kolejne pół roku przy użyciu pieniędzy, swoich zdolności oraz uroku osobistego skłaniała kolejnych ludzi do siebie. Skoro już przebywała w Rzymie chciała pozyskać jak najwięcej ludzi, żeby stanęli oni przeciw jej ojcu. Miała w zapasie sporo czasu, bo dopiero na wiosnę roku następnego Rodrigo planował wprowadzić swoich synów na salony. Rodrigo, który kochał bardziej młodszego, Juana, postanowił wprowadzić starszego, Cesare wraz z Juanem. Na razie kobieta musiała zrobić wszystko, żeby pozyskać jak najwięcej ludzi i nie dać się przy tym wykryć ojcu i jego ludziom.
Dodatkowo postanowiła sprezentować młodzieńcom małe drobiazgi.
Kiedy już jako tako zadomowiła się w Rzymie, udała się do zbrojmistrza. Zamówiła dwie bronie, obie zupełnie inne. Sztylet, który był pozłacany, o zawijanym ozdobnie jelcu i z rubinem na taszce. Drugi, prosty puginał, z najzwyklejszego żelaza, bez zbędnych, obciążających zdobień, z jelcem, który miał ochraniać dłoń. [przyp aut. - zgadniecie który jest dla kogo?]
Planowała je odebrać dzień przed pochodem swoich braci i wręczyć je w trakcie jego trwania.
🔪
Nastał ten długo wyczekiwany dzień. Sirio miała opracowany cały plan działania. Wiedziała którędy i o której będzie przechodził pochód. Planowała przeczekać na dogodną chwilę pod Panteonem. Do tego parę strażników mających pilnować porządku było po jej stornie. Wiedziała, że będą oni najbliżej Cesare i Juana.
Był wieczór, słońce przybrało już pomarańczową barwę, chyląc się ku zachodowi. Ciemnowłosa stała w cieniu budynku, jej twarz zasłaniała peleryna, a puginały ukryte były za paskiem.
Kiedy pochód przechodził przed Panteonem, strażnicy rozstawili się, żeby przechodnie nie mogli się zbliżyć do idących.
Ciemnowłosa czekała na dogodny moment. Stanęła gotowa do biegu i kiedy nadszedł ten moment rzuciła się pędem w stronę tłumu. Kiedy wpadła na przechodniów, ci zaczęli się przewracać jeden na drugiego. Strażnicy byli zdezorientowani, kiedy ludzie zaczęli na nich napierać. Sirio biegła dalej, przeciskając się i kiedy dotarła do strażników, odepchnęła ich na boki i wpadła za kordon. Zanim zorientowali się co się stało, ona dobiegała już do konia Cesare.
Gdyby się rzuciła w jego kierunku to bez wątpienia zostałaby odstrzelona. Dlatego też kiedy była dostatecznie blisko przyklęknęła na jedno kolano i pochyliła głowę. Strażnik który ją gonił potknął się o nią i przeleciał nad jej głową. Drugi jednak był trochę dalej, więc kiedy dobiegł złapał ją za ramiona, chcąc odciągnąć.
- Dość. - Głos młodego chłopaka rozniósł się po placu.
- Ale Messere Cesare, twój ojciec...
- Nie ma go tutaj. Puść go. - Strażnik pochylił głowę i puścił ciemnowłosą. - Czego chcesz?
Sirio zdjęła kaptur i pochyliła głowę, kładąc rękę na sercu.
- Chciałem przywitać was, Signore Cesare, Signore Juan. - Kiedy Juan usłyszał, że jest wymieniany po swoim starszym bracie, skrzywił się. Rozpuszczony i rozpieszczony przez ojca nie chciał być wymieniany po swoim „po stokroć przeklętym bracie". - I z racji waszego wejścia do społeczności chciałem podarować mały prezent, każdemu z was. Se potevo? [czy mogę?]
- Fai pure. [proszę bardzo]
Sirio podniosła się i najpierw podeszła do Juana. Wyciągnęła zdobiony sztylet i wyciągnęła go w kierunku chłopaka.
- Słyszałam, że twój ojciec chciałby zrobić cię wojskowym. W takim razie u twego boku powinien wisieć miecz paradny, aby pokazywać twoją zamożność.
Juan przyjął prezent nawet nie okazując uncji wdzięczności. Następnie ciemnowłosa podeszła do Cesare.
- W twoim przypadku, Messere Cesare mam inny rodzaj oręża. - Wyciągnęła skromny puginał i wręczyła go Borgii. - Może i nie przedstawia się tak okazale, ale jest znacznie lepszy do obrony. Ojciec przeznaczył cię do kariery duchowej, ale to nie znaczy, że nie powinieneś umieć się bronić.
- Potrafię się bronić. - Powiedział chłopak dumnie.
- Udowodnisz to? - Sirio zapytała szeptem. - Jeśli odważysz się to do zobaczenia pod il Colosseo, jutro w południe.
Zrobiła krok w tył i momentalnie doskoczyło do niej dwóch strażników. Uniosła ręce pokazując, że nie ma broni.
- W takim razie, grazie Signori. To była czyta przyjemność poznać was. - Pochyliła głowę, a później została zabrana przez strażników.
Wypchnęli ją w tłum, który rozstąpił się, a ciemnowłosa upadła na kamienie. Jęknęła z bólu, mimo iż udało jej się zamortyzować upadek rękoma.
- Teraz zostaje tylko czekać. - Powiedziała Sirio podnosząc się.
Otrzepała się z ziemi i ruszyła w kierunku domu.
🔪
Był dzień następny. Dochodziła 12, a ciemnowłosa stała w cieniu Koloseum, aby osłonić się przed natarczywym słońcem. Ubrana była w białą koszulę, a na niej znajdowała się czarna kamizelka. Miała czarne spodnie i ciemnobrązowe buty ze skórzanymi nagolennikami. Za paskiem miała schowane dwa puginały, a na rękach karwasze, skrywające ostrza. Włosy miała splecione w warkocza, a na twarzy maskę, która była bardziej funkcjonalna od peleryny. Poza tym sporo osób nosiło je aby ukryć blizny szpecące ich twarze, więc ciemnowłosa nie wyróżniała się aż nadto.
Postanowiła poczekać na młodzieńca godzinę. Jeśli nie pojawiłby się w tym czasie, znaczyło to, że nie planował się zjawić w ogóle.
Minęła ustalona godzina. Sirio westchnęła ciężko.
- Pora chyba wracać.
Kiedy miała już wracać do domu, zobaczyła jak w szaleńczym galopie wpadają dwa konie. Na jednym z nich siedział młody chłopak, na drugim mężczyzna okuty w zbroję. Zeszli z koni i młodzieniec zaczął się rozglądać. Nie było wątpliwości, że był to Cesare.
- Myślałem, że już nie przyjdziesz. - Ciemnowłosa podeszła w ich kierunku.
- Miałem małe...problemy. Gdzie chciałbyś się sprawdzić, Signore?
- To kawałek stąd. Ale idziemy tylko we dwójkę. Twój strażnik zostaje. - Cesare przez chwilę się wahał. - Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to wczoraj.
- Va bene. Jeśli uda ci się go przekonać, żeby został. Ojciec go wyznaczył.
- O to się nie martw. - Ciemnowłosa podeszła do strażnika. Porozmawiała z nim chwilę, podali sobie rękę i mężczyzna wsiadł na konia i odjechał. Oczy Cesare prawie wyszły na wierzch. - Curato [załatwione].
- Dlaczego tak łatwo ci poszło?
- Znamy się. - Sirio dosiadła swojego konia i czekała na młodzieńca. - Wie kim jestem i wie, że będziesz ze mną bezpieczny. Mam cię odstawić tutaj za parę godzin. Mamy dostatecznie dużo czasu.
Kiedy Cesare dosiadł swojego konia, ruszyli w kierunku domu ciemnowłosej.
🔪
Odstawili swoje konie do stajni i stanęli na placu przed domem ciemnowłosej.
- Czym chcesz walczyć? - Ciemnowłosa odwróciła się do Cesare. - Mieczem czy może puginałem, który dostałeś ode mnie?
- Mam miecz.
- Przynajmniej wiesz, że znana broń jest lepsza.
- Traktujesz mnie jak jakiegoś imbecile.
- Chcę się dowiedzieć ile wiesz. Ojciec mógł nauczyć tylko twojego brata, skoro go tak uwielbia. Nie zdziwiłoby mnie to.
- Jak dobrze znasz mojego ojca? - Młodzieniec wyciągnął broń.
- Aż nazbyt dobrze. - Ciemnowłosa zaczęła odpinać karwasze z rąk. Nie planowała jeszcze pokazywać swojemu bratu całego swojego arsenału. Ruszyła do domu, zostawiła tam maskę oraz broń i chwyciła za miecz wiszący przy drzwiach.
Wyszła na dwór i zaczęła kręcić nim młynki.
- A może chcesz walczyć drewnianą bronią? Wtedy wyjdziemy z tej potyczki wyłącznie z siniakami.
- Chyba jednak będę musiał odmówić. - Ciemnowłosa kiwnęła głową na zgodę.
Następnie stanęła wyciągając przed siebie miecz i chowając lewą rękę za plecami.
- Masz przywilej pierwszego ataku.
Cesare nie zastanawiał się zbyt długo. Wyprowadził pchnięcie, które ciemnowłosa odbiła od niechcenia. Kolejny atak był równie beznadziejny. I kilka następnych.
Każdy atak Cesare był odbijany przez Sirio. Jednak ciemnowłosej coś się w tym wszystkim nie zgadzało. Młodzieniec mówił, że potrafi posługiwać się mieczem, jednak jego zachowanie sugerowało coś innego.
Teraz to kobieta przeszła do ofensywy. Jej ataki nie były przytłaczające, pozwalające się odbić bez większego wysiłku. I właśnie to robił chłopak.
Ciemnowłosa wyprowadziła pchnięcie. Wtedy Cesare uskoczył w prawo, unikając miecza i sam zamachnął się.
Sirio wyprostowała się i chwyciła za warkocza, którego spory kawałek spoczywał teraz na ziemi.
- Non male[nieźle]. - Ciemnowłosa podniosła z ziemi, wstążkę która została odcięta. Warkocza, który zaczął się rozplatać, zawinęła parę razy i zawiązała wstążką, tworząc koka. - Pora na prawdziwą walkę.
Wymieniali szybkie ciosy. Cesare nie dostawał od Sirio ani chwili wytchnienia, ale nie był jej dłużny. Walczyli i walczyli, końca widać nie było, mimo iż oboje padali już ze zmęczenia. Wystarczył jeden błąd i walka byłaby skończona.
I taki błąd popełnił Cesare.
Zamachnął się mieczem z góry, ale zrobił to zbyt wolno. Ciemnowłosa zablokowała go swoją bronią, później jednym ruchem wytrąciła mu miecz z ręki i przystawiła sztych swojego do jego gardła.
Oboje mieli ciężkie oddechy.
- Abbastanza bravo. [nawet nieźle]. - Ciemnowłosa odwróciła się i podeszła do schodów prowadzących do domku i opadła na nie. - Nie wiem, kto cię szkoli, ale masz dobrego nauczyciela.
- Mówiłem, że dam radę się obronić. - Cesare wzruszył ramionami.
- Sama walka zda ci się tylko w otwartym polu. Musisz jeszcze widzieć i słyszeć.
- Mówisz jakbym tego nie robił.
- Nie rozumiesz mnie. Samą walką odpędzisz pierwszego lepszego złodziejaszka. Jeśli chcesz przeżyć atak osoby parającej się zabijaniem, nie wystarczy ci to. A uwierz mi, będąc synem twojego ojca, będziesz na to silnie narażony. - Ciemnowłosa wbiła miecz w ziemię i podniosła się ze schodów. - Jeśli chcesz mogę cię szkolić, dopóki będę w Rzymie. Zdecydujesz sam. - Weszła do domu. Odłożyła miecz i wzięła swoją zwyczajową broń, a następnie zawiązała maskę na twarzy. - Wracajmy, bo jeszcze zaczną się o ciebie martwić. - Podeszła do stajni i wyprowadziła ich konie. - Jeśli się zdecydujesz, będę czekać za 2 dni od teraz pod il Colloseo. Może jeszcze się zobaczymy.
Dosiedli swoje konie i ruszyli.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po ciężkich mękach rozdział jest.
Udało mi się zaliczyć ten nieszczęsny egzamin ✌️. Ale ten semestr jest jeszcze gorszy od poprzedniego i nie mam nawet czasu, żeby podrapać się po swojej culo, a co dopiero pisać książki.
Tak więc, będzie ich jeszcze mniej, ale kiedy znajduję chwilę czasu biorę się za pisanie.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Ciao 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top